Mój mąż był wielkim fanem gór, miał nawet stałą grupę znajomych, z którymi podróżował średnio raz w miesiącu. Ja byłam raczej typem domatora, nigdy nie lubiłam łażenia w upale czy śniegu. Ale cieszyłam się, że Robert może realizować swoje pasje.
Widziałam, jak bardzo go to uszczęśliwiało. Chętnie słuchałam jego opowieści i historii, jakie zdarzały się podczas tych wypadów. Oglądałam nagrania z wycieczek i zdjęcia ze wspólnych imprez.
Byłam ślepa. Bo niby dlaczego miałam podejrzewać, że śliczna brunetka ze zdjęć, niewiele starsza od naszej córki, to kochanka mojego męża? Dowiedziałam się prawdy od naszej znajomej, która nie miała serca mnie okłamywać.
Jej byłam wdzięczna, a Roberta miałam ochotę rozszarpać. Nie obchodziło mnie, czy to był romans spowodowany kryzysem wieku średniego, czy po prostu zwykła głupota. Rozwiedliśmy się po niemal 30 latach małżeństwa.
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić
Poza pracą, całym moim życiem byli mąż i córka, która zresztą już dawno wyprowadziła się z domu. Dzień po rozwodzie zdałam sobie sprawę, że moje życie się skończyło.
Zamknęłam się w domu i z nikim nie chciałam rozmawiać, a już tym bardziej się spotykać. Miałam koszmarnego doła.
– Mamo, nie możesz tak siedzieć smętnie całymi dniami. Wyjdź do ludzi – przekonywała córka przez kolejne miesiące.
– A niby po co? – zżymałam się. – Ludzie są podli. A ja jestem stara.
– Nie jesteś stara, mamo, co ty mówisz! Jesteś załamana. To chyba normalne po zdradzie i rozwodzie.
– Jestem za stara, żeby bawić się z młodymi i za młoda, żeby odwiedzać kluby seniora – stwierdziłam ponurym tonem. – Utknęłam. Nic więcej mnie nie czeka…
Ale Lucyna była uparta. Tak długo suszyła mi głowę, że w końcu wyciągnęła mnie na piwo. Kiedy przyszłyśmy do knajpki, okazało się, że przyszły też jej koleżanki. Myślałam, że się zapadnę pod ziemię. Już chciałam zrobić w tył zwrot, kiedy Lusia zawołała:
– Dziewczyny, to Agata, moja mama.
Na ucieczkę było za późno
Przywitałam się z koleżankami córki i starałam się nie odzywać. Mówiąc szczerze, nie chciałam zrobić Lusi wstydu. Ale dziewczyny same zaczęły do mnie zagadywać i szybko dotarło do mnie, że spędzając czas w ich towarzystwie, wcale nie czuję się niekomfortowo.
One zupełnie nie krępowały się moim towarzystwem, więc i ja się rozluźniłam. Rozmawiałyśmy o muzyce, filmach, a nawet o facetach. No i w końcu pojawił się temat mojego męża. Eksmęża, dla ścisłości.
– Pani mąż to chyba ślepy, co? – zapytała Ilona, ta najbardziej wygadana.
– Oj, daj spokój – usiłowała ją zastopować moja córka.
– No co? Twoja mama wcale nie wygląda na swoje lata. Ja to bym chciała tak wyglądać, już mając czterdziestkę… Wygadana, inteligentna. Faceci to idioci.
Nie wierzyłam w jej słowa, ale przyznam, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Kiedy opuściłyśmy lokal i rozchodziłyśmy się do domów, dziewczyny ponownie mile mnie zaskoczyły.
– Wiemy, że ma pani doła, ale to niedobrze zamykać się w czterech ścianach – odezwała się jedna. – Miło nam było panią poznać. Jak znowu będziemy gdzieś wychodziły, damy znać. Gdyby chciała pani dołączyć do wypadu ze smarkulami – obiecała z uśmiechem.
Przyznam szczerze, że tamto wyjście do baru było dla mnie przełomem. Przed rozwodem czasem wpadali do nas znajomi (przestali się odzywać, bo byli to głównie znajomi Roberta), czasem wychodziliśmy z mężem do kina czy na kolację. Ale zdarzało się to bardzo rzadko. Ostatni raz na piwie w barze byłam jakieś dwa lata wcześniej z koleżankami z pracy.
Zastanawiałam się, dlaczego nie robiłam tego częściej. Dlaczego pozwoliłam sobie na utknięcie w kapciach i dresie, czemu spędzałam wieczory przed telewizorem, dlaczego unikałam ludzi. Może to zniechęciło do mnie Roberta? Może nie miałam mu nic ciekawego do zaoferowania?
– Przypominam ci, kochana, że wielokrotnie proponowałaś wspólne wyjścia, rezerwowałaś bilety i takie tam, a twój mąż niemal za każdym razem wymigiwał się pod byle pretekstem. To nie z tobą jest coś nie tak i przestań sobie to powtarzać – skarciła mnie koleżanka z pracy.
– Robert wybrał małolatę. To się zdarza.
Tamtego dnia wróciłam do domu i wzięłam długą kąpiel. Później stałam przed lustrem i oglądałam swoje odbicie. Szukałam wad, felerów. Chciałam zobaczyć, czym wygrała tamta dziewczyna
Nie wiem – ja mam gęste włosy, całkiem niezłą cerę, kilka głębszych zmarszczek mimicznych, poza tym naprawdę całkiem dobrze wyglądam…
Nie wierzyłam w moc internetu
– Powinnam poprawić sobie cycki, trochę wiszą po ciąży. I przez latka w dowodzie – powiedziałam na głos.
Zachęcona poczynionymi właśnie obserwacjami wyszukałam w internecie najbardziej polecane sklepy z bielizną. Stwierdziłam, że warto zrobić sobie jakiś miły prezent z okazji rozwodu, i w sobotę, czyli następnego dnia, odwiedziłam salon z bielizną.
Po raz pierwszy w moim życiu ktoś mnie zmierzył i dobrał mi idealny biustonosz. Nie był tani, ale stwierdziłam, że jak szaleć, to szaleć. Idąc za ciosem, odwiedziłam kosmetyczkę i fryzjera. Może to banalne, ale poczułam się o niebo lepiej.
Któregoś dnia w odwiedziny wpadła moja córka z koleżankami. W prezencie dostałam karnet na jogę. Piłyśmy wino, słuchałyśmy muzyki i rozmawiałyśmy. W końcu któraś z dziewczyn zaproponowała, żeby założyć mi konto na portalu randkowym.
Opierałam się długo, ale z każdym kolejnym kieliszkiem wina mój opór słabł. Lucyna zrobiła mi spontaniczną sesję zdjęciową i dokonało się.
Stwierdziłam, że to nic szkodliwego, i jak mi się nie spodoba, to po prostu usunę swoje dane i już. Rano obudziłam się z wielkim kacem. Nie byłam przyzwyczajona do takich ilości alkoholu. Zrobiłam sobie kawę, łyknęłam tabletkę. Zadzwoniła Lusia.
– Mamo, widziałaś?! – wrzasnęła.
– Źle się czuję, nie krzycz – uspokoiłam ją. – A teraz powoli. Czy co widziałam?
– Swoje konto! Na portalu. Zalogowałam się, żeby sprawdzić, czy wczoraj pod wpływem nie walnęłyśmy jakiegoś błędu i proszę! Masz cztery wiadomości!
Lucyna była szalenie podekscytowana, ja wręcz przeciwnie. Na trzeźwo człowiek jakoś lepiej myśli. A ja właśnie stwierdziłam, że wyczuwam kłopoty.
– Wieczorem zerknę. Dziękuję za telefon, teraz wracam do łóżka. Buźka – pożegnałam ją szybko i poszłam spać.
Żaden facet nie jest mi teraz potrzebny
Wieczorem usiadłam przed laptopem i zerknęłam na to śmieszne konto. Córka miała rację, na mojej skrzynce było kilka wiadomości. Każda brzmiała przyzwoicie. Każdą zignorowałam.
Córka długo wypytywała, co zrobię. Nie była zadowolona z mojego podejścia. Pewnie bała się, że zostanę sama już do końca życia. Chyba nie rozumiała, że bardziej niż samotności boję się drugiego rozczarowania, zdrady i kłamstw. Nie chciałam się wystawiać na kolejne ciosy. Nie udźwignęłabym tego ponownie.
Ale znów moja upierdliwa córka przekonała mnie do swego. Spotkałam się z jednym facetem z portalu. Okazał się totalnym chamem i rasistą. Drugi, kilka tygodni później, był miły, ale zupełnie mnie nie pociągał. Trzeci nawet się nie pojawił. Więcej nie chciałam próbować.
Zlikwidowałam konto, bo stwierdziłam, że do trzech razy sztuka, a skoro się nie udało, to widać nie było mi pisane. Mimo wszystko byłam wdzięczna córce. Po tamtych spotkaniach poczułam się pewniej, jak to się mówi, wyszłam ze swojej strefy komfortu. I stwierdziłam, że żaden facet nie jest mi potrzebny do tego, aby poczuć się ze sobą dobrze.
– No a seks? – zapytała kiedyś moja córka. – Seksu też ci nie brakuje?
– Brakuje, ale te randki to był kompletny niewypał – przyznałam. – Bardziej niż seksu brakuje mi bliskości. Bo z seksem jakoś mogę sobie poradzić… sama.
Poczułam się wolna jak kiedyś
Lucyna zarumieniła się gwałtownie, a ja śmiałam się do łez.
– Twoja matka też człowiek. Mam swoje potrzeby. Część dopiero odkrywam. Daj mi trochę czasu!
– Chyba stworzyłam potwora… – zażartowała, aby ukryć skrępowanie.
Kilka miesięcy później po raz pierwszy od rozwodu spotkałam byłego męża. Prawie minął mnie na ulicy, najwyraźniej mnie nie poznał, ale kolega, z którym szedł, mnie zaczepił.
– Agata?! Boże, prawie cię nie poznałem – zagadnął znajomy.
Robert stał obok nas i długo mi się przyglądał. Wręcz gapił się na mnie, jakbym była kosmitką.
– Dobrze wyglądasz. Chyba rozwód ci służy – stwierdził z przekąsem.
– Owszem. Czuję się świetnie – odparłam i poszłam przed siebie.
Gdy wróciłam do domu, wzięłam prysznic, włożyłam najbardziej szalone ciuchy, jakie znalazłam w szafie, i tym razem ja wyciągnęłam córkę do klubu. Całą noc przetańczyłam.
Zamiast płakać i rozpamiętywać, tańczyłam, jakbym znów miała osiemnaście lat, jakbym nigdy nie popełniła tych wszystkich błędów. Poczułam się wolna jak kiedyś. Dziś minęło pięć lat, odkąd rozstałam się z mężem. Jestem mu wdzięczna tylko za jedno… Za naszą córkę.
Lusia jest moją najlepszą przyjaciółką i niesamowitym człowiekiem. Przypomniała mi, jaka byłam kiedyś. Dziękuję ci, córciu, pomogłaś mi wrócić do życia. Bez ciebie nie dałabym rady!
Czytaj także:
„Wolę kobiety i podróże, niż nudne zaobrączkowane życie z płaczącymi dziećmi. Jak Marii to nie pasuje, znajdę sobie inną”
„Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, jak w filmie. Zobaczyłam go na ulicy i wiedziałam, że będzie moim mężem”
„Córka jedzie na wakacje ze swoim ojcem i jego nową lalą. Pękam z zazdrości na myśl, że obca baba będzie się nią zajmować”