„Myślałem, że to wredna teściowa izoluje mnie od dziecka. Trzeba było dramatu, abym odkrył, co dzieje się w tej rodzinie”

teściowa nie pozwalała mi być ojcem fot. Adobe Stock, Elnur
„Dla niej matka była niczym wyrocznia, podczas gdy ja jawiłem się jako życiowy nieudacznik, który lada moment zrobi krzywdę swojemu nowo narodzonemu maleństwu”.
/ 21.12.2024 08:30
teściowa nie pozwalała mi być ojcem fot. Adobe Stock, Elnur

Gdy moja żona spodziewała się dziecka, starałem się być zaangażowanym przyszłym tatą. Wydawało mi się, że powinienem towarzyszyć jej w czasie USG albo razem z nią przeglądać oferty sklepów z wózkami. Tymczasem Natasza zdecydowanie bardziej preferowała towarzystwo swojej mamy przy tych wszystkich ciążowych sprawach.

Nawet do lekarza weszliśmy we trójkę

– Kacper, to jest takie proste jak drut, a ty dalej nie łapiesz... – Natasza próbowała mi to wyjaśnić, ale ja nadal nie rozumiałem. – Moja mama wychowała czworo dzieciaków, ona zna się na tym jak mało kto, ma doświadczenie i zawsze powie, co i jak...

– Dobra, rozumiem, ale ja po prostu muszę na własne oczy zobaczyć nasze maleństwo na tym ekranie – dalej upierałem się, żeby iść z nią na USG.

No i w końcu Natasza się zlitowała i pozwoliła mi wpaść do przychodni w trakcie przerwy w pracy. Liczyłem na to, że będziemy tylko we dwoje podczas tego badania, więc zdziwiło mnie, że zobaczyłem tam teściową.

– Mama też przyszła? – nie potrafiłem ukryć zawodu.

– No tak, przywiozłam Natkę – odparła, zupełnie nie zauważając, że mój humor się popsuł. – Dzisiaj okropnie spuchły jej nogi, nawet nie dała rady wcisnąć się w swoje tenisówki, dlatego poszłyśmy na zakupy, żeby kupić jej jakieś większe obuwie.

Po chwili moja ukochana, w nowych, większych butach, opuściła toaletę i spoczęła z wysiłkiem na krześle. Przysiadłem tuż przy niej, jednak teściowa nie odpuszczała i stanęła obok, chwaląc zalety ćwiczeń w wodzie dla przyszłych mam, które dopiero co znalazła. W pokoju lekarskim również byliśmy we trójkę. Pani ginekolog kierowała słowa do Nataszy, lecz to jej matka udzielała odpowiedzi na stawiane pytania, zupełnie jakby przyszła z córką na konsultację do lekarza dziecięcego, a nie specjalisty od kobiecych spraw!

Taki scenariusz w ogóle nie przyszedł jej do głowy

Kiedy przyszło do podejmowania decyzji związanych z naszym maleństwem, kompletnie odpuściłem temat wózka. Prawdę mówiąc, nie miałem bladego pojęcia o różnych modelach, a wybór koloru to był dla mnie już totalny kosmos. Terminy badań i wizyt Nataszy zazwyczaj kolidowały z moim czasem pracy, więc w sumie nie miałem nic przeciwko temu, żeby teściowa ją podwoziła. Nie pisnąłem nawet słówka, gdy żona zamówiła mebelki do pokoju dziecka dokładnie takie, jakie doradziła jej mama. Ale kiedy przyszło co do czego i trzeba było wybrać imię dla naszego synka, nie wytrzymałem i wybuchnąłem.

– Wykluczone, nie dostanie na imię Antoni! – ostro zareagowałem na pomysł mojej małżonki.

– Ale dlaczego? Przecież ostatnio wielu malutkich chłopców tak się nazywa – udawała nieświadomą, o co mi chodzi. – Syn Agnieszki to Henryczek, a nawet twoja rodzona siostra córeczkę ochrzciła Konstancją.

– Okej, samo imię jest w porządku – usiłowałem opanować emocje. – Tylko nie podoba mi się to, że nasz synek musi koniecznie otrzymać imię po twoim dziadku, tacie twojej mamy. Przecież to nasze maleństwo i chyba razem powinniśmy zdecydować, jakie imię mu nadamy, zgodzisz się ze mną.

Wyraz twarzy mojej małżonki jasno sugerował, że taki scenariusz w ogóle nie przyszedł jej do głowy. Z mamą było już postanowione – na świat przyjdzie mały Antoś. W ramach pocieszenia dano mi możliwość wybrania drugiego imienia dla synka.

Trzy grosze do wszystkiego

Gdy zaczęła się akcja porodowa, Natasza na całe szczęście najpierw skontaktowała się ze mną. Przynajmniej tu udało mi się ubiec teściową! Antek Staszek urodził się w świetnej kondycji, a ja miałem okazję potrzymać go jako pierwszy, zaraz po Nataszy. Niestety, dosłownie chwilę później zostałem kompletnie odseparowany od bobasa.

– Czy pielęgniarka nie powinna dać dziecku trochę glukozy? Mamy problem z karmieniem – dopytywała się zaniepokojona babcia noworodka.

Lub też:

– Doktorze, skóra wnusia ma trochę żółty kolor. Może to jest ta żółtaczka, co czasem się zdarza u niemowląt?

Wtrącała swoje trzy grosze do wszystkiego, uważała, że wszystko wie najlepiej. Zasypywała personel medyczny różnymi pytaniami i spostrzeżeniami, a młoda mama… była jej za to wdzięczna i czuła ulgę, że teściowa tak się angażuje.

– Oj, nie masz bladego pojęcia, jak to jest! – rzuciła się na mnie, gdy zasugerowałem, że jej mama troszeczkę za bardzo angażuje się w sprawy NASZEGO bobaska. – Nie nosiłeś w brzuchu, nie przechodziłeś przez poród, nie stresowałeś się, czy wystarczy ci pokarmu dla maluszka! Gdyby nie mama, byłabym w kropce! Ona po prostu wie, o co spytać, jak postępować. Mamy szczęście, że jest przy nas.

Specjalnie nie byłem zaskoczony, gdy wróciwszy do domu po pobycie w szpitalu, Natasza zakomunikowała, iż jej mama przez pewien okres zamieszka razem z nami. Można było się tego spodziewać, mimo że jeszcze tydzień przed rozwiązaniem mieliśmy inne plany.

– Uzgodniliśmy, że wezmę wolne, aby móc się wami opiekować – wyszeptałem, z trudem powstrzymując irytację. – Mama może przyjechać za dwa tygodnie, kiedy ja z powrotem zacznę pracować.

Jednak Natasza pozostawała nieugięta.

Gadała o tym przez komórkę ze swoją mamą

Według Nataszy w ogóle nie pomagałem przy opiece nad bobasem. Ilekroć chciałem zmienić pieluszkę Antosiowi, stawała nade mną i sypała krytycznymi komentarzami. Na szczęście miała już pokarm, więc nie musiałem karmić go butelką. Pragnąłem jednak choć wykąpać bobasa. Niestety, gdy robiłem to po raz pierwszy, ze stresu zamoczyłem Antka za mocno i woda dostała mu się do noska.

– Coś ty narobił?! Chcesz go utopić?! – Natasza wpadła w panikę. – Natychmiast mi go oddaj.

Raczej nie ma potrzeby, abym nadmieniał, że w następnych kąpielach brałem udział wyłącznie jako obserwator.

Na całe szczęście po upływie miesiąca teściowa wyjechała od nas – choć warto wspomnieć, że moja żona rozpaczliwie ją prosiła o przedłużenie pobytu – i wreszcie zostaliśmy sami, we trójkę. Nie oznaczało to bynajmniej, że żona zaczęła postrzegać mnie jako godnego zaufania partnera w opiece nad dzieckiem.

Kiedyś niechcący źle założyłem synkowi pieluchę. Jakoś umknęło mojej uwadze, że wzór powinien być z przodu. Później, gdy moja małżonka gadała o tym przez komórkę ze swoją mamą, brzmiało to tak, jakbym maluchowi założył buty na głowę. Podobnie było, gdy pewnego razu, wracając z przechadzki, Natasza zobaczyła, że Antoś miał odsłonięte jedno ucho, bo czapeczka zsunęła się na bok.

– Jesteś taki lekkomyślny! Przez ciebie Antek dostanie zapalenia ucha!

Całe szczęście, że nic mu się nie stało, ale moja małżonka nie przepadała, gdy się nim zajmowałem, a gdy zdarzyło mi się coś zepsuć, odniosłem wrażenie, że cieszyła się z tego. Jednak w jakiś sposób Tośkowi udało się przetrwać moje starania i wspólne przechadzki bez uszczerbku na zdrowiu, opanował chodzenie, a nawet zaczął biegać.

W końcu postawiłem na swoim

Gdy skończył osiemnaście miesięcy, Natasza była zmuszona poddać się zabiegowi usunięcia przepukliny i spędzić parę dni w szpitalu.

– Podrzucę naszego syna do mamy – oznajmiła, gdy tylko poznała termin operacji.

– Dlaczego? – zaprotestowałem. – Załatwię sobie wolne w pracy, to żaden kłopot.

– Daj spokój – żona unikała mojego wzroku. – Przecież mama nie pracuje, z radością zaopiekuje się Antosiem. A ty lepiej zostaw te dni na wakacje.

– Nic z tych rzeczy – odparłem opanowanym, lecz zdecydowanym tonem. – To moje dziecko, jestem tutaj i on nigdzie się stąd nie ruszy. Uważasz, że sobie nie poradzę? Poradzę!

Moja żona była nieco obrażona i nadal starała się mnie odwieść od tego pomysłu, ale ostatecznie uległa.

– Zapamiętaj sobie jedno – jeżeli przez twoją lekkomyślność przydarzy mu się coś złego, to już nigdy więcej nie pozwolę ci na podobne eksperymenty.

Chciałem jej coś odpowiedzieć, ale byłem zbyt przejęty tym drobnym sukcesem. W umówionym dniu rano zawiozłem ją z Antkiem do szpitala, a potem wróciliśmy do mieszkania.

– Mamy całe mieszkanie tylko dla nas! – z uśmiechem na ustach podrzuciłem synka w górę, a on zareagował głośnym śmiechem. – To jak, mały, wybieramy się podziwiać ptaki, czy wolisz pobawić się na placu zabaw?

Antoś wprawdzie jeszcze nie potrafił mówić, ale mimo to doskonale się dogadywaliśmy – zdecydowaliśmy się na zabawę na huśtawkach i karuzelach.

Telefon do żony? Nie ma mowy!

Po obiedzie odezwała się Natasza. Jutro miała zabieg, więc mogła długo mnie wypytywać o to, czym karmiłem małego, jak go ubrałem i czy przypadkiem mu nie za gorąco. Mówiąc szczerze, pod koniec tej gadki-szmatki, a może raczej wywiadu śledczego, nerwy mi już puszczały.

– Mały jest pod moją opieką. Nic złego mu się nie stanie, świetnie się bawimy – mruknąłem nieco zniecierpliwiony.

Kolejnego dnia lało jak z cebra, więc postanowiliśmy nigdzie nie wychodzić. Najpierw bawiliśmy się klockami Lego, a później udawaliśmy, że jesteśmy kowbojem i jego koniem. Gdy zjedliśmy obiad, zadzwoniła mama Nataszy. Chciała wiedzieć, czy u nas wszystko gra i czy może do nas wpaść. Powiedziałem jej, że nie bardzo, bo jesteśmy zajęci wspólnymi zabawami. Chyba zabrzmiało to dosyć oschle. Jakieś dziesięć minut później, kiedy w pokoju podrzucałem synka do góry, coś się nie udało i Tosiek grzmotnął w metalowy żyrandol. Gdy zobaczyłem jego rozcięte czoło, nieźle się przestraszyłem – wyglądało to naprawdę paskudnie.

– Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Tatuś przemyje rankę i przyklei plasterek – powtarzałem płaczącemu dziecku, ale sam czułem, jak ogarnia mnie coraz większy strach.

Krew lała się jak z kranu, a Antek darł się na całego. Kompletnie nie miałem pojęcia, jaki powinien być następny ruch. Telefon do Natki – nie ma opcji. Nie może się dowiedzieć, że dzieciak oberwał, kiedy ja go pilnowałem. Zdecydowałem się na coś innego. Wybrałem numer do teściowej.

– Słuchaj, mamo, Tosiek skaleczył się w głowę – wykrztusiłem zdenerwowany. – Jak myślisz, co powinienem zrobić? Zabrać go na ostry dyżur? Strasznie ryczy...

– To pewnie nic poważnego, ale dla pewności pojedź z nim do przychodni – zasugerowała mi mama. – Dostał szczepionkę przeciw tężcowi? Sprawdź w jego książeczce szczepień. Zabierz ją ze sobą. Spotkamy się na miejscu.

Ale dziecko potrzebuje taty

O rany, totalnie nie pomyślałbym o tym, żeby na SOR wziąć ze sobą książeczkę zdrowia małego. W tym momencie poczułem ogromną wdzięczność wobec teściowej i doceniłem jej opanowanie i spokój ducha. Na izbie przyjęć okazała się jeszcze bardziej nieoceniona. Uspokoiła płaczącego Antka, pochwaliła mnie, że świetnie dałem sobie radę, a później... to ja ją poprosiłem, żeby weszła z nami do gabinetu.

Finał całej sytuacji to dwa szwy i powiększający się siniak. Synek w końcu przestał płakać, ale ja sam byłem o krok od totalnej rozpaczy. Żona miała rację – zachowałem się lekkomyślnie i to przeze mnie nasze maleństwo trafiło na ostry dyżur. Antek miał zszyte czoło i zapewne jakąś traumę.

– Nati już nigdy nie zostawi mnie samego z dzieckiem – zadręczałem się w myślach, podwożąc mamę żony do domu. Antek smacznie spał w swoim foteliku samochodowym. – Już teraz uważa mnie za totalnie nieodpowiedzialnego! Nigdy mi nie wybaczy tego szycia i tego przerażającego siniaka...

– Słuchaj, Kacper – teściowa zerknęła na mnie z powagą w oczach. – Natasza lubi wyolbrzymiać problemy, dostrzegam to. Przejmuje się naszym małym Tosiem i gdyby tylko mogła, nie odstępowałaby go na krok aż do pełnoletności. To typowe zachowanie, kiedy ma się pierwsze dziecko – na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. – Ale dziecko potrzebuje taty, a według mnie świetnie sprawdzasz się w tej roli.

Weszła z nami do mieszkania, pomogła mi w układaniu dzieciaka do snu i zaparzyła nam po kubku zielonej herbaty. W mojej głowie wciąż kłębiły się czarne myśli, próbowałem wymyślić sposób, aby przekazać żonie wieści o tym, co się stało. Mama Nataszy spoglądała na mnie z niepokojem, aż w pewnym momencie rzuciła:

– Kacper, wpadłam na pewien pomysł. Powiemy Nataszy, że mały uderzył się, gdy był pod moją opieką. Tosiek jeszcze nie potrafi mówić, więc nikt nigdy nie pozna prawdy. Natka pewnie trochę się na mnie pogniewa, ale przecież nie odseparuje mnie od wnuczka. Ale jak się dowie, że to ty zawiniłeś, to na pewno przesadzi z reakcją.

Moja teściowa chce mi pomóc?

Zapewne moje zaskoczenie musiało być aż nadto oczywiste, bo wręcz się oburzyła.

– Kacper, czy ty naprawdę sądzisz, że jestem twoim wrogiem? Zdradzę ci pewien sekret: urodziłam czworo dzieci, a mój świętej pamięci mąż ani razu nie przewinął żadnego z nich. Wszystkie obowiązki spadły na moje barki i do dzisiaj mam mu to za złe. Od samego początku powtarzałam Natce, żeby pozwalała ci opiekować się dzieckiem i angażowała cię w te sprawy. Szczerze pragnęłam, aby miała większe wsparcie ze strony męża niż ja.

Dałem wiarę jej słowom. Dotarło do mnie, że mama Nataszy nigdy nie ingerowała w nasze sprawy z własnej inicjatywy, to córka niemal zmuszała ją do udzielania wsparcia i porad. Miałem ochotę dopytać, kto tak naprawdę zdecydował o imieniu dla naszego synka, ale dałem sobie spokój. „Tosiek" fajnie brzmiało i idealnie pasowało do naszego małego, nieco nieokiełznanego brzdąca.

W końcu doszliśmy do porozumienia co do wspólnej wersji wydarzeń, którą Natasza zaakceptowała. Cieszy mnie fakt, że teściowa okazała się inna niż początkowo sądziłem. To mądra kobieta, która zawsze wie, jak należy postąpić.

Rozumiem, czemu Natasza, wystraszona perspektywą bycia mamą, aż tak się na niej opierała. Obecnie również ja ją szanuję i kieruję się jej wskazówkami. Chociażby jestem bardziej zdecydowany, gdy idzie o zajmowanie się naszym maluchem. Postawiłem na swoim, że to ja go będę kąpał, a poza tym biorę go ze sobą na przejażdżki rowerowe w foteliku, mimo że Natka prawie dostała ataku paniki na myśl, że się wywrócę, a dziecko połamie wszystkie kości. Jednakże po paru wyprawach oswoiła się z tym, zwłaszcza że za każdym razem wracamy nieuszkodzeni. W końcu mi ufa.

Kacper, lat 29

Czytaj także:„Komuś nie podobało się, że w pracy osiągnęłam sukces. Myślałam, że padnę, gdy odkryłam, komu było to nie w smak”„Na moim ślubie zjawił się nieproszony gość. Popatrzyłam w oczy narzeczonemu i i wiedziałam, że to koniec”„Córka ukradła mi z konta ostatnie 500 zł, bo chciała iść na Sylwestra. Dałam jej solidną nauczkę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA