„Myślałem, że odnowię romans sprzed 20 lat, ale teraz byłem stary i wyglądałem jak beczka. A ona wciąż była super laską”

dojrzały mężczyzna fot. Adobe Stock, pololia
„I nagle zdałem sobie sprawę, że ona też na mnie zerka. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Odwróciłem wzrok, żeby sobie nie pomyślała, że ze mnie jakiś tam letniskowy Mietek-podnietek. Nonszalancko przytknąłem do ust puszkę, przechyliłem i… – Andrzej? To naprawdę ty? – usłyszałem”.
/ 02.09.2023 07:30
dojrzały mężczyzna fot. Adobe Stock, pololia

Hulaj dusza, piekła nie ma. Tak brzmiała moja dewiza przez całe życie. Teraz, oparty o mur falochronu niespiesznie sączyłem piwo. Patrzyłem na morze i na tę bandę idiotów, którzy przyjechali tu z całej Polski, żeby tłoczyć się na wąskiej plaży  skwierczeć w upale. Mnie to gorąco wykańczało. Naprawdę nienawidziłem takiej pogody.

Ale miała ciało

Zdecydowanie wolałbym siedzieć rozwalony w fotelu i przerzucać kanały osiedlowej kablówki, gdyby nie to, że w moim bloku administracja postanowiła akurat wymieniać rury centralnego ogrzewania. Huk, rumor i wibrujący dźwięk wiertarek udarowych były nie do zniesienia. I tak jakoś nogi same zaniosły mnie w okolice miejskiej plaży.

„Frajerzy! Że też im się chce tak skakać w tym upale” – przyszło mi na myśl na widok grupki czterdziestolatków grających w siatkówkę. Chociaż z drugiej strony… Umęczony ostrym słońcem wzrok zawisł mi na chwilę na opalonym ciele jednej z odbijających piłkę kobiet. Gibka i bardzo zgrabna. Fajna laska!

I nagle zdałem sobie sprawę, że ona też na mnie zerka. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Odwróciłem wzrok, żeby sobie nie pomyślała, że ze mnie jakiś tam letniskowy Mietek-podnietek. Nonszalancko przytknąłem do ust puszkę, przechyliłem i…

– Andrzej? To naprawdę ty? – usłyszałem.

Stała obok mnie. Śliczna zjawa z innego świata. Jej kształtny biust osłonięty skraweczkiem materiału jeszcze falował z powodu przyspieszonego oddechu po sportowych zmaganiach. Pachniała olejkiem do opalania i rozgrzanym kobiecym ciałem. Omal się nie zakrztusiłem z wrażenia.

– Tak. To ja – odpowiedziałem ostrożnie. – A skąd pani mnie zna?

– Nie poznajesz mnie – stwierdziła z lekkim uśmiechem, bez cienia wyrzutu.

– Szczerze mówiąc to… nie – przyznałem, równocześnie przeszukując gorączkowo zakamarki pamięci w poszukiwaniu obrazu tej twarzy: duże oczy, zmysłowe usta o uroczo zadartej górnej wardze, wyraźnie zarysowane kości policzkowe.

– No cóż, trudno – odparła, odwracając się w stronę czekających znajomych.

Dopiero wtedy mnie olśniło.

– Elka! – zakrzyknąłem triumfalnie.

– Rany. Ty… nic się nie zmieniłaś!

Odpowiedziała mi uśmiechem.

– Zaproponowałabym ci, żebyś do nas dołączył – powiedziała – ale zaraz wracamy na konferencję. Zadzwoń kiedyś, pogadamy – dodała, sięgając do leżącej przy ręczniku torebki i podając mi wizytówkę.

Rzuciłem okiem na prostokąt papieru. Było tam jej imię poprzedzone słowami „dr nauk medycznych” i jakieś nazwisko.

– Mąż się nie obrazi, że obcy facet się do ciebie dobija? – zapytałem domyślnie.

– Raczej nie. Jestem po rozwodzie – zachichotała, a po chwili już jej nie było.

Wróciły wspomnienia

„Konferencja – powtórzyłem w myślach. – Pani doktor. Fiu, fiu!”.
Do domu wróciłem jak na skrzydłach. Czułem się, jakby mi ubyło z dziesięć lat. I dziesięć kilo nadwagi. A więc Elka. Tak, teraz już pamiętałem ją dokładnie.

Poznaliśmy się przeszło dwadzieścia lat temu. Byłem wtedy jeszcze w czynnej służbie. Podoficer elitarnego oddziału morskich komandosów. Tak tajnego, że nie można było o nim nawet wspominać. Stacjonowaliśmy m.in. w dawnej poniemieckiej torpedowni w okolicach Pucka – betonowej wysepce wyłaniającej się z morza. Nurkowaliśmy, desantowaliśmy się z okrętów podwodnych, szaleliśmy po Zatoce Gdańskiej ślizgaczami. W tamtych czasach miałem dwadzieścia parę lat, mięśnie jak okrętowe liny i spojrzenie ostre jak szkło.

Rozpierała mnie energia. Służba w wojsku mi nie wystarczała. Byłem też instruktorem nurkowania. I to właśnie na jednym z obozów szkoleniowych poznałem Elkę. Gówniara, miała zaledwie osiemnaście lat. Od razu zwróciłem na nią uwagę. Ładna, wysportowana, w jej oczach błyskały iskierki. I podobałem się jej.

Dla kursantów instruktor był kimś. Przyznaję, ochoczo to wykorzystywałem. Kiedy po zajęciach następowała część nieoficjalna – ognisko, kiełbaski, wódeczka – stawałem się duszą towarzystwa. Na każdym zgrupowaniu do mojego namiotu prędzej czy później trafiała jakaś dziewucha. Na tamtym była to akurat Elka.

No, ale trzy tygodnie szybko mijały i nieubłaganie nadchodził czas powrotu do domu. Moje obozowe narzeczone liczyły rzecz jasna na kontynuowanie znajomości, więc z uśmiechem na ustach przyznawałem im się, że w Trójmieście czeka na mnie żona i pięcioletnia córcia. „Przecież ci niczego nie obiecywałem” – to był wtedy mój dyżurny pożegnalny tekst. W swoim czasie usłyszała go i Elka.

Ech, wspomnienia... Teraz, z racji takiej pracy, byłem młodym emerytem. Piętnaście lat służby zleciało nie wiem kiedy, moje małżeństwo się rozpadło, a córka wyjechała studiować do Warszawy i zapomniała numeru telefonu do ojca. Dopadła mnie nuda i marazm.

Zakopałem się w swojej klitce na dziewiątym piętrze, tylko od czasu do czasu łapałem zastępstwa jako ochroniarz  w supermarkecie. Kobiety już dawno przestały patrzeć na mnie jak na mężczyznę, a ja już dawno przestałem liczyć na to, że mnie w życiu czeka coś ekscytującego.
A tu proszę. Elka. Pierwsza mnie rozpoznała, dała swój numer telefonu, sprytnie przemyciła informację, że jest wolna.

„Może nie jest z tobą jeszcze tak źle” – pomyślałem tamtego dnia.

Dostałem kosza

Zadzwoniłem do niej od razu wieczorem. W końcu trzeba kuć żelazo, póki gorące. Pochlebiało mi, że byłem adorowany przez taką kobietę. Że trzymałem w dłoni wizytówkę, za którą pewnie dałby się pokroić niejeden nadęty doktorek.

– Słucham? – po piątym sygnale usłyszałem w swojej komórce jej głos, zniecierpliwiony, dosyć ostry i stanowczy.

– To ja – oznajmiłem zadowolony.

– Jaki „ja”? Proszę jaśniej.

– No, Andrzej! Prosiłaś, żebym zadzwonił. Więc jestem. Może miałabyś dzisiaj wieczorem czas, żeby…

– Andrzej – wpadła mi w słowo. – Nie gniewaj się, ale jestem zajęta. Dzisiaj wieczorem na pewno nie będę miała czasu. Mam kolację z profesorem… No mniejsza z tym, mam inne zobowiązania.

– To może jutro? – spytałem, czując, jak opuszcza mnie cała pewność siebie.

– Jutro jadę do Warszawy. Poczekaj, spojrzę do notesu… Hmm. W przyszłym tygodniu też nigdzie cię nie wcisnę. Może zadzwoń… powiedzmy za miesiąc.

Poczułem się jak zbity pies. Odłożyłem komórkę i smętnie poczłapałem do kuchni zrobić sobie zielonej herbaty. Po drodze, w przedpokoju, rzuciłem okiem w lustro. I aż się przestraszyłem! Stary, gruby jak beczka, zaniedbany facet. Potargane, siwiejące włosy, sine wory pod oczami, opadające ramiona. Oto, w co się zamieniłem… Jak w ogóle mogłem sobie roić, że taka kobieta jak Elka jest mną zainteresowana? Idiota!

Nie będę się ośmieszać

Tamtego popołudnia postanowiłem, że już do niej nie zadzwonię. Po co się ośmieszać? A poza tym biorę się za siebie. Codziennie spacer, może nawet rower, zdrowe odżywianie. I koniec z piwskiem.

Początkowo szło mi opornie. Nie dawałem jednak za wygraną i już po miesiącu byłem o siedem kilo lżejszy. Czułem dziwny przypływ energii. Niestety, również beznadziejną samotność. Jakby spotkanie z Elką wyzwoliło we mnie jakąś głęboko ukrytą tęsknotę za starymi czasami, kiedy doba była dla mnie za krótka, a świat kusił tysiącem nowych możliwości.

W połowie sierpnia odezwała się moja komórka. Robiłem akurat pompki, odebrałem więc nieco zdyszany.

– Andrzej? Wszystko w porządku? – usłyszałem zaniepokojony głos Elki.

– Miałeś odezwać się w lipcu. Martwiłam się, czy nic ci nie jest.

– Dziękuję za troskę – udało mi się wykrztusić. – U mnie wszystko okej.

– Wiesz – ciągnęła – byłam ostatnio wobec ciebie niegrzeczna. Przepraszam.

– Wcale ci się nie dziwię – odparłem. – Miałaś prawo kopnąć mnie w tyłek po tym, jak cię kiedyś potraktowałem. To ja przepraszam. Za tamto...

– Fakt, byłeś draniem – zgodziła się Elka, lecz w jej głosie usłyszałem raczej rozbawienie niż urazę. – Już dawno nie mam do ciebie żalu. Dobrze wspominam tamte czasy, a ty jesteś częścią tych wspomnień. Więc nie przepraszaj. Było, minęło.

Po tych słowach Elka zaproponowała, żebym wybrał się z nią i paczką znajomych do Jastarni polatać na kajtach.

– Tylko sobie nie wyobrażaj, że próbuję nawiązać z tobą romans – zaśmiała się.

– Nie jestem już smarkulą podkochującą się w panach instruktorach.
Ha! Super! Znowu wracam do gry. I co z tego, że tym razem już nie jako adorator Elki? W życiu nie można mieć dwa razy tego samego. Jak coś schrzaniłeś, to jest schrzanione. I koniec. Nareszcie to zrozumiałem. Dlatego postanowiłem, że tym razem jej nie zawiodę. Nie dam zginąć rodzącej się między nami przyjaźni.

Czytaj także: „Dręczyła mnie samotność, więc umówiłam się na spotkanie dla singli. Żeby kogoś poznać, trzeba wyjść ze swojej pieczary” „Nie chciałam ciąży i domowych pieleszy. Od zawsze stawiałam na karierę, aż wydarzył się cud”
„Pasierbica wbija mi szpile, bo nie mogę znaleźć pracy. Ta arogancka dziewucha sprawia, że czuję się jak nieudacznik”

Redakcja poleca

REKLAMA