– Chcesz jechać na saksy? – mama ze zdziwieniem uniosła brwi. – W sumie my z ojcem też jeździliśmy jeszcze za PRL-u. To był sposób na zarobienie paru groszy, a do tego można było zwiedzić inny kraj.
– Mamo, teraz nikt nie jeździ na saksy – przewróciłam oczami, słysząc to archaiczne powiedzenie. – Nie będę zrywała winogron ani truskawek, tylko pracowała jako kelnerka w greckiej tawernie.
– I Lidka też z tobą jedzie? Razem będziecie kelnerować w tej Grecji? – chciała wiedzieć mama.
– Tak, ona to załatwiła, wiesz, jaka jest przedsiębiorcza. Znalazła ogłoszenie w internecie, że na Simi potrzebują kucharzy, kelnerek i pokojówek do hoteli. Wiesz, tam normalnie żyje dwa i pół tysiąca mieszkańców, a w sezonie ta liczba wzrasta do sześciu tysięcy – zacytowałam Lidkę, która czytała o wyspie Simi w Wikipedii.
– To brzmi logicznie – wtrącił się ojciec. – W końcu jak byliśmy w Bułgarii, to tam też większość osób z personelu to były młode dziewczyny z zagranicy, prawda? No to jedź, córcia, tylko na siebie uważaj!
Powstrzymałam się od prychnięcia, bo przecież nie byłam już dzieckiem. Fakt, ciągle mieszkałam z rodzicami, ale przecież skończyłam już dwadzieścia sześć lat!
Praca była załatwiona od pierwszego lipca, ale już w połowie czerwca byłyśmy z Lidką zwarte i gotowe do podróży. Kupiłyśmy trochę ładnych ubrań, Lidka zrobiła sobie trwałą, a ja lekkie pasemka.
– Im lepiej będziemy wyglądać, tym więcej zgarniemy napiwków od gości – twierdziła koleżanka.
Podobno właściciel tawerny jej mówił, że klienci potrafią być hojni, jeśli kelnerka jest miła i przyjazna. Musi też dobrze wyglądać, dlatego prosił, by przesłać mu nasze zdjęcia.
– Nie martw się, wysłałam to twoje z Jastarni, gdzie wyglądasz jak Pamela Anderson – zaśmiała się Lidka.
– Wysłałaś moje zdjęcie w kostiumie kąpielowym? – nie powiem, żeby mnie to zachwyciło.
– Taki był wymóg – wzruszyła ramionami. – Ty wiesz, ile on ma chętnych na tę posadę? Dziewczyno, zarobimy w trzy miesiące tyle, ile tutaj byśmy nawet w rok nie zarobiły! Chyba warto wysłać jedno ładne zdjęcie dla takiej kasy, co nie?
Była ubrana bardzo wyzywająco
Prawdę mówiąc, na grecką wyspę ciągnęła mnie nie tylko perspektywa niezłego zarobku. Przede wszystkim chciałam zobaczyć kawałek świata, a na Simi były nie tylko przepiękne plaże, ale i ciekawe zabytki. Miałam nadzieję, że po pracy będę mogła powłóczyć się trochę po kamiennych uliczkach, zwiedzić klasztor w Panormitis i zjeść w porcie świeżo złowionego kraba.
W końcu nadszedł dzień wyjazdu i żegnane przez brata Lidki, który odwiózł nas na lotnisko, wsiadłyśmy do samolotu. Wylądowałyśmy w Rodos, skąd miał nas odebrać ktoś wysłany przez pracodawcę. Na Simi można dostać się tylko drogą morską.
– O, jest! To chyba ten facet – Lidka wypatrzyła w hali przylotów niskiego, łysego mężczyznę, który trzymał kartkę z jej nazwiskiem.
– Hello – przywitałyśmy się.
– Oh, my Polish girls! Hello! – otaksował nas wzrokiem z góry na dół, po czym uśmiechnął się zadowolony. – Sexy! – dodał, cmokając.
Trochę to było krępujące, ale uznałyśmy, że pewnie w tym kraju to taki zwyczajowy komplement. Do portu na Simi dopłynęłyśmy motorówką Manosa, czyli faceta, który nas odebrał. Był współpracownikiem Jorgosa – naszego nowego szefa. Po drodze trochę opowiadał nam o wyspie i jej mieszkańcach, a także o turystach, ale przede wszystkim o naszej pracy.
– Trzeba być miła dla klient – mówił łamaną angielszczyzną. – Klient dużo płaci, jak dziewczyna sexy i uśmiech! – tu zrobił gest, jakby potrząsał wyimaginowanym biustem i uśmiechnął się jak rekin.
Nie bardzo mi się to podobało...
Kiedy wreszcie dopłynęliśmy, okazało się, że czeka nas kolejny etap podróży, z portu do miejsca pracy.
– Swietłana czeka na was – powiedział, pomagając nam wysiąść z łódki, przy czym nie uszło mojej uwadze, że próbował przy tym musnąć moje pośladki. – Ja jadę teraz po ryby, a wy ze Swietłaną. Ona dziewczyna szef, wszystko powie.
– Myślisz, że jest szefem-dziewczyną czy może dziewczyną szefa? – zapytała półgłosem Lidka, kiedy szłyśmy do wskazanego samochodu.
– Jest… – zatkało mnie na widok kobiety, która wysiadła z odrapanego forda. – Jest… dosyć odważnie ubrana – dokończyłam, bo nic bardziej eufemistycznego nie przyszło mi w tamtym momencie do głowy.
Swietłana była bowiem ubrana w elastyczny czarny pas na biodrach, który zapewne miał odgrywać rolę spódnicy, czerwony top, który bardziej ściskał niż okrywał jej biust oraz białe kozaki do kolan. Było ponad trzydzieści stopni w cieniu, ale najwyraźniej jej to nie przeszkadzało. Kozaki miały w dodatku potwornie wysoki obcas i kiedy Swietłana zmierzała w naszą stronę, pochylała się, jakby szła pod wiatr. Jej żółte włosy powiewały na wszystkie strony, a kiedy zdjęła wielkie ciemne okulary, okazało się, że ma wieczorowy makijaż.
– Gawaritie pa ruski? – zapytała na wstępie, a kiedy Lidka skinęła głową, przedstawiła się jako nasza „menadzierka”. – Jorgos da wam pokój – zrozumiałam jej słowa, chociaż nigdy nie uczyłam się rosyjskiego.
– Są tam jeszcze trzy dziewczyny, ale zmieszczą się dwa nowe łóżka. Zaczynacie dzisiaj wieczorem. Macie ze sobą jakieś ładne ubrania?
– Mamy – przytaknęłyśmy zgodnie. – Nawet całkiem dużo.
– Haraszo – kiwnęła z aprobatą głową, skręcając gwałtownie.
Prowadziła samochód na tych gigantycznych obcasach i nie mogłam pojąć, jakim cudem w ogóle trafia w odpowiednie pedały.
Bardzo mi się to wszystko nie podobało
– Musi być odsłonięty brzuch i nogi. Bądźcie miłe dla klientów, nie wolno wam przestać się uśmiechać, choćby nie wiadomo, co robili.
– No ale jak ktoś mnie złapie za tyłek albo zacznie dotykać, to co? Dalej mam się uśmiechać i nie reagować? – zapytałam szybko po polsku.
Swietłana najwyraźniej nic nie zrozumiała, bo spojrzała pytająco na Lidkę, żeby przetłumaczyła.
– Przestań! – syknęła koleżanka, zamiast przełożyć moje słowa.
Rozumiem, że chciała zrobić dobre wrażenie na szefostwie, ale nie uważałam, żeby w moim pytaniu było coś niewłaściwego. To chyba jasne, że chcę wiedzieć, jak się zachować w takiej sytuacji. Może mają jakieś własne standardy postępowania?
Wysiadłyśmy z poobijanego samochodu i poszłyśmy do pomieszczenia wskazanego przez Swietłanę.
– Jezu, co to ma być? – jęknęłam na widok kilku polowych łóżek i plecaków z ubraniami położonych wprost na podłodze. – To wygląda jak obskurna cela w baraku więziennym!
– Przestań narzekać – Lidka znowu mnie zgasiła. – Czego się spodziewałaś? Hotelu pięciogwiazdkowego? To praca, nie wakacje.
– Wiesz co? – tym razem nie dałam się zbyć. – Mówiąc szczerze, w ogóle mi się to wszystko nie podoba. Swietłana wygląda jak prostytutka, a Manos taksował nas wzrokiem jak żywy towar. Do tego ona ani słowem nie zająknęła się o menu, noszeniu talerzy czy podawaniu kawy. Cały czas za to nawijała, jak mamy być ubrane czy raczej rozebrane, i jak mamy się mizdrzyć do klientów. Nie dziwi cię to ani trochę?
– Rany, przesadzasz! – Lidka pochyliła się nad torbą i zaczęła wyciągać z niej ubrania. – Kelnerki muszą być atrakcyjne, bo przyciągają gości do restauracji. Co w tym dziwnego?
– No nie wiem… – pokręciłam głową. – Zobaczymy, co będzie dalej.
Dalej był wrzask Swietłany na widok naszych wysłużonych tenisówek, które włożyłyśmy, przewidując, że przez cały wieczór będziemy biegać z talerzami i potrawami.
– Zwariowałyście?! – wskazała na nasze stopy, jak na kłębowisko węży. – W takich butach chcecie iść do klientów?
– Są bardzo wygodne – powiedziałam po angielsku. – Co z nimi nie tak?
– Takie buty macie mieć – blondyna pokazała na swoje, tym razem czerwone sandały na gigantycznej platformie. – Klienci nie płacą za dziewczyny w trampkach!
– Klienci chyba płacą za jedzenie, nie za dziewczyny – powiedziałam powoli, czując, że zaczynają mi drżeć ręce. – Ja mogę dostawać niższe napiwki, ale nie będę biegać godzinami na obcasach.
– Chcesz tę pracę czy nie?– Swietłana rzuciła mi ostre spojrzenie wymalowanych na turkusowo oczu. – Bo jak nie, to paszła won! Dużo dziewczyn chce tu pracować!
– Ja mam buty na obcasach. Zaraz je włożę! – wtrąciła się szybko Lidka. – Chodź ze mną! – pociągnęła mnie za ramię, a kiedy byłyśmy już same, syknęła: – Co ty, do cholery, wyprawiasz? Jeszcze nawet nie zaczęłyśmy pracy, a ty już wchodzisz w konflikt z menedżerką?!
– Lidka, czy ty naprawdę nie widzisz, o co tu chodzi? – spojrzałam na nią zdumiona. – Oni nie potrzebują kelnerek, tylko panienek, które będą zabawiały gości! A Swietłana nie jest żadną menedżerką, nie dotarło to do ciebie? Ja się zmywam!
– Tak? I dokąd pójdziesz? To wyspa, nie zauważyłaś?! – Lidka wzięła się pod boki. – Załatwiłam nam tę pracę i przynajmniej chcę ją sprawdzić. Nawet jeśli mam w tym celu włożyć koturny na jeden wieczór. Ale jeśli chcesz, to możesz iść, przecież pod kluczem nas nie trzymają!
Tyle kasy w jedną noc? To jest żyła złota
Rozejrzałam się po posesji. Faktycznie, teren był otwarty, więc nie trafiłyśmy do nielegalnego burdelu. Nikt nie zabrał nam paszportów ani nie usiłował zastraszyć. W każdej chwili można było stamtąd odejść, co mnie bardzo uspokoiło. Na tyle, że postanowiłam sprawdzić, czy czasem nie przesadzam. „Może po prostu praca kelnerki w Grecji wygląda nieco inaczej niż w Polsce” – przekonywałam samą siebie. Włożyłam więc czółenka na obcasie i zeszłam z Lidką do tawerny.
W sporej sali zajętych było może pięć stolików. Przy wszystkich siedzieli sami mężczyźni. W kącie sali na wysokich, barowych stołkach przycupnęły dwie kelnerki, obie kuso ubrane. Siedziały wdzięcznie wygięte i cały czas rozdawały wokół uśmiechy.
– Polish girls? – gruby, błyszczący od potu facet, który musiał być Jorgosem, wyszedł zza lady. – Teraz nie ma dużo pracy – dodał. – Oni tylko piją ouzo – wskazał na mężczyzn przy stolikach. – Potem przyjdą turyści i zacznie się normalny ruch. Wiecie, co robić?
– Tak, zbierać zamówienia i przynosić je do stolików – odpowiedziałam. – A potem przyjmować zapłatę.
– Dobra, mała! – Jorgos roześmiał się rubasznie. – To też macie robić, ale nie po to ściągam ładne dziewczyny z Rosji i Polski, żeby nosiły klientom frytki!
Spojrzałam znacząco na Lidkę, ale wbijała wzrok w ścianę za Jorgosem.
– Wy macie być miłe dla gości. Rozumiemy się? – puścił do mnie oko. – Goście chcą, żeby obsługiwały ich ładne, szczupłe dziewczyny. Tu są dziesiątki tawern, a oni przychodzą do mnie. Wiecie czemu? Bo moje dziewczyny są przyjazne! – powiedział ostatnie słowo z naciskiem.
W tym momencie jeden z facetów pijących ouzo wezwał gestem dziewczynę w mini i obcisłym topie. Podeszła do niego z szerokim uśmiechem, a on coś do niej zagadał.
Odpowiedziała melodyjnie, a on położył rękę na jej pośladkach. Wytrzeszczyłam oczy, bo sądziłam, że za chwilę będę świadkiem nieprzyjemnej barowej sceny, ale dziewczyna tylko roześmiała się sztucznie i nachyliła do drugiego klienta, który coś jej tłumaczył. Dodam, że tłumaczył to właściwie jej piersiom, które zawisły tuż przed jego twarzą, omal nie wyskakując z opiętego gorseciku kelnerki. Tak, zupełnie bez skrępowania gapił się jej w dekolt, a ona zdawała się wręcz go do tego zachęcać, potrząsając biustem w rytm chichotu.
– To Petra, z Mołdawii – wyjaśnił, widząc, że ją obserwuję. – W zeszłym tygodniu zarobiła na napiwkach ponad tysiąc euro. Nieźle, e?
To „e” miało najwyraźniej skłonić nas do zgodzenia się z nim, co Lidka skwapliwie uczyniła. Ja zaczynałam rozumieć, na czym tutaj zarabiają kobiety.
– No, pamiętajcie! Jak będziecie miłe dla klientów, to wy będziecie dostawać duże napiwki, a ja będę miał komplet gości. Wszyscy happy, no nie?
W zasadzie po tej scenie i komentarzu byłam już pewna, czego szef od nas oczekuje, ale dopiero, kiedy zobaczyłam jak Petra wychodzi z jakimś klientem tylnym wyjściem, a potem wraca lekko potargana po kwadransie i wkłada do szuflady zwitek banknotów, zrozumiałam, że miałam sto procent racji. To miejsce było niczym innym jak zakamuflowanym domem publicznym!
Prawdopodobnie tylko dlatego, że to był mój pierwszy dzień w pracy, nikt z klientów nie próbował się do mnie dobierać, ale Lidka została klepnięta w tyłek oraz siłą posadzona na kolanach jednego z gości krzyczących po niemiecku. Widziałam, że jest jak sparaliżowana, ale w końcu zmusiła się do chichotu podpatrzonego u Petry. Najwyraźniej była to prawidłowa reakcja, bo kiedy kończyłyśmy zmianę, ja miałam w napiwkach niecałe trzydzieści euro, a ona prawie sto, w tym dwadzieścia od tego namolnego Niemca.
– Nie wyjadę z tobą – powiedziała, patrząc w podłogę kilka godzin później, kiedy stanęłam przy drzwiach ze spakowanym plecakiem. – Rozmawiałam z Petrą i Eleni, tą drugą. Rzeczywiście tutaj tak jest, że klienci płacą, żeby dziewczyny dawały się obmacywać, ale nikt ich do niczego nie zmusza. Petra chodzi na zaplecze z klientami, bo sama chce, Jorgos nigdy nie kazał jej tego robić. Jemu zależy tylko, żeby faceci tu przychodzili i kupowali jego horrendalnie drogie ouzo i szmuglowaną tequilę. Wszystko, co dziewczyny dostaną od gości, mogą zatrzymać. Ja nie zamierzam się posunąć tak daleko jak Petra, ale sto euro w jedną noc? Kama, to jest żyła złota!
– Nie. To jest zwyczajna prostytucja – poprawiłam ją. – Może w nieco łagodniejszej formie, ale jednak. Masz rację, nikt nas do niczego nie zmusza, więc ja się stąd zwijam. Jeśli ty zostajesz, to cóż… Życzę ci powodzenia w nowej branży.
Nie zarobiłam wiele, ale było mi z tym dobrze
Potem trochę żałowałam tych ostrych słów, bo Lidka naprawdę nie była złą dziewczyną, po prostu chyba zgłupiała na widok łatwych pieniędzy. Ja z kolei zadzwoniłam do rodziców, że praca nie wypaliła, i żeby mi pożyczyli trochę kasy. Wysłali mi ją przelewem i miałam za co wydostać się z wyspy.
Popłynęłam na Rodos i praktycznie z miejsca dostałam pracę w normalnej restauracji, gdzie, owszem, trzeba było nieźle się naharować, żeby dostać sto euro w napiwkach – i nie było sposobu, by zrobić to w jedną noc, ale przynajmniej obsługiwałam rodziny z dziećmi, uprzejme pary i turystów zainteresowanych zabytkami, a nie obłapianiem roznegliżowanych kelnerek.
Gdzieś w okolicach października spotkałam Lidkę w Polsce. Nie mogłam jej nie zapytać, jak jej się pracowało u Jorgosa. Była ubrana w drogie, markowe rzeczy i trzymała w ręce kluczyki do auta.
– Było okej – odparła. – Zaoszczędziłam na samochód. Kia, widzisz? Stoi tam. A ty? Ile przywiozłaś?
– Cóż – zawahałam się. – W sumie niewiele. Większość zarobionych pieniędzy wydałam na podróż po greckich wyspach, kiedy już skończyłam pracować. A na Kosie spotkałam ludzi z Hiszpanii i przez tydzień mieszkałam u nich w Barcelonie. Więc niewiele przywiozłam, ale za to zdobyłam świetnych przyjaciół i trochę pojeździłam po Europie – uśmiechnęłam się.
– No tak… – skrzywiła się. – Muszę iść, jadę na myjnię. Wiesz, samochód musi być czysty…
– Na pewno. To cześć!
Dopiero teraz zauważyłam, że jest na niebotycznie wielkich obcasach i idzie, jakby zmagała się z wiatrem. Spojrzałam na swoje wysłużone tenisówki i wybuchłam śmiechem. To były te same buty, które skrytykowała Swietłana. Tak naprawdę nie przywiozłam nawet tyle pieniędzy, żeby sobie kupić porządne adidasy. I czułam się z tym świetnie!
Czytaj także:
„Kolega nie może ścierpieć, że dałam mu kosza. Naopowiadał we wsi, że jestem prostytutką, a ja tylko tańczę na rurze”
„Zostałam prostytutką, żeby zarobić na leczenie synka. Wstydzę się tego, ale dzisiaj zrobiłabym tak samo”
„Bycie prostytutką otworzyło mi drzwi do godnego życia. Teraz boję się, że narzeczony dowie się, jak kiedyś zarabiałam”