„Kolega nie może ścierpieć, że dałam mu kosza. Naopowiadał we wsi, że jestem prostytutką, a ja tylko tańczę na rurze”

kobieta, która tańczy na rurze fot. Adobe Stock, JackF
„Tam w Niemczech to legalne, ale u nas wstyd. Wielki! – ryknął ojciec. – Studiować miałaś, a nie hańbą nas okrywać! Czego ty się tam uczysz, pytam?! O rodzinie byś pomyślała! Siostrę młodszą masz, z domu nie wychodzi, bo się boi zaczepek. A na widok matki ludzie się plecami obracają i plotkują! Wiesz, jak ona to przeżywa?! Nie tak cię wychowaliśmy!”.
/ 07.07.2022 11:15
kobieta, która tańczy na rurze fot. Adobe Stock, JackF

Pochodzę z małej miejscowości w Lubuskiem, praktycznie wsi, bo nawet burmistrza nie mamy, tylko wójta. Nie wyjechałam na studia do Poznania czy Wrocławia, bo paradoksalnie łatwiej mi było dojechać do pewnego ośrodka uniwersyteckiego w Niemczech. Ta łatwość dojazdu na początku wydała mi się najważniejsza, bo wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Drugim powodem, który sprawił, że wybrałam Niemcy, były pieniądze. Dostałam tam znacznie wyższe stypendium niż to, na które mogłam liczyć w Polsce, więc łatwiej mi się było utrzymać.

W pierwszym semestrze często przyjeżdżałam do domu, ale potem zaczęło brakować mi czasu. Miałam i studia, i tę drugą rzecz. Bo ja zawsze lubiłam sport. A najbardziej – ruch przy fajnej muzyce. Zajęłam się więc tańcem na rurze, czyli pole dance. To są superćwiczenia kształtujące ciało, z elementami erotyki, która nie ma nic wspólnego z wyuzdaniem. To sport, niemal sztuka, a nie jakaś pornografia. I w mieście, gdzie studiowałam, znalazłam świetną pracę, w której mogłam wykorzystać swoje umiejętności i pasję: w eleganckim klubie z klasą, bez rozbieranek, indywidualnych tańców dla klientów i tym podobnych „rozrywek”. Czysty taniec.

Pracowałam od blisko roku – wciąż zadowolona i chwalona – gdy pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama, cała w rozpaczy i łzach. Przestraszyłam się, że coś się stało ojcu. Ostatnio nie czuł się najlepiej i już wyobrażałam sobie najgorsze. Na szczęście mama zapewniła mnie, że wszyscy w domu są zdrowi. Co nie znaczy, że nic się nie stało.

– Kochanie, ty podobno w tych Niemczech wplątałaś się w jakieś złe rzeczy, niemoralne... – wyszlochała.

– Niemoralne? – powtórzyłam oszołomiona.

A więc to on mnie obsmarował...

Mama nigdy nie mówi wprost, co jej leży na wątrobie, bo się boi, że kogoś urazi.

– Mamo, ale co masz na myśli? – drążyłam.

Zanim zdążyła cokolwiek wyjaśnić, do słuchawki dorwał się ojciec. On akurat, na zasadzie przeciwieństwa, nie grzeszył subtelnością. Swoją drogą, jakim cudem moi rodzice przeżyli tyle lat w idealnej zgodzie?

– To ma na myśli, że za dziwkę robisz! – ryknął ojciec. – Tam u nich to legalne, ale u nas wstyd. Wielki! Studiować miałaś, a nie hańbą nas okrywać! Czego ty się tam uczysz, pytam?! O rodzinie byś pomyślała! Siostrę młodszą masz, z domu nie wychodzi, bo się boi zaczepek. A na widok matki ludzie się plecami obracają i plotkują! Wiesz, jak ona to przeżywa?! Nie tak cię wychowaliśmy...!

– Ale tato, to jakiś absurd! I nie unoś się, proszę, bo wylewu dostaniesz. Ja zupełnie nie rozumiem, o co chodzi. Myślałam, że mi ufacie. I dobrze mnie wychowaliście, zapewniam cię. Nie robię niczego niestosownego, a już na pewno nie robię za, hmm, prostytutkę.

W słuchawce rozległy się jakieś szepty, a po chwili znowu przemówiła mama:

– My sobie tego nie wymyśliliśmy, kotku. Ktoś był w jakimś klubie i widział dziewczynę, która wyglądała dokładnie jak ty. Widocznie się pomylił: ten makijaż, światła. Przywidziało mu się, a potem sensację z tego zrobił, rozgadał po wsi i stąd cała afera. Przepraszam, Joasiu! Powinnam była wiedzieć, że ty byś nam nigdy nie zrobiła czegoś takiego.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. „Jeśli rodzice dowiedzą się teraz, że ja rzeczywiście tańczę w klubie na rurze, to gotowi naprawdę wylewu albo zawału dostać. O pole dance nie mieli pojęcia – zaczęłam tańczyć dopiero w Niemczech – a klub, rura, taniec skojarzą się im jednoznacznie” – pomyślałam. Zatem należało to jakoś sprytnie załatwić, czyli tak, żebym mogła dalej robić to, co kocham, a jednocześnie, żeby moja rodzina nie musiała się za mnie wstydzić.

– A wiesz, mamo, kto te plotki rozsiewa?

– Wiem. Ten Radek, który kiedyś do nas przychodził.

Radek? Absztyfikant cholerny! Kosza dostał, to się odpłacił… Jaki zapiekły drań! Dwa lata minęły, a on wciąż nie przebolał, że go pogoniłam! Najbardziej mi w tym wszystkim żal było młodszej siostry, która w szkole pewnie lekkiego życia nie miała. Nastolatki potrafią być okrutne. „Nie obejdzie się bez mojej interwencji, sprawa sama nie zniknie, ale w tym celu muszę wrócić do domu. Na odległość niczego nie zdziałam” – uznałam. Na szczęście zbliżała się przerwa semestralna.

Trochę mnie to wszystko kosztowało

W czasie ferii w naszej wsi organizowane są zabawy karnawałowe, coś jakby dyskoteki, na które przychodzi mnóstwo osób, praktycznie większość mieszkańców – jedni chcą się bawić, tańczyć, innym do rozrywki wystarczy samo patrzenie. Postanowiłam tę naszą karnawałową tradycję wykorzystać.

Musiałam się tylko przygotować, sprzętowo również. Zaoszczędziłam co nieco, więc mogłam sobie pozwolić na wydanie niebagatelnej sumy trzech tysięcy złotych. Na rurę, a jakże, niestety droższą, bo ze stabilizującym podestem, a nie mocowaną w sposób rozporowy. Trudno, innego wyjścia niestety nie widziałam. Trzy tysiące to dużo, ale spokój i honor rodziny są bezcenne. Zadzwoniłam jeszcze do koleżanki, administratorki budynku, w którym organizowano dyskoteki, i poprosiłam ją o przyjęcie osiemdziesięciokilogramowej przesyłki.

W przeddzień wyjazdu spakowałam się, starannie dobierając stroje; książki nie znalazły się wśród rzeczy niezbędnych. Rodziców nie uprzedziłam o moim przyjeździe. Tym bardziej że to miały być bardzo pracowite, intensywne i krótkie odwiedziny. 

Swój pobyt w rodzinnym miasteczku zaczęłam od wizyty w budynku dyskoteki. Paczka już na mnie czekała; nikt nie odważył się jej rozpakować. Znalazłam dwóch silnych chłopaków i poprosiłam o przeniesienie paki na odpowiednie miejsce. Rurę skręcę już sama, w końcu miałam wprawę, jednak przenieść bez pomocy taki ciężar za żadne skarby nie dałabym rady. Chłopcy byli bardzo ciekawi, co kryje tajemniczy pakunek, ale nie zamierzałam niczego zdradzać przedwcześnie. Do sekretu dopuściłam jedynie koleżankę administratorkę oraz didżeja, który prowadził całą imprezę.

Czasu na przygotowania nie zostało wiele. Pierwsza zabawa miała się odbyć już nazajutrz, a ja musiałam jeszcze poskręcać rurę razem z podestem. Ten podest był strategiczny, bez niego rura by się przewróciła. Może potem to komuś odsprzedam. Normalnie cena takiego sprzętu jest dużo niższa, co najmniej trzy razy, ale dotyczy to zwykłych rur, które można montować w mieszkaniach. Tu niestety sześciometrowa wysokość sali zniechęcała do montowania rury rozporowej.

Uzgodniliśmy, że najpierw didżej przedstawi mnie jako niemiecką artystkę, a dopiero później sama przemówię w swojej obronie. Jeszcze dobraliśmy wspólnie energetyczną muzykę, która najbardziej pasowała do mojego występu. Zaplanowałam tylko jeden taniec, ewentualnie drugi, jeśli mój występ się spodoba publiczności.

Do ludzi chyba coś dotarło

Wychodząc na scenę, nie miałam większej tremy niż w klubie. Martwiłam się raczej, czy nie będzie jakichś niespodzianek na scenie. No i co? Wszystko znakomicie się udało! Rura się sprawdziła, mój strój wytrzymał, nigdzie nie pękł, a publika powitała mnie gorąco, a potem zażyczyła sobie bisu. Tańczyłam, jak umiałam najlepiej, więc ogromne brawa po występie były w pełni zasłużone. Tego też się nauczyłam w Niemczech – skromność nie wyklucza poczucia własnej wartości i pewności siebie, a porządnie wykonana robota zasługuje na uznanie.

Gdy podeszłam do didżeja, ten udawał, że rozumiem tylko niemiecki, mówił do mnie jakieś głupoty, głównie „Ich liebe dich”. Wzięłam mikrofon i powiedziałam po polsku:

– Dzień dobry wszystkim. To ja, Joasia W. Wiem, że sceniczny strój i makijaż mogły was zmylić, ale większość z tu obecnych zna mnie dobrze, podobnie jak moją rodzinę, i wiecie, że jestem uczciwą i porządną dziewczyną. Tak wychowali mnie rodzice. Niestety znalazł się ktoś, kto przez pomyłkę, z głupoty lub zemsty postanowił mnie oczernić, a tym samym splamić honor mojej rodziny. Pole dance to nie porno, striptiz ani prostytucja, tylko piękny i bardzo trudny sport. Nie chcę przeprosin. Chcę tylko, abyście zrozumieli, na czym polega moja pasja, i żeby nikt więcej nie śmiał obrażać mojej rodziny. A teraz zapraszam chętnych do zabawy.

Głos mi się trząsł w trakcie tej przemowy i niewiele brakowało, a bym się popłakała. Udało mi się jednak opanować, a do ludzi coś tam chyba dotarło. Z początku widziałam na ich twarzach rosnące zdumienie i niedowierzanie, gdy sąsiedzi jeden po drugim zaczęli mnie rozpoznawać. Potem pojawiły się nieśmiałe uśmiechy. Gdy skończyłam, rozległo się kilka niemrawych oklasków, jednak po chwili publika się rozkręciła i dostałam brawa niemal tak duże jak po występie.

Tego wieczoru do treningu na rurze ustawiła się kolejka chętnych. A co udało mi się zdziałać? Po pierwsze, moja rodzina już nie musiała cierpieć z powodu paskudnej plotki, a Radka, mściwego drania, wszyscy potępili. Po drugie, rura z podestem służy teraz w naszym wiejskim klubie do celów szkoleniowych. Wkrótce zostaną zakupione rury rozporowe do jednej z niższych sal. Poszukiwania instruktora trwają. A po trzecie, w prezencie na szesnaste urodziny moja siostra zażyczyła sobie rurę do pokoju. Rodzice nie zaprotestowali.

Czytaj także:
„Wnuczka wpakowała się w kłopoty i szantażuje mnie, by wyłudzić kasę. Muszę wybierać między sumieniem, a miłością”
„Mąż całe życie wydzielał mi pieniądze. Gdy zachorował, po prostu je sobie wzięłam. Ta forsa należy mi się jak psu buda”
„Umówiłem się na randkę z gorącą laską z neta. Tak przynajmniej myślałem... Przyszło mi słono zapłacić za moją naiwność”

Redakcja poleca

REKLAMA