Po tym jak pani Heli udało się przenieść z trzeciego piętra na parter, była zadowolona, bo uniknęła konieczności wspinania się po schodach pomimo tego, że lokatorzy trzaskali drzwiami od klatki schodowej. Zawsze, gdy przechodziłem obok tej starszej, schorowanej pani, czułam współczucie. Okazało się, że było to niesłuszne.
Byłam ciekawa, kim jest
Pani Hela w styczniu skończyła 78 lat... W trakcie którejś sąsiedzkiej rozmowy na korytarzu wyznała mi, że już nie ma zdrowia, aby pokonywać każdy schodek bez odpoczynku. Zastanawiałam się, czy teraz rzeczywiście jest lepiej. Ale jak się o to zapytałam, pani Hela odpowiedziała z uśmiechem, że mimo hałasu nie przeszkadza jej to, gdyż jest trochę głucha i nawet głośniejsze odgłosy nie docierają do niej. Dodatkowo podkreśliła, że nie warto narzekać i trzeba cieszyć się z tego, co się ma.
– Czy pani sobie jakoś radzi? Wie pani, samotność w podeszłym wieku może być trudna.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Samotność? O mnie pani mówi? Następnie otworzyła drzwi do swojego mieszkanie i zaprosiła mnie do środka.
Zaprosiła mnie na herbatę
– Zapraszam, niech pani wejdzie, to opowiem wszystko. Napijemy się herbatki i pokażę, jak u mnie jest. Proszę, proszę… Ludzie się tu nie kręcą, jest tu spokój. To małe mieszkanko, nieco zagracone, ale czyste. A ten zapach… – uśmiechnęła się.
Rzeczywiście, już na progu coś ładnie pachniało.
– Moja babcia, niech spoczywa w pokoju, nauczyła mnie, że w domu zawsze powinno pachnieć. Zawsze suszę skórki jabłek na maleńkim gazie albo na kaloryferze, gdy już zaczynają grzać. Można dodać odrobinę wanilii, jeśli ktoś lubi, albo cynamon, ale nie każdy go lubi. Postawiła przede mną delikatną filiżankę ozdobioną różami. Herbata była cudowna – mocna i aromatyczna.
– Co to za gatunek? – zapytałam zainteresowana.
– Smakuje? To moje własne mieszanki. Kiedyś panią obdaruję taką, mam wyczucie w kwestii herbaty. A teraz, jak na spowiedzi, opowiem pani, co robię każdego ranka, aby nie było wątpliwości, że samotności u mnie nie ma. Chociaż może się to wydawać nudne, to robię co nieco na drutach.
Opowiedziała mi o sobie
– Jeszcze się pani chce?
– Co to znaczy „jeszcze”? Oczywiście, że robię. Tylko teraz wolniej mi idzie niż kiedyś. Wzrok mam słabszy. Powinnam pójść do okulisty, ale brakuje mi czasu... No cóż, o piątej rano wynoszę jedzenie kotom. Wcześnie, bo wtedy jest spokój, a ludzie jeszcze śpią. Niektórzy są uczuleni na zwierzęta, albo mają do nich jakiś dziwny wstręt.
– Czy miała pani kiedyś kłopoty z tego powodu?
– A szkoda o tym wspominać – pani Hela zbyła to machnięciem dłoni. – Było, minęło. Ja uważam, że kto ma problemy ze sobą, ten nie lubi innych i jest dla nich nieuprzejmy. Trzeba im tylko współczuć. Albo się za nich pomodlić... A teraz wracając do kotów, gdy skończę je karmić, piję wodę z miodem – kontynuowała. – Muszę być na czczo przed mszą, ale nie mogę być na całkowicie pusty żołądek... Stąd ten miód. Po mszy wracam i jem śniadanie. Zwykle jakąś bułeczkę pszenną i mleko.
– Jak kot! – zażartowałam.
– Och, gdzie tam! Koty mają lepiej. Jestem dogadana z różnymi barami i restauracjami, że dwa razy w tygodniu zostawiają mi resztki po gościach. Nie zdaje sobie pani sprawy, ile jedzenia ludzie marnują. A koty i psy bezdomne zjedzą wszystko z wdzięcznością! Także psy dokarmiam. Znalazłam miejsce za parkingiem, gdzie je karmię, bo tutaj nie wolno... Dozorca by mi głowę urwał. A miał rację! Telefon non-stop dzwonił.
Niosła pomoc innym
Pani Hela robiła na drutach, choć zauważyłam, że jej nadgarstki były spuchnięte. Natychmiast dostrzegłam, że artretyzm daje jej się we znaki, gdyż miała lekko zdeformowane palce.
– Czy nie jest pani zmęczona pracą na drutach? Nie obciąża pani swoich rąk? – zapytałam.
– O, to nic! To dla zdrowia. A poza tym, muszę dokończyć ten sweter, nie warto marnować włóczki. To dla sąsiadki. Prosiła mnie, więc jak mogłabym odmówić?
Nagle zadzwonił telefon. Staruszka szybko pobiegła do przedpokoju, słyszałam, jak umawiała się, że z pewnością przyjdzie.
– Zgadza się, oddam, jak tylko dostanę rentę. Nie ma żadnego problemu! – krzyknęła do słuchawki, a potem do mnie dodała: – Widzi pani, jak potrzebna jest pomoc dla innych? To kolejny sąsiad, mieszkający w innym bloku. Ma cukrzycę. Amputowali mu część nogi, teraz ledwo chodzi. Pomagam my trochę.
– A gdzie jego rodzina? – zapytałam.
– Kiedyś mocno pił. Żona go opuściła. Dzieci mieszkają daleko. Gdyby nie ja, zagrzebałby się w brudzie i umarłby z głodu. Nawet obiady mu zanoszę...
– Skąd ma pani pieniądze na to wszystko?
– Nie potrzebuję dużo. Kilka groszy na jakąś zupkę, czasem kopytka. Nie ma, co się nad tym rozwodzić!
Tego się nie spodziewałam
Znowu zadzwonił telefon.
– Pół kilo wątróbki i cebuli. Będę jutro przed dziesiątą. Proszę się nie martwić – odłożyła słuchawkę.
– To też sąsiedzi. On po udarze, leży tylko – spojrzała na mnie. – Ona zajmuje się nim, bo ma małe dzieci. Trochę pomagam…
– Czy to oznacza, że całymi dniami jest pani zajęta?
– Co czwartek wieczorem jeszcze chodzę do dzieci na onkologię. Trochę mam do siebie pretensje, że tak rzadko, ale bardzo to przeżywam, więc nie mogę zbyt często… A wie pani, co najbardziej lubię robić? Angażuję się w życie parafii, dbam o ołtarz. Układam kwiaty, tworzę różne dekoracje. To jest moje hobby! Takie zamiłowanie odziedziczyłam po mamusi, bo to ona miała talent do kompozycji z kwiatów.
Byłam pełna podziwu
– Pani Helu, podziwiam pani determinację i siłę – powiedziałam pełna podziwu.
– Siłę? Coraz słabsza jestem. Czasami rano nie chce mi się nawet wstać z łóżka, tyle mnie wszystko boli. Ale kiedy pomyślę, że koty będą głodne, albo że komuś coś obiecałam i ta osoba czeka, to muszę działać! Jeśli pani czegoś potrzebuje, wystarczy powiedzieć!
– Przepraszam, że zapytam. Ma pani rodzinę? Męża? Dzieci?
– Rodzice i rodzeństwo już nie żyją. Nie miałam męża ani dzieci. Czasem myślę, że tak Bóg mnie stworzył po to, żebym miała czas na pomoc innym.
Podeszła, by podać mi ciasteczka. Zauważyłam, że lekko utyka.
– Widzi pani, co się dzieje, gdy jestem bez ruchu? Od razu czuję ból. Lekarze mówią, że mam problemy z kręgosłupem, ale nie martwię się. Poruszam się trochę i zaraz jest lepiej.
– A to wszystko dla innych?
– Dla siebie. Dla mojej duszy i ciała.
Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że ta staruszka tyle robi. Gdy jeszcze jej osobiście nie znałam, byłam pewna, że to po prostu kolejna starsza kobieta, której doskwiera wiek, różne dolegliwości i samotność. W życiu by mi do głowy nie przyszło, że może prowadzić takie podwójne życie. To, co ją boli, zostawia za drzwiami i dzielnie rusza na pomoc wszystkim, którzy potrzebują pomocy.
Czytaj także: „Gdy dostałem spadek, próbowano mnie oszukać i zabrać go za bezcen. Nie uwierzyłem i teraz będę miał kupę kasy”
„Mąż wyśmiał mnie, gdy chciałam, żeby wziął urlop tacierzyński. Nie będzie babrał się w pieluchach”
„Wygrałem 400 tysięcy w totolotka i chciałem pomóc byłej żonie spłacić długi. A ta krętaczka mnie oszukała”