Siedziałem w moim ulubionym fotelu przy oknie, patrząc na śnieg wirujący za szybą. To jedno z tych zimowych popołudni, które potrafią wywołać nostalgię. W takich chwilach myśli często wędrują wstecz – do czasów, kiedy Kasia i Bartek byli mali. Ich dziecięce śmiechy i drobne rączki, które łapały mnie za palce, to coś, co zawsze ogrzewało moje serce. Kiedyś byłem dla nich kimś więcej niż tylko dziadkiem. Byłem ich bohaterem, ich towarzyszem zabaw, ich pocieszycielem. Teraz… Teraz wszystko się zmieniło.
Wszystko było interesowne
Często łapię się na tym, że usprawiedliwiam ich zachowanie. „Młodość ma swoje prawa” – powtarzam sobie w duchu. Ale na kilka dni przed Dniem Dziadka, zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem moja hojność nie przyczyniła się do tej zmiany. Czy mogłem zrobić coś inaczej, by nie traktowali mnie jak bankomatu?
Telefon od Doroty przerwał moje rozmyślania.
– Tato, dzieciaki wpadną w weekend. Kasia ma jakiś wyjazd, a Bartek coś wspominał o słuchawkach… Ale znajdą chwilę, żeby cię odwiedzić.
Poczułem ukłucie w sercu. Nawet córka mówiła o tej wizycie w kontekście „czegoś między innymi”. Kocham ich wszystkich. Ale czy oni jeszcze pamiętają, co znaczy kochać tak po prostu, bez interesu?
Czekałem na wnuki
Moje mieszkanie wypełniło się spokojnym brzękiem filiżanek i szelestem serwetek, które układałem na stole. Właściwie wszystko było już gotowe – szarlotka pachniała cynamonem, herbata parowała w dzbanku. Usiadłem w fotelu, próbując ukryć rosnącą niecierpliwość.
Dzień Dziadka był zawsze szczególny. Lubiłem te chwile, gdy z wnukami można było porozmawiać, pośmiać się. Jednak od kilku lat zamiast radosnego oczekiwania pojawiała się niepewność. Czy przyjdą z sercem na dłoni, czy z kolejnymi prośbami?
Na zegarze wybiła trzynasta, gdy zadzwonił telefon.
– Dziadku! – głos Kasi był energiczny, niemal wesoły. – Wszystkiego najlepszego! Wiesz, mam w planach taką super wycieczkę do Włoch i… no, nie wiem, czy starczy mi na wszystko.
Ścisnąłem słuchawkę mocniej, starając się zachować pogodny ton.
Nie minęło pięć minut, gdy zadzwonił Bartek.
– Dziadku, dużo zdrowia! Wiesz, znalazłem takie świetne słuchawki, mega nowoczesne… Może mógłbyś mi pożyczyć trochę kasy?
Z westchnieniem odłożyłem telefon. Czy naprawdę zapomnieli, dlaczego ten dzień jest wyjątkowy? Czy to ja dałem im za dużo i nauczyłem ich traktować wszystko jak coś oczywistego?
Ciągle mówili o tym, czego chcą
Kilka godzin później usłyszałem dzwonek do drzwi. Kasia i Bartek stali na progu z szerokimi uśmiechami i kwiatami w dłoniach. Kwiaty – może coś się zmieni? Ale zanim zdążyłem zaprosić ich do środka, Kasia rzuciła:
– Dziadku, ta wycieczka… Naprawdę dużo dla mnie znaczy.
Czułem, jak robi mi się gorąco z nerwów. Zaprosiłem ich do środka, starając się ukryć narastający ciężar w sercu. Kwiaty, które Kasia mi wręczyła, wylądowały w wazonie, choć ich widok jakoś nie cieszył tak, jak powinien. Zawsze uważałem, że gesty mają znaczenie, ale tym razem czułem, że za tym gestem kryło się coś innego.
– Siadajcie, zrobiłem waszą ulubioną szarlotkę – rzuciłem, wskazując na stół.
Bartek usiadł z telefonem w ręku, szybko przewijając coś na ekranie. Kasia z kolei wydawała się roztargniona, rozglądając się po pokoju.
– Dziadku, masz świetne mieszkanie, tak przytulnie tu – zaczęła, uśmiechając się szeroko. – Ale wiesz, na wycieczce we Włoszech też jest taki fajny klimat. Wyobrażam sobie, jak siedzę na kawie w Rzymie…
Bartek nie czekał długo, by dodać swoje trzy grosze:
– I te słuchawki, co ci mówiłem, dziadku. Są takie, że dźwięk brzmi jak w kinie! Promocja jest tylko do końca tygodnia.
– A jak tam u was na studiach? – przerwałem ich monolog, chcąc skierować rozmowę na inne tory.
Nie potrafiłem z nimi rozmawiać
Kasia wzruszyła ramionami.
– A, wiesz, zaliczam, ale te studia to naprawdę stresujące. Przydałby się taki odpoczynek jak ta wycieczka.
– A ty, Bartek? – spojrzałem na wnuka, który ledwo oderwał wzrok od telefonu.
– Spoko. Ale teraz najważniejsze są te słuchawki, dziadku – rzucił beznamiętnie.
Poczułem, jak coś pęka we mnie. Czy naprawdę wszystko, na czym im zależało, sprowadzało się do pieniędzy?
– Może najpierw spróbujmy tej szarlotki – powiedziałem cicho, starając się ukryć zawód w głosie.
Interesowała ich tylko moja kasa
Gdy jedliśmy szarlotkę, czułem się jak aktor na scenie, odgrywając rolę pogodnego dziadka. Uśmiechałem się, pytałem o studia Kasi, o zainteresowania Bartka, ale ich odpowiedzi były zdawkowe, jakby cały czas myślami byli przy swoich planach i potrzebach.
W pewnym momencie Kasia odłożyła widelec i spojrzała na mnie z uśmiechem, który z daleka pachniał interesem.
– Dziadku, wiesz… Na tej wycieczce będzie też kurs kulinarny. Nauczę się robić prawdziwe włoskie makarony. Wyobraź sobie, że potem mogłabym ugotować coś dla ciebie!
Zamiast ciepła, te słowa wywołały we mnie coś na kształt smutku. Bartek, jakby wyczuwając, że siostra przejmuje inicjatywę, szybko dodał:
– I pomyśl, dziadku, jak te słuchawki od ciebie poprawią mój komfort.
Patrzyłem na nich w milczeniu, a myśli kłębiły mi się w głowie. Zawsze chciałem dla nich jak najlepiej. Może nawet za bardzo? Może przez to zapomnieli, że relacje nie mogą być transakcją?
Chciałem normalnie porozmawiać
Wziąłem głęboki oddech i postanowiłem spróbować inaczej.
– Kasiu, Bartku, bardzo się cieszę, że przyszliście dzisiaj. Nie chodzi o prezenty ani o to, co można dostać. Dla mnie najważniejsze jest to, że możemy razem posiedzieć, porozmawiać. To największy prezent.
Zapadła niezręczna cisza. Kasia odwróciła wzrok, Bartek nerwowo bawił się telefonem. Nie powiedzieli nic, a ja czułem, jak między nami rośnie mur.
Zrobiło mi się ciężko na sercu, ale nie chciałem rezygnować.
– Może zamiast o tych wszystkich wycieczkach i słuchawkach, opowiecie mi, co naprawdę u was słychać?
Bartek spojrzał na mnie i wzruszył ramionami. Kasia wyciągnęła telefon, zaczęła coś pisać. Mój głos brzmiał cicho, niemal błagalnie:
– Tylko szczerze.
Atmosfera była ciężka
Cisza, jaka zapadła po moim pytaniu, ciążyła jak kamień. W końcu Kasia westchnęła głośno i odłożyła telefon.
– Dziadku, ale co chcesz usłyszeć? Powiedziałam już, że na studiach jest ciężko. Naprawdę nie wiem, o czym mam opowiadać – powiedziała z wyraźną irytacją.
– A ty, Bartku? – spojrzałem na wnuka, który nawet nie podniósł wzroku znad ekranu.
– Normalnie. Nie ma o czym mówić. – Jego głos był chłodny, obojętny.
Poczułem, jak coś we mnie pęka. Czy naprawdę tak trudno było im po prostu opowiedzieć, co u nich słychać? Bez żadnych dodatkowych podtekstów? Próbowałem jednak zachować spokój.
– Słuchajcie… Nie chcę, żebyście czuli się niezręcznie. Ale naprawdę chciałbym wiedzieć, co u was. Jak się czujecie, co was cieszy, co martwi. – Mój głos zabrzmiał niemal błagalnie.
Bartek w końcu spojrzał na mnie, ale tylko na chwilę. Z powrotem wrócił do swojego telefonu, jakby to, co powiedziałem, było kolejną nudną lekcją. Kasia założyła ręce na piersi i westchnęła teatralnie.
– Dziadku, nie przesadzaj. Po prostu jesteśmy zajęci. Praca, studia… Nie mamy teraz czasu na jakieś głupie rozmowy.
Każde jej słowo bolało bardziej, niż chciałem to przyznać. Spróbowałem uśmiechnąć się lekko, by ukryć rosnące w sercu rozczarowanie.
– Rozumiem – powiedziałem cicho, choć w rzeczywistości nie rozumiałem nic.
Oboje z powrotem wrócili do swoich światów
– Kasia do planów o wycieczce, Bartek do gry na telefonie. A ja siedziałem przy tym stole, zastanawiając się, gdzie popełniłem błąd.
Zdenerwowali mnie
Kiedy rozmowa zupełnie się urwała, a jedynym dźwiękiem w pokoju było stukanie palców Bartka o ekran telefonu, poczułem, że nie jestem już w stanie dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Kasia siedziała z założonymi rękami, stukając obcasem w podłogę, jakby chciała dać mi do zrozumienia, że jej czas jest cenny.
– No dobra, dziadku – odezwała się w końcu, prostując się na krześle. – Skoro już tu przyszliśmy, to może porozmawiajmy o konkretach?
Zaskoczony spojrzałem na nią.
– Konkretach?
– Tak – kontynuowała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Wspominałam ci już o tej wycieczce do Włoch. Wiesz, jak dużo to dla mnie znaczy, prawda? Brakuje mi tylko trochę do pełnej kwoty, a to naprawdę jedyna okazja, żeby zobaczyć ten kraj na żywo i nauczyć się czegoś wyjątkowego.
Bartek podniósł głowę, najwyraźniej uznając, że teraz jego kolej.
– I te słuchawki, dziadku. Wiesz, że to coś więcej niż sprzęt. To jakość, technologia. Mam tylko kilka dni, zanim promocja się skończy. Dasz mi kasę?
Liczyli na kasę
Przez chwilę miałem wrażenie, że śnię. Patrzyłem na nich, siedzących przy moim stole, jedzących ciasto, które upiekłem specjalnie dla nich, i mówiących o pieniądzach tak, jakby to była jedyna rzecz, która się liczyła.
– Więc przyszliście tu tylko po to? – zapytałem cicho.
Kasia przewróciła oczami.
– No co, dziadku? Przecież tu jesteśmy, odwiedziliśmy cię. Naprawdę nie musisz robić z tego problemu.
– Tak, dziadku – wtrącił Bartek, popijając herbatę. – Przecież zawsze mówiłeś, że rodzina jest najważniejsza.
Patrzyłem na nich, jak próbują mnie przekonać, że ich obecność tutaj to wystarczający powód, bym spełnił ich prośby. Czułem, jak narasta we mnie gorycz. Czy naprawdę to wszystko, czym się dla nich stałem? Bankomatem?
– A może kiedyś wpadniecie tak po prostu, bez listy życzeń? – rzuciłem z żalem, choć wiedziałem, że moje słowa nie trafią do nich.
Kasia skrzyżowała ramiona i spojrzała na Bartka.
– Czyli nie pomożesz? – zapytała z niedowierzaniem.
Zrobiło mi się zimno, choć w pokoju panował przytulny półmrok. Wziąłem głęboki oddech i odpowiedziałem:
– Nie dzisiaj.
Wyrzuciłem ich z domu
Kiedy odłożyłem filiżankę na stół, poczułem, że coś we mnie pękło. Wstałem gwałtownie, a krzesło zaskrzypiało na podłodze.
– Wiecie co? Dość tego! – powiedziałem, patrząc na nich z rezygnacją. – Czy wy naprawdę myślicie, że jestem tutaj tylko po to, żeby rozdawać pieniądze? Że moje życie sprowadza się do tego, żeby spełniać wasze zachcianki?
Kasia westchnęła ostentacyjnie, patrząc na Bartka.
– No, świetnie… Teraz zrobił się dramat – powiedziała z ironią.
Bartek wzruszył ramionami i schował telefon do kieszeni.
– Wiesz co, dziadku? Myślałem, że możemy na ciebie liczyć. Ale jak nie, to wystarczy powiedzieć, bez robienia scen.
Te słowa zabolały mnie bardziej, niż chciałem przyznać. Spojrzałem na nich, próbując zrozumieć, kiedy staliśmy się sobie tak obcy.
– Nie, Bartku, to wy mnie zawiedliście – odpowiedziałem cicho, czując, jak dławi mnie żal. – Czekałem na was z radością, myślałem, że przyjdziecie, żeby po prostu ze mną pobyć. Ale wy przyszliście po pieniądze.
Kasia prychnęła i wstała, chwytając torebkę.
– Wiesz co, dziadku? Jeśli tak to widzisz, to nie musimy tu przychodzić.
Bartek poszedł w jej ślady.
– Dzięki za ciasto. – Jego głos był chłodny, obojętny.
Drzwi trzasnęły za nimi, a ja zostałem sam. Patrzyłem na niedopite herbaty, na talerz z ledwo tkniętą szarlotką. Cisza, która zapadła, była inna niż zwykle – ciężka, jakby opadała na mnie z każdej strony.
Pomyślałem wtedy, że nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek będę chciał czekać na te ich wizyty. Może po raz pierwszy w życiu muszę zacząć myśleć o sobie, a nie o nich.
Roman, 71 lat
Czytaj także: „Tolerowałam zapach obcych perfum na koszulach męża, ale do czasu. Nie chciałam żyć jak babcia i mama”
„Na imprezie firmowej koleżanki zapominały, że mają mężów, byle dostać awans. Ja byłam grzeczna i ugrałam więcej”
„Mąż żałował mi na podpaski, bo wiecznie oszczędzał. Odkryłam, że za jego skąpstwem stoi grzeszna rozpusta z młodości”