„Córka zginęła, a ja czułam się winna. Nie zasługiwałam na bycie matką, chciałam oddać syna do adopcji”

Kobieta, która straciła dziecko fot. Adobe Stock, Antonioguillem
Nie mogłam się nawet zdobyć na wizytę u lekarza. Nie chciałam mieć pewności. Nie chciałam pokochać tego dziecka. Co noc śnił mi się głos Klaudii. „Mamusiu, już mnie nie kochasz?”.
/ 21.11.2021 03:56
Kobieta, która straciła dziecko fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Miałam 10 lat, gdy w wypracowaniu „Moje dorosłe życie” napisałam, że chcę mieć męża i przynajmniej trójkę dzieci. A potem byłam w tym postanowieniu konsekwentna aż do bólu. Każdemu chłopakowi już na pierwszej randce oświadczałam to samo. Większość uciekała, gdzie pieprz rośnie. Kilku wytrwało dłużej, ale potem zawsze padało pytanie: „Ale z tymi dziećmi to ty tak na serio?”. Wiele lat później, kolejna randka. Spojrzałam mu w oczy i wypaliłam jak zawsze:

– Jeśli myślisz poważnie o związku ze mną, to musisz wiedzieć, że chcę mieć dużo dzieci. Trójka to minimum.

Spojrzałam uważnie na jego twarz. Wypatrywałam niesmaku, paniki, kpiny…

– Trójka to dużo? Daj spokój. Mam sześcioro rodzeństwa i uważam, że mieliśmy świetne dzieciństwo – powiedział.

A ja już wiedziałam, że to ten jedyny.

Chyba Kuba czuł podobnie, bo dwa tygodnie później zaprosił mnie na uroczystość z okazji rocznicy ślubu jego rodziców. Wśród stołów rozstawionych w kwitnącym akurat sadzie kręciło się kilkunastu dorosłych i tyleż dzieci. Nie byłam w stanie zapamiętać ich imion. Ale od razu wiedziałam, że taką wesołą gromadkę chcę mieć koło siebie za 30–40 lat.

Ze ślubem nie czekaliśmy długo. Wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie pisani. Pobraliśmy się w kościółku w rodzinnej wiosce Kuby. Wesele oczywiście w ich sadzie. To przez lata było nasze szczęśliwe miejsce. Zaszłam w ciążę trzy miesiące po ślubie. Kuba oszalał z radości. Jego rodzeństwo zarzuciło nas prezentami. W poczekalni szpitala zabrakło miejsc dla rodziny, gdy Dzidzia  przychodziła na świat. Personel odetchnął, gdy Kuba wyszedł do nich i pokazał naszą córkę. I przekonał, żeby poszli do domu.
Przez kolejne cztery godziny leżeliśmy przytuleni i wpatrywaliśmy się w tę kruchą istotkę. Naszą córkę. Nasze życie. Ochrzciliśmy ją Klaudia, ale i tak wszyscy mówili na nią Dzidzia.

Zobaczyła pieska, wyrwała mi się i wybiegła na ulicę

Od tej pory nasz świat kręcił się wokół niej. Pierwszy uśmiech, pierwszy ząbek, pierwszy krok, pierwsze słowo… Była absolutnie słodkim dzieckiem. Rzadko płakała. Uśmiechała się do każdego, kto na nią spojrzał.  Chciałam wrócić do pracy, gdy Dzidzia skończy rok, ale nie umiałam.

– Zostań w domu, przecież wiem, że chcesz. Damy radę, niedługo powinienem dostać podwyżkę – przekonał mnie Kuba.

Czasem się zastanawiam, czy dobrze zrobiłam. Gdybym poszła do pracy, tamtego dnia Dzidzia byłaby w przedszkolu. Bezpieczna… Wiem, że nie mogę tak myśleć. Bo to mnie zabije. Dzidzia uwielbiała pieski. U dziadków na wsi były trzy – jej najwięksi przyjaciele.

– Mamunia, patrz, psiunio – to były jej ostatnie słowa.

Potem poczułam, jak jej spocona łapka wyślizguje się z mojej dłoni. Huk, czyjś krzyk, zapach palonej gumy i nagle cisza.

– Dzidzia, Klaudia, kochanie – wołałam, bo nie wiedziałam, gdzie jest.

Jakaś kobieta próbowała mnie wciągnąć na chodnik.

– Proszę tam nie iść, pomoc już jedzie.

Wyrwałam się jej i wpadłam na jezdnię. Zobaczyłam jej żółty bucik.

– Kochanie, mamusia tu jest, będzie dobrze – szeptałam, lecz dalej nie widziałam córki. Jest. „Ale dlaczego jej sukienka ma takie dziwne plamy?” – pomyślałam. Wczołgałam się pod autobus. Zobaczyłam jej twarz, taką spokojną. Chciałam ją złapać w objęcia, ale znowu ktoś mnie odciągnął.

– Proszę pani, proszę jej nie dotykać. Nie wolno. Zaraz będzie karetka…

Syrena ambulansu. Ratownicy. Zabrali moją dziewczynkę do karetki. Pozwolili mi jechać z nią. Wiedziałam już, że miała wypadek, ale byłam pewna, że będzie dobrze. Parę otarć, siniaków, może jakaś złamana kość. Nic takiego, nic takiego… W szpitalu zabrali Dzidzię za jakieś drzwi, za które mnie nie wpuścili. Krzyczałam. Z tamtej nocy pamiętam jeszcze oślepiające białe światła. Pewnie zadzwoniłam po Kubę, ale tego nie pamiętam. Poczekalnia tym razem była pusta. Gdy zza drzwi wyszedł lekarz, wysłuchaliśmy go tylko ja i Kuba.

Kolejne minuty, godziny, dni są zamazane. Na pewno byłam na pogrzebie, musiałam być. Ale pamiętam tylko momenty ze stypy w sadzie. Na drzewach nie ma kwiatów. Tylko jabłka i śliwki. Takie dojrzałe, dorodne, słodkie. Gdybym była przy zdrowych zmysłach, dużo wcześniej zorientowałabym się, że jestem w kolejnej ciąży. Ale dla mnie czas stanął w miejscu. Nie umiałam powiedzieć, kiedy miałam ostatni raz okres. Mdłości? Pewnie od alkoholu. W końcu jednak połączyłam wszystkie fakty. Znów byłam w ciąży. Kubie powiedziałam dopiero po trzech dniach.

– To wspaniała wiadomość – uśmiechnął się chyba pierwszy raz od pogrzebu Dzidzi i chciał mnie objąć.

– Wspaniała? Oszalałeś? Jak możesz tak mówić? Już zapomniałeś o Dzidzi? Pora na kolejne dziecko? Nie możemy jej tego zrobić. Nie mogę urodzić tego dziecka! – krzyczałam. Ale gdzieś w głębi wiedziałam, że to nie tak. Że już kocham to maleństwo.

Nie mogłam się nawet zdobyć na wizytę u lekarza. Nie chciałam mieć pewności. Nie chciałam pokochać tego dziecka. Co noc śnił mi się głos Klaudii. „Mamusiu, już mnie nie kochasz?”. Budziłam się zlana potem. Kuba próbował ze mną rozmawiać, tłumaczyć. Ale ja wiedziałam swoje. Przecież pokochanie tego dziecka będzie oznaczać, że zastąpiliśmy sobie córkę nowym modelem. Co z nas  za rodzice?

Po miesiącu Kuba zmusił mnie, żebyśmy jednak poszli do lekarza. USG. Zamknęłam oczy, nie chciałam patrzeć na to dziecko. Nie, nie, nie…

– Kochanie, popatrz. To chłopak. Będziemy mieli syna – usłyszałam głos Kuby.

Walczyłam ze sobą jeszcze przez chwilę, ale się złamałam. Spojrzałam na monitor  i popłakałam się.

– Maluszek, nasz Maluszek – szepnęłam.

W nocy po raz pierwszy od dawna nie śnił mi się krzyk Dzidzi. Obudziłam się o 4 nad ranem. Znowu sparaliżował mnie strach. Dotarło do mnie, że przecież Maluszkowi też może się coś stać. I to z mojej winy. Jestem przecież nieodpowiedzialną matką. Nie mogę mieć kolejnego dziecka, nie mogę.

– Marta, co ty robisz? Wracaj do łóżka – zaspany Kuba pogłaskał mnie po plecach.

– Kuba. Ja urodzę Maluszka. Ale nie mogę go wychowywać. Musimy go oddać. Dla jego dobra. Ja się nie nadaję do wychowywania dzieci. Jak ze mną zostanie, to jemu też się coś stanie. Przecież wiesz. Musimy go oddać. Musimy.

Trzęsłam się i powtarzałam w kółko to samo. Kuba nie wiedział, co robić. Tylko mnie mocno objął i całował po głowie. Nie poszedł tego dnia do pracy. Kilka godzin spędził przy komputerze.

Szkoła rodzenia? Czy on kompletnie oszalał?

– Kochanie, ubierz się. Wychodzimy – zaordynował wieczorem.

Byłam tak otępiała, że nawet nie spytałam, gdzie i po co. Pojechaliśmy do centrum. Budynek wyglądał jak dom kultury albo świetlica. Kuba wziął mnie za rękę i zaprowadził do sali na piętrze. Kręciło się w niej kilkanaście osób, kilka kobiet w widocznej ciąży.

– Szkoła rodzenia? Oszalałeś – chciałam wyszarpnąć dłoń z uścisku Kuby, ale mi się nie udało.

– Nie, skąd. Nic nie musisz robić ani mówić. Tylko posłuchaj…

Po chwili ludzie zaczęli siadać na krzesłach ustawionych w kręgu. Odezwała się wysoka kobieta.

– Witajcie na spotkaniu naszej grupy. Widzę nowe twarze, cieszę się, że do nas dołączyliście – spojrzała na nas. Kuba skinął jej głową.

– To kto zacznie? – kobieta rozejrzała się po kręgu. Rękę podniosła dziewczyna w luźnej sukience.

– To może my. Jesteśmy w szóstym miesiącu ciąży. Chciałabym się cieszyć tym dzieckiem, tylko nie wiem jak. Rok temu straciliśmy Marysię. Żyła dwa dni. Lekarze mówią, że dziecko jest zdrowe, ale tak bardzo się boję…

Słuchałam jej uważnie. Tak jakbym słuchała siebie. Potem mówili kolejni. Różne historie, wszystkie smutne. Dotarło do mnie, że nie jestem pierwsza na świecie. Ani jedyna. Kuba cały czas ściskał mnie za rękę. Dziś byliśmy na szóstym spotkaniu. Zebrałam się na odwagę.

– Dzidzia miała trzy latka, gdy zginęła. To był wypadek, ale nigdy sobie nie wybaczę, że puściłam wtedy jej rączkę. Maluszek urodzi się za trzy miesiące. Dzięki wam zrozumiałam, że mogę go kochać. Przestałam się bać tego uczucia… Wierzę, że będę dobrą matką. Spojrzałam na Kubę. Płakał i śmiał się jednocześnie. 

Czytaj także:
„Imponowali mi bogaci mężczyźni, uprawiałam seks za pieniądze. Zaszłam w ciążę, gdy miałam 17 lat i nie wiedziałam z kim”
„Zostawiłem żonę dla młodszej kochanki. Po rozwodzie schudła i wypiękniała, a ja marzę, by móc do niej wrócić”
„Narzeczony lata temu przyłapał żonę na zdradzie. Historia zatoczyła koło i nawet nie dał mi się wytłumaczyć”

Redakcja poleca

REKLAMA