„Moja przyjaciółka zmarła na raka piersi. Przed śmiercią poprosiła mnie, żebym zaopiekowała się jej dziećmi”

Kobieta, która wychowuje dzieci przyjaciółki fot. Adobe Stock
Czasem myślę, jakie byłoby moje życie, gdyby mąż nie zażądał rozwodu. Czy los ofiarowałby mi tę dwójkę urwisów? Wprawdzie zostałam ich mamą w tragicznych okolicznościach, ale kocham te dzieci całym sercem.
/ 05.01.2022 10:15
Kobieta, która wychowuje dzieci przyjaciółki fot. Adobe Stock

Cztery lata temu moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Wydawało mi się, że jestem szczęśliwa, bo mam u boku kochającego mężczyznę. Ale prawda była zupełnie inna – od prawie roku miał romans z koleżanką z pracy. Już wcześniej chciał odejść, jednak nie miał odwagi. Teraz musiał ją znaleźć, bo kochanka była w ciąży. Myślę, że długo się nie zastanawiał. Zawsze marzył o dzieciach. Ja jednak nie mogłam mu ich dać. Przeszłam poważną operację, która pozbawiła mnie złudzeń: nigdy nie będę matką. Mogliśmy adoptować dzieci, ale Tadek nie chciał o tym słyszeć.

Życie bez Tadeusza do tego stopnia mnie przerażało, że myślałam o najgorszym, chciałam ze sobą skończyć. W tych trudnych chwilach pomogła mi moja teściowa.
– Dorotko, nigdy nie przestaniesz być dla mnie jak córka. Kocham Tadka, to mój jedyny syn, ale nie potrafię mu wybaczyć, że ciebie zostawił. Potrzebuję czasu, żeby się z tym oswoić. Proszę tylko o jedno – pamiętaj, że rozwiodłaś się z moim synem, a nie ze mną – tłumaczyła.

To właśnie u niej w domu poznałam Alicję. Była przesympatyczną młodą kobietą, która samotnie wychowywała czteroletnie bliźniaki, Michała i Zosię. Pomagała mojej teściowej w domu i sklepie, który mama prowadziła.
– Mam do niej pełne zaufanie. Wiesz, to bardzo dobra dziewczyna, która wiele w życiu przeszła. Dwa lata temu jej mama zmarła na raka, trzy lata temu jej mąż zaginął bez wieści za granicą. Ala żyje tylko dla dzieci. To niesamowite szkraby. Są dla mnie jak wnuki – przyznała teściowa.

Zaprzyjaźniłam się z Alicją, a Michałek i Zosia traktowali mnie jak ukochaną ciocię.

Życie bywa jednak naprawdę okrutne. U Alicji wykryto raka piersi. Nowotwór był złośliwy, a guz rósł w zastraszającym tempie. Alicja zdawała sobie sprawę z tego, że umiera.
– Dorotko, wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam – powiedziała, gdy przyszłam do niej do szpitala. – Ufam ci, a moje łobuziaki za tobą przepadają. Mam więc do ciebie prośbę. Jeśli się nie zgodzisz, zrozumiem – ściszyła głos. – Dorotko, umrę spokojniejsza, jeśli... ty zaopiekujesz się moimi dziećmi. Gdybyś się zgodziła, mogłybyśmy choćby od jutra zająć się sprawą adopcji – słowa Alicji sprawiły, że ugięły się pode mną nogi.
– Ja?! Aluniu, przecież ja jestem dla nich zupełnie obcą osobą. I sama wiesz, że nie mam kompletnie pojęcia, jak zajmować się dziećmi – powiedziałam drżącym głosem.
– Kochana moja, ja wiem, że będziesz dla Michałka i Zosi najlepszą mamą na świecie. Taką, jaką i ja bym chciała być.
Nie wiedziałam, co robić. Moja teściowa nie miała jednak wątpliwości.
– Dorotko, moim zdaniem, Alicja nie mogła lepiej wybrać. Będziesz dobrą mamą dla jej dzieci. Matka ma niezwykłą intuicję. Pamiętaj też, że masz mnie. Dopóki starczy mi sił, będą wam pomagać – tłumaczyła teściowa.

Dwa miesiące później oficjalnie adoptowałam Michałka i Zosię. Ich mama czuła się coraz gorzej, ale widziałam, że jest szczęśliwa. Kilka dni przed śmiercią mocno mnie uściskała.
– Dorotko, nawet nie wiesz, ile dla mnie zrobiłaś. Odchodzę spokojniejsza... Napisałam dzieciom kilka listów. Kiedy podrosną, przeczytaj je im. I ciągle powtarzaj, że choć będę w niebie, nie przestanę się wami opiekować. Bardzo was kocham – powiedziała słabym głosem.

Po śmierci Alicji całkowicie zmieniłam swoje życie. Jej mieszkanie wynajęłam, żeby dzieci w przyszłości miały własny kąt, a sama przeprowadziłam się bliżej teściowej. Miesiąc po przeprowadzce do nowego mieszkania, ktoś wieczorem zapukał. Myślałam, że to teściowa. Akurat czytałam dzieciom bajkę przed snem.

Kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam wysokiego mężczyznę...
– Dzień dobry, przepraszam, że przychodzę o tak późnej godzinie, ale już nie potrafiłem wytrzymać do rana. Nazywam się Jan, jestem mężem Alicji – powiedział, podając mi rękę. Nogi się pode mną ugięły.
– To niemożliwe, mąż mojej przyjaciółki zaginął cztery lata temu. Nikt, nawet policja nie potrafiła go odnaleźć. Nie wiem, czego pan chce, ale za chwilę sama zadzwonię na komisariat – powiedziałam ostrym tonem.
– Pani Doroto, proszę tego nie robić. Oto mój tymczasowy paszport. Naprawdę jestem zaginionym mężem Alicji. Proszę mi dać 10 minut, a wszystko wytłumaczę – prosił.

Nie wpuściłam go do domu, ale umówiłam się z nim następnego dnia w kawiarni. Gdy opowiadał swoją historię, słuchałam z niedowierzaniem.

Jan pracował na czarno za granicą na budowie. Gdy wracał do domu, został napadnięty przez grupę wyrostków. Tak dotkliwie go pobili, że cudem uszedł z życiem. Obrażenia głowy były jednak na tyle poważne, że zapadł w śpiączkę. Nie miał przy sobie dokumentów, więc lekarze nie wiedzieli, kogo mają zawiadomić. Pół roku później obudził się ze śpiączki, ale nic nie pamiętał i nie mówił. Dopiero żmudna rehabilitacja sprawiła, że stopniowo zaczął odzyskiwać pamięć. Nadal jednak nie wiedział, jak się nazywa i gdzie mieszka. Kilka dni temu wrócił do kraju. Skontaktował się z policją – funkcjonariusze pomogli mu ustalić jego personalia. Najpierw trafił do swoich rodziców. Od nich usłyszał, co się stało z Alicją – nie miał pojęcia, że był żonaty, miał dzieci. Potem przyjechał do mnie.
– Wiem, że wychowuje pani Michałka i Zosię jak własne dzieci. Nie chcę ich pani odbierać, bo przecież w tej chwili jestem dla nich zupełnie obcym człowiekiem. Ja też ich nie pamiętam, nie mogę sobie nawet przypomnieć Alicji – powiedział smutny. – Ale proszę o jedno, chciałbym się z nimi widywać. Może z czasem nawet mnie pokochają tak jak panią...

Nie wiedziałam, co robić. Tego wieczora długo prosiłam Alicję, żeby dała mi jakiś znak. Żeby pomogła mi podjąć decyzję. Następnego dnia Michałek ni z tego, ni z owego zapytał, czy... jego tata umarł tak samo, jak mama. Mocno go przytuliłam.
– Nie mój skarbie, twój tata żyje. I myślę, że pewnego dnia cię odwiedzi. Bo na pewno kocha cię tak mocno, jak i ja – powiedziałam wzruszona.

Kilka dni później Jan po raz pierwszy spotkał się z dziećmi. Potem wynajął mieszkanie niedaleko nas, znalazł pracę. Najpierw przychodził do nas raz na kilka dni, potem coraz częściej. Z jego wizyt cieszyły się nie tylko dzieci, ale i ja. Zauważyła to moja teściowa.
– Dorotko, to, że ten mężczyzna pojawił się w takim, a nie innym czasie, nie było przypadkowe. Myślę, że Alicja o wszystko zadbała. Ona naprawdę wami się opiekuje tak, jak tylko potrafi – nie miała wątpliwości teściowa. – Proszę ciebie tylko o jedno, abyś nie zamykała się na nową miłość. Zarówno ty, jak i bliźniaki bardzo jej potrzebujecie.

Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@polki.pl.

Więcej listów do redakcji:„W wieku 16 lat oddałam córkę do adopcji. Teraz uratowałam życie wnuczce, która była ciężko chora”„Mój narzeczony pochodził z majętnej rodziny z koneksjami, a ja nie śmierdziałam groszem. To nie mogło się uda攄W wieku 45 lat zostanę po raz drugi mamą i po raz pierwszy babcią. Nie planowałam tego, ale tak w życiu bywa”

Redakcja poleca

REKLAMA