Wojtek i ja tworzyliśmy wręcz wybuchową mieszankę – tryskaliśmy energią, mieliśmy głowy pełne pomysłów i nic nie mogło nas powstrzymać przed realizacją marzeń. Najwyraźniej łączyło nas jednak zbyt wiele, by udało nam się zbudować trwałą relację.
Mieliśmy się ku sobie
Spotkałam go na samym początku mojej przygody ze studiami. Przewodził jednej z działających na uczelni grup. To był totalny buntownik i artysta z nieokiełznaną naturą, który zawsze idzie pod prąd i kiedy wszyscy wokół przytakują, on jako jedyny ma odwagę powiedzieć „nie”. Wyglądaliśmy podobnie. Chyba to sprawiło, że ciągnęło nas do siebie.
– Najlepsze pary to te, w których partnerzy są zupełnie różni – powtarzała moja babula. – Zbyt duże podobieństwo między ludźmi nie wróży dobrze dla związku!
No cóż, miałam nadzieję, że u mnie to będzie wyglądać zupełnie inaczej. Na początku była niewinna zabawa w podchody, taka typowa gra między kobietą a mężczyzną, pełna aluzji i dwuznaczności, w którą bawiliśmy się, kompletnie ignorując resztę świata. Znajomi patrzyli na nas z rozbawieniem, rzucając sobie porozumiewawcze spojrzenia. Dla wszystkich było jasne, że między nami aż wrze od chemii.
– No i jak, chodzicie już ze sobą? – słyszeliśmy ciągle to samo pytanie.
Prawdę mówiąc, nie potrafiłam odpowiedzieć. Owszem, pewnego dnia Wojtek wyjawił mi, co czuje, ale najwyraźniej nie zamierzał drążyć tej kwestii, a ja ze strachu, że mnie odrzuci, także nie ciągnęłam tego wątku.
Byliśmy tylko przyjaciółmi
Przyjaźniłam się z dziewczyną o imieniu Ewa. Stanowiła moje totalne przeciwieństwo – była cicha i uległa. Zdawałam sobie sprawę z jej sympatii do Wojtka, ale nie przywiązywałam do tego wagi.
On zwykle traktował ją z góry i często kpił z jej infantylnego zachowania. Poza tym darzył uczuciem mnie – pewną siebie, odważną kobietę, gotową zaciekle bronić własnego punktu widzenia. Zresztą sam mi to wyznał! W pewnym momencie Ewa zakomunikowała:
– W sobotę urządzam imprezkę z okazji moich urodzin. Wpadnij koniecznie, pojawi się też Wojtek.
Odniosłam wrażenie, że puściła do mnie porozumiewawcze oko.
Byłam zła
Tamto wydarzenie całkowicie zmieniło bieg wydarzeń. Ewa, która zazwyczaj jest wstydliwa, tym razem pod wpływem procentów… zaczęła podrywać Wojtka, a on, ku mojemu totalnemu zaskoczeniu, zupełnie nie protestował, gdy się do niego kleiła. Im bardziej byłam zdezorientowana, tym bardziej jego samcze ego pęczniało. Wkurzona opuściłam imprezę.
Dzień później Ewa zadzwoniła do mnie, cała w euforii, informując mnie, że ona i Wojtek zostali parą. Jej słowa zupełnie mnie zaskoczyły. Poczułam się tak, jakby ktoś zdzielił mnie w głowę. „No jak? To niemożliwe… Przecież kochaliśmy się, mieliśmy inne plany, on żartował sobie z Ewki, wszyscy z niej szydzili…”.
Co on narobił?
Kiedy otrząsnęłam się z początkowego oszołomienia, zdecydowałam, że udam się do niego i szczerze z nim porozmawiam. Ogromnie obawiałam się tej rozmowy, ponieważ w gruncie rzeczy nie miałam podstaw, by mieć do niego jakiekolwiek pretensje. W końcu nie byliśmy oficjalnie razem.
Dokładnie przemyślałam wszystko, co pragnęłam mu powiedzieć w taki sposób, żeby nie zabrzmiało to jak żałosne błaganie o uczucie. Mimo to właśnie tak się czułam – niczym emocjonalna żebraczka. Dzwoniłam do niego kilka razy, ale nie odbierał, dlatego postanowiłam go dopaść na korytarzu uczelni.
– Naprawdę mnie zraniłeś tym, co zrobiłeś. Liczyłam na to, że łączy nas coś głębszego… – powiedziałam drżącym głosem.
Spojrzałam Wojtkowi prosto w oczy i zauważyłam, że ledwo maskuje swoje zadowolenie z całej sytuacji.
– Och, rozumiem… jest mi przykro, że tak się stało. Choć w sumie może dobrze się składa, bo jesteśmy do siebie tak podobni, że pewnie i tak nic by z tego nie było. Zawsze masz odmienne zdanie ode mnie, kłótniom nie byłoby końca.
Mówił kompletne bzdury
– Ale czemu właśnie Ewa? – postanowiłam drążyć kwestię, która w tej całej opowieści wydawała mi się najbardziej kuriozalna.
– No cóż, po prostu się zakochałem.
Przejrzałam na wskroś jego kłamstwa, a jednak poczułam ukłucie w sercu. Zdecydowałam, że nie dam nic po sobie poznać i będę udawać, że wszystko jest w porządku. Dostrzegałam zaskoczone miny moich przyjaciół, odnosiłam wrażenie, że chichotali z mojego powodu za moimi plecami. Czułam się poniżona. Wycofałam się w cień i starałam się ogarnąć swoje prywatne sprawy. Szło mi to jednak kiepsko.
– No i jak było? – dopytywały koleżanki po kolejnym spotkaniu z Jakimś-tam-facetem.
– Nudy na pudy – odpowiadałam zmęczona.
„Nudy na pudy” – to było moje najczęstsze wytłumaczenie. Tak naprawdę faceci, z którymi chodziłam na randki, byli całkiem w porządku. Tacy normalni. I właśnie ta ich normalność mnie zniechęcała. Marzyłam o kimś wyjątkowym. Marzyłam o intensywnych doznaniach, podobnych do tych, które towarzyszyły mi u boku Wojtka.
Odmienił moje życie
Wszystko zmieniło się, gdy pewnego razu napotkałam na swojej drodze Grzegorza. Stanowił zupełne przeciwieństwo mojego wymarzonego mężczyzny – był sympatyczny, opanowany i raczej niezbyt śmiały. Kiedy wyobrażałam sobie naszą wspólną przyszłość, widziałam go siedzącego w kapciach przed telewizorem. Taka perspektywa zupełnie mnie nie pociągała, ponieważ pragnęłam podbijać świat.
Wcześniej spotykałam się z mężczyznami, którzy byli do mnie podobni. Odczuwałam przesyt, więc stwierdziłam: „a gdyby tak zaryzykować?”. W ten sposób zaczął się mój najwspanialszy związek. Z biegiem dni dostrzegałam kolejne atuty ukochanego.
Okazał się troskliwy, pełen miłości, lojalny, służył mi oparciem w każdej ciężkiej sytuacji, ani razu mnie nie skrzywdził, nawet nieodpowiednim słowem. Świetnie się z nią rozumiałam, dlatego kiedy skończyliśmy studia, zaczęliśmy myśleć o małżeństwie. Ale nagle zjawił się Wojtek… Kompletnie bez zapowiedzi, któregoś dnia po prostu zastukał do mojego mieszkania.
Poczułam się niepewnie
– Chciałbym ci coś powiedzieć – oznajmił nagle. – Doszły mnie słuchy, że planujesz ślub.
– Zgadza się – potwierdziłam. – Nie ustaliliśmy jeszcze daty, ale faktycznie, jesteśmy po zaręczynach. Skąd masz takie informacje?
– Nieważne. Zastanawiam się tylko, czy to na pewno jest to, czego pragniesz?
– Grzegorz to porządny facet i wiem, że będzie wspaniałym mężem oraz tatą – odpowiedziałam szczerze.
– Pytam o coś innego. Kochasz go?
Zirytowałam się, ale też ogarnęły mnie rozterki. „A co mu do tego?”. Byłam pewna swoich uczuć wobec Grzesia. Fakt, moje uczucia do niego różniły się od tych, jakimi darzyłam Wojtka – były głębsze, bardziej świadome. Mimo to, gdy stanęłam twarzą w twarz z tą niegdysiejszą, nieurzeczywistnioną miłością, zabrakło mi słów. On sam jednak przerwał ciszę:
– Nie ma mowy, żebyś go kochała. Zrozum, byłem głupi, od samego początku coś między nami iskrzyło i nic się nie zmieniło. Nie potrafię wyjaśnić, czemu sprawy tak się skomplikowały. Zależy mi na tym, by to odkręcić…
– No nie, a ty i Ewka? – Byłam tak zaskoczona, że miałam wrażenie, jakbym śniła na jawie.
Czułam się jak w transie
Przez lata wielokrotnie wyobrażałam sobie sytuację podobną do tej, której teraz byłam świadkiem.
– Ewa od początku nie liczyła się w tej układance.
– Ale przecież marzę o dzieciach i własnej rodzinie… – próbowałam się bronić, choć niezbyt skutecznie.
– To wyjdź za mnie. Da się wszystko ogarnąć, kuzynka miała brać ślub w tym miesiącu, ale zmieniła plany. Może nam odstąpić termin…
Logiczne myślenie poszło w odstawkę. Opanowało mnie potężne pragnienie, by wcielić w życie to, o czym po kryjomu śniłam dawno temu. Minione uczucia odżyły na nowo. Jednocześnie odezwały się złość i rozgoryczenie, ale starałam się zepchnąć je w najgłębsze zakamarki umysłu.
Poinformowanie Grześka o moich planach okazało się najtrudniejszym zadaniem. Ten zazwyczaj opanowany mężczyzna wpadł w furię. Mimo to nie zdołał mnie przekonać, żebym zmieniła zdanie i została.
– Popełniasz błąd, kochanie – przekonywała babcia. – Kiedyś tego pożałujesz.
Ja jednak myślami byłam już przy tym, że w końcu osiągnęłam swój cel. Tuż przed ceremonią ślubu przyśniła mi się Ewa przytulona do Wojtka, odchodzili w dal, wykrzykując: „Łap króliczka, zanim zwieje!”. Zabawne, co? Ze snu wyrwałam się cała mokra…
Nie mogłam tego znieść
Nogi miałam jak z waty kiedy zmierzałam w stronę ołtarza. W kościele było mnóstwo gości, ale nikogo nie dostrzegałam oprócz Wojtka, którego twarz promieniała zwycięstwem, gdy na mnie patrzył.
„To facet, z którym wiążę swoją przyszłość”, przemknęło mi przez myśl, a wtedy… odwróciłam się gwałtownie i opuściłam kościół w pośpiechu. Biegłam, ignorując zamieszanie, jakie spowodowałam swoim zachowaniem. Sporo wysiłku włożyłam w to, by udobruchać mojego Grzesia.
Po tym wszystkim, co mu zrobiłam, miał pełne prawo nie chcieć utrzymywać ze mną kontaktu. Mimo to przebaczył mi mój szalony wybryk i od wielu lat tworzymy zgrany duet. Chociaż tak bardzo się od siebie różnimy. A może to właśnie dlatego tak dobrze nam się układa.
Alicja, 34 lata
Czytaj także:
„Z Londynu wracałem z kupą forsy, ale do pustego mieszkania. Z mojej rodziny zostały zgliszcza i mój smutek”
„Paskudna plotka spowodowała, że narzeczony zwiał sprzed ołtarza. Rozpuściła ją osoba, której ufałam bezgranicznie”
„Romansowałam w pracy z żonatym kolegą. Dla mnie to była zabawa, a on od razu składał papiery rozwodowe”