Moja babcia ma 79 lat i nie umie posługiwać się komputerem, ale jej historia wydaje mi się na tyle warta opisana, że postanowiłam udostępnić ją za jej zgodą. Jak sama żartuje, zaczyna właśnie życie na nowo, więc taki list będzie dla niej rodzajem pamiętnika, który pozwoli jej zamknąć poprzednie rozdziały.
Czy komukolwiek chodziło o miłość? Czy tylko o krowy i konie?
Halina i Zbyszek pobrali się młodo - ona miała niecałe 19 lat, a on był trochę starszy, w dniu ślubu miał skończone 21 lat. W tamtych czasach nie było to niczym niezwykłym, właściwie to dwudziestoparolatka bez męża uchodziła już za starą pannę. Nie królował wtedy romantyzm. Wiele małżeństw było aranżowanych, szczególnie w małej wsi. Dziadkowie mieszkali w wiosce na Podlasiu, w której nie było nawet tysiąca mieszkańców. Ich rodzice mieli duże gospodarstwa. Już wiele lat wcześniej zaplanowali, że w przyszłości trzeba będzie wyswatać Halinę i Zbyszka. Zdanie młodych zbytnio się nie liczyło. Czy komukolwiek chodziło wtedy o miłość? A może tylko o liczbę krów i koni?
- Na całe szczęście, Zbyszek nawet mi się podobał. Oj, jakby nie, to chyba bym się musiała męczyć całe życie z chłopem, który by mi nie odpowiadał. A tak... byłam nawet zadowolona. On chyba też. No, tak mi się wtedy wydawało. Bo potem okazało się, że chyba jednak nie bardzo, skoro szukał innej miłości po kątach. Nie powiem, że byłam zakochana. Ale zadowolona, że nie zostanę starą panną, że nie muszę sama szukać, że mam dobrego męża i koleżanki mi zazdroszczą. A zakochanie? To chyba tylko w serialach.
Po kilku miesiącach aranżowanych randek, odbyło się huczne wesele. Oczywiście - na podwórku. Obchody zaślubin trwały dobry tydzień, a wódka lała się strumieniami.
Po ślubie młodzi zamieszkali z rodzicami Zbyszka. Halina miała dwoje młodszego rodzeństwa, więc trudno byłoby się wszystkim pomieścić. Z kolei Zbyszek był najmłodszy, a 3 starsze siostry już „poszły w świat”, więc teoretycznie warunki były lepsze.
Halinka od początku darła koty z teściową. Istniała jednak nadzieja, że młodzi pójdą na swoje - za płotem była działka, na której mieli budować dom. Kilka lat po ślubie, gdy na świecie zdążyli się już pojawić dwaj synowie, Wojtek i Jurek, udało się im przeprowadzić. Urodził się jeszcze trzeci syn, Marek.
- Zbyszek pękał z dumy. Trzech synów! A każdy chłop jak dąb. Wszyscy mieli rękę do pracy, dokupiliśmy jeszcze więcej krów i nasze gospodarstwo było największe w całej wsi. A to były czasy, że to naprawdę było coś. Czy byłam szczęśliwa? No byłam. O czym więcej mogła wtedy marzyć kobieta. Noooo, chyba że o córce. Ale to akurat nigdy nie było mi dane.
Synowie dorośli i wyfrunęli z gniazda
Halina i Zbyszek żyli zgodnie. Właściwie, to wzajemnie sobie nie przeszkadzali. Każde znało swoje miejsce w domowej hierarchii. Halina zajmowała się domowymi obowiązkami, Zbyszek oprócz pracy w gospodarstwie, dorabiał sobie drobnymi pracami remontowymi.
Synowie dorośli i wyprowadzili się z domu. Żaden z nich nie chciał zostać w małej, podlaskiej wsi. Wszyscy zresztą dostali gruntowe wykształcenie - Wojtek i Jurek skończyli politechnikę, a Marek otworzył własną restaurację. Wszyscy trzej zamieszkali w większych miastach, rodziców odwiedzali raz na kilka miesięcy.
Syndrom tzw. opuszczonego gniazda dotknął Halinę i Zbyszka bardzo szybko. Tym bardziej, że nie było komu kontynuować rodzinnej tradycji i zajmować się gospodarstwem. Upatrywali nadziei tylko w tym, że może kiedyś wnuk lub wnuczka, zechce przejąć schedę i może... może... agroturystyka?
- Zbyszek coraz częściej zaczął sięgać do kieliszka. Już za młodu, za kołnierz nie wylewał. Ale zawsze to typowo - piątek, sobota, a w niedzielę rano na kacu do kościoła i potem już alkoholu nie tykał. Do następnego piątku. Wszyscy na wsi tak żyli, bo jakie tutaj mieliśmy rozrywki? Kobiety należały do Koła Gospodyń Wiejskich, a mężczyźni spotykali się w świetlicy na kielicha. Czy jeździliśmy do miasta? No pewnie. Ze 2 razy do roku. Najczęściej do lekarza.
W końcu nawet potulną Halinę zaczęło denerwować, że mąż coraz częściej zagląda do kieliszka. Właściwie to teraz trudno było znaleźć dzień, w którym byłby całkowicie trzeźwy.
Coraz częściej się kłócili. Ale Zbyszek nigdy nie podniósł na nią ręki. Co, zdaniem większości sąsiadek, już stanowiło o tym, że mąż z niego dobry, mimo że do alkoholu ma słabość...
Halina czuła się niezrozumiana. Gdy próbowała komukolwiek zwierzyć się ze swojego problemu, okazywało się, że wszyscy nadużywanie alkoholu traktowali jako normalność. A skoro Zbyszek nie awanturował się i nie stosował przemocy, to sytuacja była wręcz idealna.
Pojawiły się wnuki. Wszyscy synowie się ożenili, więc radość przynosiły im 4 wnuczki i 2 wnuków. Dzieci potrzebowały kontaktu z dziadkami, więc odwiedziny stały się częstsze, a niektóre z wnuków przyjeżdżały nawet na 2-tygodniowe wakacje. To wniosło powiew nadziei w życie Haliny, która znowu miała po co żyć.
Latami znosiła jego alkoholizm, ale gdy dowiedziała się o zdradzie, coś pękło
Pewnego dnia, łagodny zawsze Zbyszek, postanowił urządzić żonie awanturę. Wszystkie, latami zbierane żale, znalazły ujście. Kłócili się cały wieczór, z werwą która mogłaby dziwić u ludzi koło 80-tki.
- Zawsze żałuję, że posłuchałem rodziców i nie wybrałem jednak Kryśki od Nowaków. Gospodarkę mieli małą, posagu by nie było, ale jaka ona była... charakterna, namiętna!
- Ot, i skąd ty masz pojęcie o jej namiętności?! Rysiek jakoś nigdy nie wyglądał na to, żeby...
- A i wiem!!! Bo mi wiele razy to pokazała!!! Krew nie woda! Myślisz, że jak przez całą ciążę nic nie mogłaś, to zdrowy chłop by to wytrzymał?!
- Czy ty mi właśnie wyznajesz zdradę po tylu latach?!
- I tak ciebie to nie obejdzie. Całe życie byłaś zimna. Tylko po bożemu. A najlepiej to tylko, żeby dziecko począć. A gdzie jakaś czułość?! Dobrze, że Kryśka tyle lat mi w każdą sobotę życie umilała, bo inaczej to bym chyba już za młodu był jak żywy trup!
Tego było za dużo dla honoru Haliny. Ukochany mąż, zdradzający ją bezczelnie z Krystyną, mieszkającą kilka domów dalej, której całe życie skrycie nienawidziła. I to pod jej nosem. I pod nosem tego poczciwego Ryśka. I to wtedy, gdy była w ciąży.
Halina była zdecydowana. Po kilku dniach uznała, że już jej nie obchodzi wstyd przed całą wsią, skoro wiele lat temu jej mąż tego wstydu nie miał. Wykonała telefon, który zmienił jej życie.
- Halo, wnusiu? Rozwodzę się z dziadkiem. Ale nie wiem jak to zrobić. Zdrajca miał romans przez całą młodość i ja mu tego nie wybaczę. Możesz sprawdzić w internecie i mi pomóc?
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Odbiłam siostrze bliźniaczce chłopaka, który został moim mężem
Mama zawsze bardziej kochała młodszą siostrę, niż mnie
Były mąż mnie prześladował, bo nie mógł mnie mieć
Tydzień po narodzinach dziecka zorientowałam się, że nie kocham swojego faceta
Powiedział, że zanim pójdziemy do łóżka, musimy zrobić badania
Moja toksyczna matka wmawiała mi, że wszyscy mężczyźni to zło