Moja synowa to totalny pustak. Z przykrością stwierdzam, że syn poleciał na urodę i nie zauważył, że głupotę to ona ma dosłownie wypisaną na twarzy. Ostrzegałam go przed tą dziewczyną, ale miał klapki na oczach i nie chciał słuchać. Zarzucał mi, że wtrącam się w cudze sprawy i chcę urządzać mu życie na mą prywatną modłę.
Pierwsze wrażenie nie był najlepsze
Staram się nie uprzedzać do ludzi, ale naprawdę nie mam bladego pojęcia, skąd Robert wytrzasnął Martynę. Kiedy podpytywałam go, jak się poznali, natychmiast zmieniał temat. Zastanawiałam się, co ona ma do ukrycia, a to jedynie rozbudzało moją ciekawość. Syn zapewniał, że ona świetnie sobie radzi, a poza tym jest tak cudowną osobą, że na pewno pokocham ją całym sercem.
Nigdy nie miałam ambicji, aby być matką, która za wszelką cenę narzuca dziecku swoje zdanie oraz krytykuje jego życiowe wybory. W przypadku Martyny od razu zapaliła mi się czerwona lampka w głowie. Dobrze wiem, że atrakcyjna kobieta jest w stanie zawrócić w głowie najmądrzejszemu mężczyźnie i całkowicie go omamić. Sądziłam, że mój syn ma trochę więcej rozumu i nie da się złapać na ładną buzię.
Mówi się, żeby nie oceniać książki po okładce, ale kiedy Robert przedstawił mi Martynę, zbierałam szczękę z podłogi. Wcale nie dlatego, że zrobiła na mnie pozytywne wrażenie – wręcz przeciwnie. Była ubrana w tak mocno wydekoltowaną sukienkę, że bez problemu dało się zobaczyć, co nosi pod spodem. Do tego długie pazury pomalowane na jakiś dziwny kolor – coś pomiędzy czernią a granatem. No i ten makijaż – bardzo mocny, prawie że teatralny. Jak w ogóle można tak się malować na co dzień? Nie mam nic przeciwko upiększaniu się, ale w normalnych granicach.
– Mamo, to moja narzeczona, o której ci tyle opowiadałem – Robert aż pękał z dumy, a ja pomyślałam, że jego ojciec właśnie się w grobie przewraca.
– Miło mi bardzo – robiłam, co w mej mocy, aby syn nie zorientował się, że najzwyczajniej w świecie jestem zażenowana.
Nie miała nic do powiedzenia
Łudziłam się, że gorzej już nie będzie. Jednakże wystarczyło posłuchać Martyny. Operowała dość ubogim słownictwem, co drugie zdanie powtarzając, jakim to Robert jest uroczym misiaczkiem. To chyba jasne, że jako matce zależy mi na tym, żeby mój syn miał troskliwą i kochającą żonę, ale nie słodką idiotkę. Szczerze wątpiłam w to, aby ktoś taki był w stanie ogarnąć prowadzenie domu i wychowywanie dzieci. Robert zawsze pragnął mieć dużą rodzinę, ale do tego potrzebna jest odpowiednia kobieta. Tymczasem Martyna nie wydawała się idealną kandydatką. Co on takiego w niej widział?
Któregoś dnia Robert zapowiedział, że wpadnie po pracy na kawę. Na szczęście przyjechał sam, więc uznałam, że to świetna okazja do porozmawiania na temat jego narzeczonej.
– Zauważyłem, że nie przypadła ci do gustu – zaskoczył mnie tym wyznaniem, ponieważ uważałam, że nieźle poradziłam sobie z maskowaniem mych odczuć w stosunku do niej.
– Najważniejsze, żebyś był szczęśliwy – odparłam wymijająco.
– Daj spokój, przecież ślepy nie jestem, już wyrobiłaś sobie o niej zdanie.
– No cóż – westchnęłam – nie chciałam tego mówić, ale będziesz miał przez nią kłopoty.
– Po prostu jesteś uprzedzona.
– Nie, uprzedzona nie jestem – upiłam łyk kawy z filiżanki – ale swoje wiem.
– Jak zwykle najlepiej – nie podobała mi się złośliwość w jego głosie.
– Tylko cię ostrzegam, żeby potem nie było.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę o zupełnie nieistotnych sprawach, ale atmosfera pomiędzy nami była strasznie napięta. Robert jeszcze się przekona o słuszności moich słów.
Przyznał, czym zajmuje się jego partnerka
– Ty chyba żartujesz – nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam.
– Skoro tak bardzo chciałaś wiedzieć, no to już wiesz.
Byłam w szoku. Moja przyszła synowa pracuje w nocnym klubie jako tak zwana tancerka. Szczerze powiedziawszy, nie śpieszyło mi się do poznawania szczegółów, a sprawa ujrzała światło dzienne zupełnie przez przypadek.
Któregoś wieczoru wracałam z kawiarni, gdzie na pogaduszkach z przyjaciółką spędziłam kilka godzin i zajrzałam do Roberta. Przypomniało mi się, że miałam od niego pożyczyć książkę, a że kawiarnia znajdowała się niedaleko jego bloku, to wykorzystałam nadarzającą się sposobność. Zapytałam, gdzie jest Martyna, a on na to, że w pracy. Od słowa do słowa prawda wyszła na jaw. Mogłam jedynie przypuszczać, w jakich okolicznościach się poznali.
Nie rozumiałam, co poszło nie tak. Nie w ten sposób wychowałam mojego syna. Jak ja teraz ludziom w oczy spojrzę? Nie mieściło mi się w głowie, że on coś takiego w ogóle toleruje. Na jego miejscu zabroniłabym jej wyginania się przed obcymi facetami i pokazywania nagiego ciała. Byłam zażenowana i zawstydzona postawą Roberta. Rozczarował mnie, jak mało kto. Może to i dobrze, że jego ojciec tego nie doczekał, bo serce by mu się rozpadło na drobne kawałki.
W organizację ślubu i wesela nie wtrącałam się – uznałam, że jeśli Robert będzie potrzebował mojej pomocy, to sam o nią poprosi. Po cichu na to zresztą liczyłam, ale nic takiego nie nastąpiło. Odkąd byłam świadoma, że zostanę teściową tancerki z nocnego klubu, moje relacje z synem nie układały się wybitnie. Modliłam się o to, żeby cały ten idiotyczny pomysł z ożenkiem wyparował mu z głowy, ale najwyraźniej Bóg miał moje prośby w głębokim poważaniu. Grozą napawało mnie również to, że młodzi nie zamierzali podpisać intercyzy. Wspomniałam mu, że to nierozsądne, ale przypominało to walenie grochem w ścianę.
Szybko wyszło szydło z worka
Ponieważ miałam trochę problemów ze zdrowiem, a dokładnie z sercem, lekarz zalecił mi pobyt w sanatorium. Uznałam, że jest to coś, co mi się przyda. Zregeneruję organizm, a przy okazji odpocznę. Nie ukrywam, że związek Roberta z Martyną dał mi ostro w kość i odbił się na mojej kondycji psychicznej. Na kilka dni przed rozpoczęciem turnusu zwróciłam się do syna z prośbą o podwózkę.
– Przykro mi, ale nie jest to możliwe – rozłożył ręce w geście bezradności.
– Jak to? Coś się stało? – byłam zaniepokojona.
– Mamy przejściowe kłopoty finansowe, nic takiego.
– Straciłeś pracę? – przestraszyłam się nie na żarty.
– Nie, ale musiałem sprzedać auto i jeszcze parę drobiazgów – odpowiedział niechętnie.
– Co takiego?
– Niestety, to przez Martynę.
Już miałam na końcu języka „a nie mówiłam!”, ale zdołałam ugryźć się w niego w porę. Okazało się, że Martyna, zanim poznała Roberta, miała problem z hazardem. Nie pisnęła słowem do tego w obawie, że straci nią zainteresowanie. Usiłowała sama pospłacać długi, ale finał był taki, że wpędziła się w spiralę zadłużenia i miała komornika.
Robert dowiedział się o tym, gdy znalazł pismo z kancelarii. Dopiero wtedy przyznała się do wszystkiego. Dług był ogromny. Zgodził się jej pomóc, aczkolwiek pod warunkiem, że pójdzie na terapię, da sobie spokój z nocnym klubem i znajdzie inną pracę. Naturalnie się zgodziła, bo na nikogo innego poza Robertem liczyć nie mogła. Uważam, że świadomie go wykorzystała, niemniej zachowałam te przemyślenia dla siebie. Oby wyciągnął z tego stosowne wnioski na przyszłość, bo ja przecież tego za niego nie zrobię.
Anna, 59 lat
Czytaj także:
„Mój facet marzył o wakacjach we dwoje, a ja wybrałam farmę. Wolałam spędzić lato z kurami”
„Całe wakacje bardzo się pilnowałam, a na koniec pękłam. Mąż wymierzył mi karę za to, co zrobiłam”
„Chcieliśmy rozwinąć skrzydła za granicą, ale teściowa ściągała nas w dół. Mieliśmy się tu kisić przez żale starej baby”