„Mąż zdradził mnie i zostawił biedną kobietę z brzuchem. 20 lat później zaproponowałam jej, by zamieszkała z nami”

kobieta która wybaczyła mężowi zdradę fot. Adobe Stock
„Długo nie mogłam wybaczyć mężowi zdrady. Nigdy nie wybaczę mu jednak tego, że przez 20 lat ukrywał, że ma syna. Uciekł jak tchórz, zostawiając tę biedną kobietę i jej dziecko samych sobie”.
/ 28.10.2021 19:08
kobieta która wybaczyła mężowi zdradę fot. Adobe Stock

Jestem kierowniczką działu w dużej firmie, prawdziwym postrachem swoich pięciu pracowników. Gdy wchodzę do pokoju, dwóch mężczyzn i trzy kobiety siedzą jak trusie i w milczeniu wpatrują się w ekrany swoich komputerów, udając, że pracują.

Nikt nie podniesie głowy, nikt nie odważy się odezwać, ani nawet głośniej westchnąć. Nie chcą narażać się na cierpkie uwagi surowej kierowniczki. Wiem, że mnie nie lubią. Potrafię być nieprzyjemna, wymagająca i konsekwentna. Ale żadne z nich nie może mi zarzucić, że jestem niesprawiedliwa i nie dbałam o ich interesy. Przez długi czas nie miał dla mnie znaczenia fakt, że nie cieszę się sympatią swoich pracowników, że unikają ze mną kontaktu i ograniczają go tylko do załatwienia niezbędnych spraw służbowych.

Odgrodzenie się od wszystkich murem oschłości było dla mnie wygodne. Nie musiałam się sztucznie uśmiechać, rozmawiać o błahostkach, żartować, udawać, że jestem szczęśliwa. Bo przecież nie byłam! Od śmierci mojego syna Radka, dwudziestopięcioletniego jedynaka, który zginął w wypadku, minął ponad rok… Kamil, mój mąż, podobnie jak ja szukał zapomnienia w pracy. Był lekarzem. Co jakiś czas chodził do szpitala, na co dzień zaś przyjmował pacjentów w prywatnym gabinecie. Wracał do domu dopiero późnym wieczorem. Nie miał się do czego spieszyć. W dużym mieszkaniu czekałam tylko ja, smutna i zamknięta w sobie. Choć konto w banku rosło, narastała również nasza wzajemna obojętność. Nie potrafiliśmy już ze sobą rozmawiać tak jak dawniej.

Tamtego dnia w połowie czerwca miałam odbyć kilka rozmów kwalifikacyjnych. Rano przejrzałam pilne dokumenty, a potem sięgnęłam po życiorysy kandydatów na stanowisko mojego asystenta.
W pewnej chwili drzwi się uchyliły.
– Pani Joanno, przyszedł jeden z tych chłopaków. Przyjmie go pani od razu czy ma poczekać? – spytała sekretarka.
– Niech wejdzie – mruknęłam, nie odrywając wzroku od pliku kartek.
Chwilę później usłyszałam ciche pukanie i w drzwiach ukazał się młody mężczyzna. Na jego widok… dosłownie zamarłam z wrażenia. Zacisnęłam dłonie na blacie biurka, aż mi paznokcie zbielały.
– Jak się pan nazywa? – spytałam głosem lekko zachrypniętym ze zdumienia.

Ten mężczyzna był tak podobny do mojego zmarłego Radka, że aż oczom własnym nie wierzyłam! Dosłownie brat bliźniak! Tego samego wzrostu, około 190 cm, ten sam odcień włosów, identyczny kolor oczu i wykrój ust. Nawet kości policzkowe miał identyczne jak mój syn.
– Kamil Rudziński – przedstawił się, chyba trochę zaskoczony moją miną. Chwyciłam jego kwestionariusz. Przez kobietę imieniem Beata, o tym samym nazwisku co jego, przepłakałam niejedną noc… I to w czasie ciąży, kiedy wszelkie stresy były bardzo niepożądane.
– Jakie są imiona pana rodziców? – spytałam, próbując zachować spokój.
– Beata i Kamil – odpowiedział młody człowiek, coraz bardziej zaskoczony.
A więc imię dostał po ojcu! Przymknęłam na chwilę oczy i przywołałam w pamięci tamten feralny telefon…

Byłam wtedy w szóstym miesiącu ciąży. Gdy podniosłam słuchawkę, tak zwana „życzliwa” poinformowała mnie, że mąż ma kochankę, pielęgniarkę na tym samym oddziale, Beatę Rudzińską. Kamil nie zaprzeczył. Przepraszał, kajał się, obiecywał, że z tym skończy. Skończył dopiero po kilku miesiącach, gdy urodził się nasz Radek, a ta pielęgniarka przeniosła się do jakiejś innej przychodni. Mój mąż nie chciał opowiadać o szczegółach zakończenia tej znajomości. Dopiero teraz domyśliłam się jak to mogło się odbyć. Gdy Beata zaszła w ciążę – Kamil, uciekając od odpowiedzialności za swoje czyny, wrócił pokornie do małżonki.

A teraz zjawia się u mnie ich syn! Tak bardzo podobny do Radka, że aż mi się serce kraje… Podobnie jak Radek on też odziedziczył rysy twarzy po swoim ojcu.
– Niech pan mi opowie o sobie – powiedziałam łagodnie do chłopaka.
Musiałam się opanować, aby go nie wystraszyć swoim zachowaniem.
– Studiuję dziennie na czwartym roku wydziału matematyczno-informatycznego – zaczął, zacinając się z emocji. – Ale sytuacja rodzinna zmusiła mnie, żeby się przenieść na studia zaoczne i do pracy.

Mówił coś jeszcze, ale niewiele z tego do mnie docierało. Ważne było to, o czym chłopak wspomniał na początku.
– Może mi pan powiedzieć, na czym polega ta trudna sytuacja? – spytałam. – Jeżeli oczywiście uzna pan za stosowne zwierzyć się obcej osobie. Jestem jednak kierowniczką tego działu i jeśli przyjmę pana do pracy, mogę jednocześnie pomóc w rozwiązywaniu problemów życiowych.
– No nie wiem… – zawahał się, ale po chwili wyrzucił to z siebie. – Nie sądzę, żeby mogła mi pani pomóc. Moja mama zachorowała. Ma nowotwór płuc z przerzutami. Pracowała jako pielęgniarka, a teraz jest w domu na rencie, wystarcza nam to tylko na opłaty. Ja dorabiałem korepetycjami, ale to wszystko za mało. Muszę pracować i mieć stałe dochody. Nie mogę sobie dłużej pozwolić na studia dzienne. Dlatego zgłosiłem się do tej firmy.

Patrzyłam wstrząśnięta na ściągniętą bólem twarz tego młodego mężczyzny.
– A ojciec? – musiałam zadać to pytanie. – Nie może wam pomóc?
On nawet nie wie o moim istnieniu – wzruszył tylko ramionami.
– I pan też nic o nim nie wie?
– Wiem, że był lekarzem. Ale nie chcę mieć z nim nic wspólnego – stwierdził.

Potrzebowałam czasu, aby to wszystko przeanalizować. Czasu i spokoju. Nie próbowałam go pytać o doświadczenie zawodowe i te inne bzdury. Po co? To przecież nie miało teraz znaczenia…
Jest pan bardzo dzielnym człowiekiem – powiedziałam, patrząc mu poważnie w oczy. – Odpowiedź otrzyma pan może jeszcze dzisiaj. Proszę wracać do domu i czekać na telefon.
Uśmiechnęłam się do niego tak jak dawniej do Radka, kiedy chciałam go pocieszyć i podtrzymać na duchu. A gdy tylko zamknęły się z nim drzwi, opadłam na oparcie fotela i próbowałam się uspokoić. Tysiące myśli przebiegło mi przez głowę, czułam wewnętrzny chaos. Nadeszła chwila próby, w której będę musiała podjąć bardzo ciężką decyzję. Co robić?

Po śmierci syna Kamil rozpaczał tak samo mocno jak ja. Radek studiował na trzecim roku medycyny, chciał iść w ślady ojca. Mąż wiązał z nim ogromne nadzieje. Ale przecież jego drugi syn był również wspaniałym, zdolnym i mądrym chłopcem! Informatyka to w końcu bardzo trudny kierunek. Na miejscu męża przyjęłabym go teraz z otwartymi ramionami, w końcu to jego rodzone dziecko! Po mniej więcej godzinie bicia się z myślami wiedziałam już, co powinnam zrobić. Tuż po pracy, około osiemnastej weszłam do odrapanej, zdewastowanej klatki olbrzymiego bloku z wielkiej płyty.

Drzwi do małej kawalerki otworzył Kamil, syn mojego męża i jego kochanki. Był wyraźnie zaskoczony moim widokiem.
– Zaprowadź mnie do swojej mamy – powiedziałam, wręczając mu pudełko z ciastem. – I zrób nam herbaty.
Kamil, choć zdezorientowany, zrobił, o co prosiłam. Gdy po kwadransie wszedł z dwiema filiżankami do pokoju, w którym leżała jego mama, musiał się zdziwić jeszcze bardziej. Bo zobaczył dwie kobiety praktycznie dla siebie obce, które trzymały się za ręce i zalewały łzami.
– Mama ci wszystko opowie – powiedziałam, żegnając się z nim po godzinnej wizycie. – Najlepiej będzie, jak ona to zrobi. I nie miej pretensji, że podjęłyśmy pewne decyzje za twoimi plecami. Od ciebie jednak zależy, czy je zaakceptujesz. Jutro zadzwonię i mam nadzieję, że będziesz miał dla mnie dobre wiadomości.

Późnym wieczorem, gdy mój mąż wrócił do domu, czekały na niego kanapki i koniak. Był trochę zaskoczony, bo od dawna kolację jedliśmy oddzielnie. Usiedliśmy przy jednym stole, a ja opowiedziałam, co mi się tego dnia przydarzyło. Kiedy usłyszał, jaką decyzję podjęłyśmy z Beatą, zerwał się z fotela i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
– Jak to, Joanno?! Czy ty mówisz poważnie? Chcesz obcą kobietę wprowadzić do naszego domu? TĘ kobietę?
– Zgadza się – odparłam spokojnie, choć chłodno. – I nie masz tu nic do gadania. Dwadzieścia kilka lat temu ty podejmowałeś decyzje. Nie poinformowałeś mnie, że masz kochankę. Nie powiedziałeś, że ta kobieta jest z tobą w ciąży. Nie zapytałeś także, czy wyrażam zgodę na alimenty i kontakty z tamtym dzieckiem. To było podłe i tchórzliwe. Teraz więc my będziemy decydować. Zaprosiłam Beatę do naszego domu i oboje będziemy się nią opiekować do końca. A wierz mi, niewiele czasu zostało. Weźmiemy też pielęgniarkę, żeby się nią zajmowała w ciągu dnia. Beata zgodziła się na taki układ, chociaż ze względu na ciebie długo się opierała. Twój syn, mam nadzieję, zaakceptuje cię jako ojca, mimo że jesteś przykładem totalnego braku odpowiedzialności. Chcę, żeby chłopak mieszkał z nami tak długo, jak mu się spodoba. Będziemy dla niego rodzicami. Los tak chciał. Och, Kamil! – westchnęłam na koniec. – Żebyś ty wiedział, jaki on jest podobny do Radka!

Więcej prawdziwych historii:
„Wolę żyć bez matki niż ją przeprosić. Chce poznać wnuki? Sama powinna wyciągnąć do mnie rękę”
„Związek z mężem mnie nudzi, więc chcę odejść. Potrzebuję wrażeń, a nie siedzenia w domu i gapienia się w telewizor”
„Nie mam dla kogo żyć, bo mąż umarł, a córka jest dorosła. To smutne, ale nigdy nie żyłam dla siebie”
„Lata temu okropnie poniżyłem koleżankę. Myślałem, że mi wybaczyła, a ona zemściła się w najmniej spodziewanym momencie”

Redakcja poleca

REKLAMA