„Mój mąż nie rozumie, że nadwagę odziedziczyłam w genach. Myśli, że schudnę jak mnie zmotywuje”

Mąż każe mi schudnąć fot. Adobe Stock
Damian od małego uprawia sport i pilnuje diety, więc chciałby, żebym żyła tak samo. A ja wiem swoje i nie będę się dla jego widzimisię zmieniać.
/ 12.04.2021 12:07
Mąż każe mi schudnąć fot. Adobe Stock

Kiedy się poznaliśmy, byłam 15 kg szczuplejsza. Ale ile wyrzeczeń kosztowało mnie, żeby być szczupłą! To nie dla mnie. Ostatnio odchudzałam się 5 lat temu, żeby dobrze wyglądać w sukni ślubnej. Obecnie dobrze czuję się ze swoją nadwagą.

Damian nie rozumie, że nie chcę schudnąć

Mojemu mężowi wydaje się, że każda kobieta marzy o szczupłej sylwetce. Może kiedyś do niej dążyłam, ale dzisiaj nie jest to dla mnie żadnym priorytetem.

Mam męża, dzieci, pracę, którą lubię. I dobrze się ze sobą czuję, więc nie widzę powodu, żeby katować się drakońskimi dietami i ćwiczeniami.

Dla niego bieganie to pasja, mi kojarzy się z męczarnią. On uwielbia jazdę na rowerze, ja owszem, dojadę z punktu A do B, ale raczej z konieczności, a nie dla przyjemności. 

On trzyma dietę i dobrze wie, co jeść rano, a co wieczorem, ja i o 22:00 potrafię zajadać ciasto czy kanapki. Jesteśmy tak różni, a jednak się kochamy.

Jest tylko jedna rzecz, która doprowadza mnie do szału: jego obsesja na punkcie mojej nadwagi. 

Bo chociaż twierdzi, że mu się podobam, to uważa że powinnam się odchudzać dla zdrowia. A ja jestem zdrowa, otyłości nie mam.

Oponka na brzuchu nikogo jeszcze nie zabiła - jak mówi moja mama.

Skłonność do tycia odziedziczyłam w genach

Moi rodzice, rodzice mojej mamy, ojciec taty - oni wszyscy, odkąd pamiętam, byli grubi. Chyba jedynym wyjątkiem w naszej rodzinie była siostra mojej mamy, ciotka Bożena. Ale ona z tych, co ani psa nie dadzą uwiązać, ani mięsa nie tykają. Wegetarianka.

Ostatnio na 80. urodzinach naszej babci nawet tortu nie jadła, bo na śmietanie. Fanaberie.

W moim domu nikt nie żałował sobie ani dokładek, ani tłustych dań. Ciasto pojawiało się w każdą niedzielę, codziennie obiad z dwóch dań. Na pierwsze obowiązkowo zabielana zupa.

Jako dziecko zawsze byłam pulchna i później, z małymi przerwami, taka pozostałam.

Wiadomo, porównywałam się do innych dziewczyn w szkole i przy nich zawsze wyglądałam gorzej, za to nadrabiałam tym, co miałam do powiedzenia. Zawsze czytałam dużo książek, można było ze mną pogadać o tym i o owym.

Dzisiaj pracuję w domu kultury, prowadzę spotkania dla dzieci i młodzieży w bibliotece, robię to, co lubię. W czasie przerwy w pracy nigdy nie odmówię sobie kawałka ciasta z kawiarenki i wcale się tego nie wstydzę. 

Lepsze to niż ciągłe odmawianie sobie przyjemności.

Ćwiczę razem z mężem, a potem zajadam słodycze

Mam swoje ulubione słodycze, bez których nie wyobrażam sobie dnia. Nie jem codziennie czekolady, ale na małego batonika po obiedzie zawsze się skuszę.

Słone przekąski mogłyby dla mnie nie istnieć, za to pączka, ciasteczka czy lodów sobie nie odmówię.

Co z tego, że towarzyszę Damianowi w ćwiczeniach, skoro kiedy on idzie pod prysznic, ja zaglądam do szafki w poszukiwaniu swojej nagrody?

Gdyby nie ta jego obsesja, sięgałabym po to bez wyrzutów, a tak muszę się kryć. To dopiero jest niezdrowe!

Więcej prawdziwych historii:
„Moja żona to despotyczna wariatka. Poświęciłem dla niej wszystko, a ona nawet nie chce mieć ze mną dzieci”
„Przez pomyłkę lekarzy myślałam, że umieram. To były najgorsze dni mojego życia, za które nikt nie odpowiedział”
„Zięć wysyłał moją córkę na wojnę, bo zarabiała tam najlepiej. Ja bałam się o jej życie, a on balował za jej pieniądze”
„Zakochałem się w Magdzie, ale przespałem się z jej przyjaciółką. Obie zaplanowały ten test, którego nie zdałem”

Redakcja poleca

REKLAMA