Wstaję o 4:30 ale budzę się trochę wcześniej i leżę w ciemnościach, czekając, aż stary kominkowy zegar po mojej mamie wydzwoni jedno bum długie i głębokie, a drugie bim krótkie i dźwięczne.
Słucham oddechu mojego męża i sprawdzam, czy śpi spokojnie. Potem zapalam pierwszego papierosa. Niestety, na czczo, więc zaraz mi się kręci w głowie i muszę na chwilę przysiąść na wiklinowym koszu w łazience. Po prysznicu idę do kuchni i robię mocną kawę. Do filiżanki wsypuję odrobinę kardamonu i szczyptę imbiru, tak na czubek łyżeczki, wtedy aromat jest mocny i egzotyczny, a napój trochę szczypie w język, ale to nic – tak właśnie lubię.
Codziennie się nim zajmuję
Jeśli nic się nie dzieje, mogę jeszcze nałożyć na twarz krem, a nawet pomalować rzęsy i powieki. Jeśli nie, muszę biec do sypialni, żeby zająć się moim mężem. Zmieniam mu pampersy, myję go, włączam ssak, szykuję kroplówkę, oklepuję... Później zwijam moją pościel, ciepłym pledem dokładnie okrywam męża i wietrzę pokój. Potem – druga kawa i proszki dla mnie, ale wtedy już staram się siedzieć w kuchni i czekać, żeby przestało mnie ściskać w gardle. Jeżeli przestaje, to znak, że lekarstwo zaczęło działać.
I tak codziennie od 9 lat. Teraz to już działam jak automat, przyzwyczaiłam się, nauczyłam, oswoiłam. Na początku było ciężko. Przede wszystkim musiałam się pogodzić z tym, że młody, zdrowy, silny mężczyzna nagle stał się bezradny jak niemowlę i wymaga mojej opieki. Przecież nic tego nie zapowiadało...
Wyszedł, a właściwie wybiegł z domu, jak zwykle przeskakując po trzy stopnie lastrykowych schodów i na ostatnim półpiętrze się poślizgnął. Runął w dół tak nieszczęśliwie, że uderzył karkiem w żeliwną barierkę i tak już został. Nie podniósł się. Nie odzyskał przytomności. Nie wrócił do normalnego świata, nie ozdrowiał.
Nie ma co opowiadać, jak bardzo się starałam, żeby go uratować. Woziłam po różnych klinikach, choć to wymagało organizacyjnych cudów i strasznych pieniędzy. Sprowadzałam bioenergoterapeutów i cudotwórców od masażu i terapii alternatywnych. Oglądali go i badali najlepsi profesorowie. Nic z tego. Musiałam nasze życie poukładać na nowo, ograniczyć je do mieszkania, które zaczęło przypominać szpitalną salę. Nie było łatwo, ale jakoś sobie poradziłam i radzę do dzisiaj.
Jak wygląda mój dzień? O 7:20 wychodzę do pracy. Dziesięć minut wcześniej przychodzi teściowa i jest z Jędrkiem, dopóki nie wrócę. Czasem gotuje dla mnie jakąś zupę, ale nie bardzo to lubię. Wolę, żeby była przy Jędrku. Nie musi się odrywać od syna, bo ja wszystko przygotowuję. Czysta bielizna, ręczniki, podkłady są zawsze do jej dyspozycji, a mieszkanie lśni czystością, wszystko ma pod ręką, żeby tylko nie musiała się o nic kłopotać i odrywać od syna. Jej zadaniem jest mówić do niego, opowiadać o tym, co się wydarzyło, śpiewać, plotkować, czytać gazety. Tylko o to ją proszę.
Tak jest przez cały tydzień, z wyjątkiem soboty. Wtedy przychodzi wynajęta opiekunka, miła, dobra i przyjazna pani, która zostaje z moim mężem od 12 do 20. Te godziny to czas dla mnie. Muszę go mieć, żeby nie zwariować.
Zdradzam go, ale nie mam wyboru
Wtedy jadę na drugi koniec miasta do wynajętego mieszkania. Ono jest zupełnie inne niż to, w którym spędzam resztę tygodnia. Stoi w nim szeroka, bardzo wygodna kanapa, są fajne fotele i niski stolik, a na komódce pod oknem mam sprzęt grający świetnej jakości. I jeszcze miękki dywan, na którym można się kochać do woli.
Bo to mieszkanie do tego właśnie mi służy. Raz w tygodniu, w każdą sobotę spotykam się tu z różnymi mężczyznami i kocham się z nimi bez opamiętania. Są to różni faceci, czasami znajomi z pracy, czasami koledzy z dawnych lat, ale także chłopcy z internetowych randek. Warunek jest jeden – nie mogą o nic pytać i wchodzić w moje osobiste sprawy. Z takimi natychmiast zrywam znajomość.
O tych mężczyzn nie muszę się specjalnie starać. Ci, którzy wiedzą, jak u nas jest, sami czasem proponują spotkanie. Może myślą, że robią dobry uczynek? Na ogół nie odmawiam, bo z takimi mam pewność, że będą dyskretni. Najczęściej są żonaci, nie chcą żadnych stałych związków, żadnych komplikacji, a to mi odpowiada. No i robią cuda, żebym była zadowolona.
Zdarzało się, że jeden wychodził, a za parę minut przychodził inny. Muszę powiedzieć, że to było fajne. Czułam, że wówczas puszcza to straszne napięcie, które mi usztywnia kark tak, jakby był z kamienia. Dobrze wtedy spałam i nie brałam pigułek uspokajających.
Nie za często jednak mogę się w ten sposób umawiać. Zawsze się trochę boję, że coś nie zagra i na przykład obaj się spotkają przed moimi drzwiami. Nie chciałabym, żeby tak było. Na razie nie myślę o grupowym seksie. Nie o to mi chodzi... Ja potrzebuję zdrowego, sprawnego mężczyzny, który mnie przytuli i przy którym, choć na chwilę zapomnę o całym świecie.
Potrzebuję, żeby mi się nie śniło, że mój Jędrek nagle wstaje i znowu jest silny, zręczny, że mnie całuje i na całym ciele czuję ten dreszcz, z którym nie wiem, co zrobić po przebudzeniu.
Dzięki nim pomagam mężowi
Potrzebuję również pieniędzy. Oczywiście, mogłabym je zarobić inaczej. Uczciwie. Mogłabym sprzątać u kogoś albo pilnować cudzych dzieci, albo jeździć na wrotkach po markecie i układać towar na półkach. Mogłabym, gdyby mój mąż mógł zostać sam w domu, to znaczy, gdybym ja mogła go zostawić samego. Ale tak nie jest. Więc, kiedy jeden z moich kochanków zostawił mi pod poduszką pokaźny zwitek dolarów, zrozumiałam, że oto ściskam w garści nowy materac dla Jędrka. Przestaję się bać odleżyn, stać mnie nawet na kilka dodatkowych masaży, bez których przykurcze mięśni postępują z piorunującą szybkością.
I natychmiast zdecydowałam, że nie ma w tym nic złego, jeśli ktoś mi daje pieniądze za to, że mu było ze mną dobrze i miło. Będę je brała, bo w życiu nie ma nic za darmo. Ani lekarstw, ani podkładów, ani kawałka plastikowej rurki nie dostanę w aptece za friko, a my potrzebujemy wszystkiego dużo i dobrej jakości. Na przykład proszek do prania, to nie może być jakaś podrabiana tandeta, bo Jędrek zaraz dostaje uczulenia, a jego skóra jest szczególnie delikatna i wrażliwa.
Muszę mieć siłę i muszę mieć kasę. Nie znalazłam innego sposobu na jedno i drugie, niż to moje drugie życie raz w tygodniu. Kiedy stamtąd wychodzę, jestem jak naładowana bateria. Mogę normalnie pracować, działać i myśleć przez kilka następnych dni.
Kiedyś przyszła mi do głowy taka myśl: ja jestem chora i wymagam opieki, a Jędrek robi to, co ja teraz. Czy miałabym do niego żal? Czy chciałabym, żeby przestał, siedział przy mnie coraz biedniejszy, coraz bardziej bezradny, sfrustrowany i może coraz bardziej miał mnie dosyć? Nie umiałam jednak rozpoznać moich uczuć. Z jednej strony chciałabym, żeby korzystał z życia, a jego dzień wyglądał w miarę normalnie. Z drugiej strony poczułam zadrę w sercu na myśl, że mógłby mnie zdradzać z innymi kobietami. Więc, już się nad tym nie zastanawiam. Jest jak jest i będzie, co ma być.
No, jest jeszcze jedno wyjście. Oczywiście proponowano mi dla Jędrka różne domy opieki. Nawet teściowa kiedyś o tym wspomniała, ale takie rozwiązanie w ogóle nie wchodzi w rachubę. Będę z nim, dopóki się nie obudzi i nie wróci do mnie. Kropka! Koniec dyskusji! Chciałam jeszcze powiedzieć, że mam 32 lata, a wypadek mojego męża zdarzył się 8 miesięcy po naszym ślubie...
Więcej listów do redakcji:„W wieku 16 lat oddałam córkę do adopcji. Teraz uratowałam życie wnuczce, która była ciężko chora”„Mój narzeczony pochodził z majętnej rodziny z koneksjami, a ja nie śmierdziałam groszem. To nie mogło się uda攄W wieku 45 lat zostanę po raz drugi mamą i po raz pierwszy babcią. Nie planowałam tego, ale tak w życiu bywa”