Jak mogłam nie zauważyć przed ślubem, że Tomek jest takim skąpcem? Kocham mojego męża, to wspaniały facet, ale ma jedną poważną wadę, przez którą, niestety, trudno z nim wytrzymać – to paskudne skąpstwo...
Uff, nareszcie w domu! Z ulgą zamknęłam za sobą drzwi i postawiłam siatki z zakupami.
„A to co? Światło się pali w kuchni, czyżby małżonek wcześniej wrócił?” – zdziwiłam się i poczułam przyspieszone bicie serca.
Wiedziałam, że tym razem nie dam rady ukryć przed nim wartości moich zakupów.
– Cześć, skarbie, klient odwołał spotkanie, czekam na ciebie od dwóch godzin, a ty, jak zwykle, buszujesz po sklepach – patrzył na mnie z wyrzutem.
– Kupiłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, coś do jedzenia, jakieś środki czystości, trochę ubrań dla dzieci, wszystko oczywiście z najtańszego marketu dyskontowego, tak jak chciałeś – tłumaczyłam, żeby uniknąć kłótni.
– Pokaż, co tam masz – powiedział, zaglądając do torebek. – A to co? Buty? To już chyba trzecia para w tym sezonie! – wybuchnął. – Czyś ty, kobieto, zwariowała?! – krzyknął.
– Odczep się, pracuję i mam prawo wydawać swoje pieniądze! – wrzasnęłam. – Ty nie wydajesz, ty szastasz forsą, to nieodpowiedzialne! Czy ja wydaję kasę na fanaberie?! – pouczał mnie.
– Nie, bo jesteś sknerą, mamy wszystko, co potrzeba i spore oszczędności, a tobie ciągle mało! – krzyczałam.
Takie kłótnie zdarzały nam się często
Zastanawiałam się nieraz, jak mogłam nie zauważyć przed ślubem, że Tomek jest takim skąpcem. Poznaliśmy się w czasie studiów, a wtedy obojgu nam brakowało pieniędzy i musieliśmy ostro oszczędzać.
Podziwiałam wtedy Tomka, że potrafi dobrze gospodarować pieniędzmi ze skromnego stypendium i korepetycji. Wydawało mi się, że to zaradny i odpowiedzialny facet, dobry kandydat na męża i ojca. Ślub wzięliśmy, gdy oboje mieliśmy stałą pracę. Ja byłam nauczycielką, a mąż rozkręcał swoją firmę handlową. Wiodło nam się nieźle, więc sądziłam, że nie musimy już liczyć każdej złotówki.
Ustaliliśmy, że ja z mojej pensji będę opłacać rachunki i robić zakupy spożywcze
Tomek odkładał pieniądze na inwestycje w swojej firmie, na kupno mieszkania i na nowy samochód. Moja pensja nie wystarczała jednak na życie i często pod koniec miesiąca musiałam prosić męża, żeby dołożył mi na zakupy.
Niestety, Tomek nie rozumiał, że potrzeby naszych córeczek sporo kosztują i robił mi z tego powodu awantury. Oskarżał mnie, że nie umiem gospodarować pieniędzmi. Najgorsze było jednak to, że musiałam wstydzić się za niego przed znajomymi i rodziną. Gdy byliśmy u kogoś w odwiedzinach, mąż objadał się i upijał.
– Skoro częstują, to trzeba korzystać – twierdził.
On sam najchętniej podejmowałby gości herbatą i paluszkami. Kiedy musiał już kogoś zaprosić, to kazał kupować mi najtańszą kiełbasę na grilla i najtańszy alkohol.
– Jak ci nie wstyd – dziwiłam się i robiłam normalne zakupy za swoje pieniądze.
Podobny problem był z wyprawianiem świąt. Musiałam brać w pracy pożyczki, aby nasz świąteczny stół nie wyglądał jak u nędzarzy.
Coraz częściej myślałam, że nie chcę tak żyć
Miałam dość tego ciułania, ubierania się na bazarku i wyjazdów na działkę za miastem. Marzyłam, żeby kupić sobie jakiś modny ciuszek, wyjść do restauracji na obiad, a urlop spędzić nad morzem. Próbowałam rozmawiać o tym z mężem, ale wszystko na nic.
Tomek największą radość czuł, gdy obserwował rosnącą sumę na naszym koncie.
– To jest zabezpieczenie finansowe na przyszłość dla nas i dla naszych dzieci – mówił z dumą. – Nie chcę drżeć ze strachu, że kiedyś mój zakład upadnie, albo zachoruję i zostaniemy bez grosza.
Raz jedyny mój mąż zrozumiał, że przesadził ze swoim skąpstwem. Była wtedy u nas jego mama i brat z żoną. Teściowa mieszka na drugim końcu Polski, więc rzadko nas odwiedza.
– Trzeba ich jakoś ugościć, przygotuj, skarbie, uroczystą kolację – prosił.
– Dobrze, ale musisz dać mi kasę na zakupy, bo ja zapłaciłam rachunki, kupiłam łóżeczka dla dziewczynek i jestem spłukana – powiedziałam.
– Jak zwykle – mąż spojrzał na mnie z wyrzutem i podał mi 150 złotych.
– Co ja mam za to kupić? – westchnęłam ciężko, patrząc na dwa banknoty.
– Kup coś na ciepłe danie, zrobisz jakieś przystawki, sałatki i ciasto, tak żeby było jak na święta – powiedział.
Parsknęłam śmiechem, ale Tomek jakby w ogóle tego nie zauważył:
– Kup też jakąś dobrą wódkę i zgrzewkę piwa – polecił.
Niewiele mogłam kupić za pieniądze od Tomka, więc kolacja na cześć teściowej była raczej skromna
– Macie problemy finansowe? – spytał szwagier, gdy następnego dnia jedliśmy odgrzewane resztki z kolacji.
– Nie, skądże znowu – zapewnił go Tomek, zerkając na mnie z wściekłością. – Mogłaś się bardziej postarać, prosiłem cię, żeby było jak na święta! Wstyd mi za ciebie, co z ciebie za gospodyni! – syknął, gdy byliśmy sami w kuchni.
– Jak możesz mieć do mnie pretensje! – rozzłościłam się. – Dałeś mi nędzne 150 złotych i oczekiwałeś, że ja za taką kasę wyprawię przyjęcie, jak dla angielskiej królowej? Proszę, tu masz paragon ze sklepu, przekonaj się, że nie przehulałam twoich pieniędzy!
– O Jezu, ale zdzierają w tych sklepach! – jęknął, wpatrując się w paragon. – Ale w markecie na drugim osiedlu była promocja na mięso, na pewno to przegapiłaś.
Tamtego dnia po raz pierwszy poważnie pomyślałam o rozwodzie, bo zrozumiałam, że Tomasz nigdy się nie zmieni. Szkoda mi było jednak dzieci.
Tomek jest dobrym ojcem dla naszych bliźniaczek
Ma z nimi fantastyczny kontakt. Czyta im bajki, zabiera na spacery, pamięta o terminach szczepień. Jest też fajnym facetem, inteligentnym, czułym i odpowiedzialnym, tylko to jego skąpstwo jest nie do wytrzymania.
Na domiar złego szkoła, w której pracowałam, została zlikwidowana i straciłam pracę. Musiałam szybko znaleźć nowe zajęcie, bo nie wyobrażałam sobie, że mogłabym być na utrzymaniu męża. Koleżanka ze studiów namówiła mnie na założenie klubu fitnessu i to był strzał w dziesiątkę. Mamy coraz więcej klientek, a ja nareszcie nie muszę prosić męża, aby dał mi pieniądze na zakupy.
Nie pozwalam mu też kontrolować moich wydatków. Co więcej, postanowiłam nie mówić mężowi o wszystkich moich dochodach. Wiem, że to nie jest uczciwe, ale dzięki temu mogę raz w miesiącu poszaleć w galerii handlowej bez obaw, że małżonek zrobi mi w domu awanturę.
Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”