„Moi rodzice się wściekli, kiedy okazało się, że mój chłopak jest szewcem. Wszystko przez wujka, który był zakałą rodziny”

Rodzice niezadowoleni z partnera córki fot. Adobe Stock
Rodzice uważali, że ich jedynaczka zasługuje co najmniej na milionera, a ja zakochałam się w kimś takim!
/ 15.04.2021 12:23
Rodzice niezadowoleni z partnera córki fot. Adobe Stock

Michała poznałam przypadkiem. Doskonale pamiętam tamten dzień, to było sześć lat temu. Pracowałam jako sprzedawczyni w sklepie odzieżowym w galerii handlowej i jednocześnie pilnie studiowałam filologię angielską. Do pracy poszłam, żeby odciążyć rodziców. Bo nigdy zbytnio nam się nie przelewało.
– Dobra z ciebie córcia, Wiktorio. Rozsądna, uczynna, a w przyszłości z tytułem magistra – mówili rodzice.

Byli ze mnie naprawdę dumni. Ja z nich też. Bo chociaż nie mieli wykształcenia ani bogactwa, to mieli coś znacznie cenniejszego: życiową mądrość, której nie zdobędzie się na żadnych uczelniach. Od dziecka mi wpajali, że najważniejsza w życiu jest uczciwość i podążanie za własnymi marzeniami.
– Życie masz jedno, córeczko. Szkoda, aby było nijakie. Rób tak, żebyś nigdy nie żałowała, że czegoś nie osiągnęłaś, nie zobaczyłaś, nie poznałaś – mawiali.

Mimo swojego otwartego podejścia, w jednej kwestii rodzice zachowywali się stereotypowo. Ponieważ byłam ich jedynym, ukochanym dzieckiem, wyobrażali sobie, że zapewne zostanę żoną księcia z bajki. A przynajmniej szanowanego prawnika, lekarza albo bogatego biznesmena. Nikt inny nie wchodził w grę. Niby nie mówili tego wprost, lecz potrafiłam wyczytać to z ich mimochodem rzucanych uwag podczas rodzinnych dyskusji.

Uśmiechałam się wtedy tylko, bo na razie męża nie szukałam. W tygodniu pracowałam, popołudniami się uczyłam, a weekendy spędzałam na uczelni. Nie miałam więc zbyt wielu okazji do flirtów. Aż któregoś zimowego dnia Grażynka, bliska koleżanka, z którą pracowałam, zaproponowała mi wspólny wypad do pobliskiej pizzerii.

Właśnie wbijałyśmy zęby w smakowite, gorące ciasto z serem i pieczarkami, kiedy nagle Grażynka spojrzała gdzieś za moje plecy i wykrzyknęła radośnie:
– Michał! Odwróciłam się i ujrzałam wysokiego szatyna, który z szerokim uśmiechem podążał w naszym kierunku.
– Grażka! – też był wyraźnie uradowany widokiem mojej koleżanki.
Grażynka traktowała go jak rodzonego brata Wyściskali się serdecznie, a kiedy nieco ochłonęli, Grażyna dokonała prezentacji.
– Wiki, to Michał, mój kumpel z piaskownicy – i oboje parsknęli śmiechem.
Okazało się, że jako dzieci bawili się w tej samej piaskownicy, potem poszli razem do podstawówki i liceum. Dopiero na studiach ich drogi się rozeszły.
– Misio jest dla mnie jak brat – szczebiotała szczęśliwa Grażyna.

Spędziliśmy we trójkę wspaniały wieczór. Michał z każdą minutą coraz bardziej mi się podobał. Był wesoły, oczytany, inteligentny. I patrzył na mnie jakoś tak ciepło. Wieczorem zasypiałam, mając w uszach jego śmiech. Do pracy poszłam rozkojarzona. Jednak postanowiłam nie zwierzać się znajomej, że zadurzyłam się w jej przyjacielu. „Przecież nic o nim nie wiem. Może ma dziewczynę? Jeszcze się wygłupię, jak zacznę wypytywać o niego. No to będę udawała, że nie zrobił na mnie wrażenia” – postanowiłam w duchu. Ale nie musiałam niczego udawać.

– Wiktorio, Michał dzwonił do mnie dziś rano. Mówił, że mu się bardzo spodobałaś. Mogę mu dać twój telefon? To jest naprawdę cudny chłopak, a jakoś nie miał w życiu szczęścia do dziewczyn. Mogę? – spytała Grażynka, gdy się spotkałyśmy nazajutrz. – Proszę, zgódź się.
Tak mnie zaskoczyła tym, co powiedziała, że zapomniałam o swoim postanowieniu i wypaplałam jej o swoich uczuciach do uroczego Michała:
– On mi się też bardzo spodobał. Przez całą noc nie mogłam o nim zapomnieć.
Grażynka była ostatnią osobą, która drwiłaby z czyichś uczuć. W odpowiedzi na to wyznanie wyściskała mnie serdecznie niczym rodziną siostrę.
– Byłoby wspaniale, gdybym wam się udało. Będę trzymać kciuki – zapewniła.

Michał zadzwonił jeszcze tego samego popołudnia. Tuż po mojej zmianie.
– Witaj – powiedział spokojnie, a mnie serce zaczęło walić jak oszalałe. Wymieniliśmy kilka zdawkowych uwag, zanim powiedział powoli: – Nie chciałbym wyjść na podrywacza, ale od wczoraj nie mogę przestać o tobie myśleć... Chciałbym, żebyśmy się lepiej poznali. Czy moglibyśmy się spotkać?

Tamten spacer potwierdził moje pierwsze wrażenie

Słysząc to, o mało nie zaczęłam tańczyć z radości. Natychmiast się zgodziłam i umówiliśmy się na piątkowy wieczór. Najpierw poszliśmy na grzane wino, a potem na długi spacer po mieście. Pokryte śniegiem, skąpane w kolorowych świątecznych iluminacjach wyglądało jak z „Baśni tysiąca i jednej nocy”. Nie mogliśmy się rozstać… Podobał mi się ten chłopak. Ja jemu chyba też, bo zaproponował kolejne spotkanie.

I tak zaczęliśmy się regularnie widywać. Okazało się, że mamy podobne poglądy na życie, zainteresowania, a także poczucie humoru. Z każdym dniem coraz bardziej czułam, że się zakochałam. Michał też deklarował uczucie. Byłam taka szczęśliwa…

Mój chłopak studiował projektowanie użytkowe na artystycznej uczelni. Zamierzał przejąć po swoim ojcu zakład szewski. Ale nie taki zwyczajny. Ojciec Miśka prowadził bowiem znaną pracownię szyjącą luksusowe obuwie na miarę. Buty zamawiały u niego nawet gwiazdy z pierwszych stron gazet. Aż buzię otwierałam z zachwytu, kiedy Michał opowiadał o znanych klientkach i o swojej pasji, którą zaszczepił w nim ojciec.
– Tato uczy mnie tego fachu od lat, ale dzięki studiom zdobędę jeszcze solidniejsze podstawy do projektowania i szycia butów. To naprawdę ciekawa praca, a zarazem bardzo trudna sztuka. Chcę się tym zająć w przyszłości – twierdził. I aż dostawał wypieków, kiedy zaczynał opowiadać o tym, jak powstają buty.

Sprawiał wrażenie, jakby był kompozytorem albo malarzem, a nie szewcem. Mówił o tym z taką pasją! Pokazywał mi zaprojektowane i uszyte przez siebie buty. Naprawdę robiły wrażenie. A przy tym mój chłopak, z natury skromny i przekorny, oczywiście lubił podkreślać, że jest tylko szewcem. Imponował mi tym i wieloma innymi cechami. Dobrze mi z nim było. Wkrótce nie wyobrażałam sobie życia bez niego i jego pracowni.
– Córcia, a co ty taka radosna chodzisz ostatnio? Zakochałaś się może? – spytał mnie tatko jakiś miesiąc po tym, jak poznałam Michała.
– Tak jakby – uśmiechnęłam się.
– To zaproś go do nas na niedzielny obiad – zaproponowała od razu mama. – Zrobię twoje ulubione gołąbki.

Dwa bukiety kwiatów, butelka koniaku i gołąbki

Uśmiechnęłam się szeroko. Mamine gołąbki z sosem grzybowym to była poezja smaku. Wiedziałam, że Michał nie odmówi. Sam niedawno zasugerował, że chętnie zaprosiłby mnie do swoich rodziców oraz poznał moich.

Tak się jednak złożyło, że do niedzieli nie miałam czasu usiąść i spokojnie opowiedzieć rodzicom o moim wybranku. Miałam zwariowany tydzień w sklepie – wyprzedaże i wymiana kolekcji, a na uczelni zaczęła się sesja. Przychodziłam do domu zmęczona, niemal od razu siadałam do książek, a wieczorem zasypiałam jak niemowlę. Rodzice z kolei byli zajęci remontem u babci. Widywałam ich więc albo o świecie, albo tuż przed snem, kiedy wszyscy byliśmy zbyt zmęczeni, aby mieć siłę na rozmowę. I tak nadeszła niedziela. Zajęcia kończyłam o godzinie 15. Godzinę później miał odwiedzić nas Michał. Ledwo wpadłam do domu i wzięłam szybki prysznic, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.

Misiek przyniósł dwa bukietów kwiatów „dla dam” – jak to określił. I butelkę dobrego koniaku dla taty. Gołąbki zjadł z takim apetytem, że aż mu się uszy trzęsły. A gdy poprosił o dokładkę, wiedziałam, że mamę „ma w kieszeni”. Z tatkiem zgadał się o piłce nożnej i rajdach samochodowych. Debatowali, jakby się znali od zawsze. Patrzyłam na nich i fala ciepła zalewała mi serce. Widziałam, że cała trójka bardzo przypadła sobie do gustu. Dlatego to, co wydarzyło się przy deserze, było jak tragifarsa.

Tato nalał do kieliszków nalewki domowej roboty, mama podała szarlotkę, atmosfera jeszcze bardziej się rozluźniła.
– A czym ty się, synku, właściwie zajmujesz? Wybacz śmiałość, ale jestem ciekawy – tatko uśmiechnął się do Michała, bo nic nie zapowiadało katastrofy. Rumiany od nalewki Misiek tylko spojrzał na niego i zanim zdążyłam zareagować, wypalił po swojemu:
– Jestem szewcem.

Syberyjski mróz na zmianę z apopleksją

Tatko w jednej sekundzie spoważniał, policzki mu spurpurowiały, chwycił się za serce i spojrzał na mnie przerażony. Mama dla odmiany pobladła jak ściana. Atmosfera przy stole w ułamku sekundy, zrobiła się chłodna niczym arktyczna zima. A przecież mogłam się tego spodziewać! Niestety, zapomniałam uprzedzić Michała, że słowo „szewc” nie kojarzy się w naszym domu najlepiej. Mieszkający nieopodal bliski kuzyn taty imał się właśnie tego fachu. I był prawdziwą zakałą rodziny.

Oczywiście nie z powodu zawodu, tylko nadmiernych ciągotek do alkoholu i wyżywania swoich frustracji na biednej żonie i nieszczęsnych dzieciach. Ileż to razy ciocia Jadzia pukała do naszych drzwi w środku nocy, posiniaczona, z trójką przerażonych maluchów uczepionych jej spódnicy… Mama bez słowa słała im wtedy w gościnnym, karmiła i wspólnie z tatą namawiała ciotkę, żeby wreszcie pogoniła męża tyrana i damskiego boksera.

Sęk w tym, że Jadzia nie wyobrażała sobie życia bez mężczyzny, nawet najgorszego. W myśl zasady: „Niechby pił, niechby bił, byle był”. I absolutnie żadne argumenty do niej nie docierały! Grochem o ścianę… Cała ta chora sytuacja odbijała się nie tylko na cioci i dzieciach, choć w nich uderzała najdotkliwiej, ale burzyła też spokój naszego domu. Rodzice chodzili zmartwieni, ja zdenerwowana. Ileż to razy tatko podejmował próby „poważnej rozmowy” z wujkiem! Ile razy mama odchorowywała noce nieprzespane ze zgryzoty. Wszystko na nic: bezmyślny, zamroczony alkoholem „wujcio” miał gdzieś uczucia bliskich, uważając, że nie robi nikomu nic złego. Był w naszych oczach wcieleniem zła, a te emocje przenosiliśmy na jego zawód.

„Jasny gwint! – zaklęłam w duchu. – Że też nie przyszło mi do głowy, żeby powiedzieć o tym Michałowi!”. Na szczęście Michał wykazał refleks. Załapawszy, że coś jest nie tak, powiedział z przepraszającym uśmiechem:
– Chyba podpadłem… Państwo pozwolą, że wyjaśnię szczegóły mojej pracy, a zarazem pasji, którą w mojej rodzinie od pokoleń dziedziczy każdy syn. I opowiedział moim przerażonym staruszkom, jakim zamierza być szewcem, jakie buty planuje szyć, jakich materiałów chce poszukiwać.

Rodzice jakby pojaśnieli, ale atmosfera do końca wieczoru pozostała lekko zagęszczona. Po pewnym czasie Michał pożegnał się więc speszony i wyszedł. A ja postanowiłam przemówić moim staruszkom do rozsądku.
– Wiecie, co to jest stereotyp? Przecież wiecie! Dlaczego więc przykładacie jedną miarę do wszystkich? To do was niepodobne! Krzywdzicie tego chłopaka, myśląc, że jest jak wuj. Przecież to są dwaj różni ludzie! Michał jest wykształcony, otwarty na świat, a wuj zawsze był zwykłym prostakiem! – grzmiałam.

Tego wieczoru rozstaliśmy się w milczeniu, ale rano rodzice poprosili mnie o numer telefonu Michała. Tatko zadzwonił do niego skruszony, przeprosił za niemiłą reakcję i wytłumaczył kontekst sytuacji. Atmosfera się oczyściła. Od tamtych wydarzeń mija sześć lat. Od czterech jesteśmy z Miśkiem szczęśliwym, spełnionym małżeństwem.

Projektuje, kroi, szyje… Co ciekawe, nie on jeden

Pracownia obuwia mojego męża rozwija się wspaniale. Tym bardziej że oprócz mistrza, czyli swojego ojca, Misiek ma w niej jeszcze pomocnika w osobie… mojego taty. Tak, tak, będący już na emeryturze tatko tak się zainteresował tym zawodem, że żadna siła nie może go teraz z pracowni wyciągnąć! Kroi, szyje, pomaga, a wieczorami ze szczegółami opowiada mamie o swojej nowej pasji. A gdy nie daj Bóg usłyszy, że ktoś mówi o szewcach lekceważąco, to daje taki wykład, że aż strach mu się sprzeciwić.

Czasem uśmiecham się pod nosem, słysząc, z jakim entuzjazmem opowiada o swoim zajęciu, a także o zięciu, który jest dla niego wzorem pracowitości i pomysłowości. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu omal nie zszedł na zawał, kiedy usłyszał, że pragnę zostać żoną nie księcia z bajki, tylko szewca… 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Rok mieszkałam z teściami. Teściowa wtrącała się we wszystko
Znaliśmy się 2 lata, ale on nie chciał przedstawić mnie rodzinie
Być kochanką to jak żywić się resztkami i odpadkami z cudzego stołu

Redakcja poleca

REKLAMA