Drzwi na ganek próchnieją. Nie przetrzymają następnej zimy. Piec dymi, ale przegląd kosztuje, więc daję spokój. Okno na górze się nie domyka, cały dom woła o remont, tylko skąd na to brać?
– Sprzedaj tę ruderę – namawia moja kuzynka. – Kupisz sobie pokoik w blokach i odżyjesz!
Dobrze jej gadać… A co, jeśli przyjedzie Michał? Jak do mnie trafi, skoro się wyprowadzę nie wiadomo gdzie? Kuzynka jak zwykle kiwa głową z politowaniem.
– A, już ci tam przyjedzie! Tyle czasu nie daje znaku życia, nie obchodzi go twój los i nagle miałby się zjawić? Naiwniaczka!
Chciałam wyjść za mąż, czy to coś złego?
Zawsze po takiej rozmowie mam złe sny. Budzę się w środku nocy, serce mi wali z lęku, odsłaniam okno i patrzę w ciemność.
– Gdzie ty jesteś? – pytam, jakby mógł mnie usłyszeć. – Czemu nie dzwonisz, nie piszesz, nie dajesz znaku życia? Niemożliwe, żebyś wszystko zapomniał… To była tylko jedna głupia kłótnia, czemuś się tak zaperzył?
Zapalam lampkę i patrzę na jego zdjęcie. Zawsze stoi na moim nocnym stoliku, a czasami nawet kładę je na poduszce obok swojej, żeby był blisko. Na tym zdjęciu uśmiecha się do mnie. Nie ma złych oczu
– inaczej niż wtedy, gdy pakował swoje rzeczy, a ja mówiłam:
– Michał, nie wygłupiaj się! Przepraszam… Wyrwało mi się, nie chciałam ci dopiec!
Znowu mi się wydaje, że słyszę, jak trzaska drzwiami na dole. Skrzypi furtka, potem trzask zamka i oddalające się kroki na śniegu, coraz cichsze… Kiedy zbiegam po zakręconych schodach i wypadam na ulicę, jego ślady są już prawie niewidoczne. Padają mokre, ciężkie, białe płaty i przykrywają świat puchową kołdrą. Nie ma księżyca ani gwiazd; jest niskie, szare, ołowiane niebo.
O co nam poszło?
Otóż zapytałam, kiedy weźmiemy ślub. Tyle lat razem, znamy się jak łyse konie, sporo przeszliśmy, nie robimy się młodsi… Chciałam zatem wiedzieć, na czym stoję. On na to, że po co nam papier. Czy tak, jak jest, nie może zostać? Ja, że mogłoby, ale chcę być pewna swego. Nie chodzi mi o złote kółko na palcu, tylko o to, żeby móc normalnie chodzić do kościoła i przyjmować sakramenty. Że to dla mnie ważne…
– Facet w czarnej sukience ma mi dyktować, jak żyć? – Michał nie kryje wściekłości. – Wiedziałaś, że ja lubię wolność. Kiedyś ci to nie przeszkadzało!
Od słowa do słowa skaczemy sobie do gardeł. Oboje jesteśmy wybuchowi; jak się rozpędzimy, trudno nas zatrzymać… Zaczynam płakać. Michał krzyczy, że jak się nie ma racjonalnych argumentów, to się manipuluje przeciwnikiem za pomocą łez!
– Nie manipuluję tobą. Jestem po prostu nieszczęśliwa. Mam dosyć. Chcę sobie ułożyć życie.
– To znajdź frajera, który da się zaciągnąć do ołtarza!
– Żebyś wiedział, znajdę! Myślisz, że nikt mnie nie będzie chciał? Tylko zwolnij miejsce w tym domu, a zobaczysz!
Michał milknie. Zastanawia się nad czymś i pyta:
– Mówisz poważnie?
– Najpoważniej. Chcę, żebyś się wyniósł. Jak najszybciej…
Ledwo powiedziałam, już żałuję… Idę do łazienki, myję twarz zimną wodą. Uspokajam się. Wracam, ale Michała nie ma w pokoju. Znajduję go w sypialni. Pakuje walizkę.
– Co robisz? – pytam, jakby nic się nie stało. W końcu pokłóciliśmy się nie pierwszy raz!
Jednak on nie odpowiada. Metodycznie zbiera swoje rzeczy z półek. Otwiera szafę, wyciąga bieliznę z szuflad komody, jest spokojny, nie daje się wciągnąć w żadną rozmowę. Więc i ja się obrażam… Czy ten idiota myśli, że go będę błagała? Mam z siebie robić kretynkę? Spokojnie, zaraz mu przejdzie. Dopiero kiedy staje w drzwiach, już w kurtce i czapce, wpadam w panikę i próbuję za wszelką cenę coś odkręcić. Nie słucha mnie. Wychodzi. Już go nie dogonię…
Żałowałam tych słów rzuconych w złości
– On po prostu skorzystał z okazji – zapewnia mnie moja kuzynka, kiedy jej opowiadam ze szczegółami, co się stało. – Nikt tak nie odchodzi od kobiety, którą naprawdę kocha i z którą było się ponad cztery lata!
– Po co ja się awanturowałam o ten głupi ślub? – rozpaczam. – Tyle razy mi zapowiadał, że się nie chce żenić!
– I to jest właśnie dziwne! Czego się bał?
– Mówił, że nie znosi, jak go coś krępuje i osacza.
– A o tobie nie myślał? Jesteś jeszcze młoda, mogłabyś mieć dzieci i normalną rodzinę…To go nie obchodziło?
Minął rok, a ja nadal nie znalazłam odpowiedzi na te pytania. Rano dzwoni telefon. To znowu moja kuzynka, jest wyraźnie zdenerwowana.
– Podsyłam ci link, sprawdź – mówi. Tylko się nie załamuj.
Czuję, że stało się coś złego. Nie mogę uruchomić kompa, tak mi się trzęsą ręce. Wreszcie jest! Jakaś atrakcyjna blondyna zamieszcza swoje ślubne zdjęcia. Chwali się szczęściem i małżonkiem. Zapowiada, że czeka ich fantastyczna podróż poślubna, pokazuje dom i ogród. Nie ma wątpliwości, że jej się powodzi… Nowy mąż… to mój Michał! Ma minę człowieka sukcesu. Stoi na tle willi, siedzi w drogim aucie, pokazuje kije golfowe…
„Przecież on nigdy nie grał w golfa – myślę głupio. – Nie umie. Robi z siebie błazna...”. Blondyna chwali się, jaki ma skarb! Pracowity, złota rączka… To chyba nie mój Michał, bo on nawet wywalonych korków nie umiał naprawić! A gdy wbijał gwóźdź, zawsze się uderzył. Dalej blondyna napisała, że jej mąż to znany artysta malarz, więc będzie miał własną galerię, wyda katalog swojej twórczości.
To chyba był sygnał, na który czekałam
Znowu dzwoni moja kuzynka…
– Płaczesz? – pyta. – Żal ci?
– A powinnam?
– Daj na mszę, że ci się udało go pozbyć! To cwaniak i egoista.
Kuzynka opowiada, że jej znajoma zna młodą parę. Otóż Michał jest trzecim małżonkiem bogatej bizneswoman i zachowuje się przy niej jak… lokaj.
– Ona pomiata nim przy ludziach, a on tylko: „Tak, skarbie”.
Cierpię parę dni. Aż któregoś ranka zrywam się na równe nogi i jeszcze raz oglądam fotografię mojego ukochanego.
– Zdradziłeś mnie. Podle, bezwzględnie i na zawsze – mówię.
Drę zdjęcie Michała na stosik drobniutkich strzępów papieru. Przynoszę popielniczkę i spokojnie zmieniam te strzępki w małe ognisko. Jakby tego było mało, wynoszę popiół do toalety i dwukrotnie spuszczam wodę.
– No! Jesteś, gdzie powinieneś być! Ulżyło mi. Koniec pieśni!
Parzę mocną kawę i zjadam pajdę chleba z masłem. Patrzę na gołębie za oknem, które gadają „grruu, grruu”, jakby mówiły do mnie: „Zbieraj się do lotu! Całe niebo dla ciebie!” Potem dzwonię do agencji nieruchomości i zgłaszam dom do sprzedaży. Już wiem, czego chcę i co mam robić. Zaczynam nowe życie.
Czytaj także:
„To miała być zwykła zamiana partnerów seksualnych. Żona pozwoliła mi przespać się z tą kobietą, a teraz chce rozwodu”
„Mąż mnie ograniczał. Nie chciałam tkwić na kanapie w wieku 30 lat. Rzuciłam wszystko i zamieszkałam nad morzem”
„Mój ukochany potrzebował 25 lat, żeby zrozumieć, że jestem miłością jego życia. Czekała na niego cały czas”