„Miałem kasę i rodzinę, a dla ojca i tak byłem nikim. Nieważne, co osiągnąłem, póki nie miałem studiów, byłem śmieciem”

Mężczyzna, którym gardzi ojciec fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Byłem przekonany, że przyjdzie taki moment, kiedy ojciec się ugnie i doceni w końcu to, co osiągnąłem. Ale nic z tego! Mój dom nazywał pogardliwie >>pałacem<< i rzadko do mnie przyjeżdżał. Nie liczyło się dla niego to, co uzyskałem ciężką pracą. Nie tego ode mnie oczekiwał”.
/ 05.08.2022 12:30
Mężczyzna, którym gardzi ojciec fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Popłakałem się jak dziecko. Po raz pierwszy w życiu. Ja – dorosły facet! A stało się to, gdy mój najstarszy syn otrzymał tytuł profesora. „Szkoda, że mój ojciec tego nie doczekał” – pomyślałem. „Dla niego nauka była wszystkim”.

Tato mi tego nigdy nie wybaczył

I dlatego tak bardzo się pokłóciliśmy, kiedy zrezygnowałem ze studiów. Tato mi tego nigdy nie wybaczył. Pochodził z wielodzietnej rodziny i był najstarszy z rodzeństwa. Kiedy po wojnie nastały ciężkie czasy, musiał iść do pracy, aby pomóc matce i schorowanemu ojcu, który ledwo przeżył obóz koncentracyjny.

Harował, kiedy dwaj jego młodsi bracia się uczyli. Oni dostali szansę, by się wykształcić, poszli na studia, on – nie. Kiedy je pokończyli, ojciec już miał rodzinę. Na świecie pojawiłem się ja, potem moje dwie siostry i nie było już mowy o tym, aby tato skończył jakąś uczelnię. Choćby i zaocznie.

Dlatego wszystkie swoje ambicie ulokował w dzieciach. Zawsze mi powtarzał, że wiedza to najcenniejszy skarb, bo nikt mi jej nie odbierze. I nawet do głowy mu nie przyszło, że mogę nie chcieć studiować. Przecież zarabiał na to, abym mógł się uczyć!

No tak, ale to był koniec lat osiemdziesiątych. Jeśli się nie miało układów, dyplom znaczył mniej niż papier, na którym go wydrukowano. A ja widziałem wiele innych możliwości, na przykład handel… Polska się wtedy otworzyła na zachód i z jednej dwudniowej wyprawy do Niemiec można było mieć więcej niż z trzech miesięcy zasuwania na etacie.

Tylko frajerzy by nie wykorzystali takich możliwości!

Początkowo jeszcze udawało mi się pogodzić te wyjazdy ze studiami, ale potem wpadłem na pomysł lepszego biznesu. Po co tachać ze sobą pudła z granulowaną herbatką czy czekoladami, skoro na jednym magnetowidzie można było zarobić tyle, co na całym bagażniku spożywki?

Zdobyłem kontakty i zacząłem przywozić elektronikę. Tu się przydała moja pasja i wiedza ze studiów, bo doskonale wyczuwałem, co jest dobrym towarem, a co szmelcem. Po pół roku postanowiłem przestać robić za zaopatrzeniowca dla innych i otworzyć własną hurtownię. Wynająłem halę pod miastem i ruszyłem z biznesem.

Nie było łatwo. Na początku okradano mnie raz w miesiącu, a policja miała to w nosie. Nie wiem nawet, czy przypadkiem nie współpracowała ze złodziejami. Spędzałem całe noce w magazynie i co pół godziny robiłem obchód z kijem bejsbolowym, bojąc się, że mogę za chwilę dostać takim samym w głowę.

Na zajęciach na uczelni w związku z tym przysypiałem, aż w końcu dałem sobie z nimi spokój. Wziąłem urlop dziekański, łudząc się jeszcze, że wrócę na studia za rok. Nie wróciłem…

Za to powoli wyrobiłem sobie znajomości w komisariacie, wypiłem parę flaszek z komendantem i już nie musiałem sypiać w hurtowni, pilnując towaru. Interes się kręcił! Wtedy wszystko, co sprowadziłem z Reichu, szło na pniu! Po raz pierwszy w życiu poczułem, co to znaczy mieć pieniądze i już wiedziałem, że nie będę mógł się bez nich obejść. Najogólniej mówiąc, bardzo ułatwiały życie.

Ukrywałem przed ojcem, że już nie studiuję

Byłem pewny, że za chwilę zaimponuję mu czym innym. Nowym mieszkaniem, samochodem… Przeliczyłem się jednak, bo mój tata spojrzał na to wszystko jak na śmieci i stwierdził, że tylko to, co się ma w głowie, ma jakąkolwiek wartość.

– Ale ja mam „coś” w głowie! Mam głowę do interesów! – postawiłem mu się.

– Nie masz wykształcenia, dyplomu! – walnął pięścią w stół. – Nie po to harowałem całe życie jak wół, żebyś ty jakąś hurtownię zakładał! Miałeś zostać inżynierem! – wzniósł palec do nieba, jakby mówił o jakiejś świętości.

Dalsza rozmowa nie miała sensu. Dałem sobie spokój z tłumaczeniami. Byłem przekonany, że przyjdzie taki moment, kiedy ojciec się ugnie i doceni w końcu to, co osiągnąłem. Ale nic z tego! Mój dom nazywał pogardliwie „pałacem” i rzadko do mnie przyjeżdżał. Nigdy też nie ruszył się ze mną za granicę, mimo że mu wielokrotnie proponowałem, aby zwiedzał ze mną świat. Stwierdził, że nie chce korzystać z moich pieniędzy, ma swoje i mu wystarczy.

– A gdybym zaprosił cię gdzieś z inżynierskiej pensji, to byś pojechał? – zapytałem go pewnego razu wściekły.

– Tak, bo uznałbym, że mi w ten sposób oddajesz to, co w ciebie kiedyś włożyłem! – odparł poważnie. – Zarabiałem, abyś mógł się uczyć i liczyłem na to, że na stare lata będę miał w tobie oparcie i będę z ciebie dumny!

– Więc teraz nie jesteś dumny? – pokiwałem głową.

Jego milczenie powiedziało wszystko

Nie zgodził się na nic. Ani na to, abym mu wyremontował mieszkanie, ani na kupienie lepszego samochodu. Kiedy wniosłem do jego domu telewizor, chciał mnie z nim wyrzucić. Ubłagałem go wtedy, że to przecież dla mamy, która już prawie nie wychodziła z domu i lubiła oglądać telewizję, która była jej całym oknem na świat. Wiedział o tym i tylko dlatego się zgodził, aby telewizor został.

Sytuację pogarszał fakt, że moje obie siostry skończyły studia – jedna została farmaceutką, druga nauczycielką polskiego. Zarabiały wprawdzie grosze, ale miały dyplomy i tylko to dla ojca się liczyło. Na ich tle ja go zawiodłem – jego jedyny syn.

Lata mijały, moje hurtownie zamieniły się w całą sieć. Zdążyłem się ożenić i na świat przyszedł mój syn, potem bliźniaki. Kiedy zrodził się w mojej głowie pomysł, aby jednak odkurzyć indeks i pójść na studia? Wtedy, gdy zrozumiałem, że zatrudniam na dyrektorskich stanowiskach ludzi z dyplomami, a sam żadnego nie mam.

I że praktyka praktyką, ale przydałoby się liznąć trochę teorii, bo zasady prowadzenia firmy zmieniają się właściwie z dnia na dzień. To, co było dobre w socjalizmie, kompletnie nie zdaje egzaminu w kapitalizmie.

Zapisałem się więc na studia handlowe

Tak po cichu, bez fajerwerków. I ramię w ramię z ludźmi młodszymi ode mnie o przeszło dekadę zdawałem kolejne egzaminy. A kiedy broniłem pracę magisterską pomyślałem, że jednak ojciec miał rację i to jest coś, mieć taki dyplom. To niesamowita satysfakcja!

Nie zapomnę jego oczu, kiedy położyłem przed nim swój dyplom na stole. Odsunął herbatę, którą od lat pijał w tej samej szklance, i wziął go z szacunkiem do rąk. Otworzył i długo studiował, aż się dziwiłem, że tyle czasu czyta tych kilka linijek tekstu. Ale on po prostu walczył ze wzruszeniem.

– Mój syn! – poklepał mnie w końcu po ramieniu jak wtedy, gdy zdałem maturę.

To był jego sposób na gratulacje. I ze zdumieniem odkryłem, że on, taki twardziel, ma wilgotne oczy. Co mógł wtedy czuć, zrozumiałem po latach, kiedy dyplom odbierał mój syn, Romek, a potem robił doktorat, aż w końcu otrzymał nominację na profesora.

Bezbrzeżną dumę. Moje bliźniaki też pokończyły studia i chociaż oni obaj raczej nie mają naukowych ambicji to wiem, że mają solidną wiedzę. Bo firmę można stracić, biznes jak to biznes, raz się jest na wozie, a raz pod wozem. Ale to, co w głowie, zawsze człowiekowi zostanie. Tego nikt nam nie zabierze.

Czytaj także:
„Mój brat totalnie oszalał. Porzucił żonę dla wypacykowanej lali, której uczucie kupił drogimi prezentami”
„Rozkochał mnie w sobie, bo chciał, żebym go utrzymywała. Na każdej randce czyścił mi lodówkę, a potem wracał do domu”
„Moim kochankiem został żonaty nieznajomy, który jest w wieku mojego ojca. Zrezygnowałam z tej miłości dla dobra rodziny"

Redakcja poleca

REKLAMA