— Wiem, że to ty mu powiedziałaś! – krzyczałam do słuchawki. – Nie wypieraj się! Jak niby inaczej by mnie znalazł?! Może powiedział mu kurator, co? Albo policja?! Nawet gdyby oszaleli i chcieli to zrobić, to przecież nie wiedzą, gdzie w tej chwili mieszkam! Wiem, że to ty!
Po drugiej stronie słuchawki panowała cisza.
Moja matka szukała odpowiednich słów
Zawsze potrafiła znaleźć odpowiednie słowa. I to właśnie one sprawiły kiedyś, że pogrążyłam się w koszmarze, z którego trudno było się uwolnić.
– Ależ córeczko… – powiedziała w końcu łagodnie. – Michał przecież chce cię tylko przeprosić. Zobaczyć dzieci. Przecież ma prawo…
– Ty naprawdę jesteś taka głupia, czy tylko udajesz?! – krzyknęłam, nie panując nad sobą.
Moja matka potrafiła mnie doprowadzić do pasji, jak nikt inny na świecie.
– To teraz przyjedź tutaj i sama z nim rozmawiaj! Wiesz, co on robi? Stoi pod oknem tak, jak stał kiedyś i gapi się w górę z takim samym wyrazem gęby, jak wtedy! On nie zamierza mnie przepraszać, tylko zastraszyć! A dzieci na pewno nie zobaczy! Nie ma prawa!
Doskonale wiedziała, że Michał stracił prawa rodzicielskie i otrzymał zakaz kontaktowania się z chłopcami. Wystąpiłam też o zakaz zbliżania się do mnie i synów, ale tutaj rzecz się przeciągała. Kto miał do czynienia z polskimi sądami, ten wie, jak długo ciągną się takie sprawy. W tym przypadku zmienił się sędzia, wszystko uległo przesunięciu, wyznaczono nowe terminy rozpraw.
A tymczasem mój były mąż wyszedł z więzienia, pewnie za dobre sprawowanie. W każdym razie długo nie posiedział. Byłam jednak pewna, że już go nie zobaczę, bo wyprowadziłam się do innego miasta, żeby zacząć nowe życie. Dlatego też spokojnie podchodziłam do przeciągającej się sprawy o zakaz zbliżania.
Nie przypuszczałam, że wystawi mnie tej bestii własna matka!
Chociaż chyba powinnam się z tym liczyć. Przecież to ona namawiała mnie, żebym została z Michałem, nie bacząc na to, jak bardzo cierpię. Podeszłam do okna. Miałam ochotę nawrzeszczeć jeszcze na matkę, ale uznałam, że to bezcelowe.
– Jesteś niereformowalna – rzuciłam tylko i rozłączyłam się.
Michał stał na dole i patrzył w okno. Zanim wykonałam telefon do matki, zadzwoniłam oczywiście na policję, ale nie spodziewałam się cudów. Dyżurny powiedział wyraźnie, że jeśli mężczyzna nie ma zakazu zbliżania się, to za samo sterczenie na ulicy i gapienie się w okno niewiele można mu zrobić. Obiecał tylko podesłać patrol, żeby pouczył Michała.
Może gdyby to zdarzyło się w poprzednim miejscu zamieszkania, gdzie wszyscy wiedzieli, jak wygląda moja sytuacja, policja zareagowałaby bardziej zdecydowanie. Ale między innymi dlatego się wyprowadziłam, że pół miasta plotkowało na temat mojego małżeństwa.
Patrol przyjechał po paru minutach. Wylegitymowali Michała, coś do niego mówili, a on tylko roześmiał się i poszedł. Wiedziałam, że wróci. Ci policjanci na pewno też to wiedzieli. Jeden z nich spojrzał w okno, skinął mi ręką, a potem skierował się do drzwi klatki schodowej. Odeszłam od okna.
– Mamusiu, co się dzieje? – spytał zaniepokojony Tomek.
Na szczęście Witek już spał.
– Nic, synku. – Przytuliłam go, czekając, aż rozlegnie się dzwonek przy wejściu. – Nic się nie dzieje, mama da sobie radę.
– Ale tatuś już nas nie skrzywdzi?
Te słowa sprawiły, że łzy zakręciły mi się w oczach
Wróciły wspomnienia… Matka przyglądała mi się z surowym wyrazem twarzy. Oczekiwałam od niej wsparcia, rady, a otrzymałam tylko jedną – nie powinnam niszczyć małżeństwa, odbierać dzieciom ojca.
– Zobacz! – powiedziałam, podwijając rękaw i pokazując jej siniaki na przedramieniu.
Zsunęłam bluzkę, żeby zobaczyła krwiak na obojczyku. A potem starłam grubą warstwę pudru, żeby mogła dostrzec zasinienie na policzku.
– Zobacz, co twój ukochany zięć mi zrobił!
Patrzyła na te ślady i widziałam, że jest zszokowana, ale kiedy się odezwała, to ja byłam w szoku.
– Co zrobiłaś, że tak się zdenerwował?
Moja matka! Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Przecież cokolwiek bym zrobiła, nie miał prawa mnie bić! Niemniej słowa matki o tym, że najważniejsze jest małżeństwo i dzieci, robiły swoje. No i Michał przepraszał mnie z kwiatami, błagał, żebym zapomniała o incydencie.
Był słodki jak miód.
Oczywiście do czasu, czyli do kolejnego napadu złości
Żeby chociaż był alkoholikiem, można by zrozumieć, że się nie kontroluje, ale jemu przemoc sprawiała po prostu przyjemność. Przez ponad dwa lata cierpiałam w milczeniu, nie zwierzałam się już nawet matce. Ofiary przemocy domowej tak mają.
Łatwo je przekonać, że same są winne agresji oprawcy, szczególnie jeśli pozostają bez wsparcia. A Michał na dodatek potrafił zachować pozory. Aż nadszedł dzień, kiedy po dotkliwym pobiciu przez „kochanego” męża, wylądowałam w szpitalu. Dopiero tam trafiłam na porządnego lekarza, który skierował mnie do specjalistycznej poradni. Policjant nie mógł mnie pokrzepić. Usłyszałam to, czego się spodziewałam.
– Póki były mąż się nie awanturuje, nie atakuje pani lub dzieci, niewiele możemy zrobić. Dostaje pani może od niego jakieś SMS-y z groźbami? – spytał z nadzieją.
Widziałam, że chciałby pomóc, co i tak było pocieszające, bo na początku, kiedy zgłosiłam wreszcie sprawę na policję, natknęłam się na mur niezrozumienia. Dopiero skarga do komendanta sprawiła, że funkcjonariusze zaczęli mnie traktować poważnie.
Aż dziwne, jak duże bywa przyzwolenie na przemoc domową
Tak jakby mąż bijący żonę nie popełniał takiego samego przestępstwa, jak ktoś, kto bije obcą osobę. Moim zdaniem to nawet jest gorsze.
– Zdaję sobie sprawę, że niewiele mogą panowie zrobić – westchnęłam. – Ale dziękuję, że przyjechaliście. W sądzie toczy się sprawa o zakaz zbliżania się, ale wie pan, jak to jest…
– Wiem – pokiwał głową. – Niech pani wzywa patrol za każdym razem, kiedy były mąż się pojawi. Każda taka notatka może się przydać podczas rozprawy.
– Dziękuję za radę – odparłam. – Tak będę robić.
– Mam nadzieję, że nie odważy się na nic więcej – ciągnął dalej policjant. – Przynajmniej dopóki jest na zwolnieniu warunkowym. Może przez ten czas coś się pani uda jeszcze załatwić.
Kiedy wyszedł, Tomek pojawił się w drzwiach. Na pewno słyszał całą rozmowę, bo był blady, miał zaciśnięte piąstki.
– Nie pozwolę cię skrzywdzić, mamusiu! – zawołał. – Nie pozwolę!
Wzruszenie odebrało mi głos
Jakkolwiek życie się ułoży, mogłam być pewna, że ten malec nie pójdzie w ślady tatusia. Napatrzył się przecież na jego przemoc, sam też parę razy oberwał, kiedy próbował mnie bronić. Żeby jeszcze Witka wychować na dobrego człowieka…
– Nikt mnie nie skrzywdzi, nie bój się.
Przytuliłam go i poczułam, jak mocno bije małe, dzielne serduszko.
– Co zrobimy, mamusiu? – spytał. – Znów się wyprowadzimy?
– Nie, skarbie, nie da się wiecznie uciekać. A poza tym, tato i tak się dowie, gdzie jesteśmy.
Znów się we mnie zagotowało na myśl o mojej matce.
– To co zrobimy? – spytał jeszcze raz Tomek.
– To, co trzeba – uśmiechnęłam się.
Pierwszy szok minął. Odruchowy, okropny strach, jaki wywołał widok byłego męża wprawdzie nie odszedł, ale nauczyłam się już, że nie wolno mu ulegać.
Czy człowiek się broni czy nie, oprawca i tak zrobi swoje. Położyłam małego spać, a sama wróciłam do dużego pokoju i włączyłam komputer. Otworzyłam edytor tekstu i zaczęłam pisać to, co powinnam wysłać już dawno. Wniosek do prezesa sądu o przyśpieszenie mojej sprawy.
Może ten zakaz zbliżania się nie zabezpieczy nas w stu procentach, ale będzie mi łatwiej się bronić przed opresją Michała, w ostateczności pozwoli wsadzić go znów do więzienia.
Bo co do tego, że mój były mąż odpuści i da nam spokój, nie miałam i nie mam złudzeń. Wyszłam za mąż za bestię i będę za to jeszcze długo płacić. Przez całe życie nie da się uciekać. Muszę inaczej rozwiązać ten problem.
Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”