Lena pierwsza usłyszała, że ktoś otwiera drzwi. Spanikowana spojrzała na mnie i położyła palec na ustach, jednocześnie biorąc do ręki telefon.
– Słyszysz? – szepnęła. – Kto to? Dzwonię na numer alarmowy.
Zdążyłam ją powstrzymać, wystarczyło jedno słowo. Mateusz.
– Dałam mu zapasowy komplet, żeby mógł swobodnie odwiedzać Weronikę i na wszelki wypadek, bo różnie bywa. To ojciec mojego dziecka, jest małej potrzebny.
Lena prychnęła z pogardą.
– Ładny z niego tata. Ciekawe, czy myślał o córce, kiedy czyścił wasze wspólne konto i zadłużał mieszkanie. Wyłącznie dzięki tobie Weronika ma dach nad głową. Podziwiałam, że udało ci się wydobyć z tej matni, ale teraz myślę, że oszalałaś. Wciąż go kochasz? Uważaj, ludzie się nie zmieniają. Jeśli mu pozwolisz, znów cię oszuka.
Mateusz usłyszał jej głos i nie zdecydował się wejść do pokoju. Wiedział, że Lena go nie znosi. Była moją najlepszą przyjaciółką, solidaryzowała się ze mną. Nie wiem, jak bym sobie bez niej poradziła. Mocno wspierała mnie w trudnych miesiącach po jego odejściu, czy też raczej ucieczce. Opuścił tonący okręt, zostawiając na pokładzie żonę i córkę. Jeszcze bym zrozumiała, że przestało zależeć mu na mnie, ale przecież kochał Weronikę! Co właściwie myślał, zostawiając nas na łasce losu?
Teraz stał w korytarzu jak niechciany petent, żałosna postać, król oszustów, który tak się pogubił we własnych kłamstwach, że już sam nie wiedział, jaką rolę odgrywa. Czekałam, nie ułatwiając mu zadania, ciekawa, jak poradzi sobie z obecnością Leny. Cisza się przedłużała, w końcu zlitowałam się i zawołałam:
– Weronika siedzi w wannie, zaraz wyjdzie. Zaczekaj w jej pokoju, jeśli chcesz jej poczytać przed zaśnięciem.
– Dobry pomysł – Mateusz pojawił się na chwilę w progu. – Dziękuję – dodał po namyśle.
Napędzał mnie tylko gniew
Chwila nieuwagi z mojej strony i dawny niepokój, pozostałość trudnych miesięcy, podniósł łeb jak żmija. Zdusiłam go. Był czas, że żyłam z nim na co dzień. Nie wiedziałam, co jutro włożę do garnka, czy uda mi się opłacić wynajęte na chybcika mieszkanie, czy poradzę sobie z życiem, porzucona, bez grosza przy duszy i sił do walki z nieuczciwym człowiekiem, który był ojcem mojego dziecka i mężem.
Obecnie byłym, ale ciągle mężem, nie potrafiłam inaczej o nim myśleć. Tak dużo nas łączyło. Oboje złożyliśmy obietnicę, on nie dotrzymał swojej części, ale ja nie chciałam być do niego podobna.
Nie jestem święta, nie od razu na to wpadłam. Kiedy zostawił mnie z długami, czułam wyłącznie gniew, gorący, oślepiający, ale dający siłę i napęd do działania. Jechałam na tym dopalaczu, dopóki nie zrozumiałam, że zabiera mi więcej, niż daje. Refleksja wiele mnie kosztowała, ale nie ma nic za darmo. Nie sadzę, żeby była to słabość, raczej siła, którą czerpałam z przekonania, że jesteśmy mocniejsi, niż się nam wydaje, jeśli tylko mamy wiarę. Lena tego nie rozumiała, widziała tylko to, co na powierzchni, brudy, które wypłynęły za przyczyną Mateusza, a było ich sporo.
Do końca nie wiedziałam, co zamierza. Dobrze się krył ze swoimi zamiarami, a ja niczego się nie domyślałam. Wierzyłam w to, co mówi, nie kwestionowałam jego posunięć, o wielu zwyczajnie nie wiedziałam. Zajmowałam się domem i dzieckiem, jednocześnie pracując na pół etatu. Mąż był od podejmowania decyzji, komu miałam ufać, jak nie jemu?
Pewnego dnia powiedział, że wyjeżdża na kilka dni w interesach, spakował walizkę, wyszedł i więcej nie wrócił. Niczego nie podejrzewając, czekałam na jego powrót do momentu, kiedy dostałam ponaglenie z banku. Chodziło o spłatę kredytu tak ogromnego, że zera zatańczyły mi przed oczami. Mateusz pożyczył pieniądze? Na co mu była tak wielka suma, co z nią zrobił i dlaczego nie spłacał rat?
Zadzwoniłam do niego, automatyczny głos poinformował, że abonent jest niedostępny. Nie miałam złych przeczuć, byłam pewna, że odezwie się, kiedy będzie mógł. Nie zadzwonił, nie mogłam się z nim skontaktować, bank naciskał, zaczęłam panikować. Najpierw przeszukałam szpitale, potem zgłosiłam zaginięcie na policji. Byłam roztrzęsiona, pewna, że przytrafiło mu się coś złego. Minęło kilka dni bez żadnej wiadomości, odchodziłam od zmysłów. W końcu się doczekałam.
Funkcjonariusz powiadomił mnie, że mąż żyje, sprawdzono to. I ani słowa więcej, bo każdy człowiek ma prawo do prywatności. Jeśli nie wraca do domu, nikomu nic do tego.
– Jest cały i zdrowy, ale nie chce mnie widzieć? Dlaczego? – płakałam rozpaczliwie Lenie w rękaw.
Liczyłam, że rozwiąże mój problem albo chociaż podrzuci pomysł, bez Mateusza czułam się całkiem bezradna. Lena miała do mnie cierpliwość, ale szybko ją straciła.
– Spójrz prawdzie w oczy, on uciekł – powiedziała. – W dodatku zostawił cię z długami, które według prawa będziesz musiała spłacać, skoro on nie może. Dlatego się ukrywa, nie jest w stanie spojrzeć ci w oczy, tchórz jeden.
– Mateusz nie zrobiłby nic takiego.
– Powiedz to bankowi – Lena spojrzała na mnie ze współczuciem. – Pożyczkę trzeba spłacać. Nie wiesz, czy została wzięta pod hipotekę waszego mieszkania?
– Nie wiem, nic nie wiem – powiedziałam bezradnie.
– No to będziemy musiały się dowiedzieć – byłam jej wdzięczna za liczbę mnogą, zadanie wydawało mi się ponad siły. Gdybym wtedy wiedziała, że czekają mnie o wiele większe wyzwania, załamałabym się.
Nie dostajemy większego ciężaru, niż możemy unieść, więc i ja, miłosiernie, po kawałku dowiadywałam się, w jakiej jestem sytuacji. Mieszkanie było zadłużone, konto puste, zobowiązania wobec banku przerastały moje możliwości.
– Sprzedaj je, spłać długi i kup mniejsze – doradziła Lena.
Nie chciałam tego robić, ale w końcu stanęłam pod ścianą nie widząc innego wyjścia. I wtedy pojawił się Mateusz, stawił się na wezwanie pośrednika nieruchomości złożyć podpis pod aktem sprzedaży naszego gniazdka. Zrobił to i uciekł, unikając mnie jak ognia. Wtedy go znienawidziłam z całego serca. Miałam do tego prawo za to, co zrobił mnie i Weronice.
Czułam się jak pogorzelec, Mateusz podpalił nasz dom i zwiał, zostawiając nas na pastwę losu. Pieniędzy ze sprzedaży mieszkania po spoceniu długów nie wystarczyło nawet na kawalerkę, zamieszkałam z córką u Leny, która wielkodusznie zaprosiła nas do siebie. Zmusiła mnie, bym porozmawiała z szefową o sytuacji, w jakiej się znalazłam, i poprosiła o cały etat.
Pomysł wydał mi się absurdalny, bo szefowa była wymagająca i oschła wobec podwładnych. Zawsze uważałam, że ona mnie nie ceni, a tymczasem stał się cud, jeden z wielu, jakich przyszło mi doświadczyć. Szefowa nie odmówiła i chociaż nie stało się to od razu, pomogła mi. Najpierw dostałam prace zlecone, którymi dorabiałam do skromnej pensji, potem odbyłam kurs i przeniesiono mnie na nowe, bardziej wymagające stanowisko.
Zacisnęłam zęby i postanowiłam, że nie zawiodę ludzi, którzy mi pomagają, i córki, która na mnie liczyła. Poradzę sobie, a kiedyś będę się śmiała z własnych obaw.
Bał się, że chcę się zemścić
Żeby przetrwać, musiałam odkryć w sobie zaradność i siłę, o jakie wcześniej nigdy bym się nie podejrzewała. Okrzepłam, wynajęłam małe mieszkanie, a kiedy poczułam grunt pod nogami, przestałam obsesyjnie myśleć o Mateuszu i jego winie. Gniew mnie opuścił, skupiłam się na ludzkiej życzliwości, której doświadczałam tak wiele, że czasem stawały mi łzy w oczach. Ludzie wierzyli we mnie bardziej niż ja sama.
Kiedy wreszcie stanęłam na nogi, zadzwoniłam do Mateusza. Byłam pewna, że tym razem odbierze. Wiedział, że się usamodzielniłam i nie będę od niego nic chciała. I tu się pomylił. Ktoś z nas dwojga musiał być mądrzejszy i zrobić pierwszy krok. Wypadło na mnie, miałam okazję oddać trochę tego, co bezinteresownie dostałam.
– Halo? – odezwał się, przejawiając pewną ostrożność.
– Porozmawiajmy o Weronice. Ona czeka na ciebie, tęskni. Kiedy zamierzasz ją odwiedzić?
Przyszedł, nie mógł odmówić. Był nieufny, czekał na grom z jasnego nieba, nie mieściło mu się w głowie, że to, co zrobił, uszło mu na sucho. Myślał, że marzę o zemście. Mały, nieszczęśliwy człowiek, zasługujący wyłącznie na litość.
Przy kolejnej wizycie dałam mu klucze, przemyślałam tę decyzję. Weronika go potrzebowała i to było najważniejsze. We mnie obecność Mateusza nie budzi emocji, uwolniłam się od niszczącego uczucia nienawiści, odzyskałam spokój i panuję nad własnym życiem. Chyba jestem szczęśliwa, na własną, skromną miarę, która całkowicie mi wystarcza.
Czytaj także:
„Mój mąż jest strasznym sknerą. W życiu mi nic nie kupił. Gromadzenie pieniędzy jest jego życiowym celem”
„Przez kłótnie z teściową prawie poroniłam. Dopiero wtedy mój mąż zrozumiał, że powinniśmy zamieszkać sami”
„Mój mąż nie rozumiał, że zajmowanie się dzieckiem to harówka. Zostawiłam go samego z synem na tydzień”