„Mąż prowadził podwójne życie i zrobił sobie dziecko na boku, a teraz chce, żebym zajmowała się tą gówniarą? Po moim trupie!”

Nieślubne dziecko fot. Adobe Stock, Alena Yakusheva
„Nie myślał o mnie ani o tym, że zszargał moje uczucia, wystawił na próbę cierpliwość i wszystkie dobre cechy, jakie w sobie miałam. Nie były najwyższej jakości, bo czułam głęboką niechęć do tego dziecka. Wstydziłam się, ale nic na to nie mogłam poradzić. Weronika była intruzem, współczułam jej, lecz nie chciałam, żeby z nami zamieszkała”.
/ 14.02.2023 14:30
Nieślubne dziecko fot. Adobe Stock, Alena Yakusheva

O istnieniu Weroniki dowiedziałam się przy kolacji. Siedzieliśmy we dwoje, bo dzieci od jakiegoś czasu przedkładały towarzystwo rówieśników nad nasze. Zjadły i poleciały każde w innym kierunku. Jasiek chciał jeszcze pogadać z kumplem, z którym składał komputer, Nela poszła na randkę. Tego ostatniego tylko się domyślałam, córka nie zwierzyła się, ale mam oko do takich spraw.

– Nie wiem, czy to odpowiedni chłopiec. Gdyby go przyprowadziła do domu, byłoby znacznie prościej. Właściwie dlaczego Nela tak go ukrywa?

– Mhm – odparł wieloznacznie Marek.

Wyglądał, jakby słuchał z zainteresowaniem, ale po tylu latach małżeństwa znałam go na wylot. Nie dotarło do niego nic a nic z tego, co przed chwilą powiedziałam.

– Mówiłam o Neli – spróbowałam jeszcze raz. – Chyba ma chłopaka. Martwię się o nią, wolałabym wiedzieć, z kim spędza czas.

– To oczywiste – przyznał mi uprzejmie i całkowicie bezbarwnie. Znów nic do niego nie dotarło.

– O czym myślisz? Wyglądasz, jakbyś miał jakiś problem.

Odłożył widelec i spojrzał prosto na mnie

Tym razem usłyszał i nawet zrozumiał, co do niego mówię.

– Mam, i to ogromny. Właśnie zastanawiam się, jak ci to powiedzieć.

– Najlepiej wprost, bez kręcenia – zachęciłam go, nie spodziewając się, co za chwilę usłyszę.

– Jesteś cudowną żoną, zawsze mogłem liczyć na twoją wyrozumiałość – powiedział Marek.

– Nie podlizuj się, mów, co zmalowałeś – zniecierpliwiłam się.

Nie miałam złych przeczuć, myślałam, że chodzi o dodatkowy wyjazd biznesowy, który popsuje nam weekendowe plany. Nie lubiłam, gdy Marek mnie zostawiał, ale taką miał pracę. Nigdy się do tego nie przyzwyczaiłam, dom był bez niego pusty, lęgły się we mnie czarne myśli, że on już do mnie nie wróci. Nie wiem, skąd się brały, nie znosiłam ich.

– Chodzi o to, że… – Marek poczerwieniał na twarzy. – Mam córkę.

Początkowo nie zrozumiałam, co powiedział. Mówił o naszej Neli? Stopniowo zaczęła docierać do mnie prawda, ale nie uwierzyłam. Czekałam na dalsze wyjaśnienia. Marek zaniepokojony moim milczeniem wyrzucił z siebie nerwowo:

– Wiem, że to dla ciebie nieprzyjemna niespodzianka, wolałbym ci jej oszczędzić, ale tak wyszło. Sytuacja jest gardłowa, muszę się nią zaopiekować.

– Kim? – wykrztusiłam z trudnością. Czułam, że się duszę.

– Weroniką, ma dwanaście lat.

Zaledwie o cztery lata młodsza od naszej Neli i dwa od Jaśka! Wielka gula podeszła mi do gardła, uniemożliwiając przełknięcie śliny.

– Mama Weroniki zginęła w wypadku, teraz opiekuje się nią babcia. To starsza, schorowana kobieta, nie ma sił ani środków, żeby wychować dziecko. Jestem ojcem Weroniki, nigdy się jej nie wyparłem. Mam do ciebie prośbę i liczę na to, że zrozumiesz. Zawsze potrafiłaś dostrzec sedno sprawy, wznieść się ponad przyziemne konflikty. Teraz najważniejsze jest zapewnić Weronice spokój. To tylko dziecko, ona nie jest niczemu winna. Niedawno straciła matkę, bardzo cierpi. Chciałbym, żeby zamieszkała z nami, jesteśmy przecież rodziną. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale proszę cię, zgódź się albo chociaż obiecaj, że się zastanowisz.

Przecież nie prosiła się na świat…

Bez słowa odeszłam od stołu i zamknęłam się w sypialni. Bezpieczny świat, w którym żyłam, zawalił mi się na głowę. Marek od tylu lat mnie oszukiwał! Pewnie połowa jego pilnych wyjazdów w interesach miała coś wspólnego z Weroniką i jej matką. Prowadził podwójne życie a teraz chciał, żebym wychowywała jego nieślubną córkę… Nie ma mowy, aż taka wielkoduszna nie jestem.

Zacisnęłam zęby i wyszłam z sypialni. Marek stał pod drzwiami jak zbity pies, czekał na odpowiedź. Z satysfakcją poinformowałam go, że nie widzę w naszym domu miejsca dla jego dziecka i żeby nie liczył, że będę wychowywała jego bękarta. Kiedy usłyszałam, co powiedziałam, zrobiło mi się gorąco. Co mnie napadło? Nigdy nie nazywałam dzieci bękartami, brzydziłam się tym określeniem, a teraz wybiegło mi na usta, zanim się spostrzegłam…

Wina Marka była bezsporna, ale dziecko nie prosiło się na świat, nie miało nic wspólnego ze sprawami dorosłych. Weronika straciła matkę, ojciec miał inną rodzinę, a babcia była chora. Jej przyszłość rysowała się w ciemnych barwach, tym niemniej nie zamierzałam przyjmować jej w moim domu.

Opierałam się tydzień, potem niechętnie zezwoliłam, żeby Marek przywiózł tę dziewczynkę do nas. Na próbę, jak zaznaczyłam. Nie chciałam jej, ale wyrzuty sumienia sprawiały, że nieustannie myślałam o tym dziecku, jakbym to ja była winna, że Weronika straciła matkę. Szykowałam się na spotkanie z dwunastoletnią córką mojego męża jak na wojnę, a zostałam pokonana bez jednego wystrzału. Przyjechali we troje, Marek, Weronika i jej babcia. Dziewczynka nie odstępowała starszej pani, jakby ta stanowiła gwarancję bezpieczeństwa. Nie byłam jej przychylna, ale serce się krajało na ten widok.

– Zostaniesz z tatą, tak będzie dla ciebie najlepiej, kiedyś to zrozumiesz – mówiła babcia. – Ale jakby ci było źle, zadzwoń, od razu po ciebie przyjadę. Nie smuć się, będziemy się często widywały.

W naszej rodzinie nie ma tajemnic, wszystko robimy otwarcie, więc rozdzierającej scenie pożegnania przyglądali się okrągłymi oczami Nela i Jasiek. Jak tylko babcia wyszła z naszego domu, ruszyli do siedzącej przy stole jak trusia Weroniki.

– Chodź, młoda, wybierzesz sobie muzę, a ja ci wgram kawałki do iPoda – obiecał wielkodusznie Jasiek. – Nie masz iPoda? Poważnie? No to zgram je na płytę, to będzie prezent ode mnie.

– Nie słuchaj go, sam wybierze muzę, a ty chodź ze mną do pokoju. Musimy pogadać, skoro mamy być siostrami – zarządziła najstarsza w tym gronie Nela.

– Trochę to wszystko niespodziewane, nie? Widzę, że dla ciebie też. No to spadamy, ochłoniemy gdzieś na uboczu.

Ten prosty przekaz trafił do Weroniki

Dziewczynka chętnie podążyła za Nelą i obie zniknęły w pokoju. Po chwili wślizgnął się tam także Jasiek.

– Ważne, żeby się dogadali – szepnął obserwujący tę scenę Marek.

Nie myślał o mnie ani o tym, że zszargał moje uczucia, wystawił na próbę cierpliwość i wszystkie dobre cechy, jakie w sobie miałam. Nie były najwyższej jakości, bo czułam głęboką niechęć do tego dziecka. Wstydziłam się, ale nic na to nie mogłam poradzić. Weronika była intruzem, współczułam jej, lecz nie chciałam, żeby z nami zamieszkała. Powiedziałam o tym mężowi, a on schował twarz w dłoniach i spytał stłumionym głosem:

– Co mam z nią zrobić? Jej babcia przeniosła się do syna, wątpię, żeby u niego znalazło się miejsce dla Weroniki. Jestem za nią odpowiedzialny, to moja córka.

Ani słowa o miłości. Biedna Weronika stanowczo nie miała w życiu szczęścia… Przyjęłam ją, kierując się współczuciem. Zabiłoby mnie poczucie winy, gdybym ją odpędziła, ale mimo że z nami zamieszkała, nie umiałam się do niej przekonać. Była grzeczna i cicha, nie sprawiała kłopotów, a mimo to nie potrafiłam wykrzesać z siebie cieplejszego uczucia do dziewczynki, której matka była kiedyś ważna dla mojego męża.

Minęło kilka lat, nasza pozszywana rodzina dotarła się, tylko ja wciąż pozostawałam na uboczu. Weronika czuła dystans, z wrodzoną delikatnością nie starała się przełamać mojej rezerwy. Egzystowałyśmy obok siebie jak dwie obojętne sobie dusze. Kryzys przyszedł nagle, telefon ze szpitala zastał mnie pod prysznicem.

Byliśmy tacy szczęśliwi…

Marek miał zawał, karetka zabrała go z ulicy, leżał na OIOM-ie. Rzuciłam wszystko i pojechałam do niego, ale nie zdążyłam. Odszedł, nie czekając na mnie. Zostałam sama z dziećmi. I z Weroniką, jego nieślubną córką. Kiedy wróciłam do domu, dzieci już wiedziały. Cała trójka powitała mnie w progu. Zapłakana Nela rzuciła mi się na szyję, jakby była małym dzieckiem, Jasiek uczepił się z boku. Staliśmy, trzymając się siebie kurczowo, jakby miało nas to uchronić przed tym, co się stało. Marka już nie było, została Weronika.

Stała z boku, nie płakała. Wyswobodziłam się z objęć dzieci i podeszłam do niej. Powiedziała tylko „tata” i nagle znalazła się w moich ramionach. Nie wiem, jak to się stało, ale trzymałam ją, bo czułam, że cała drży. Zalała mnie fala współczucia. Wszyscy przeżywaliśmy tragedię, ale ta dziewczyna stanowczo nie miała w życiu szczęścia. Przyszła do mnie późnym wieczorem do kuchni. Siedziałam samotnie przy stole, przy którym tyle razy jedliśmy z Markiem, rozmawiając i śmiejąc się.

– Zapytam babcię, czy mogłabym z nią zamieszkać – usłyszałam cichy głos Weroniki.

Stała w drzwiach i wyglądała jak kupka nieszczęścia. Mogłam jej powiedzieć tylko jedno:

– Zrobisz, jak zechcesz, ale twój dom jest tutaj. Tego chciał twój tata. Tutaj mieszka twoje rodzeństwo, a mną się nie przejmuj, postaram się.

Poczułam prawdziwą ulgę, kiedy to powiedziałam. Tak właśnie miało być, wybrałam właściwie. A jeśli Weronika zechce z nami zostać, postaram się zrobić wszystko, byśmy stworzyli prawdziwą rodzinę – także formalnie.

Czytaj także:
„Mam nieślubne dziecko z przygodnego romansu. Prawdy nie zna moja żona ani… mąż byłej kochanki”
„Żona wskoczyła do łóżka jakiemuś biznesmenowi i wkręciła mnie w nieślubne dziecko. Gdy odkryłem prawdę, było już za późno”
„Mam nieślubne dziecko i znów zaszłam w ciążę z głupoty. Mojemu przyszłemu mężowy nie przeszkadza, że zaciążyłam z innym”

Redakcja poleca

REKLAMA