„Mąż mnie upokarzał i wydzielał mi pieniądze. Okazało się, że oszczędza na kochankę, której wynajmuje mieszkanie”

Mąż wyliczał mi pieniądze fot. Adobe Stock, Kaspars Grinvalds
Często grzebał w mojej torebce, przeglądał paragony i czerwonym cienkopisem zakreślał wszystko, co według niego kupiłam niepotrzebnie. Kilka miesięcy później dowiedziałam się, że mój mąż ma romans.
/ 03.10.2021 05:27
Mąż wyliczał mi pieniądze fot. Adobe Stock, Kaspars Grinvalds

Miałam już dość upokorzeń ze strony męża. Gdy się rozstaliśmy, odetchnęłam z ulgą i... nabrałam wiatru w żagle. Dziś czuję się wolna.

W rodzinie wszyscy są zdziwieni, że nie chcę od Piotrka przyjąć pierścionka zaręczynowego. A ja już raz byłam mężatką i wiem, co to znaczy. Teraz mam prawo ułożyć sobie resztę życia tak, jak naprawdę chcę.

Znam smak wolności

Nie zamierzam się już nigdy żadnemu facetowi tłumaczyć z tego, że kupiłam sobie dezodorant albo majtki. A może nawet volvo. To było głupie. To moje szybkie zamążpójście. Kończyłam szkołę pielęgniarską i zastanawiałam się nad medycyną. Ale w piątej klasie poznałam Arka. Był instruktorem prawa jazdy. Starszy ode mnie o 11 lat, zrównoważony, spokojny.

No i niewiarygodnie przystojny. Przypominał mi Jamesa Deana. Zupełnie zgłupiałam na jego punkcie. Tak, oboje zgłupieliśmy. W tamtych czasach wyglądałam całkiem nieźle. Robiłam się na Sabrinę, popularną wtedy wokalistkę. Długie blond włosy, pasemka, przezroczyste bluzki z poduszkami w ramionach. Miałam świetny biust i Arek zauważył to już na pierwszej lekcji.

Sparaliżowała go moja uroda, do czego się zresztą szybko przyznał.

Miesiąc później byliśmy zaręczeni

Dopóki nie poznałam Arka, uczyłam się jak szalona i poważnie myślałam o medycynie. Ale miłość mnie oszołomiła. Jakoś nagle wszystko odpuściłam, jakbym oddała Arkowi we władanie cały ster mojego życia. Od chwili, gdy mnie pocałował, nie myślałam już o niczym innym, jak o wspólnej rodzinie i trójce dzieci.

Rodzice oddali nam górę domu, bo mój brat orzekł, że na pewno nie zostanie w Głogowie. Wyjechał na studia do Warszawy i nie zamierzał wracać. Na początku, zanim się okazało, że urodzi się Kacper, pracowałam w szpitalu, na neurologii. Jednak na początku ciąży poczułam się na tyle kiepsko, że poszłam na zwolnienie i już nie wróciłam do zawodu.

Arek się cieszył, że będę w domu, gdzie zawsze będzie wyprane, ugotowane, a dzieci ogarnięte. I tak było.

Najpierw Kacperek, potem Małgosia, na końcu Julka

On zarabiał, ja byłam w domu. Starałam się i na początku było cudownie. Dzieci rosły, a ja byłam z nich dumna. A także z serników, które były „najlepsze na świecie” i z podłóg, które „tylko u nas tak błyszczą dzięki tobie”, jak chwalił mąż.

Jednak w pewnym momencie przestało mi to wystarczać. Chciałam wrócić do zawodu. Pójść do ludzi. Codziennie malować oczy, szykować ubranie. Nie było to proste, musiałabym kolejny raz zdawać egzamin, bo takie są przepisy. Przebąkiwałam Arkowi, że skoro dzieci są już w szkole, to może teraz czas na mnie? Tylko się śmiał.

I co ty niby będziesz robić? Pielęgniarki zarabiają grosze! W dodatku wcale nie ma etatów, bo przecież się dowiadywałaś. Zresztą, czy ci czegoś brakuje?

Niby nie brakowało. Arek miał swoją szkołę jazdy, a to jest żyła złota. Na dom płacił bez słowa. Ale ja się przez lata o nic nie upominałam. Po co mi były ładne ciuchy skoro siedziałam z dziećmi w domu? Miałam dwa dresy: gdy się jeden prał, w drugim chodziłam. Szpilki? Jedna para. Jak to mówiła teściowa – kościołowo-sylwestrowa.

Bo we wszystkich innych sytuacjach latałam w płaskich klapkach, żeby było szybciej. Nie stroiłam się, bo i kiedy?

Arek się przyzwyczaił, że niczego nie żądam

Kiedyś się wyrwałam z domu z koleżanką. Pojechałyśmy do Wrocławia, do galerii handlowej. Nagle zobaczyłam, że kobiety mają na sobie fajne, modne ciuchy. Makijaże zgodne z trendami, świetne fryzury. Poczułam się jak Kopciuszek w swoich przyciasnych, starych dżinsach i znoszonych mokasynach. No i zaszalałam. Koleżanka mnie namówiła.

– Chyba już dość zrobiłaś dla innych? – mówiła. – Czy nie czas na ciebie? Kiedy będziesz to nosić, jak nie teraz?

Kupiłam sobie sukienkę, letnie sandałki i perfumy. No i jeszcze zrobiłam manicure. Wróciłam do domu odprężona, zarumieniona. Dzieci od razu zobaczyły różnicę i też wydały mi się szczęśliwe, ale Arek nie był zadowolony.

– Nie przesadzasz? – wkurzony zapalił papierosa. – Sześć stów w jedno popołudnie! Co ty sobie myślisz?

– Myślę sobie – wzięłam głęboki oddech – że mnie też się coś należy. Sam powinieneś wpaść na ten pomysł już dawno.

Tylko się żachnął.

I zażądał paragonów, żeby wiedzieć, czy czegoś przed nim nie ukrywam

To był początek końca. Od tamtej chwili codziennie przeżywałam upokorzenia. Wykrzykiwał, że jestem niegospodarna, że lekką ręką wydaję jego ciężko zarobione pieniądze. Nie nasze, tylko jego. Często grzebał w mojej torebce, przeglądał paragony i czerwonym cienkopisem zakreślał wszystko, co według niego kupiłam niepotrzebnie.

Kilka miesięcy później dowiedziałam się, że mój mąż ma romans. Od roku. To dlatego zrobił się taki oszczędny! Wynajmował kochance mieszkanie i ułatwił uruchomienie własnego interesu. Była kosmetyczką. Nie chciałam pojednania.

W jedno popołudnie spakowałam jego rzeczy

Dzieciom powiedziałam, że jest między nami nieporozumienie, i tata na razie wyprowadzi się z domu. Przeżywały, ale nie aż tak bardzo, jak myślałam. Jego i tak ciągle nie było, a odkąd się wyprowadził, częściej zabierał gdzieś dzieciaki. A ja szybko się pozbierałam. Tak jakbym tylko czekała na jakiś impuls od losu, że czas wziąć sprawy w swoje ręce.

Razem z przyjaciółką otworzyłyśmy kwiaciarnię. Rodzice pożyczyli mi pieniądze i zainwestowałam w kurs florystyczny. Dziś, gdy od rozwodu minęło dziewięć lat, mam cztery kwiaciarnie, obsługuję wiele firm, sprzedaję komunijne wianki, ślubne wiązanki. Mam dobrą markę, ciężko na nią pracowałam. Od dzieci wiem, że Arek żałuje naszego rozstania, nie ułożył sobie życia.

Kosmetyczka go rzuciła, później znów był w jakimś nieudanym związku

A ja postawiłam na siebie, na rozwój, pracę. Dzieci urosły, a ja stałam się bizneswoman. Nikomu się nie tłumaczyłam, na co wydaję pieniądze, nikt mi nie zakreślał niczego na paragonach. Byłam wolna.

Rok temu poznałam Piotra. Rozwodnik, wykładowca akademicki. Zakochałam się tak samo mocno jak 30 lat temu w Arku. Piotr też oszalał z miłości i koniecznie chce się ze mną ożenić. A ja jestem nieprzejednana. Nie mam ochoty powtarzać błędu z młodości. Szukam tylko bliskości i czułości. Moja mama nie może tego zrozumieć.

Żona to żona – nie daje mi spokoju. – I to jeszcze czyja? Profesora!

Kwituję to wzruszeniem ramion. Niektóre koleżanki mówią, że kiedy zostanę żoną, Piotr będzie mnie poważniej traktował. To śmieszne! Wiecie, kiedy mnie niepoważnie traktowano? Wtedy, gdy byłam żoną przy mężu. Gdy nie miałam grosza przy duszy, a o wszystko musiałam pytać swojego faceta. Nie powtórzę tego błędu. 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA