„Mąż mnie nie kochał, ale gdy zażądałam rozwodu, wpadł we wściekłość. Uraziłam jego męską dumę, więc uwziął się na mnie”

Zraniona kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Zraniłam ego Patryka. Najwyraźniej sądził, że będę walczyć o jego uczucia do śmierci, wielbiąc go za sam fakt, że łaskawie ze mną mieszkał. No bo wiadomo – on był przystojnym mężczyzną sukcesu, a ja starym babskiem z pracą w budżetówce. Jak ja śmiałam w ogóle pomyśleć, żeby go rzucić? Nie miałam pojęcia, że Patryk odbierze to tak osobiście...”.
/ 12.12.2022 18:30
Zraniona kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Rodzice nie pozwalali mi mieć psa. Ojciec psów nie lubił, a mama nigdy nie stanęłaby po mojej stronie. Kiedy więc Patryk na drugą naszą randkę przyszedł z Koczkiem, nie wiedziałam, czy bardziej zakochałam się w nim, czy w jego psie. Koczek był z nami przez kolejnych pięć lat. Uwielbiałam tego psa, a on kochał mnie miłością bezwarunkową. Po jego śmierci czułam się tak, jakby umarł mi ktoś z rodziny. A właściwie to gorzej, bo po śmierci ojca miałam jedynie lekkie poczucie winy, że za mało go opłakuję, a po Koczku ryczałam jak szalona.

I wtedy Patryk przyniósł do domu Bronkę. Wiedział, że szczególnie upodobałam sobie golden retriwery z ich pięknymi, szlachetnymi pyskami i łagodnym usposobieniem. W tajemnicy przede mną pojechał więc do hodowli i kupił suczkę, która miała uciszyć moją rozpacz po Koczku.

Jest idealna – powiedziałam, tuląc do siebie białą kuleczkę przypominającą pluszowego misia.

Patryk wstydził się mnie, taka była prawda

Bronka była najcudowniejszym, najwierniejszym psem, jakiego mogłam mieć. Mąż śmiał się, że go z nią zdradzam, bo sunia spała obok mnie na łóżku. Nigdy pośrodku, nigdy obok niego – zawsze tuż przy moim boku. I fakt, bywało, że chętniej przytulałam się do niej niż do Patryka. Bo z nią się nie kłóciłam, ona nie wypominała mi, że się postarzałam, zaokrągliłam, nie wstydziła się mnie przed znajomymi.

Tak, Patryk naprawdę to robił. Raz, w galerii handlowej, byłam w sklepie z porcelaną, a on kogoś spotkał, jakiegoś dawnego kolegę z żoną, która wyglądała jak modelka. Chciałam wyjść i się z nimi przywitać, ale osadziły mnie słowa małżonka, które usłyszałam mimo gwaru panującego w galerii.

– Eee, nie, sam jestem – skłamał gładko, a potem objął kumpla ramieniem i zaproponował, żeby poszli na kawę.

Oddalił się z nimi ze skrywanym pośpiechem, niemal ich popędzając, a kiedy potem zapytałam go, dokąd poszedł, znowu skłamał:

– A, wpadłem na znajomych z innego miasta i strasznie chcieli, żebym im pokazał, gdzie tutaj warto coś zjeść.

Ale ja wiedziałam, o co mu chodziło. Chciał uniknąć tego, bym stanęła obok niego, a on musiałby przedstawić mnie jako swoją żonę. Wiedziałam, że od dawna mu się nie podobam, z moimi szerokimi plecami, wylewającym się przez pasek spodni brzuchem, masywnymi nogami. Nie dotykał mnie od ponad roku, a czasami łapałam jego pełne obrzydzenia spojrzenie, kiedy przechodziłam przez mieszkanie w samej bieliźnie albo ręczniku.

Wtedy jeszcze nie byłam do końca pewna, że się mnie wstydził, ale kolejny raz nie pozostawił wątpliwości. To było pod multipleksem, czekaliśmy na seans i właśnie byliśmy po kłótni o popcorn w karmelu. Ja go chciałam sobie kupić, a Patryk syknął na mnie, że mogłabym sobie odpuścić, bo i tak już zjadałam podwójną dawkę kalorii na tamten dzień. Obraziłam się i poszłam posiedzieć na ławce, podczas gdy on nerwowo palił papierosa pod wejściem.

Zagapiłam się w dal, aż nagle usłyszałam, jak ktoś wymawia pytająco słowo „żona”. Spojrzałam i zobaczyłam jakieś dwie kobiety, które witały się z Patrykiem. Wiedziałam, że pytały o mnie, ale mój mąż wyraźnie zaprzeczył, że jest tam ze mną. Kobiety odeszły w stronę przystanku, a ja nie miałam odwagi się przyznać, że zauważyłam tę scenę. Wiedziałam już z całą pewnością, że mąż nie chce być kojarzony ze mną.

Chyba wtedy zaczęłam zdawać sobie sprawę, że naszego małżeństwa nie da się uratować. Mąż mnie nie kochał, nie pociągałam go, niewiele nas już łączyło. Nie chciałam dać się upokorzyć jeszcze bardziej, więc to ja wyszłam z inicjatywą rozwodu. Nie przewidziałam, że Patryk aż tak się wścieknie.

– Co?! TY chcesz rozwieść się ze mną?! – nie mógł pojąć takiej bezczelności.

Zrozumiałam, że zraniłam ego Patryka. Najwyraźniej sądził, że będę walczyć o jego uczucia do śmierci, wielbiąc go za sam fakt, że łaskawie ze mną mieszkał. No bo wiadomo – on był przystojnym mężczyzną sukcesu, a ja starym babskiem z pracą w budżetówce. Jak ja śmiałam w ogóle pomyśleć, żeby go rzucić? Nie miałam pojęcia, że Patryk odbierze to tak osobiście.

Upokorzony i wściekły wyprowadził się z domu

Od razu zaczęły się złośliwości i uprzykrzanie mi życia. Wyprowadził się, zabierając samochód, telewizor i robot kuchenny, którego nigdy nawet nie dotknął palcem, a którego ja używałam codziennie.

– Sorry, ale to ja za niego zapłaciłem – uśmiechnął się z satysfakcją, wychodząc. – Możesz to podważyć w sądzie przy podziale majątku, ale przelew wyszedł z mojego konta, więc sprawa jest raczej jasna.

Jasne, robot był jego, ale on nawet nie wiedział, jak go włączyć. Zabrał mi go z mściwości, podobnie jak obraz, który kupił mi w Kazimierzu i który uwielbiałam, oraz kolekcję książek. Kupował je dla mnie, ale to on za nie płacił i uznał, że zabranie mi ich mnie zaboli. Na moje protesty odpowiadał, że mogę się z nim sądzić o prawo własności, ale dopóki sąd nie wyda wyroku, rzeczy, za które zapłacił, będą u niego.

Któregoś dnia wróciłam i nie zastałam w domu Bronki…

– Zabrałeś psa?! – wrzasnęłam do słuchawki, kiedy raczył odebrać. – Przecież Bronka to mój pies! Jak mogłeś zrobić coś takiego?!

Odpowiedział, że normalnie. Papiery Bronki z hodowli były wyrobione na niego. On zapłacił za psa. Pies zatem należał do niego. Mogłam jedynie czekać do naszej rozprawy rozwodowej, którą zaplanowano za kilka miesięcy. Do tego czasu miałam nawet nie zobaczyć ukochanej suczki. A potem i tak miałam marne szanse, że sąd mi ją przyzna.

Byłam kompletnie zdesperowana. Wydzwaniałam do męża, wysyłałam mu błagalne wiadomości, żeby oddał mi psa, ale był nieugięty. Widać było, że czuł satysfakcję – oto udało mu się trafić w mój najsłabszy punkt. Nie obchodziło mnie, że szybko znalazł sobie nową dziewczynę, taką o dziesięć lat młodszą i dwadzieścia pięć kilo lżejszą ode mnie. Miałam to gdzieś; moje uczucia do niego dawno zamieniły się tylko w żal i złość. Jedyne, na czym mi zależało, to żeby odzyskać Bronkę.

– Chciałabym ją chociaż wziąć do parku, błagam cię! – upokarzałam się przed mężem, bo życie bez ukochanej suni bolało mnie niemal fizycznie.

– A skąd mam pewność, że potem ją oddasz? – usłyszałam zadowolenie w jego głosie. – Nie mogę tak ryzykować. To drogi, rodowodowy pies. Właściwie to zamierzam ją sprzedać. Jest warta sporo kasy.

– Co?! Sprzedać Bronkę?! Nie! Nie możesz tego zrobić! – wpadłam w panikę. – Albo dobrze, sprzedaj ją mnie! Zapłacę ci więcej, niż za nią dałeś!

– Wiesz, mam prawo wyboru kolejnego właściciela – wycedził. – I nie chcę, żebyś to była ty.

Zwyzywałam go wtedy od psychopatów i potworów. Krzywdził nie tylko mnie, ale i niewinne zwierzę, które za mną musiało tęsknić. Nasza więź była bardzo silna, dla Bronki byłam nie panią, tylko prawie mamą. Nie miałam jednak wpływu na jego poczynania. Do tego wpadł na nowy pomysł, jak mi dopiec, i zamiast stawić się na naszej rozprawie rozwodowej, dostarczył do sądu zwolnienie lekarskie. Kolejną rozprawę wyznaczono za siedem miesięcy. Zrozumiałam, że nigdy nie odzyskam Bronki.

Co taka miła kobieta widzi w kimś takim jak on?

Jakimś cudem wydarłam od kogoś z rodziny Patryka jego nowy adres i pojechałam tam. Miałam nadzieję, że kiedy ten świr zobaczy, jak Bronka cieszy się na mój widok, odpuści i mi ją sprzeda. Ale zamiast niego z moją suczką wyszła na spacer kobieta. Od razu zauważyłam, że dobrze traktuje psa, okazywała mu czułość, śmiała się, kiedy biegł za patykiem. Podeszłam do nich. Bronka dosłownie oszalała na mój widok, ja kucnęłam i ściskałam ją, płacząc. Kobieta stała obok z nieco wystraszonym wyrazem twarzy.

Bronka ma u nas dobrze – zapewniła mnie spiętym głosem, kiedy wyjaśniłam, kim jestem. – Je normalnie, dużo z nią spaceruję i nigdy nie jest sama w domu, bo mam pracę zdalną. To bardzo grzeczny pies.

– Dziękuję… – szepnęłam, wtulając się w szyję suni. – Ja… ja chcę zapłacić Patrykowi, żeby ją odzyskać. Niech go pani przekona, błagam. Mam ją od szczeniaka, cztery lata…

Widziałam, że Iza była skrępowana moimi łzami. Wyraźnie jej ulżyło, kiedy wreszcie puściłam Bronkę i mogła ją zabrać do domu. Ale suczka nie chciała mnie zostawić. Oglądała się za siebie, siadała, w końcu zaczęła skamleć, aż Iza odciągnęła ją do klatki.

W domu ryczałam przez kolejne godziny. W nocy nie spałam. Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Za nimi stała Iza z… Bronką. Suczka natychmiast wpadła do domu jak burza i zaczęła ganiać z radości po pokojach.

– Proszę – Iza podała mi smycz, torbę z karmą i akcesoriami oraz teczkę z dokumentami. – W środku jest podpisany przez Patryka dokument stwierdzający, że daje pani Bronkę w prezencie i zrzeka się wszelkich roszczeń.

Byłam kompletnie oszołomiona. Chciałam, żeby weszła i powiedziała mi, co się stało, ale odmówiła. Powiedziała tylko, że oddanie mi Bronki było jej pomysłem.

– Wie pani, naprawdę mi zależy na Patryku, ale nie mogłabym z nim być, gdyby dalej robił to pani i psu. To właśnie mu powiedziałam.

Nigdy nie zdołałabym jej wystarczająco podziękować za to, co zrobiła. Nie mam pojęcia, co taka dobra, miła kobieta widzi w kimś takim jak mój eksmąż, ale to już nie moja sprawa. Rozwiodłam się z nim i życzę Izie szczęścia przy jego boku. Ja moje szczęście na czterech łapach odzyskałam, i tylko to się liczy!

Czytaj także:
„Narzeczony tak bardzo się zaangażował w pomoc mojej koleżance, że wylądował w jej łóżku. Wstrętna ona, wstrętny on...”
„Wyjechałam do uzdrowiska, by wyrwać jakieś ciasteczko. Już pierwszego dnia miałam kilku chętnych. Później odkryłam, dlaczego”
„Jan zaadoptował dziecko swojej żony i przez 8 lat wychowywał je jak swoje. Do czasu aż pojawił się biologiczny ojciec...”

Redakcja poleca

REKLAMA