„Mąż miał wyjechać na rok, a nie ma go już 9 lat. Nie widział nawet swojego wnuka, ja od 2 lat czekam z pozwem rozwodowym”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Nasze małżeństwo się już dawno rozpadło. Bo jak można mówić o związku, kiedy ludzi dzielą przez lata tysiące kilometrów? Choć byliśmy w stałym kontakcie, to tak naprawdę straciłam męża, a mój syn ojca. Po tylu latach rozłąki nie było już naszej rodziny”.
/ 04.12.2021 07:54
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Dziwnie się czułam, zapraszając syna na niedzielę. „To pierwszy taki oficjalny obiad, odkąd postanowił zacząć żyć na własny rachunek i się wyprowadził” – myślałam, przyprawiając buraczki. Miałam tremę, jakbym pierwszy raz w życiu gotowała obiad dla syna. A przecież Maciek ma już 24 lata! Ile razy jadł moją pomidorową i mielonego z ziemniakami i buraczkami? Zaczęłam się sama z siebie śmiać. Gdy przyszedł, wydał mi się taki dorosły. „Czas strasznie pędzi” – pomyślałam z żalem. Przy stole słuchałam opowieści mojego zawsze roześmianego jedynaka, gdy nagle łzy napłynęły mi do oczu.

– Szkoda, że nie mieszkamy już razem. Tęsknię za tobą, synku.

– Oj, mama, przecież nie wyjechałem na koniec świata jak… – urwał nagle.

Oczywiście, myślał o swoim ojcu.

Dziewięć lat temu, kiedy syn zaczynał naukę w liceum, jego tata dostał intratną propozycję pracy w Afryce. Francuski inwestor zatrudniał wtedy inżynierów z całego świata.

– Martuś, to tylko rok, szybko zleci – Mateusz przekonywał mnie, gdy próbowałam go zatrzymać.

Bałam się, że to najgorszy moment, żeby zostawiać dorastającego chłopaka bez męskiej ręki. Mąż natomiast argumentował, że ten rok pracy za granicą pozwoli nam pewniej stanąć na nogi. Mąż nie wrócił po roku. Przedłużył kontrakt. W kolejnym roku dostał propozycję pracy w Kanadzie. Pojechał tam prosto z Nigerii. Zobaczyłam go dopiero po prawie trzech latach rozłąki. Wpadł na kilka dni, na święta. Jeszcze wtedy łudziłam się, że na wiosnę wróci na dobre. Znów się myliłam…

Syn powiedział, że przyrodni brat ma kłopoty

Mateusz rzeczywiście robił karierę i przysyłał dużo pieniędzy. Ale choć byliśmy w stałym kontakcie, to tak naprawdę straciłam męża, a mój syn ojca. Po tylu latach rozłąki nie było już naszej rodziny.

– Cholera, widzę, że ci humor zwarzyłem. Sorry, naprawdę chciałem, żeby było miło… – syn wygiął usta w podkówkę. Zawsze tak robił, kiedy coś nabroił.

– Już dobrze, jest miło – uśmiechnęłam się niemrawo.

Nieobecność Mateusza już dawno przestała być tematem naszych rozmów, a jednak i syn, i ja mieliśmy z tym problem.

– A wiesz, widziałem się z Jarkiem – Maciek przypomniał sobie nagle. – Przeprowadzili się do większego mieszkania, ale chyba nie za dobrze im się wiedzie. Mają teraz do spłacania większy kredyt…

Byłam zamyślona i słowa syna nie dotarły do mnie od razu. Niby wiedziałam, że mówi o moim pasierbie, synu Mateusza i jego rodzinie, ale dopiero po chwili zareagowałam.

– Jak ten mały ma na imię? – ocknęłam się nagle.

– Kamil, zapomniałaś?

– Wyleciało mi z głowy. To mówisz, że mają kłopoty finansowe? A ojciec im nie pomaga? – wiedziałam, że mój mąż nie za bardzo dogaduje się ze swoim starszym synem, ale zawsze wspierał Jarka w trudnych chwilach.

Maciek przedstawił mi sytuację w rodzinie przyrodniego brata. Jego synek nie dostał się do państwowego przedszkola, a na opiekunkę musieliby wydać niemal całą pensję jego żony…

– No i dlatego Ala została z małym. Co prawda robi coś zdalnie, na zlecenie, ale to podobno grosze. Gdyby nie opieka nad dzieckiem, mogłaby od razu wrócić do pracy, a tak… Jarek mówi, że jest im ciężko – Maciek westchnął.

Patrzyłam, jak syn z apetytem pochłania kotlet, i nagle do głowy przyszła mi pewna myśl: „A gdybym tak ja zajęła się tym małym? Na pewno dałabym sobie radę, słyszałam, że to spokojny dzieciak…”.
Wzięłam do ręki komórkę.

– Podaj mi telefon do Jarka, chyba mam nieaktualny – poprosiłam syna. – Może coś im doradzę… – dodałam, widząc zdziwienie na twarzy Maćka.

Kiedy Maciek wyszedł, zaczęłam się zastanawiać, czy pomysł, żeby zadzwonić do pasierba, jest na pewno dobry. Nigdy wcześniej nie myślałam, że będę w jakikolwiek sposób mu pomagać. Teraz jednak czułam, że powinnam to zrobić. Nigdy nie byłam typem mamuśki, szczerze mówiąc, niektórych dzieci lub wnuków znajomych po prostu nie lubiłam. Były albo zbyt rozkapryszone, albo wiecznie płaczące, ale Kamil to co innego. W tym wypadku chodziło o wnuka mojego męża. Jeszcze męża…

Zabawne, że wciąż tak myślałam o Mateuszu, chociaż od dwóch lat trzymałam w biurku gotowy pozew rozwodowy. Nasze małżeństwo się już dawno rozpadło. Bo jak można mówić o związku, kiedy ludzi dzielą przez lata tysiące kilometrów? Co prawda Maciek, który odwiedził ojca w Kanadzie kilka razy, twierdził, że w pobliżu Mateusza nie ma żadnej kobiety, a znając męża, byłam nawet skłonna w to uwierzyć. Praca, kolejne projekty, budowy – to był jego żywioł. Ale czy naprawdę mężczyzna może tak długo żyć całkiem sam? Miałam wątpliwości.

Złapałam za telefon i wybrałam numer Jarka

Jeśli się nie dogadam z małym, pomogę im znaleźć opiekunkę. W pierwszej chwili zaniemówił. Nasze relacje nigdy nie były zbyt przyjazne. Pasierb uważał, że zabrałam mu ojca. Prawda jednak była całkiem inna. Kiedy poznałam Mateusza, był już po rozwodzie z matką Jarka, wtedy jednak cała trójka wciąż mieszkała pod jednym dachem.

Potem, gdy już urodził się Maciek, Jarek nie mógł wybaczyć ojcu, że go zostawił, że ma drugi dom… Pewnie tak to zwykle bywa, że dzieci z rozbitych małżeństw obarczają nowych partnerów swoich rodziców o wszelkie zło, jakie je spotyka. Nasza rozmowa nie była nieprzyjemna, ale też nie była serdeczna. Zaproponowałam Jarkowi, że zajmę się Kamilem, przynajmniej na próbę, i że nie chcę za to żadnych pieniędzy. Moja propozycja nie od razu została przyjęta.

– Dlaczego, Marto, chcesz zajmować się moim synem? – spytał mnie Jarek, gdy zadzwonił kilka dni później.

– Pracuję zdalnie, tylko na pół etatu, nie mam innych obowiązków, mogę pomóc… Jak się okaże, że nie daję sobie rady albo że Kamilek będzie się ze mną nudził… sama pomogę ci znaleźć nową opiekunkę.
Jarek nie skomentował moich słów, ale propozycję przyjął i za nią podziękował.

Chłopczyk zjawił się u mnie następnego ranka. Jego mama przygotowała ulubioną zupę chłopca, przywiozła zabawki, ubrania na zmianę.

– Gdyby pani miała jakieś kłopoty, proszę dzwonić – Ala podała mi swoje namiary na kartce.

Kamil okazał się bardzo rezolutnym czterolatkiem. Szybko się dotarliśmy. Odkryłam, że mam do tego chłopca wiele cierpliwości i wyrozumiałości. Zajmowałam się wnukiem męża chyba trzeci tydzień, gdy odwiedził mnie syn.

– Zainstaluję ci Skype’a, chcesz? – spytał ni z tego, ni z owego.

– Po co mi Skype? Wybierasz się gdzieś daleko i chcesz ze mną rozmawiać?

Zaprzeczył ruchem głowy i usiadł przy komputerze. Po chwili wypalił:

– Ojciec chce z tobą pogadać, mówi, że dawno cię nie widział…

– A nie zapytał, czy ja chcę rozmawiać z nim?

Maciek nie odpowiedział. Kazał mi tylko czekać na sygnał od ojca. Mateusz odezwał się jeszcze tego samego wieczoru… Usłyszałam charakterystyczny dźwięk z włączonego laptopa, niepewnie najechałam kursorem na prostokącik z napisem „rozmowa” i na ekranie zobaczyłam męża.

– To ja, Martuś, możemy pogadać? – spytał zwyczajnie.

Z emocji zaschło mi w gardle, więc tylko kiwnęłam głową. Powiedział, że pięknie wyglądam, że wcale się nie zmieniłam…

– Jesteś kochana, że pomagasz Jarkowi. Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że zajmujesz się Kamilkiem… Cholera, jeszcze ani razu nie widziałem własnego wnuka… – usłyszałam w jego głosie wzruszenie.

– Martuś, czemu nic nie mówisz? – zapytał wreszcie.

Posiwiał, lekko wyłysiał, ale to był on… Ten sam Mateusz, którego wciąż chyba kochałam.

– To idiotyczne tak gadać do ekranu. Nie potrafię, przykro mi – czułam, że nie dam rady dłużej zachować zimnej krwi.

– Już niedługo będziemy mogli rozmawiać inaczej, jeśli tylko zechcesz, Martuś. Wracam w kwietniu, będę pewnie musiał odbyć kwarantannę… Tylko powiedz, czy mogę wrócić do domu?

Nie wiem, jak długo zwlekałam z odpowiedzią. W głowie przelatywały mi migawki z naszego wspólnego, szczęśliwego życia. Nagle przypomniałam sobie zapach ulubionej wody męża…

– Pościelę ci na kanapie w salonie – odezwałam się w końcu.

– Tak się cieszę, kochanie – usłyszałam, a potem szybko zamknęłam laptopa.

Czytaj także:
„O zdradzie ukochanego dowiedziałam się… od jego kochanki. Po 5 latach poczuła się jak śmieć, który nic nie znaczył”
„Maż traktował mnie jak służącą, bo >>od tego jest baba<<. Emerytura zmieniła go w starego, narzekającego tetryka”
„Narzeczony poszedł w tango z inną na wieczorze kawalerskim. Ślub odwołałam, a na podróż poślubną wzięłam przyjaciółkę”

Redakcja poleca

REKLAMA