„Mąż finansował moje zachcianki, a ja zdradzałam go na lewo i prawo. O mały włos, a źle by się to dla mnie skończyło”

kochankowie fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
„Przecież nie mogę zadzwonić po policję! Nie jestem w żadnym spa. Gdzie ten Robert? Zawołam kogoś na pomoc przez okno. Odsunęłam zasłonę i odskoczyłam przerażona. W mdłym świetle lampy zobaczyłam nieruchome wpatrzone we mnie oczy. Janusz z całej siły uderzył w szybę. Rzuciłam się do drzwi i odbiłam od kogoś, kto stał za nimi”.
/ 23.10.2022 14:30
kochankowie fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

– Zarezerwowałem nam pokój! Pamiętasz ten hotelik, na który natknęliśmy się w lipcu?

– Ten na wydmach? O którym powiedziałam, że mogłabym tam zamieszkać?

– Tak! Nie był aż taki drogi.

Kochany Robert. Zawsze mieszał emocjonalne porywy serca z praktyczną stroną duszy. Romantyczna ucieczka od codzienności, ale za dobrą cenę. Miał rację. Oboje nie mieliśmy pieniędzy. Nasz romans żywił się odpadkami z pańskiego stołu i z tego, co Robertowi udało się ukryć przed żoną i co ja wyciągnęłam od Marka. Oboje byliśmy związani ślubnymi przysięgami i oboje oszukiwaliśmy małżonków.

Ja robiłam za słodką idiotkę, dopadały mnie nagłe zachcianki i zwariowane pomysły. Marek był od tego, żeby je finansować. Wiem, że to świństwo, ale nie miałam wyjścia. Poza tym on to tak ustawił. Był od zarabiania pieniędzy, a ja miałam dobrze wyglądać i drażnić tym jego kolegów.

Oboje okłamywaliśmy małżonków

– I jeszcze na spa, Mareczku.

Przecież dopiero co byłaś!

– To było w zeszłym tygodniu! Nie chcesz chyba, żebym wyglądała jak przechodzona lampucera, prawda?

– Lampucera? Skąd ty wytrzasnęłaś takie określenie? – zapytał.

– Z literatury. To jak będzie?

– No już dobrze, będzie – zgodził się Marek. – Tylko, błagam, nie rozpędzaj się tak z wydatkami. Jeszcze nie teraz. Obiecuję, że jak staniemy na nogi, wszystko zacznie lepiej wyglądać.

– Misiu, już teraz nie jest źle…

Tak mniej więcej wyglądało moje wyciąganie pieniędzy od Marka. Gdy poznałam Roberta sprawy się skomplikowały. Mój kochanek mieszkał w Gdańsku, a ja w Warszawie. Do kwestii finansowych doszły problemy logistyczne. Szukanie pretekstu do zniknięcia, hotele, podróże. Robert nie ułatwiał mi tego. Jego żona była zazdrosną i apodyktyczną królową, a on był jej podnóżkiem. Może to nas tak do siebie zbliżyło, byliśmy parą domowych niewolników.

– Nie mogę spotykać się z tobą w Gdańsku. Świadomość, że ona może nas zobaczyć, paraliżuje mnie.

– Ale chcesz się ze mną spotykać?

– Jasne, że chcę, ale jak najdalej od jej macek! – tłumaczył ten mój wystraszony wrażliwiec.

Co mogłam poradzić, skoro właśnie w nim tak się zakochałam? Wymyślaliśmy dla niego różne delegacje i konferencje, a dla mnie modne spa. Wyszukiwaliśmy spokojne miejsca z dala od Trójmiasta i wlekliśmy się przez pół Polski, by położyć się razem do łóżka.

– Aż dziwne, że ten hotel o tej porze roku jest czynny, na takim odludziu?

– O to chodzi, Justynko! Będziemy tam praktycznie sami. Pojedziesz pociągiem do Słupska i stamtąd taksówką, trochę drogo, ale tak najwygodniej, bo to jednak nie wiadomo, jak działają lokalne połączenia poza sezonem. Mnie udało się wyłudzić auto od Mileny. Dojadę wieczorem. Powiedziałem jej, że konferencję mam w Giżycku.

– Dlaczego dopiero wieczorem?

– Nie mogłem zwolnić się w czwartek. Ale to nic nie szkodzi. Przyjedziesz, zjesz coś, rozgościsz się a najpóźniej o dziewiątej przyjadę i będziemy ze sobą aż do niedzieli. I pamiętaj, nie dzwoń, bo zostawiam komórkę w domu!

Robert bał się, że Milena sprawdza w internecie, gdzie jest jego komórka i dlatego zostawiał ją w domu.

– A nie wydaje jej się podejrzane, że zostawiasz telefon w domu?

Ona wie, że jestem roztargniony i zdenerwowany przed wyjazdami.

Co miałam odpowiedzieć mojemu wystraszonemu kochankowi. Już lepiej żeby był bez komórki, niż żeby paraliżował go strach przed żoną.

Nie jestem zbyt asertywna...

Dotarłam do hotelu późnym popołudniem. Recepcjonistka uśmiechała się sympatycznie, a pokój był milutki. Dookoła las i cisza. Dopóki nie usłyszałam warkotu silnika. Przed hotelik zajechał autokar. Wysypała się z niego banda facetów w średnim wieku.

– O Boże, może tylko przyjechali na kolację – szepnęłam do siebie, ale usłyszała to dziewczyna na recepcji.

– Niestety, poza sezonem hotel żyje z takich imprez. Będzie dobrze, upiją się i pójdą szybko spać – zapewniła.

– A pani czemu taka smutna? Proszę się rozchmurzyć. Zapraszam do restauracji, mamy małą, sympatyczną imprezkę – powiedział facet, który wyrósł obok mnie jak spod ziemi.

– Nie, dziękuję, nie jestem smutna. Liczyłam na spokojny weekend.

– No i będzie spokojny. My jesteśmy spokojne chłopaki. A takie wystrzałowe laski nie powinny samotnie spędzać wieczorów.

Skąd pan wie, że jestem sama?

– To dlaczego ten szczęśliwiec nie pilnuje takiego cudeńka? Ja bym pani nie spuścił z oka nawet na chwilę.

Rzuciłam odruchowo okiem w wiszące w holu wielkie lustro. No tak…

Zapraszam na jednego drinka. Wypijemy na zgodę i jeśli się nie będzie pani podobało, to nas pani opuści. Możemy tak się umówić?

– Na jednego?

– Słowo. Może być szampan?

Na nasz widok cała sala aż ryknęła. Musieli upić się już w tym autokarze.

– Oto mój specjalny gość, pani…

– Justyna.

– Pani Justyna. Bardzo proszę zachowywać się kulturalnie…

Jego głos został zagłuszony wybuchem zbiorowego entuzjazmu.

– Jasne, że kulturalnie!

– Prosimy do nas, do stolika!

Zawsze miałam problem z asertywnością. Nie wiem, kiedy powiedzieć „dość”. Nie umiem ocenić, czy to podlany alkoholem dopuszczalny entuzjazm, czy już zwykłe chamstwo.

– Bardzo proszę, najlepszy szampan dla najpiękniejszej kobiety.

Uśmiechnęłam się.

– Mariusz.

– Justyna. Razem pracujecie?

– W pewnym sensie. Kilka osób z firmy i nasi podwykonawcy. Taka trochę zbieranina, ale to dzięki nim to wszystko się kręci.

– Panie Mariuszu, poproszę pana na chwilę? – to dziewczyna z recepcji.

– Przepraszam na chwilę, pani Justyno, zaraz będę z powrotem.

Zrobiło się naprawdę groźnie

Natychmiast poderwał się od stolika typ z bujną czupryną, brodą i wąsami.

– Ty, ładna jesteś, wiesz?

– Nie jesteśmy na ty!

– Co ty tam wiesz. Jestem kumplem Mariusza, a więc i twoim. I wiesz, jak jest. Ty będziesz miła dla mnie, to i ja będę miły dla ciebie.

– Proszę zostawić mnie samą!

– A kto ty jesteś?! Co ty wiesz? Ze mną trzeba żyć dobrze, rozumiesz, co do ciebie mówię? Rozumiesz?!

– Janusz, spadaj stąd! Mam nadzieję, że nie był zbyt natarczywy?

– Trochę był…

– Pani wybaczy. To dobry chłopak, ale narwany. Opieprzę go i się uspokoi.

– Nie, niech pan da mu już spokój. Zaraz pójdę do siebie. Za godzinę będzie tu mój… mąż – skłamałam.

– Mężatka, smutne…

A na co pan liczył?

– Jak się spotyka piękną kobietę, to zawsze robi się przykro, gdy okazuje się, że ma kogoś. Jeszcze po jednym?

– Ale to już ostatni.

Mariusz odprowadził mnie do hallu. Kiedy byłam już na schodach, usłyszałam jego ostry głos:

– Janusz, a ty dokąd?! – domyśliłam się, że mój chamski wielbiciel ruszył za mną. Zamknęłam drzwi od pokoju i chwyciłam za komórkę. Dwudziesta trzydzieści. Z dołu doszedł mnie chóralny śpiew: „Rycerzy trzech…”.

Położyłam się na łóżku, Robert powinien być za pół godziny. Obudziło mnie pukanie do drzwi.

– To ty? – upewniłam się.

– Ja! – usłyszałam nieprzyjemny głos Janusza. – Otwieraj.

Odejdź, bo zadzwonię po policję!

– Dzwoń, k…! – kopnął w drzwi.

Nie rozumiał, o co mi chodzi

Cofnęłam się w stronę okna. Chwyciłam komórkę, było wpół do jedenastej. Gdzie jest ten Robert?!

– Nie drażnij się ze mną, szmato, bo wywalę te drzwi razem z framugą!

Przestał kopać. Przecież nie mogę zadzwonić po policję! Nie jestem w żadnym spa. Gdzie ten Robert? Zawołam kogoś na pomoc przez okno. Odsunęłam zasłonę i odskoczyłam przerażona. W mdłym świetle lampy zobaczyłam nieruchome wpatrzone we mnie oczy. Janusz z całej siły uderzył w szybę. Rzuciłam się do drzwi i odbiłam od kogoś, kto stał za nimi. „Jestem w potrzasku!” – pomyślałam.

– Justynko, co się tu dzieje?

– Kto ty, k…, jesteś? Wyp… stąd! Janusz wytoczył się z pokoju.

– Kto to jest? – zapytał znowu zdezorientowany Robert.

Janusz zamachnął się zakrwawioną ręką, ale cios nie doszedł celu. Coś mignęło mi przed oczami. Napastnik stał sekundę i patrzył zdziwionym spojrzeniem, po czym osunął się na podłogę.

– Justyna! Co tu się dzieje?

– Bardzo państwa przepraszam, już zabieram kolegę, trochę się upił – Mariusz chwycił Janusza za klapy marynarki i pociągnął za sobą.

– Gdzieś ty się podziewał, do jasnej cholery? – wykrztusiłam do Roberta.

– Był wypadek, wszystko zablokowane. Nie miałem jak zadzwonić.

Recepcjonistka przeniosła nas do innego pokoju, ale ja postanowiłam wyjechać. Robert nic nie rozumiał, nie wiedział, dlaczego nie chcę się kochać. Zdecydowałam się go zostawić.

Marek nigdy nie zapytał, dlaczego wróciłam do domu dwa dni wcześniej, niż planowałam. Wieczorem otworzył butelkę szampana.

Czytaj także:
„Zakochałam się w adoptowanym bracie. Chociaż nie łączyły nas więzy krwi, dla świata byliśmy rodzeństwem. W końcu ojciec odkrył nasz związek"
„Mąż zostawił mnie dla wyrachowanej małolaty i puścił z torbami. Szybko odkryłam, że ten pacan nie jest mi potrzebny do szczęścia”
„Teściowa traktowała moje dziecko, jak swoje. Odbierała potajemnie z przedszkola i zabierała na nocowanie. Kto tu jest do cholery matką, ja czy ona?"

Redakcja poleca

REKLAMA