„Matka uknuła plan ze swoim ukochanym. A w nim ja: służąca, opiekunka, darmowa masażystka, stara panna w jednym”

Matka mnie wykorzystywała fot. Adobe Stock, fizkes
„To taka dobra dziewczyna, chociaż strasznie niezaradna życiowo, ale użyteczna. Ktoś się będzie przecież musiał nami zająć na stare lata, a Iwonka doskonale się do tego nadaje. Pisałam ci już, że zrobiła kurs masażu relaksacyjnego? Zresztą ona w niczym nie jest specjalnie dobra, ale za to masuje za darmo i na zawołanie!”.
/ 17.09.2021 12:48
Matka mnie wykorzystywała fot. Adobe Stock, fizkes

Skończyłam spotkanie i spojrzałam na zegarek. Było wczesne popołudnie, więc moja mama powinna już być po wszystkich zabiegach.

„Pewnie teraz siedzi sama w pokoju i usiłuje czytać książkę. Pewnie, jak zwykle, czuje się bardzo samotna…” – myślałam.

Nie dawałam jej wcześniej znać, że będę niedaleko jej sanatorium, bo o tym nie wiedziałam

Z zasady szef nie wysyła mnie na żadne służbowe wyjazdy, bo doskonale wie, że nie mogę się ruszyć z domu. Z powodu mamy, która jest ciężko chora na serce i po odejściu taty ma poważną depresję. Wymaga mojej opieki i stałej obecności.

Kiedy jestem w biurze, potrafi zadzwonić pięć razy w ciągu godziny! Staram się jej tłumaczyć, że nie powinna tego robić, bo pracuję. Z czego się inaczej utrzymamy? Z jej renty? Jednak ona tego nie rozumie. Narzeka, że jestem nieczuła i niewdzięczna, i to przeze mnie jest taka chora.

– Nic mi nie było, byłam zdrową i piękną kobietą! Ta wada kręgosłupa pogłębiła się, bo postanowiłam dać ci życie! Lekarze radzili mi, żebym usunęła ciążę, ale ja za nic nie chciałam tego zrobić. Kochałam cię już wtedy, gdy byłaś w moim łonie, a tym mi teraz tak odpłacasz? Przecież to przez ciebie jestem niesamodzielna, jestem kaleką! – słyszałam już jako kilkuletnie dziecko.

Później, kiedy odszedł od nas tata, od razu zrozumiałam, że teraz cały obowiązek opieki nad mamą spocznie na mnie. I, moim zdaniem, wywiązywałam się z niego jak należy.

Pracowałam ciężko, aby na wszystko nam wystarczyło

Także na sanatorium dwa–trzy razy w roku. Musiałam za nie płacić, bo fundusz daje dofinansowanie tylko raz do roku, a dla mojej mamy jeden pobyt to było zdecydowanie za mało. Widziałam, jak po powrocie z Ciechocinka rozkwita i cieszyłam się, że tak dobrze jej robią te wszystkie zabiegi.

Dlatego brałam nawet pracę do domu, byle tylko zarobić więcej pieniędzy. Czasami siedziałam przy komputerze nawet do północy, żeby wpisać wszystkie dane. A potem wstawałam przed szóstą, aby zrobić mamie śniadanie, ubrać się i pojechać na ósmą do pracy. Nie miałam za wiele czasu na rozrywki. Prawdę mówiąc, w ogóle go nie miałam!

Ty chyba chcesz zostać starą panną – powiedziała mi kiedyś przyjaciółka.

Nie chciałam, ale jak można mieć głowę do miłości, skoro ma się cały czas wypełniony obowiązkami? Zepchnęłam swoje pragnienia na dalszy plan, bo uważałam, że mama jest najważniejsza.

W końcu tyle się przeze mnie wycierpiała. Jestem jej tak wiele winna!

– Nie byłoby mnie na świecie, gdyby nie jej decyzja – tłumaczyłam Kasi.

– Nie miałaby wtedy tak świetnej opiekunki – stwierdziła moja przyjaciółka sarkastycznie. – Moim zdaniem nic nie jesteśmy winni rodzicom za to, że nas urodzili. To była ich decyzja. Gdyby każdy uważał, że przyszedł na świat tylko po to, aby się opiekować swoją matką albo ojcem, to ludzkość by już dawno wyginęła!

Nie można było odmówić logiki jej rozumowaniu, ale... Teraz, kiedy wyszłam wcześniej ze służbowego spotkania, poczucie obowiązku walczyło we mnie z chęcią natychmiastowego powrotu do domu i rozkoszowania się samotnością i wolnością.

Przecież ja bywałam sama w domu tylko wtedy, gdy mama była w sanatorium! Tylko wtedy miałam czas dla siebie i nie czułam jej dusznej obecności. Wiedziałam jednak, że sumienie nie da mi spokoju, jeśli nie podjadę do mamy i nie sprawdzę, co tam u niej. Może chociażby chce, abym jej zabrała rzeczy do prania? Dlatego skręciłam do Ciechocinka.

Podjechałam pod sanatorium mamy i podeszłam do recepcji, pytając o numer jej pokoju

– Pani Wiśniewska mieszka pod 29. Ale teraz to jej pani w pokoju nie zastanie! – stwierdziła recepcjonistka.

– Jest na zabiegach? – zdziwiłam się.

– Jakie tam zabiegi! – roześmiała się. – O piątej po południu w Kameralnej zawsze są tańce! A pani mama to nasza główna balowiczka! Ona i pan Mietek. Dobrana z nich para… Słyszałam, że mają się pobrać, bo żona pana Mietka zmarła w ubiegłym roku? – pracownica spojrzała na mnie ciekawie, czekając, czy potwierdzę tę wiadomość.

Ja jednak milczałam kompletne ogłuszona tymi rewelacjami.

– No, w każdym razie my tutaj już od lat wiemy, że oni się mają ku sobie. W takim domu sanatoryjnym nic się nie ukryje! Ściany są cienkie, wszystko przez nie słychać. A i oczy człowiek ma, no nie?

Znowu czekała na potwierdzenie swojej przenikliwości.

– To mówiła pani, że gdzie są te tańce? – zapytałam głucho.

– W Kameralnej! To w centrum. Pani pójdzie pieszo, bo tam trudno zaparkować…

Ja już jednak nie słuchałam.

Czułam, że natychmiast muszę wyjść, bo się duszę!

Mimo rady recepcjonistki, wsiadłam do auta. Czułam, że nie będę w stanie przejść nawet kilku kroków, bo uginały się pode mną kolana!

„Moja matka – główna balowiczka? Pan Mietek, który ma zostać jej mężem?”.

To wszystko nie mieściło mi się w głowie!

„Czyżby w tym sanatorium była jeszcze inna Maria Wiśniewska?”. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe, że na pewno chodzi o moją matkę. Która najwyraźniej wcale nie jest taka chora i biedna, jak sądziłam…

W trzy minuty podjechałam pod kawiarnię „Kameralną”. Mimo zamkniętych okien rozbrzmiewającą w środku muzykę słychać było aż na ulicy. Oszołomiona weszłam do środka i od razu ją zobaczyłam!

Moja „schorowana”, ledwo na co dzień chodząca matka z rozwianym włosem, w jaskrawoczerwonej bluzce, jakiej do tej pory u niej nie widziałam, wirowała na parkiecie w objęciach jakiegoś faceta. Wymyślne figury i przytulenia świadczyły o tym, że nie jest to przypadkowy partner. To był pewnie ten Mietek!

Przymknęłam oczy, próbując sobie poukładać w głowie to, co zobaczyłam.

Przecież ja mojej matce osobiście spakowałam walizkę, bo ona była „zbyt słaba”, aby to zrobić

Włożyłam tam same praktyczne rzeczy, głównie jakieś barchanowe dresy. Skąd więc wzięła te kobiece fatałaszki? I dlaczego skakała jak młoda dziewczyna, skoro miała tak chory kręgosłup, że nie było mowy, aby poszła do sklepu po najprostsze zakupy, bo się zbyt męczyła wchodzeniem z siatką po schodach?

Czułam, że muszę poznać odpowiedzi na te pytania, ale jeszcze nie teraz. Nie byłam na to gotowa… Wycofałam się więc z kawiarni i dopadłam do samochodu. Jechałam, przekraczając dozwoloną prędkość, bo chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.

Kiedy w końcu do niego dotarłam, myślałam, że padnę na łóżko jak długa, z wycieńczenia i stresu. Ale nie! Adrenalina działała i byłam jak nakręcona. Chciałam za wszelką cenę dowiedzieć się więcej o mojej matce, zrobiłam więc coś, co jeszcze kilka godzin temu nie przyszłoby mi nawet do głowy!

Otworzyłam jej komputer… Tego laptopa kupiłam jej na gwiazdkę trzy lata wcześniej. Sama ją na niego namawiałam, dowodząc, że naprawdę będzie dla niej rozrywką i oknem na świat. Teraz czułam, że jeśli to prawda, o czym mówiła recepcjonistka, iż moja matka szykuje się do ślubu, to znajdę w jej komputerze wszelkie istotne informacje.

Oczywiście, pojawiła się prośba o hasło. Zastanowiłam się, ale tylko przez chwilę, po czym wpisałam szybko imię: MIETEK. System się uruchomił. Bingo! Trafiłam za pierwszym razem! Wtedy się ucieszyłam. Dzisiaj się zastanawiam, czy powinnam była przeczytać maile, które wymieniała z tym Mietkiem.

Nie dlatego, że czytanie cudzej korespondencji jest niemoralne, ale dlatego, że objawiła mi się w nich matka, której do tej pory nie znałam.

Pokazała swoją prawdziwą twarz

Dowiedziałam się, że jej romans z Mietkiem trwał już od kilku lat, nawet pod bokiem jego żony! Wielokrotnie zastanawiali się w mailach, kiedy w końcu ta kobieta umrze, skoro ma zaawansowanego raka. Podobno panu Mietkowi nie opłacało się z nią rozwieść, bo po co pod koniec życia dzielić majątek?

Potem zamieszkamy u mnie, albo u ciebie. Jak będziesz chciał, kochany. Pamiętaj tylko, że ja się wprowadzę z moją córką. To taka dobra dziewczyna, chociaż strasznie niezaradna życiowo. Nie ma żadnego chłopaka, prawie nie ma przyjaciółek, ale muszę powiedzieć, że jest użyteczna. Ktoś się będzie przecież musiał nami zająć na stare lata, a Iwonka doskonale się do tego nadaje. Pisałam ci już, że zrobiła kurs masażu relaksacyjnego? Może i nie jest w tym tak dobra, jak masażyści z naszego sanatorium, zresztą ona w niczym nie jest specjalnie dobra, ale za to masuje za darmo i na zawołanie!

Za darmo i na zawołanie! – oto jak mnie postrzegała moja własna matka.

I jaką piękną przyszłość mi projektowała – samotna stara panna opiekująca się nią i jej nowym mężem!

Boże! Nie mogłam w to wszystko uwierzyć!

A jednak to była prawda, miałam przecież dowody czarno na białym! Zanim wyłączyłam komputer matki, przesłałam sobie te wszystkie listy na swoją skrzynkę. To na wypadek, gdybym kiedykolwiek zapomniała, jaka ona jest i co o mnie sądzi.

A potem zadzwoniłam do swojej przyjaciółki i zapytałam ją, czy mogę u niej zamieszkać na tydzień, góra dwa, zanim czegoś dla siebie nie wynajmę. Ewka aż kupiła wino na cześć tego, że się w końcu zdecydowałam wyprowadzić od matki!

Co sprawiło, że wreszcie jakimś cudem przejrzałaś na oczy? – dopytywała się, ale ja jeszcze nie byłam gotowa, aby jej o tym opowiedzieć.

Może kiedyś… W każdym razie przez kolejne dni nie odbierałam telefonów od matki. Wiedziałam, że musiała się dowiedzieć od recepcjonistki, iż byłam w sanatorium i teraz pewnie się straszliwie denerwowała, czego się tam dowiedziałam.

Guzik mnie to obchodziło! Po powrocie, kiedy się zorientowała, że w domu nie ma moich rzeczy, przyjechała do mnie do pracy. Usiłowała robić w holu komedię, że mdleje i żeby wezwali karetkę, bo ona zaraz umrze na serce przez swoją niewdzięczną córkę... Kazałam się jej natychmiast opanować!

Bo cię każę wyprowadzić ochronie i będziesz sobie mogła mdleć na chodniku! – zapowiedziałam.

A potem poradziłam jej, żeby jednak poszła do domu.

– Musisz sobie poradzić beze mnie. Choć wiem, że nie zostajesz sama. Pozdrów Mietka i przeproś go ode mnie, że go nie wymasuję, ale skończyłam już z darmowymi usługami! – stwierdziłam.

I muszę powiedzieć, że kiedy wypowiedziałam te słowa, naprawdę mi ulżyło! Niesamowite, ale moja matka jakoś nie umarła po mojej wyprowadzce ani z tęsknoty za mną, ani z głodu czy ogólnego zaniedbania. Z tego co wiem, żyje jej się całkiem nieźle, chociaż jest na mnie nadal śmiertelnie obrażona.

Trudno, może kiedyś jej przejdzie.

A ja cieszę się wolnością i spotkaniami z przyjaciółmi, których przez lata zaniedbywałam. Jeszcze nie znalazłam miłości, ale wierzę, że czeka ona na mnie gdzieś niedaleko. I teraz na pewno będę miała na nią czas! 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA