Az kim ty przyjdziesz? – mama spojrzała na mnie uważnie znad filiżanki gorącej kawy, a ja skuliłam się pod tym spojrzeniem jak pięciolatka.
– Przecież wiesz… – spróbowałam ostrożnie, nie podnosząc głowy, ale mama nie dała mi dojść do słowa.
– Tak dalej być nie może, dziewczyno! – patrzyła teraz prosto na mnie z nieskrywanym wyrzutem w oczach. – Życie sobie marnujesz! A my nie możemy się już doczekać wnuków. Wnuków! Co ja mówię! Wesela własnej córki nie możemy się doczekać! – westchnęła wymownie, a ja pochyliłam głowę jeszcze niżej.
Marzyłam tylko o tym, żeby ta rozmowa już się skończyła! Niestety, choć mojej mamie zdecydowanie brakowało taktu (kto pyta dorosłą córkę o jej życie osobiste?!), w jednej kwestii musiałam jej przyznać rację – miałam swoje lata i powinnam mieć życie, jak to się mówi, „poukładane”. To znaczy powinnam mieć męża, dzieci i do spłaty kredyt na mieszkanie. Jak na razie miałam tylko kredyt, ale też świeżo skończone studia i całkiem niezły zawód.
Jestem lekarką. Dopiero stawiam pierwsze kroki w zawodzie, bardzo kocham swoją pracę i poświęcam się jej bez reszty. Tak bardzo, że do tej pory na nic innego, zwłaszcza na miłość, nie starczyło mi w życiu czasu i energii. Za to w mojej rodzinie, jak na złość, ostatnio posypały się wesela i chrzciny. W tym roku miałam cztery takie imprezy – a na każdą trzeba było przyjść z kimś!
Do tej pory w podobnych sytuacjach radziłam sobie, przychodząc sama. Przyznaję, to kiepski pomysł, bo większość wieczoru człowiek spędza, usiłując sobie na siłę znaleźć jakieś towarzystwo albo przyklejając się do własnych rodziców – żenada po prostu! Ostatnio coraz częściej stosowałam uniki, dzwoniąc w ostatniej chwili z informacją, że mam grypę żołądkowa i nie chcę nikogo zarazić, bo przecież podróż poślubna itd.
Nie wierzyłam, że mama proponuje coś takiego!
Tym razem jednak nie mogłam wywinąć takiego numeru. Za mąż wychodziła moja cioteczna siostra, z którą byłyśmy zaprzyjaźnione od najmłodszych lat. Nie mogłam nie być na jej ślubie! Oczywiście Karina, od dawna wtajemniczona w moją sytuację osobistą, nie miała nic przeciw temu, że przyjdę sama, ale jak się okazało, była to przeszkoda nie do przejścia dla mojej rodzonej matki:
– Nie możesz mi tego zrobić! – krzyknęła histerycznie, kiedy poinformowałam ją o swoim zamiarze. – Przecież ja się ze wstydu spalę! Wszyscy kogoś mają, Karina wychodzi za mąż, a ty… Ludzie pomyślą, że nikt cię nie chciał!
„Bo taka jest właśnie prawda”, pomyślałam ponuro.
– To co ja mam twoim zdaniem zrobić? Wynająć sobie chłopaka? – spytałam tylko matkę.
O dziwo, moja rodzicielka podchwyciła ten absurdalny pomysł:
– A wiesz, że to nie jest wcale takie głupie. Teraz wszystko można znaleźć w internecie. Chłopaka na pewno też. Może mogłabyś…
– Mamo, czy ty siebie słyszysz? – po prostu nie wierzyłam własnym uszom! – Mam wynająć faceta na imprezę, jak jakąś, za przeproszeniem, prostytutkę? To jest żart?!
– Nie dramatyzuj – mama zrobiła swoją ulubioną naburmuszoną minę. – Lepsze to, niż ciągle podpierać ściany.
No nie, po prostu nie wierzyłam w to, co usłyszałam! Przeżywałam to jeszcze wracając do domu. Ja wiem, że świat idzie na przód, ale żeby rodzona matka córce takie rzeczy proponowała, to chyba już lekka przesada!
Oczywiście początkowo nie zamierzałam się zajmować szukaniem chłopaka w internecie. To było poniżej mojej godności. Czas jednak płynął nieubłaganie, a ja coraz bardziej byłam gotowa zmienić zdanie. „A może to nie jest takie głupie? Może mama ma rację? Może nikogo nie mogę poznać, bo brak mi praktyki, flirtu, luzu? A co mi szkodzi spróbować?” – pomyślałam w pewnym momencie.
Odpaliłam komputer i zalogowałam się na pierwszy lepszy portal, który reklamował się jako „idealne miejsce, by znaleźć swoją drugą połówkę na całe życie lub na chwilę”. Niewiele myśląc, przygotowałam swój profil. Podałam wiek, wymiary i w miarę dokładny opis wyglądu. Dołączyłam też zdjęcie. Z opowieści znajomych pamiętałam, że w takich miejscach ludzie często kłamią i koloryzują rzeczywistość, ale ja postanowiłam tego nie robić. „Po co ma się chłopak rozczarować?” – pomyślałam, wpisując w odpowiednią rubrykę swoją prawdziwą, według mnie nieco za wysoką, wagę.
Na odzew nie musiałam długo czekać. Już po dwóch godzinach w skrzynce mailowej miałam zgłoszenia od kilkunastu panów! W następnych godzinach i dniach było ich już kilkadziesiąt! Niestety, po pierwszej weryfikacji musiałam odrzucić większość z nich.
Kilkanaście zgłoszeń pochodziło od mężczyzn przebywających w zakładach karnych, kilka innych od panów, których za bardzo interesowały moje wymiary, wielu pisało o wygórowanych żądaniach finansowych… Wybrałam 28-letniego absolwenta farmacji. Po pierwsze, co tu kryć, skusiło mnie zawodowe podobieństwo zainteresowań, a po drugie chłopak wydawał się najbliższy temu, co określiłabym jako „normalne”. W jego wiadomości nie było żadnych wulgaryzmów, zdjęć intymnych części ciała (co niestety się zdarzało!), przechwałek dotyczących możliwości seksualnych ani propozycji spędzenia wspólnie nocy.
Układ między nami od początku był jasny
Chłopak, który przedstawił się jako Mateusz, rzeczowo napisał, że kieruje nim głównie chęć pomocy, bo sam był kiedyś w podobnej sytuacji, a po drugie nie ukrywa, że chce sobie troszeczkę dorobić. Kwota, jaką podał za „pomoc”, wydała mi się rozsądna, tym bardziej że Mateusz na zdjęciach prezentował się dobrze, zaklinał się, że nie ma żadnych nałogów, lubi tańczyć, jest spokojny i dobrze wychowany. Chyba o kogoś takiego mi chodziło!
Na wszelki wypadek postanowiłam się z nim umówić na „próbę generalną”. Mateusz nie miał nic przeciwko temu. Zaproponował wspólne kino:
– Oczywiście każdy płaci za siebie, w końcu to nie jest randka – zaznaczył.
Nie miałam nic przeciwko temu. Szłam na to spotkanie lekko przestraszona. „Co ty wyprawiasz?” – wyrzucałam sobie. „A jeśli to seryjny morderca albo pospolity zboczeniec?”. Na szczęście Mateusz nie był nikim takim. Wyglądał tak jak na zdjęciu. Był szczupły, lekko umięśniony, zwyczajnie ubrany. Przy bliskim poznaniu jeszcze zyskiwał. Po dwóch godzinach spędzonych w jego towarzystwie byłam pewna, że był dobrym wyborem. „Może nawet nie skończy się na weselu Kariny?” – pomyślałam, odprowadzając Mateusza wzrokiem. Choć on nie wspomniał o niczym takim, w mojej głowie już powoli rodziła się wizja naszego przyszłego związku.
W dniu wesela Kariny Mateusz podjechał po mnie punktualnie. Tak jak się umówiliśmy, ubrany był w elegancki garnitur. W ręku trzymał czerwoną różę.
– To dla ciebie. Wyglądasz przepięknie – powiedział ciepłym, niskim głosem.
Nogi się pode mną ugięły. „Czyżby ten chłopak mnie podrywał?” – przebiegło mi przez myśl.
Kiedy weszliśmy na salę weselną, momentalnie zobaczyłam na sobie spojrzenia rodziców. Mama wiedziała, że nie przyjdę sama, musiałam w końcu uprzedzić o tym Karinę, ale nie miała pojęcia, skąd wytrzasnęłam Mateusza. Nie zamierzałam jej w to wtajemniczać! Już i tak dość miałam jej wtrącania się w moje życie!
– Mamo, to jest Mateusz. Mateusz, moja mama – dokonałam prezentacji.
Przez chwilę miałam nadzieję, że Karina domyśli się, że matka zatruje mi całą imprezę swoim gadaniem – niestety, moja kuzynka pewnie chciała dobrze, ale nie wyszło to dla mnie zbyt komfortowo. Przy stole mieliśmy miejsca tuż obok moich rodziców! No, ładnie! Tak jak się spodziewałam, moja matka nie mogła przepuścić takiej okazji. O ile ojciec jeszcze się jakoś hamował, o tyle ona zachowywała się jak oficer śledczy. Przepytywała Mateusza dosłownie na każdą okoliczność!
– Może zatańczymy? – zapytałam w pewnym momencie, nie mogąc dłużej wytrzymać tych nagabywań.
– Z przyjemnością – Mateusz delikatnie ukłonił się mojej mamie. – Przepraszam panią. Porywam pani piękną córkę – powiedział, prowadząc mnie na parkiet.
Musiałam przyznać, że tańczył bardzo dobrze. Dawno nie pamiętałam, kiedy tak dobrze się bawiłam. Wirowaliśmy jak zakochana para! W pewnym momencie poczułam na ramieniu czyjąś dłoń:
– Widzę, że fantastycznie się bawisz. Twój chłopak to świetny tancerz – przede mną jak spod ziemi wyrósł Marcin, przyjaciel z dzieciństwa.
Uśmiechnęłam się do niego serdecznie, nie prostując pomyłki. „Może naprawdę Mateusz zostanie moim chłopakiem?” – pomyślałam.
Kiedyś byliśmy z Marcinem prawdziwymi przyjaciółmi. W głębi duszy liczyłam nawet na coś więcej. Ale Marcin nie był chyba zainteresowany. Gdy wyjechałam na studia do innego miasta, nie szukał kontaktu ze mną. Po kilku miesiącach straciłam nadzieję.
– Czy będziesz miał coś przeciwko, jeśli porwę ci na chwilę Natalię? – Marcin uśmiechnął się uprzejmie do Mateusza, a ten odpowiedział mu tym samym:
– Oby to nie była za długa chwila – powiedział grzecznie i wrócił do stolika.
Już było mi go szkoda. Moja mama czekała tam na niego jak pirania na świeże mięso! Marcin w tym czasie przyciągnął mnie do siebie.
– Możemy wyjść na chwilę? – powiedział cicho.
Rozejrzałam się niepewnie. Marcin momentalnie pochwycił to spojrzenie, bo szybko dodał:
– O ile oczywiście twój chłopak ci pozwoli. Ale on jest chyba teraz zajęty…
Roześmialiśmy się oboje. Zgodnie z moimi przewidywaniami, mama rzuciła się na Mateusza. Byłam pewna, że teraz przepytywała go z historii rodzinnej trzy pokolenia wstecz!
Wykonałeś zadanie, możesz już iść!
– A więc to jest ten twój długo skrywany chłopak – powiedział cicho Marcin, gdy wyszliśmy na taras.
– A ty? Przyszedłeś sam? – czujnie zmieniłam temat.
– Z koleżanką z pracy – wzruszył ramionami Marcin. – Nic ważnego.
– Wiesz, Mateusz to tak naprawdę nie jest mój chłopak – sama nie wiem, dlaczego nagle zdecydowałam się to powiedzieć. Może sprawił to zapach macierzanki unoszący się w powietrzu, który przypominał mi spędzone z Marcinem wakacyjne chwile. – Zamówiłam go przez internet.
– Słucham? – Marcin patrzył teraz na mnie szeroko otwartymi ze zdumienia i rozbawienia oczami. – Co zrobiłaś?
– No wiesz, rodzice mi ciągle truli, że jestem sama, że to nie wypada, więc napisałam anons i zrobiłam zamówienie jak w sklepie. Określiłam cechy… Parametry produktu… – teraz śmialiśmy się już oboje.
W pewnym momencie Marcin spoważniał i spojrzał mi w oczy:
– Czemu nie zadzwoniłaś do mnie? – zapytał cicho.
– Dzwoniłam. Wcześniej… – odparłam.
Za naszymi plecami rozbrzmiewał śmiech gości.
– Oczepiny – powiedział Marcin, ale żadne z nas nawet nie drgnęło.
– Tyle razy dzwoniłam do ciebie na studiach. Chciałam się spotkać. A ty nagle zerwałeś kontakt. Odrzuciłeś mnie. Nie wiedziałam, co się stało – powiedziałam nagle szybko, nim zdążyłam pomyśleć, co ja w ogóle robię.
– Naprawdę nie rozumiesz? – Marcin wziął mnie za rękę. – Spójrz na mnie. Jestem zwykłym mechanikiem. Pamiętasz, zawsze interesowałem się autami. No i teraz mam swój warsztat…
– Będziemy rozmawiać o twojej pracy? – zdziwiłam się.
– Naprawdę nic nie rozumiesz? Ty, przyszła lekarka, i ja, zwykły mechanik… Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść!
– Zwariowałeś? – tylko na tyle było mnie stać.
Po prostu mnie zamurowało. Wbiło w ziemię. Więc tylko o to chodziło? O mój rzekomo prestiżowy zawód?! Tak, teraz to sobie przypomniałam. Te niekończące się rozmowy w moim domu na temat tego, co to znaczy być lekarzem. Gadki o pieniądzach i prestiżu. Radość rodziców z powodu tego, że dostałam się na medycynę… Może Marcin którąś z tych rozmów usłyszał? A może nawet nie musiał. Wystarczyło, że widział, jaka jestem dumna, jaka szczęśliwa… Powoli zaczynałam rozumieć.
– Ale wciąż mamy czas, jeśli chcesz. Z tego, co zrozumiałem, oboje jesteśmy wolni – usłyszałam nagle.
Nie wierzyłam, że Marcin to powiedział. Wszystko zaczęło do siebie pasować. Jak puzzle. Element do elementu. Kawałek do kawałka. Nagle świat dokoła przestać istnieć. Przylgnęłam do ust przyjaciela, a on odwzajemnił pocałunek.
– Byłeś super. Możesz iść do domu – powiedziałam, gdy pół godziny później wróciłam do stolika.
Mateusz właśnie kończył opowiadać mojej zachwyconej matce o planach założenia własnej apteki.
– Ale… – spojrzał na mnie niepewnie.
– Mówię poważnie – powiedziałam głośno. – Zaraz się rozliczymy. Dzięki.
W tej chwili było mi naprawdę obojętne, co inni ludzie o mnie pomyślą. Teraz liczyła się dla mnie tylko jedna osoba na świecie – Marcin. Nie chciałam zmarnować ani chwili dłużej!
Czytaj także:
„Chciałam pomóc biednej starszej pani z mojego bloku. Okazało się, że kłamie, wykorzystuje mnie i okrada swoje dzieci!”
„Lata po śmierci męża związałam się z dużo młodszym mężczyzną. Na wsi mnie wyklęli”
„Przyjaciółki się ode mnie odwróciły, bo zostałam singielką. Uznały, że jestem samotna, zdesperowana i łasa na ich mężów”