„Matka była naczelną plotkarą we wsi. Nie pozostawiała na ludziach suchej nitki. Uknułem intrygę, by zakończyć tę farsę”

Kobieta, która plotkuje fot. Adobe Stock, caftor
„Ilekroć przyjeżdżam i słyszę, czym ona żyje, co opowiada, to włos mi się jeży na głowie. Z każdą babą musi poplotkować, a potem roznosi te rewelacje dalej. Martwię się, że kiedyś komuś zaszkodzi, bo to, co te baby opowiadają, to już przechodzi ludzkie pojęcie!”.
/ 02.03.2022 06:48
Kobieta, która plotkuje fot. Adobe Stock, caftor

Długo głowiliśmy się z bratem, czym by tu zająć naszą mamę. Bo choć to już starsza pani, to energii wciąż ma dużo. Niestety, marnie ją wykorzystywała. Urodziłem się i wychowałem na wsi, ale tutejsza mentalność zawsze była dla mnie co najmniej dziwna. Może dlatego, że nigdy nie przejmowałem się tym, co ludzie powiedzą…

Mój tata pracował jako drwal. A po pracy obrabiał kawałek pola, na którym sadziliśmy ziemniaki i sialiśmy żyto i jęczmień. Mama, jak większość kobiet na wsi, zajmowała się dziećmi i gospodarstwem. Mam dwóch braci i jedną siostrę. W domu zawsze było co robić. Zwłaszcza, że hodowaliśmy kaczki.

Za stodołą był staw. No, niewielki, wykąpać się tam raczej nie szło, ryb nie było, taka większa kałuża, ale dla ptactwa idealna. Jakoś tak w latach 80. jeszcze, nastolatkiem byłem, rodzice zdecydowali się powiększyć hodowlę.

Bo do tej pory mieliśmy po kilka gęsi, kaczek i oczywiście kury. Mama jajka sprzedawała na targu, a mięso właściwie po znajomych się rozchodziło. Ale razem z tatą doszli do wniosku, że trzeba podreperować budżet domowy.

Tym bardziej że tata zaczynał przemyśliwać nad otworzeniem własnego tartaku. Znał się na tym, znajomości miał. No ale na inwestycję potrzebna była kasa. A że my już wszyscy byliśmy dość duzi i mogliśmy w czymś pomóc, rodzice postawili na rozwój.

I to był strzał w dziesiątkę, naprawdę dorobili się na tym drobiu. Pamiętam, jak mama po wsi się chwaliła, jaki to świetny interes robimy! Mnie to, szczerze mówiąc, niespecjalnie interesowało. W ogóle mnie wieś nie pociągała. Nie wiem dlaczego, ale zawsze fascynowały mnie silniki. Już pod koniec podstawówki wymyśliłem sobie studia na politechnice.

Rodzice nie mieli nic przeciwko temu. Na gospodarce i tak miał kto zostać – mój starszy brat to typowy rolnik, on w przeciwieństwie do taty chciał inwestować w ziemię. Młodszy z kolei myślał o leśnictwie, ojciec miał więc nadzieję, że go wciągnie do pracy w tartaku. Dzięki temu ja mogłem więc bez problemu i wyrzutów sumienia realizować swoje marzenia…

Tata przez pewien czas mnie zachęcał, żebym pomyślał o założeniu warsztatu na wsi, bo tu takiego nie było, z byle usterką ludzie musieli kilka kilometrów do sąsiedniej jechać albo traktorem ciągnąć. Ale po pierwsze, mnie bardziej od samochodowych fascynowały silniki lotnicze, a po drugie, w ogóle nie chciałem zostać na wsi! A już kiedy wyjechałem na studia i posmakowałem miastowego życia, wieś straciła dla mnie urok.

Rany boskie, ileż można gadać o cudzym życiu?!

I wcale nie chodzi o wygodę, o komfort życia! Mnie męczyli ludzie z tą ich zaściankowością i skłonnością do plotkowania, do podpatrywania innych i złośliwego komentowania. Tu nic się nie mogło wydarzyć w tajemnicy, zaraz mówiła o tym cała wieś.

A jeżeli nic się akurat nie działo, to nie zabrakło złośliwych, którzy wymyślali jakąś sensację i puszczali po wsi. Oczywiście, celowały w tym kobiety, niestety, moja mama również. Stąd wiem, jak to wygląda, bo codziennie raczyła nas takimi wiejskimi „prawdziwymi” opowieściami… Ale i faceci czasami dawali się podpuścić i obgadywali sąsiadów.

Mnie to nie bawiło. Poza tym męczyła mnie też taka typowa dla wsi bezradność. Jeśli jakoś szło, to było dobrze. Ale jak coś się waliło, to zaraz każdy narzekał i zamiast działać, coś robić, kombinować – rozkładał ręce.

Mówili, że państwo powinno dać, wyrównać straty – i tyle. Kompletny brak zaradności, inwencji, chęci. Nie mówię, że jestem jakimś geniuszem, ale jednak mam ambicję, żeby coś w życiu osiągnąć. I nie chodzi o to, że na wsi jest to niemożliwe.

Na przykład mój brat, ten starszy, dokupił ziemi, poszedł w kierunku nowoczesności. Jest w tej chwili jednym z bogatszych i najlepiej prosperujących gospodarzy na wsi! Tylko że ziemia to jego pasja, nie moja.

W każdym razie rozjechaliśmy się z rodzeństwem po kraju. Siostra wyszła za mąż i wyprowadziła się na drugi koniec Polski. Ja wyjechałem do pobliskiego miasta, tu kupiłem mieszkanie, ożeniłem się. Starszy brat, ten gospodarz, pobudował się, też ma żonę, dzieci. A tata z młodszym prowadzą tartak. Dawno przestali hodować bydło czy kaczki, ledwie kilka kur trzymają, ale tylko dla siebie. Tartak wystarcza im, żeby się utrzymać.

Generalnie wszystkim dobrze się wiedzie. Ja wpadam do rodziców co kilka tygodni, z siostrą spotykamy się co kilka lat na święta, mamy wówczas okazję pogadać. I tak naprawdę martwi mnie tylko jedna rzecz.

Otóż moja mama, zawsze mocno zaangażowana w życie wsi, teraz dołączyła do czołówki miejscowych plotkarek. Ilekroć przyjeżdżam i słyszę, czym ona żyje, co opowiada, to włos mi się jeży na głowie. Zresztą mój starszy brat też jest przerażony.

– Nie wiem, co z nią zrobić – zwierzył mi się kiedyś. – Rano wychodzi i robi obchód po wsi, ze trzy godziny jej to zajmuje. Z każdą babą musi poplotkować, a potem roznosi te rewelacje dalej. Martwię się, że kiedyś komuś zaszkodzi, bo to, co te baby opowiadają, to już przechodzi ludzkie pojęcie! Zresztą już były do niej pretensje, poobrażały się na nią sąsiadki.

– No to może da jej to do myślenia? – zapytałem z nadzieją.

– Co ty?! – Paweł wzruszył ramionami. – Raczej dostarczyło jej nowego żeru do plotkowania! Mówię ci, mama zawsze była plotkarą, ale teraz to jej życiowa pasja.

– A może by jej jakieś zajęcie wynaleźć? – zastanawiałem się na głos.

– No bo co mama ma do roboty? Obiad ugotuje, posprząta w domu…

– Warzywnik jeszcze jest – zauważył Paweł. – Ale fakt, jakby miała co robić w obejściu, to nie byłoby czasu na latanie po wsi. Nudzi jej się, tata całe dnie w tartaku… Chociaż z drugiej strony, najmłodsza nie jest, sił jej brakuje. Z moją Anką chcieliśmy ją namówić na cielaki, kilka kupić, ale powiedziała, że to nie na jej lata.

Teraz jest dumna, bo własny biznes prowadzi

– No, przy cielakach jest trochę roboty… A może społecznie? Z sołtysem by pogadać? Przecież coś tu robią, wieś dotacje dostała, na jakieś kółko regionalne mamę namówimy…?

– I to jest kolejny punkt zapalny – Paweł się roześmiał. – Właśnie z kobietami z kółka kłóci się najbardziej.

– Dlaczego? – nic nie rozumiałem.

– Wiesz, we wsi są jakby dwie grupy. Ci, co chcieli coś robić i zaczęli działać w tych kółkach, no i ci, co wszystko krytykują. Głupia zazdrość, ale kłótnie z tego i plotki tylko się rodzą.

– A mama jest w tej drugiej grupie?

– Bingo!

Martwiło mnie to wszystko. Raz, że chciałem, aby mama miała jakieś zajęcie, jakiś cel w życiu, a dwa, że zwyczajnie było mi głupio i wstyd, że jest czołową plotkarą we wsi! Niestety, nie miałem pomysłu, jak to zmienić. Paweł miał rację, nie można było przecież zaprząc mamy do pracy na polu, nie te lata, nie te siły!

Szczęśliwie doznałem natchnienia. No, niezupełnie ja sam. Otóż w mojej firmie koledzy co jakiś czas jeżdżą na wieś po tak zwane produkty ekologiczne. Wiem, bo mnie pytali, czy u nas ktoś uprawia warzywa i ziemniaki bez sztucznych nawozów. Ale w naszej wsi nikt się tym nie zajmuje: albo mają podpisane kontrakty na duże dostawy, ale w ogóle nie zajmują się rolnictwem. Dziwne czasy…

Jednak ostatnio słyszałem, jak koledzy narzekają, że nie ma skąd brać jajek. Mało to, oni pozakładali coś w rodzaju spółdzielni ekologicznych, i potrzebowali co dwa tygodnie dużej liczby jaj. Wtedy wpadłem na pomysł. Skonsultowałem go z Pawłem, spodobał mu się. Wkrótce przelałem bratu pieniądze na konto i poprosiłem, żeby kupił mamie sto kur.

– Zwariowałeś? – mama była trochę przerażona. – Po co mi to, kto się tym zajmie? I co ja z jajkami zrobię?!

– Co? Będziesz je sprzedawać – powiedziałem. – Mamo, wszystko obmyśliłem. Przy kurach aż takiej roboty nie ma, dasz radę. Już zamówiłem siatkę, ogrodzimy tę łączkę, na której kaczki dawniej hodowaliśmy. Na górę też położę, żeby jastrzębie kur nie atakowały. A na jajka mam klientów. Ty sobie dorobisz, a innym pomożesz.

– Ale kiedy? Tobie się wydaje, że to żadna robota – mama się broniła.

– Przecież na wsi się wychowałem, wiem, ile przy kurach trzeba chodzić – nie ustępowałem. – Karmę Paweł kupi, ty tylko będziesz kur doglądać. Z tatą rozmawiałem, w oborze wydzieli się miejsce, żeby jajka składować. Tam jest chłodno, nie będą się psuły, krów przecież nie mamy.

Zachwycona nie była, ale postawiliśmy ją przed faktem dokonanym. I to był dobry pomysł! Bo mama wreszcie tak po wsi nie lata. A poza tym chwali się, że biznes prowadzi. No i dobrze. Grunt, że na ploty już nie ma czasu!

Czytaj także:
„Teściowa doprowadza mnie do szału. Wpada bez zapowiedzi, myszkuje po kątach, wytyka mi błędy. A mój mąż jej broni”
„Biologiczna matka urodziła mnie w wieku 15 lat i porzuciła jeszcze w szpitalu. Teraz wróciła i błaga o wybaczenie”
„Teściowa mojej córki odbiła mi męża. Teraz to nawet mi go szkoda, bo przy tej babie nie będzie miał życia”

Redakcja poleca

REKLAMA