„Teściowa doprowadza mnie do szału. Wpada bez zapowiedzi, myszkuje po kątach, wytyka mi błędy. A mój mąż jej broni”

synowa mówi teściowej, co jej nie pasuje fot. Adobe Stock, deagreez
„Wiedziałam, że jak tak dalej pójdzie, moje małżeństwo skończy się rozwodem. W głębi duszy wcale tego nie chciałam. Wściekałam się na męża, że ciągle trzyma się maminej spódnicy, ale bardzo go kochałam. Był ideałem - odpowiedzialny, opiekuńczy, wspaniały”.
/ 01.03.2022 19:50
synowa mówi teściowej, co jej nie pasuje fot. Adobe Stock, deagreez

Dawid zawsze stawał po stronie swojej matki, bo ona starsza i trzeba jej ustąpić… To okropne, nie mieć wsparcia w najbliższym człowieku!

Moje małżeństwo od dłuższego już czasu przypominało piekło. Wiecznie się kłóciłam z Dawidem. Powód był zawsze ten sam – jego matka. Mąż zachowywał się czasem tak, jakby ciągle był jej małym syneczkiem. Opowiadał matce o wszystkich naszych planach, radził się w poważnych sprawach, dzwonił po trzy razy dziennie.

Gdy tylko chciała jechać na zakupy, posłusznie wsiadał w samochód i wiózł ją do supermarketu, nawet jeśli przed chwilą twierdził, że jest zmęczony i marzy tylko o tym, by się położyć. Miałam wrażenie, że to ona jest dla niego najważniejsza, a nie ja. Kiedy więc tamtego dnia oznajmił, że na jakiś czas przeprowadzi się do mamy, nawet nie byłam zaskoczona.

– I ty się męczysz i ja, to bez sensu – powiedział. – Musimy ochłonąć.

– Rób, co chcesz – odparłam tylko i dodałam: – Mamusia na pewno się ucieszy. A może ta wyprowadzka to jej pomysł? – zapytałam z przekąsem, ale mąż skrzywił się tylko, jakby zjadł cytrynę.

Moja teściowa… Najbardziej niesympatyczna osoba, jaką w życiu poznałam! Kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy, zmierzyła mnie lodowatym spojrzeniem od stóp do głów. A potem zaczęła wypytywać o rodzinę, pochodzenie. Od razu wyczułam, że nie jestem idealną kandydatką na synową. Pewnie wymyśliła sobie, że jej jedynak ożeni się z jakąś księżniczką z królewskiego rodu. A ja jestem tylko zwyczajną dziewczyną z mazurskiej wsi.

Przyszła do mnie i zażądała kawy

Na naszym ślubie miała taką minę, jakby bolały ją wszystkie zęby. A potem? Bez przerwy wtrącała się do naszego życia. Wpadała bez zapowiedzi, myszkowała po kątach, zaglądała do garnków.

– O Boże, jak tu brudno, mogłabyś pochować te rzeczy… Dawid powinien codziennie zjeść coś ciepłego… – mówiła, ledwo przekraczała próg naszego mieszkania, po czym z miną cierpiętnicy rozpoczynała wielkie sprzątanie i gotowanie.

– Tylko ci pomagam – zbywała moje prośby, by wreszcie usiadła.

Po tych jej porządkach przez pół dnia nie mogłam znaleźć połowy swoich rzeczy, a od nadmiaru śmietany w zupie pomidorowej bolała mnie wątroba. Nie chciałam się z nią kłócić. Rodzice zawsze uczyli mnie szacunku do starszych. Poza tym wiedziałam, że Dawidowi byłoby przykro. Myślałam też, że sam to jakoś załatwi. Kiedy jednak próbowałam skłonić męża, by zabronił teściowej wtrącać się w nasze sprawy, wytłumaczyć, że mi to przeszkadza, tylko machał ręką. Mówił, że mama już taka jest.

– Daj spokój, słonko – mówił. – Dla świętego spokoju trzeba to zaakceptować.

Cholerny maminsynek!

Było mi z tego powodu potwornie przykro. Przecież to ja byłam jego żoną. Powinien liczyć się z moimi uczuciami, potrzebami, a on myślał tylko o niej.

– Wyprowadzka to mój pomysł – przerwał moje rozmyślania Dawid. – Po prostu uważam, że powinniśmy od siebie odpocząć, przemyśleć pewne sprawy.

Potem, już bez słowa, spakował trochę ciuchów do małej walizki i wyszedł.

Tej nocy bardzo długo nie mogłam zasnąć. Przez głowę przelatywały mi tysiące myśli. W wyobraźni widziałam, jak Dawid skarży się mamusi na swoją wredną żonę, o ona ze współczuciem głaszcze go po główce i przekonuje, że zasługuje na kogoś lepszego ode mnie.

„Jak tak dalej pójdzie, moje małżeństwo skończy się rozwodem” – pomyślałam. W głębi duszy wcale tego nie chciałam. Wściekałam się na męża, że ciągle trzyma się maminej spódnicy, ale bardzo go kochałam. Poza tym to mężczyzna moich marzeń: odpowiedzialny, opiekuńczy.

Kiedy to sobie uzmysłowiłam, zrobiło mi się potwornie smutno. Chciałam, żeby wrócił i mocno mnie przytulił. „A może jednak wszystko się jakoś ułoży” – pocieszałam się, zasypiając nad ranem.

Obudził mnie natarczywy dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek, była dopiero ósma. Spałam tylko dwie godziny. Zwlekłam się z łóżka i półprzytomna poczłapałam do drzwi. Gdy je otworzyłam, nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. A raczej kogo. W progu stała teściowa.

– Wczoraj bardzo długo rozmawiałam z Dawidem, chyba musimy wyjaśnić sobie parę spraw – powiedziała stanowczym tonem i weszła do środka. – Może zrobiłabyś nam kawy? – dodała i rozsiadła się wygodnie na kanapie.

Aż zatrzęsłam się ze złości. Natychmiast oprzytomniałam. „No to już bezczelność!” – pomyślałam. Nie zamierzałam robić żadnej kawy. Nie zamierzałam czekać, aż teściowa znowu zacznie mnie pouczać i krytykować. Postanowiłam pierwsza zaatakować, wygarnąć, co o niej naprawdę myślę.

Chciałam dopiec jej do żywego. Dokładnie tak, jak ona to robiła przez dwa lata mojego małżeństwa.

– Świetnie się składa, a więc słuchaj – zaczęłam i wyrzuciłam z siebie wszystko, co mi leżało na sercu.

Że mam dość jej złośliwych komentarzy, wtrącania się w nasze sprawy i niezapowiedzianych wizyt. Że sami wiemy, co jest dla nas najlepsze, co nam się podoba, i nie potrzebujemy jej rad. Że mnie nienawidzi i traktuje tylko jako „dodatek” do Dawida. I że specjalnie go ode mnie odciąga, bo chce, żebyśmy się rozstali.

– Osiągnęłaś swój cel! Więc niby co mamy tu jeszcze wyjaśniać? Żegnam! – krzyknęłam na koniec.

Jednak nie jest aż taka zła

Byłam pewna, że teściowa wyjdzie, trzaskając drzwiami i wrzeszcząc, jaka to jestem wredna. Ale nie… Nadal siedziała na kanapie i milcząc, przyglądała mi się badawczo. Nie wiedziałam, co się dzieje.

– Wysłuchałam spokojnie, co masz do powiedzenia, teraz posłuchaj mnie – odezwała się po dłuższej chwili. – To nie jest tak, jak myślisz. Dawid był zawsze moim oczkiem w głowie, a po śmierci męża jedynym bliskim i kochanym człowiekiem, jaki mi pozostał. Tak jak każda matka chciałam dla niego tego, co najlepsze… Gdy zaczęliście się spotykać, poczułam zazdrość. Nie potrafiłam pogodzić się z tym, że w życiu mojego jedynego dziecka pojawiła się inna kobieta, która stała się dla niego tą najważniejszą. Wiem, że to może brzmi niedorzecznie, ale tak było. Kiedy wzięliście ślub i zamieszkaliście tylko we dwoje, poczułam się bardzo samotna, opuszczona. Tęskniłam, chciałam jak najczęściej go widywać. Stąd te moje niespodziewane odwiedziny. A to myszkowanie po domu? Chciałam tylko pomóc, poczuć się potrzebna. Ale po tym, co od ciebie usłyszałam, widzę, że fatalnie mi to wychodziło. Możesz mi wierzyć lub nie, ale naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z tego, że cię to aż tak rani…

Zatkało mnie. Teściowa nigdy w ten sposób ze mną nie rozmawiała. Zupełnie nie wiedziałam, jak się zachować. Musiałam to sobie wszystko poukładać.

– No tak, zapomniałam o kawie – powiedziałam więc tylko i uciekłam do kuchni.

Czekając, aż zagotuje się woda, zaczęłam zastanawiać się nad tym, co powiedziała. Jak ja zachowałabym się na jej miejscu. I odkryłam, że trochę ją rozumiem. Rzeczywiście mogła czuć się samotna, chciała tylko pomóc. A ja od razu założyłam, że mnie nienawidzi i chce mi dokuczyć. I każdą radę odbierałam jak atak na siebie. Zrobiło mi się głupio.

– Nie chcesz, żebyśmy się rozstali? – zapytałam, stawiając przed nią filiżankę.

– Ależ skąd! – zaprzeczyła gwałtownie. – Chcę, żeby mój syn był szczęśliwy… Wiesz, wczoraj powiedział, że nie potrafi już sobie poradzić z tą całą sytuacją, że go to przerasta. Już nie wie, co ma zrobić, by zadowolić i ciebie, i mnie, nie chce wybierać między matką i żoną. Bardzo nas obie kocha. Może spróbujemy się dogadać?

Od tamtej rozmowy minęły dwa miesiące. Moje relacje z teściową znacznie się poprawiły. Obie nad tym pracujemy. Ona stara się już nie wchodzić z butami w nasze życie, a ja robię wszystko, by nie czuła się niepotrzebna. Odwiedzamy się, czasem proszę ją o radę, pomoc. Jest całkiem miło i widzę, że Dawid jest z tego powodu bardzo szczęśliwy.

Chcecie wiedzieć, kiedy wrócił do domu? Godzinę po wyjściu teściowej. Nie wiem, co mu wtedy nagadała, ale wręczył mi olbrzymi bukiet kwiatów i powiedział, że żyć beze mnie nie może. A potem słyszałam, jak mamrocze do siebie w łazience, że nigdy nie zrozumie kobiet. Nienawidzą się, potem pogadają i już się kochają…

Czytaj także:
„Kiedy odeszła ode mnie żona, stałem się nikim. Żyłem na marginesie, całymi dniami piłem i żebrałem o drobne na bułki”
„Mój brat zgarnął pieniądze z odszkodowania, które należały się mnie. Zaufałam mu, a on mnie wykorzystał”
„Kelnerzy okradali knajpę moich rodziców, zlewali niedopite piwa i sprzedawali znowu. To był dramat”

Redakcja poleca

REKLAMA