„Marzyłam o ślubie i wspólnym życiu. Przegoniłam go i przestałam odbierać telefony, bo nie chciał się zadeklarować”

Zostawiłam go, bo nie chciał się zadeklarować fot. Adobe Stock, missty
Napisałam tylko kilka słów: że wszystko przemyślałam, że złość mi minęła, że tęsknię za nim, chciałabym go zobaczyć i że jeśli z nim jest tak samo – niech do mnie napisze.
/ 16.09.2021 15:58
Zostawiłam go, bo nie chciał się zadeklarować fot. Adobe Stock, missty

Miałam dość jego niezdecydowania. Ile można czekać na oświadczyny? Uniosłam się dumą i zerwałam z Wieśkiem. A teraz mi go brakuje...

Długo się wahałam, czy po tylu latach wysłać taki list. Oznaczał on bowiem moją kapitulację.

Pozwoliłam Wieśkowi odejść, chociaż serce mi krwawiło

Wówczas nie wyobrażałam sobie życia bez niego, ale nie potrafiłam się również ugiąć. Gdy Wiesiek powiedział mi, że ma wątpliwości, co z nami będzie, że musi się jeszcze zastanowić... – po prostu trzasnęłam drzwiami. Dzwonił później wiele razy, chciał się wytłumaczyć.

Prosiłam mojego syna Adasia, żeby mówił, że nie ma mnie w domu. I to moje biedne prawdomówne dziecko kłamało, żeby mi pomóc! Ale często też Adaś powtarzał:

Mama, nie zacinaj się tak, on jest w porządku

– Ciągle go tłumaczysz! Widać męską solidarność. A ja się w ogóle nie liczę – złościłam się na syna.

– Nie bądź taka zawzięta – przekonywał syn.

Chyba po prostu Wieśka polubił i nie czuł z jego strony zagrożenia

Ale ja byłam nieugięta. Miałam dość tego wieśkowego rozdzielania włosa na czworo i odkładania wszystkiego na później.

Kilka miesięcy temu w moim domu wiele się zmieniło. Adaś postanowił się wyprowadzić i zamieszkać ze swoją dziewczyną w kawalerce po babci.

Myślałam, że wezmą ślub, ale syn powiedział mi, że na razie pomieszkają ze sobą i zobaczą, jak będzie. Cóż, jego decyzja, w końcu jest już dorosły...

Zostałam sama w wielkim mieszkaniu. Wcześniej marzyłam o tym, żeby mieć wreszcie miejsce dla siebie, móc rozłożyć się z pracą w domu, urządzić sypialnię i garderobę. Teraz wszystko to miałam, ale jakoś wcale mnie nie cieszyło.

Zdałam sobie sprawę, że marzenia bywają piękniejsze od ich spełnienia.

Czułam się samotna i wyobcowana

Przestali wpadać koledzy Adama, syn dzwonił co kilka dni, ale był pochłonięty swoimi sprawami. W pustych pokojach tylko echo mi odpowiadało.

Porządkowałam książki, ścierałam kurz. Aż któregoś dnia pomyślałam:

„O Boże, czy treścią mojego życia będzie teraz sprzątanie domu i czekanie na telefon od syna i kuzynek? Czy jedynym towarzyszem moich kolacji będzie grający telewizor? Mam żyć tylko dla samej siebie? To trochę za mało...”.

I tak, któregoś wieczoru pojawiła się myśl: „Ciekawe co z Wieśkiem? Nic o nim nie wiem. Może jednak powinnam posypać głowę popiołem i odezwać się do niego?”.

Siedziałam w fotelu i wyobraźnia zaczęła pracować.

Przeszłość powróciła. Zacina deszcz. Do drzwi dzwonią moi przyjaciele, którzy postanowili wpaść na herbatę. Uprzedzili, że wezmą ze sobą kolegę z Kielc.

– To obiecujący młody naukowiec, który właśnie się wybiera na zagraniczne stypendium – mówili. – Nie ma wielu znajomych w Warszawie, więc holujemy go ze sobą.

Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam za plecami Oli i Jurka wysokiego chudzielca w okularach.

„Brzydki, ale ma miły uśmiech” – pomyślałam

Początkowo było trochę sztywno, ale wkrótce wszyscy się rozgadali. Nowy gość był w najtrudniejszej sytuacji – wszyscy pozostali znali się od lat i rozumieli w pół słowa. Ale i on zaczął się w końcu włączać do rozmowy. Od początku mnie zaintrygował.

Naukowiec, który czyta książki i zna się na muzyce! Wietrzyłam podstęp: „przyprowadzili do mnie swojego znajomego, bo chcieli mnie wyswatać”. Byłam wdową od kilku lat i wiedzieli, że nie umiem się zdecydować na nowy związek. Wiesiek mało mówił o sobie.

Był farmaceutą – jak mi szepnęła w kuchni Ola, podobno bardzo zdolnym. Przyznawał, że główną treścią jego życia jest praca. Goście wyszli dobrze po północy, a ja zaczęłam się zastanawiać nad tym wieczorem.

Było jakoś inaczej. Coś zaiskrzyło. Zaciekawił mnie ten Wiesiek, choć był dla mnie – nauczycielki polskiego w liceum – jak przybysz z innej planety.

Kompletnie odmienny, zamknięty w sobie, cichy

Ja zaś byłam pełna energii, z tysiącem pomysłów, mnóstwem planów, szukająca w świecie ciągle czegoś nowego, niecierpliwa. Po kilku dniach zadzwonił. Spotkaliśmy się w kawiarni i przegadaliśmy kilka godzin.

Zaprosiłam go na niedzielny obiad. Adaś jadł go z nami. Zauważyłam, że bacznie obserwował Wieśka. Wiedziałam, że mój syn czuje się zagrożony obecnością każdego nowego mężczyzny w naszym domu. Wprawdzie mówił mi czasem: „Mama, mogłabyś się rozejrzeć za kimś”, ale czułam, że to jest raczej sondowanie moich zamiarów niż dobra rada.

Ciągle miał w pamięci swojego nieżyjącego ojca. To była dla niego niezagojona rana. Wiesiek zaczął do nas wpadać. Ja też czasem zaglądałam do niego, ale nie lubiłam tam przychodzić, bo mieszkał w wynajętym pokoju i miałam wrażenie, że jego gospodyni, tęga pani Józefa z siwym koczkiem na czubku głowy i wąsikiem pod nosem, często podsłuchuje pod drzwiami jego pokoju.

Wiesiek żył myślą o wyjeździe na stypendium do Włoch, które miało mu utorować drogę do naukowej kariery. Wyjazd kilkakrotnie przesuwał, bo cały czas starał się opiekować chorą mamą, mieszkającą w Kielcach, gdzie jeździł prawie w każdy weekend. Opiekę dzielił z młodszą siostrą, ale to on był ulubieńcem matki i to na niego zawsze czekała najbardziej.

Spotykaliśmy się coraz częściej. Dzwoniliśmy do siebie codziennie

Po kilku miesiącach zrozumiałam, że Wiesiek stał się ważną częścią mojego życia. Spędziliśmy ze sobą kilkanaście nocy. Czułam, że jemu to wystarcza, ale dla mnie to było za mało. Zapragnęłam wspólnego życia, jednak nie miałam odwagi mu tego powiedzieć. Czekałam na jego ruch. A on miotał się między pracą a wyjazdami do Kielc.

Zaczęło mnie to już złościć. Mógł przecież ustalić z siostrą, by teraz ona przejęła opiekę nad matką, zwłaszcza, że mieszkała bliżej. Denerwowało mnie to, że nie potrafi się zdecydować na życiową zmianę. Czasem wydawało mi się, że Wieśkowi wygodnie jest wycofać się do swojej nory u pani Józefy, żeby tylko mieć święty spokój.

Dlatego nawet z pewną ulgą przyjęłam wiadomość, że wreszcie jedzie do Włoch. Kilka tygodni wcześniej niespodziewanie zmarła jego matka. Wtedy – jak mi powiedział – zdał sobie sprawę, że musi inaczej ułożyć sobie życie, choć nie wie jeszcze, co w nim zmienić.

– Jestem na zakręcie – dodał. – Nie mogę ciągle dryfować.

Kiedy mój luby wsiadł do samolotu, zrobiło mi się ogromnie smutno, jakbym coś na zawsze utraciła. Żegnając się, Wiesiek pocieszał mnie, że rok szybko minie, a po powrocie wszystko się ułoży. Pisał romantyczne listy, które ukazały mi jego drugą, nieznaną naturę. Kształtne literki nie pasowały mi do niego, podobnie jak pełne wdzięku frazy, o które nigdy bym go nie posądzała.

Czas rzeczywiście płynął szybko

Gdy po roku ujrzałam Wieśka na lotnisku, był odmieniony, pewniejszy siebie, uśmiechnięty. Miał na sobie granatowy sweter, który wzbudził pożądanie mojego syna. Adam był zachwycony, gdy w domu z walizki wyłonił się podobny czerwony sweter dla niego.

Oprócz wiedzy i doświadczenia Wiesiek z zagranicznego wyjazdu przywiózł sporo gotówki. Zaraz po powrocie podpisał też świetny kontrakt z dużą firmą farmaceutyczną. Krótko mówiąc, zaczęło mu się powodzić. Wyprowadził się od pani Józefy i kupił mieszkanie na Mokotowie. Myślałam, że teraz wszystko nareszcie dobrze się ułoży.

– Będziemy się mieli gdzie spotykać – szeptał mi któregoś wieczoru, jeszcze przed przeprowadzką.

Jednak po kilku miesiącach życie Wieśka wróciło na stare, dobrze mi już znane tory. Znowu pracował całymi dniami, a weekendy i święta wiązały się z... wjazdami do Kielc! Teraz jeździł do siostry, której ciągle trzeba było w czymś pomagać, bo miała męża pijaka i nieudane życie. Początkowo nawet mu współczułam.

Zdawałam sobie sprawę, że był dobrym synem i chce być dobrym bratem, jednak coraz częściej byłam na niego zła. Miał czas dla wszystkich oprócz mnie, wszystkim musiał pomagać, a ja to co? Powietrze?

Próbowałam go kilka razy przycisnąć, żeby się zdeklarował

Wił się wtedy jak piskorz, widziałam, że jest pełen poczucia winy. Któregoś wieczoru wydusił wreszcie:

– Nie jestem gotów do wspólnego życia, nie jestem pewien…

Nie pozwoliłam mu dokończyć. Tego było już dla mnie za wiele. Wpadłam w furię, wykrzyczałam, co myślę i wyrzuciłam go z domu, zatrzaskując mu drzwi przed nosem. Był kompletnie zaskoczony, ale odszedł bez słowa.

Po tej awanturze Wiesiek wydzwaniał do mnie jeszcze przez kilka miesięcy. Chciał się wytłumaczyć. Potem zrezygnował. Jakiś rok później od znajomych dowiedziałam się, że zmienił pracę, haruje do upadłego i całymi dniami przesiaduje w laboratorium, bo ma szansę na opracowanie nowego leku. Znajoma mówiła mi też, że wychudł i zmizerniał.

Dziwiłam się trochę: „Jeszcze mógł schudnąć? Przecież już wcześniej był taki szczupły…”.

No a potem pojawiła się myśl: „Może by się do niego odezwać?”.

„Nie” – skrzywiłam się. „Przecież zna mój telefon. On też mógłby zadzwonić. No tak, ale po co miał dzwonić, skoro go wcześniej przepędziłam i nie odbierałam telefonów”.

Jednak nie miałam odwagi na rozmowę. Więc może list? Napisałam tylko kilka słów: że wszystko przemyślałam, że złość mi minęła, że tęsknię za nim, chciałabym go zobaczyć i że jeśli z nim jest tak samo – niech do mnie napisze. A jeśli nie ma mi już nic do powiedzenia – to niech nie pisze w ogóle.

Wysłałam list, ale nie liczyłam na odpowiedź

Aż tu, po kilku dniach zobaczyłam coś żółtego w skrzynce. Wiesiek zawsze przysyłał listy w żółtych kopertach! Za chwilę wezmę klucz od skrzynki i zejdę na dół po pocztę z bijącym sercem. Co przeczytam po otwarciu koperty? 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA