Wcześnie wyszłam za mąż i wcześnie zostałam mamą. W dodatku moje dwie córki przyszły na świat rok po roku. Bywało, że nie wiedziałam, w co ręce włożyć. Ciągle coś było do zrobienia, a kiedy po kilkuletniej przerwie wróciłam do pracy, to już zupełnie nie miałam ani chwili dla siebie. Tak mijały mi dni i lata. Ani się spostrzegłam, a miałam prawie czterdziestkę, rozwód na karku i dwie nastolatki, które samotnie wychowywałam. Naprawdę nie było mi łatwo.
„Jestem kobietą w średnim wieku, która nawet życia nie zdążyła zakosztować czy zrobić czegoś tylko dla siebie” – myślałam nieraz smutno, bo faktycznie, prosto spod rodzicielskiej kurateli trafiłam pod czujne oko zaborczego męża i nigdy nie miałam żadnej szansy, żeby się zwyczajnie, po dziewczyńsku wyszaleć.
– Wyobrażasz sobie, że w całym swoim życiu byłam zaledwie na paru dyskotekach i jednym koncercie rockowym? A potem od razu wpadłam w pieluchy, kupki i zupki. Spacer z wózkiem po osiedlowej alejce to była moja cała atrakcja, a potem ploteczki z dziewczynami z mojej pracy – mówiłam koleżance, ale ona miała sytuację tak bardzo podobną do mojej, że zupełnie jej to nie dziwiło.
Sabina zaszła w ciążę jako osiemnastolatka i ledwo zdała maturę, a już samodzielnie prowadziła dom i opiekowała się niemowlakiem.
– Co mam ci odpowiedzieć? Moje życie wygląda niemal tak samo. Mój Tomek jest już co prawda pełnoletni, ale za to ja jestem panią w średnim wieku, ze skórką pomarańczową na udach i siateczką zmarszczek na twarzy – kiwała głową ze zrozumieniem.
Znałyśmy się jeszcze z liceum i nieraz rozmawiałyśmy, jak to będzie fajnie, kiedy nasze dzieciaki się usamodzielnią, pójdą na swoje, a my choć już trochę wiekowe, wreszcie posmakujemy życia.
– Będziemy podróżowały, chodziły do pubów, zapiszemy się na angielski i gimnastykę – Sabina rozmarzała się już na samą myśl, że po latach usługiwania mężowi i synowi będzie mogła stać się panią samej siebie.
Tak jak i ja, była po rozwodzie
Ja też chciałam jakiejś odmiany w moim ustabilizowanym i monotonnym życiu. Choć zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że nic nie stoi na przeszkodzie, żebym już teraz funkcjonowała pełnią życia i realizując się jako matka, nie rezygnowała ze swoich potrzeb. Ale przyznam szczerze, że trudno było mi wprowadzić to w życie.
Po pracy, przygotowaniu obiadu i ogarnięciu domu, zwyczajnie brakowało mi na wszystko sił. Jedyne, co mnie interesowało, to drzemka przed telewizorem albo snucie planów, jak to zacznę być aktywna, kiedy dziewczynki wreszcie staną się dorosłe.
– Teraz wszystko jest na mojej głowie, nie mogę się doczekać, kiedy się wyprowadzą. Będę wolna, skończy się to całe codzienne gotowanie i robienie wielkich zakupów spożywczych. Mnie samej wystarczy co bądź – często mówiłam Sabinie niby pół żartem, pół serio, ale gdzieś tam w głębi duszy czekałam na to z niecierpliwością.
To stało się szybciej, niż mogłabym się spodziewać
Dziewczyny niemal z dnia na dzień zaczęły podejmować samodzielne decyzje, które niezbicie świadczyły o tym, że i im już tęskno do dorosłości. Nie były już dziećmi.
– Po maturze wyjeżdżam do Londynu – zakomunikowała pewnego dnia moja młodsza córka, która miała w Wielkiej Brytanii serdeczną przyjaciółkę. Ta już wiele razy namawiała moje dziewczyny do wyjazdu. Ja jednak stawałam okoniem, uważając, że za granicą nie czeka je nic dobrego, a one są na to zbyt niedojrzałe.
– Nie zabraniaj im. Tu nie mają na co liczyć – tłumaczyła mi Sabina, kiedy teraz żaliłam się jej, co planuje moja Natalia. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że ta ich dorosłość ma się wiązać nie tylko z wyprowadzką, ale też z wyjazdem do innego kraju.
O rok starsza od Natalii Monika nie dostała się na wymarzoną psychologię i póki co pracowała w butiku.
– Nie łudź się, że coś tu osiągniesz. Lepiej jedź ze mną, zarobisz sobie, a jak będziesz chciała, to tam zaczniesz studiować – przekonywała siostrę Natalia.
Dziewczyny miały świadomość tego, że w ojczyźnie czeka je co najwyżej niezbyt wysoka pensja, mieszkanie na kredyt i niespełnione marzenia o egzotycznych wakacjach.
Przyjęłam do wiadomości, że wyjeżdżają
Tłumaczyłam sobie, że przecież długo czekałam, aż się usamodzielnią. W końcu ten upragniony moment nadszedł. Bardzo je kochałam i byłam z nimi mocno związana, ale brakowało mi swobody. W myślach już planowałam, co zrobię, kiedy pojadą. Najpierw generalny remont mieszkania, a potem: hulaj dusza!
Może nawet poznam jakiegoś ciekawego mężczyznę? – myślałam skrycie, bo jak każdej kobiecie zależało mi na ułożeniu sobie życia uczuciowego, a dotąd, nie chcąc komplikować rodzinnego układu, ani mi to było w głowie.
Kiedy jednak wyjechały, zamiast zająć się sobą, tak jak to planowałam, snułam się smutno z kąta w kąt. Nie miałam dla kogo gotować ani komu doradzać, w co się ubrać. W dodatku samotne oglądanie ulubionych seriali nie było już dla mnie takie miłe jak wówczas, kiedy moje dziewczyny siedziały na kanapie obok mnie.
Sabina nie wierzyła:
– Tyle razy, Danka, mówiłaś, że jak tylko dziewczyny dorosną, to nam wszystkim pokażesz, a ty gnuśniejesz! Nigdzie nie wychodzisz, nic z tego, co obiecywałaś, nie robisz. Nawet na kawę trudno cię wyciągnąć!
Bez moich dziewczyn nie byłam sobą
Wszystkie plany, które snułam jako młoda mama, pchając wózek albo biegnąc na szkolną wywiadówkę, kiedy tak brakowało mi swobody, wzięły w łeb.
Okazało się, że takie życie zupełnie nie jest dla mnie. Dom bez moich córek nie był już taki jak kiedyś. I chociaż panował w nim teraz niemal sterylny porządek, o którym bezskutecznie zawsze marzyłam, brakowało mi tego wiecznego rozgardiaszu i gwaru. Tęskniłam nawet za robieniem dla nich pierogów i naleśników, na co nieraz tak psioczyłam.
– Czy to możliwe, że to, za czym tak tęskniłam, teraz, kiedy jest na wyciągnięcie ręki, zupełnie mnie nie interesuje? – pytałam siebie, bo i mnie dziwiło to, że bez swoich dziewczyn czuję się jak bez przysłowiowej ręki.
Kiedy więc niespodziewanie po paru miesiącach zadzwoniły, że wracają, a za zarobione w Londynie pieniądze planują wynająć sobie wspólnie mieszkanie i usamodzielnić się, gorąco zaprotestowałam.
– Nie ma mowy! – powiedziałam stanowczo, na co zdziwiona Natalia rezolutnie odpowiedziała, że przecież wiele razy narzekałam, że mam z nimi tylko urwanie głowy.
– Jesteśmy już dorosłe! – wtórowała jej Monika, ale ja postawiłam sprawę na ostrzu noża: wracają do rodzinnego domu, do mnie albo w ogóle nie mamy o czym rozmawiać.
Kiedy odebrałam je z lotniska, czułam, że znów rosną mi skrzydła, a gdy wieczorem robiłam omlety z dżemem, byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Dzięki tej rozłące przekonałam się, że sens mojemu życiu nadają moje córki, a aktywność i swoboda, jeśli tylko będę miała na nią ochotę nie jest wykluczona, kiedy mieszka się wspólnie z dziećmi.
– Nie trzeba niczego odkładać na później – mówię do Sabiny, z którą teraz co piątek biegam na aerobik.
Czytaj także:
„Byłem idiotą. Zostawiłem kochającą żonę, bo zachciało mi się rozrywki. Teraz oddałbym wszystko by do niej wrócić"
„Lilka skłamała, że się zabezpiecza. A ja naprawdę nie planowałem kolejnego dziecka, ani nawet kolejnego związku”
"Teściowa traktuje mój dom jak jadłodajnie. Miałam już tego dość. Na obiad zaserwowałam jej gulasz prosto z psiej miski"