Kiedy tylko wszedłem do domu, z miejsca na coś nastąpiłem. Zatrzeszczał pod moją stopą rozdeptywany plastik.
– Jasny gwint! – zakląłem, bo już wiedziałem, co się stało. Nadepnąłem na jedną z zabawek Pawełka, pięcioletniego syna mojej partnerki. Nie pierwszy raz zresztą…
Oczywiście Pawełek natychmiast wybiegł ze swojego pokoju, spojrzał, co się stało, i wydarł się niczym syrena.
– Mamooo, moje autoooo! – wrzasnął, po czym rzucił się na podłogę i zaczął bić o nią rękami, płacząc.
– Kochanie, nic się nie stało! Mama kupi ci nowe – Marta wybiegła z kuchni, aby pocieszyć synka.
– Nie wiem, po co – mruknąłem.– Ma przecież setki samochodów. Wreszcie mógłby zacząć je sprzątać!
Ale Marta, zamiast odnieść się ze zrozumieniem do moich słów, spojrzała tylko z wyrzutem. Dobrze znałem ten wzrok, który mówił: „No coś ty! Przecież znasz sytuację. Nie będę go do niczego zmuszać!”.
Kiedy poznałem Martę prawie dwa lata temu, właśnie szykowała się do rozwodu. Przyszła do mojego kiosku, bo miałem w nim ksero, a ona chciała zrobić kopie jakichś dokumentów. Pierwsze, co zobaczyłem, to te jej wielkie zielone oczy, które z miejsca mnie zauroczyły. A gdy zobaczyłem, że kseruje pozew rozwodowy, to nie ukrywam, że odważyłem się zapytać, czy nie poszłaby ze mną na kawę.
Odmówiła, ale nie oburzyła się, tylko uśmiechała się do mnie. I dlatego, gdy kilka tygodni później wpadłem na nią w centrum handlowym, odważyłem się znowu zapytać, czy jednak by się ze mną nie umówiła. Tym razem nie odmówiła.
Pawełek przeżywa traumę, więc trzeba mu pobłażać
Kiedy po kilku kolejnych tygodniach przedstawiła mi swojego synka, pomyślałem, że to naprawdę słodki dzieciak. Potem miałem okazję wiele razy gościć u Marty w domu i widziałem, że Pawełek pięknie sprząta po sobie zabawki. Wszystko się zmieniło, kiedy Marta postanowiła przeprowadzić się do mnie i stwierdziliśmy, że najpierw zrobimy remont, aby mały także miał swój kąt. Chociaż niewielki, to jednak remont byłby uciążliwy dla tak małego dziecka, więc Pawełek na te trzy tygodnie zamieszkał u swojej babci. Wrócił kompletnie odmieniony, gdyż matka mojej ukochanej pozwalała wnukowi na wszystko.
Twierdziła, że należy mu się takie bezstresowe wychowanie, bo przecież jego rodzice się rozwodzą, a to straszna trauma dla dziecka.
I okazało się, że mały zupełnie nie pamięta, jakie obowiązują go zasady. Kiedyś po skończonej zabawie karnie sprzątał wszystkie zabawki i nawet to lubił. Teraz na wieść o tym, że ma zrobić porządek, udawał, że nie słyszy. Nie pomagały ani prośby, ani groźby. Kiedy Marta mu zagroziła, że jeśli nie posprząta zabawek, to nie będzie oglądał bajki, najpierw rzucił się na matkę z pięściami, a potem zaczął się tarzać po podłodze z wielkim krzykiem.
Widziałem, że moja ukochana strasznie się wystraszyła takiego zachowania syna. Podbiegła do niego, podniosła z podłogi i zaczęła uspokajać, obiecując, że bajka będzie. Małemu było w to graj! Natychmiast zrozumiał, że jego jest na górze, i w ogóle przestał respektować prośby czy rozkazy matki. Kiedy tylko Marta próbowała być trochę bardziej stanowcza, to natychmiast rzucał się na ziemię i tarzał, wrzeszcząc. I kończyło się na tym, że moja ukochana sama sprzątała po dziecku.
Zdaje się, że chciałeś być piratem…
To był chyba największy błąd, jaki mogła popełnić, ale nie chciałem się wtrącać. No bo przecież nie jestem ojcem Pawełka. Wprawdzie jego tata od dłuższego czasu przebywa za granicą i nie widuje syna, ale to jeszcze nie powód, żebym zajmował jego miejsce. Próbowałem jednak wyjaśnić Marcie, że powinna być konsekwentna w swoich działaniach, i jeśli mówi, że coś ma być sprzątnięte, to ma być sprzątnięte. Ona niby to rozumie, jednak kiedy tylko zaczyna się płacz – mięknie. Tylko raz się w to wtrąciłem, bo miałem już naprawdę dosyć.
Jestem wysokim mężczyzną i nie chodzę po własnym domu, patrząc pod nogi. Kiedy rozdeptałem jakiś pociąg Pawełka i zaczął się ryk, kazałem mu resztę zabawek sprzątnąć. I zapowiedziałem, że wszystkie, które za pięć minut nadal będą na podłodze, zabiorę. Paweł myślał, że żartuję, ale się przeliczył. Faktycznie pozbierałem walające się zabawki do siatki i wyniosłem do piwnicy, mówiąc dziecku, że idę do śmietnika. Mały płakał, ale następnego dnia posprzątał wszystko, co jeszcze zostało na półkach w jego pokoju bez żadnego sprzeciwu. Co z tego, skoro dwa dni później Marta przyniosła zabawki z powrotem do domu, przekonując mnie, że Pawełek już będzie grzeczny. A jak ten zobaczył wszystkie swoje skarby i zrozumiał, że wcale nie zostały wyrzucone – poczuł, że nie ma nad sobą bata i mnie także zaczął lekceważyć.
Od tamtej pory nie było siły, aby go zmusić do sprzątania. Już nie miałem do tego zdrowia. Szykowałem się do bardzo poważnej rozmowy z jego mamą, kiedy pewnego dnia zobaczyłem na wystawie sklepu z zabawkami wielką skrzynię przypominającą piracką. Miała nawet plastikową kłódkę. I wtedy przyszedł mi do głowy pewien plan.
Kupiłem tę skrzynię, mimo że nie należała do tanich. Przyniosłem ją do domu i po cichu zawołałem Pawełka. Wyjaśniłem mu szeptem, że to piracka skrzynia, którą dla niego zdobyłem. I że tylko prawdziwy pirat może w niej trzymać swoje skarby, czyli zabawki. Nikt inny!
– Chcesz zostać prawdziwym piratem? – zapytałem go.
Energicznie pokiwał głową, że tak.
– To od dzisiaj masz przywilej chowania do tej skrzyni swoich skarbów – powiedziałem uroczyście.
Stał się cud! Zabawki Pawełka przestały walać się po podłodze, a ja już nie boję się chodzić po mieszkaniu.
Czytaj także:
„Mój narzeczony pochodził z majętnej rodziny z koneksjami, a ja nie śmierdziałam groszem. To nie mogło się udać”
„Mój mąż jest sparaliżowany, a ja go zdradzam. Większość kochanków daje mi pieniądze i mam na rehabilitację Jędrka”
„Zaszłam w ciążę z żonatym i dużo starszym kochankiem. On stwierdził, że nie jest gotowy i uciekł do żonki”