„Mama z sanatorium wróciła nie tylko z walizką, ale też z nowym kawalerem. Na starość powinna haftować, nie flirtować”

para z sanatorium fot. Getty Images, Catherine Falls Commercial
„Gdzieś w środku czułam, że tak naprawdę nie zależało mi na jego uczuciach, tylko chciałam udowodnić sobie, że jestem coś warta. Ta sytuacja po raz kolejny uświadomiła mi, że najważniejsze to najpierw zaakceptować i docenić samą siebie”.
/ 19.01.2025 20:30
para z sanatorium fot. Getty Images, Catherine Falls Commercial

Przez całe życie byłam jak niewidzialny duch, który tylko snuje się za innymi. Tak właśnie wyglądała moja codzienność – czterdziestolatki bez drugiej połówki, złaknionej bliskości i pozbawionej towarzystwa. Dopiero podczas wizyty u mamy w uzdrowisku coś we mnie pękło. Nagle zobaczyłam w pełnym świetle to, co dotąd skutecznie maskowałam nawet przed sobą – toksyczną zawiść, która mnie zżerała od środka.

Nie umiałam się z tego cieszyć

Kto by pomyślał, że moja 65-letnia mama, zamiast skupiać się na czytaniu książek i oglądaniu seriali, będzie cieszyć się życiem bardziej ode mnie. Patrząc na nią, widzę wszystkie te rzeczy, o których sama marzyłam, ale nigdy nie udało mi się ich osiągnąć.

Podczas mojej wizyty w sanatorium bez przerwy rozprawiała o swoim nowym znajomym — Edwardzie. Tryskała radością i widać było, że jest naprawdę szczęśliwa. Mimo że starałam się okazywać jej wsparcie uśmiechem, w środku czułam się rozbita. Przecież to ja powinnam być tą, która dzieli się romantycznymi historiami, a nie moja mama.

– Mamo, powiedz coś jeszcze o nim... o Edwardzie – odezwałam się z udawanym zainteresowaniem, chociaż każde wspomnienie jego imienia wywoływało we mnie ukłucie zazdrości. Mama, uśmiechając się pogodnie, z przyjemnością kontynuowała.

– Ten mężczyzna jest wyjątkowy, zupełnie różni się od wszystkich, których dotąd poznałam. Ma w sobie taką... świeżość – powiedziała, podczas gdy ja walczyłam ze sobą, by nie okazać swojego niezadowolenia.

– Naprawdę się cieszę, widząc twoje szczęście – skłamałam, skrycie marząc o podobnym uczuciu. Jej pełne zachwytu słowa o Edwardzie tylko podkreślały moją własną sytuację. To było ironiczne — ona odnalazła uczucie w jesieni życia, podczas gdy ja, mimo młodego wieku, czułam się bardziej osamotniona niż kiedykolwiek.

„Dlaczego to mnie spotyka? Może nie jestem warta, by ktoś mnie pokochał? Czy rzeczywiście nikt nie widzi we mnie nic ciekawego i ładnego?” – zastanawiałam się, próbując zachować uśmiech na twarzy, choć oczy miałam pełne łez.

Edward prezentował się świetnie — wysoki i postawny, wyglądał jak ktoś, kto przez całe życie był aktywny fizycznie. Mimo że dobiegał siedemdziesiątki, trudno było to zauważyć patrząc na jego sylwetkę czy sposób chodzenia. Wciąż poruszał się z wigorem osoby dużo młodszej. Choć na twarzy pojawiły się delikatne zmarszczki, to skóra wciąż zachowała młodzieńczą sprężystość.

Spojrzenie miał pełne energii i radości — jego oczy wręcz promieniowały ciepłem, a gdy się uśmiechał, wokół nich pojawiały się delikatne kurze łapki, które sprawiały, że wyglądał jeszcze bardziej ujmująco. Nosił się z klasą, choć bez przesadnego formalizmu, co świetnie komponowało się z jego swobodną dystynkcją. Było jasne, że kolejne lata jego życia ukształtowały człowieka, który potrafi pięknie przechodzić przez kolejne etapy życia.

– Edward. To prawdziwa przyjemność spotkać cię osobiście, twoja mama wiele mi o tobie opowiadała – odezwał się, podczas gdy ściskałam jego silną, muśniętą słońcem rękę.

Chciałam, by mnie zauważył

Przyglądałam się, gdy rozbawiał moją mamę historiami, a ona chichotała tak szczerze, że dawno nie widziałam jej w takim nastroju. Na moment nasze oczy się spotkały i posłał mi grzeczny uśmiech, ale szybko znów skupił całą uwagę na mojej rodzicielce. To właśnie wtedy poczułam, jak zazdrosne myśli przemieniają się w coś znacznie bardziej dotkliwego.

Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Kolejnego dnia zaproponowałam:

– Edwardzie, co powiesz na małą przechadzkę? – zapytałam pozornie beztroskim głosem, maskując prawdziwe powody mojej sugestii.

Ekscytacja rosła we mnie z minuty na minutę. Robiłam wszystko, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Kokietowałam spojrzeniami, przypadkowo muskałam jego ramię podczas konwersacji, a mój śmiech był głośniejszy i bardziej wyrazisty niż zwykle.

– Nie sądzisz, że pobyt w sanatorium może zaskoczyć? Kto by pomyślał, że można tu znaleźć coś więcej niż tylko kurację? – zagadnęłam, licząc, że zrozumie ukryty sens moich słów.

– Racja, los potrafi nas zaskoczyć w najmniej oczekiwanych momentach.

– No wiesz, czasem życie daje nam takie szanse, więc dlaczego z nich nie skorzystać? – musnęłam delikatnie jego ramię.

– Zobacz Zuzanno, doceniam to, ale... musisz wiedzieć, że moje serce należy do kogoś innego. Do twojej mamy.

– Ach, po prostu uważam, że fajnie jest poznawać nowych ludzi — powiedziałam pozornie swobodnym tonem, choć w środku byłam napięta jak struna.

– Racja, nawiązywanie nowych znajomości to super sprawa. Tylko mam wrażenie, że ty sugerujesz coś innego...

Zrobiłam się czerwona jak burak. Dotarło do mnie, że to wszystko na nic. Edward był oddany mojej mamie, a ja... Musiałam poważnie zastanowić się nad tym, co wyprawiam.

Byłam zazdrosna o matkę

Tak naprawdę nie chodziło mi o miłość z jego strony — szukałam po prostu potwierdzenia, że jestem coś warta. Ta sytuacja przypomniała mi jeszcze raz, że zamiast zabiegać o uznanie innych, powinnam najpierw nauczyć się akceptować i doceniać samą siebie. Skończyło się tylko na większej frustracji i jeszcze silniejszym poczuciu osamotnienia.

Gdy próba nawiązania bliższej relacji z Edwardem nie wypaliła, zawlokłam się pod drzewa rosnące przy sanatorium. Usiadłam tam, żeby ochłonąć, a przez otwarte okna dobiegła do mnie przypadkiem rozmowa, która kompletnie mnie załamała. Podsłuchałam rozmowę między mamą a Edwardem na mój temat – dyskutowali o tym, jak się zachowuję i że na siłę staram się zwrócić na siebie jego uwagę.

– Widzę, że ona bardzo cierpi. Obawiam się, że może zrobić coś nieprzemyślanego – usłyszałam zatroskany głos Edwarda. Mama zaczęła mu tłumaczyć, że zawsze byłam samotniczką i jeszcze nie miałam chłopaka. Chciała mnie bronić, ale jej wyjaśnienia sprawiały mi ogromny ból. Czułam się tak strasznie zawstydzona, że musiałam się stamtąd wydostać.

Wpadłam do ich sypialni, nie mogąc już dłużej czekać. Wiedziałam, że muszę w końcu porozmawiać z mamą.

Zawsze zabierasz mi wszystko, czego pragnę! – wybuchłam, dając upust całej złości.

Mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Córeczko, nie rozumiem! Dlaczego nie pozwalasz mi być szczęśliwą?

– A co z moimi uczuciami, z tym jak ja się czuję?! – rzuciłam, mimo że gdzieś w środku rozumiałam, że to nie ona jest przyczyną mojego cierpienia.

Zamknęłam się w swoim pokoju. Będąc sama, pierwszy raz od dawna pozwoliłam sobie na prawdziwe uczucia, które dotąd chowałam głęboko w sercu — nawet przed własną świadomością. Wszystkie stłumione emocje wreszcie wypłynęły na powierzchnię. Zazdrość, która od tak dawna była częścią mojego życia, teraz zalała mnie całą swoją siłą.

Przecież nie była temu winna

Wyciągnięta na łóżku, wpatrując się w białą płaszczyznę sufitu, analizowałam swoje postępowanie. Gniew na mamę mieszał się ze złością do samej siebie. Miałam wrażenie, że moje życie to kolekcja niespełnionych ambicji i marzeń, które pozostały tylko w sferze planów. Samotne dni pogłębiały tylko uczucie rozczarowania, sprawiając, że coraz trudniej było mi dźwigać ciężar smutku.

„Sama sobie najbardziej szkodzę” – powtarzałam cicho. Przez lata dawałam się kierować zawiści i brakowi pewności siebie. Marzyłam o nowych znajomościach, ale kompletnie się do tego nie przykładałam. Zerwałam kontakt ze wszystkimi dziewczynami ze studiów, podczas gdy w robocie starałam się być niewidzialna, żeby tylko uniknąć rozmów. Czułam się podle w swoim własnym towarzystwie.

Czułam, że nadszedł czas na zmiany. Droga do przodu wymagała odbudowania relacji, szczególnie tej z mamą. Wstałam z posłania, wytarłam mokre policzki i ruszyłam w stronę uchylonego okna. Powiew rześkiego powietrza przyniósł nadzieję na lepsze jutro.

Z biegiem czasu moje stosunki z mamą ewoluują — zamiast wcześniejszej zawiści, coraz częściej pojawia się zrozumienie i pogodzenie się z sytuacją. Co prawda wciąż nie mam partnera, ale inaczej patrzę na swoje życie. Odkryłam wartość w spokoju, jaki daje mi bycie singielką i przestałam patrzeć z zazdrością na szczęście mojej mamy. Zrozumiałam, że każda z nas idzie własną drogą i nie ma potrzeby zestawiać ich ze sobą.

Trudno przewidzieć, czy spotkam kogoś wyjątkowego tak jak mama, albo czy moje dni staną się wreszcie tak kolorowe, jak powinny. Ale jedno jest dla mnie jasne — pragnę naprawić moją relację z mamą i pilnować, by nigdy więcej nie przeoczyć rzeczy najważniejszych: więzi rodzinnych, prawdziwych przyjaźni i akceptacji siebie.

Przemiana to powolny proces, jednak każdy nowy dzień daje mi szansę, by stawać się lepszą osobą. Może czasem wrócą dawne uczucia zazdrości, ale teraz potrafię je dostrzec i nie dopuścić, by ponownie zdominowały moje życie.

Zuzanna, 40 lat

Czytaj także:
„Przyszła teściowa wytknęła mi brak studiów. To śmieszne, bo ja mam swój biznes, a ona jest wykształconą kurą domową”
„Rodzice zmusili mnie do przeprowadzki, mimo moich protestów. Za wszystkim stały cienie ich przeszłości”
„Z nędzarzy staliśmy się bogaczami tylko na chwilę. Wygrana w totolotka dała nam szansę, której nie wykorzystaliśmy”

Redakcja poleca

REKLAMA