Dobrze, że Dorota ich nie widziała. Nie chcę jej denerwować, jestem pewien, że ona by nie zrozumiała. Powiedziałaby:
– Załatw to w końcu.
A przecież telefony, których nie odbieram, to nie natrętny akwizytor, który chce mi wcisnąć garnki. Dzwoni kobieta, która poświęciła mi najlepsze lata swojego życia. A od której dla własnego dobra teraz musiałem się odciąć. To moja matka.
Nie pamiętam, kiedy z mojego życia zniknął ojciec
Z podsłuchanych rozmów wywnioskowałem, że musiałem wtedy chodzić jeszcze do przedszkola. Rodzice wcześniej często się kłócili. Pamiętam dobiegające zza drzwi dziecinnego pokoju podniesione głosy i mokre oczy mamy. A później zapanowała cisza. Podobno pewnego dnia spytałem:
– Gdzie jest ten pan, który bawił się ze mną samochodzikami?
Usłyszałem suche:
– Twój ojciec wybrał inną rodzinę i inne dziecko. Zapomnij o nim.
Przestraszyłem się tego oschłego tonu, który nie pasował do mamy, i więcej pytań nie zadawałem. Po odejściu ojca mama zrezygnowała z pracy. Rodzina nie rozumiała jej decyzji.
– Po prostu często się przeziębiałeś. Wszyscy tłumaczyli twojej mamie, że to normalne u dziecka, które chodzi do przedszkola, ale jeśli chodzi o ciebie, to mama nie dawała sobie nic przetłumaczyć. Trzęsła się nad tobą, jakbyś był ze szkła – powiedziała mi kiedyś ciocia.
Mamie udało się zdobyć zaświadczenie, że jestem chorowity, więc nie może iść do regularnej pracy. Dostawała jakieś pieniądze z pomocy społecznej. Trochę pomagała nam babcia.
W domu nie było bogato, ale nigdy specjalnie odczuwałem biedy. Choć mama lubiła mi o niej przypominać, kiedy było to dla niej wygodne.
Pamiętam, że byłem w piątej klasie podstawówki, kiedy moja klasa jechała na wycieczkę. Wróciłem do domu podekscytowany. Mieliśmy chodzić po górach, spać w schronisku. Wszyscy moi koledzy jechali. Nigdy wcześniej nie byłem na wakacjach. Mama nie jeździła ze mną na wczasy. Nie było nas na to stać. O obozach czy koloniach też nie było mowy.
To miał być mój pierwszy samodzielny wyjazd
Mama tylko rzuciła okiem na kartkę.
– Nie ma mowy – powiedziała stanowczo. – A co będzie, jak się potkniesz, skaleczysz nogę? Ta twoja nauczycielka nie ma pojęcia o tym, jak trudno jest zahamować u ciebie krwawienie!
– Jedzie z nami pielęgniarka, mamo. To mama Tomka, zgodziła się jechać – powiedziałem cicho.
W żołądku poczułem dziwny ucisk. Chyba zaczęło do mnie powoli docierać, że nigdzie nie pojadę. Że nieważne, jakich argumentów bym użył – w starciu z lękiem mamy o mnie nie mam szans.
– Jak to mama Tomka, to będzie patrzyła tylko na swojego syna! Na was w ogóle nie będzie zwracała uwagi – odpowiedziała mama, a później sięgnęła po ostateczny argument.
Po ten, który zawsze działał.
– A skąd ja miałabym na to wziąć pieniądze? Przecież wiesz, że twój ojciec nic nam nie daje.
Tym razem mama nie przewidziała, że byłem przygotowany na odpowiedź. Tak bardzo zależało mi na tym wyjeździe.
– Rozmawiałem z wychowawczynią – zareagowałem błyskawicznie. – Powiedziała, że jest taki specjalny fundusz w klasie. I że inni rodzice mogą się na mnie złożyć.
– Po moim trupie! – uniosła się mama, chwytając się teatralnie za serce. – Nie wiem, jak mogłeś być tak nieczuły, żeby w ogóle o tym wspomnieć. Taki wstyd mi przyniosłeś. Myślisz, że ja jestem dumna z tego, że twój ojciec nas zostawił i teraz jesteśmy biedni?! Od tego wszystkiego aż mnie serce rozbolało!
Mama nerwowym ruchem sięgnęła szybko do torebki
Dobrze wiedziałem, co to znaczy. Miała tam tabletki, które wkładała pod język, kiedy była bardzo zdenerwowana. Kładła się po nich na tapczanie i przez kilka godzin nie wolno jej było przeszkadzać. Bałem się tych chwil, kiedy mama przeze mnie musiała leżeć na tapczanie i brać leki.
Przecież nie chciałem, żeby jej się coś stało. Czułem się winny, że wyprowadziłem ją z równowagi. Mama zauważyła, że się przestraszyłem, bo wyciągnęła do mnie rozdygotane ręce.
– No chodź tu do mnie, chodź, mój kochany syneczku. Ty byś mamusi nie zostawił, prawda? Już nie wspominajmy o żadnych wyjazdach. Przecież ja jestem zupełnie sama na świecie. Gdybym się źle poczuła, tak jak teraz, a ty byłbyś gdzieś daleko, umarłabym zupełnie sama i nie byłoby nikogo, kto mógłby mi pomóc.
Nie chciałem, żeby mama umarła. Zwiesiłem głowę i wróciłem do swojego pokoju. Na szkolną wycieczkę nie pojechałem. To był moment przełomowy. Moja klasa bardzo się zżyła na tym wyjeździe. Ja pozostałem z boku.
Nikt mi nie dokuczał, ale koledzy przestali mnie zapraszać do wspólnej zabawy. Wcześniej kilka razy zdarzyło mi się, że ktoś proponował mi wspólną naukę u niego w domu. Teraz te zaproszenia się urwały. Kilka razy, przechodząc korytarzem, usłyszałem zduszone szepty i śmiechy.
Wyłowiłem z nich słowa: „maminsynek”
Zrobiło mi się przykro, ale nie wiedziałem, co mógłbym zrobić, żeby zmienić swoją sytuację. Kilka razy zapytałem mamy, czy mógłbym zaprosić kolegów do domu, ale mama stanowczo odmawiała: –
Tylko będą się z ciebie śmiali, że jesteś biedny – mówiła.
Powtarzała to tak często, że sam w to w końcu uwierzyłem. Skoncentrowałem się na nauce. Liceum ukończyłem z najlepszymi wynikami w całej szkole. Mogłem wybrać praktycznie każdy kierunek studiów. Marzyłem o uczelni wojskowej, ale mama nie chciała nawet o tym słyszeć.
– Chyba bym tego nie przeżyła, syneczku – powiedziała, teatralnie łapiąc się za serce. – Słyszałam, że wojskowych często przenoszą do innego miasta. A ty przecież nie mógłbyś mnie zostawić… Nie z moim słabym zdrowiem!
Co było robić. Zapewniłem mamę, że nigdy się nie wyprowadzę. Poszedłem na pierwszy lepszy kierunek – byle blisko domu. Kiedy zacząłem studia, moja sytuacja niewiele się zmieniła. Co z tego, że byłem pełnoletni, skoro wciąż nie miałem znajomych i mieszkałem z mamą. Poznani na uczelni koledzy kilka razy proponowali wyjście na piwo, ale wolałem nie ryzykować. Mama wciąż powtarzała, że jeśli zobaczyłaby mnie pijącego akohol, dostałaby zawału. A ja jej wierzyłem.
Prosto po zajęciach wsiadałem w ten sam tramwaj i jechałem do domu. Do wieczora oglądałem z mamą telewizję i słuchałem plotek o sąsiadach. Tak mijał mi dzień za dniem. Widziałem, że mama jest w takich momentach szczęśliwa, więc nic nie zmieniałem.
– Czekam cały dzień na twój powrót, synku – słyszałem. – Żyję tylko dla ciebie.
Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym ją zawieść i nie wrócić na czas. A jednak pewnego dnia nie wróciłem. Nie planowałem tego, co się stało. Jak zwykle jechałem tramwajem do domu.
– Przepraszam, czy powinnam teraz wysiąść, jeśli… – usłyszałem nad sobą głos.
Podniosłem głowę. Nigdy wcześniej nie wyobrażałem sobie, że się zakocham. Nie śmiałem marzyć, że spotka mnie takie szczęście. A jednak miłość przychodzi bez woli i udziału człowieka. Patrzyłem i patrzyłem na dziewczynę w czarnym płaszczu, aż pociągnęła mnie lekko za kurtkę.
– To może po prostu wysiądziesz ze mną? – zaproponowała żartobliwie.
Miała olśniewający uśmiech. Tego dnia nie wróciłem o umówionej godzinie do domu. Chodziłem z Martą po parku tak długo, że całkowicie straciłem poczucie czasu. Zorientowałem się, że nawaliłem, dopiero kiedy zaczęło zmierzchać. W pośpiechu wyciągnąłem z kieszeni telefon. Miałem sześćdziesiąt nieodebranych połączeń…
Nie pamiętam, kiedy tak bardzo spieszyłem się do domu. Na szczęście miałem na tyle przytomności umysłu, żeby wziąć od Marty telefon. Mama leżała na tapczanie. Przez chwilę myślałem, że nie żyje, tak była blada. Na mój widok podniosła tylko lekko głowę.
– Myślałam, że miałeś wypadek – powiedziała cicho. – Dlaczego nie zadzwoniłeś?
Tego dnia byłem tak szczęśliwy, że nie myślałem, co robię, i wypaliłem:
– Zakochałem się, mamo, przepraszam!
Nie wiem, na co ja liczyłem. Może na to, że mama naprawdę, tak jak to wiele razy mówiła, pragnie mojego szczęścia? Że zrozumie? Nie zrozumiała. Wtedy powiedziała tylko, że nigdy nie przypuszczała, że jakaś obca baba zabierze jej ukochanego synka i że tak szybko ją zostawię.
Przez następnych kilka dni dawała mi odczuć, że ją zawiodłem
Naiwnie miałem nadzieję, że kiedy mama w końcu pozna Martę, moja ukochana oczaruje ją tak, jak oczarowała mnie. Ależ ja byłem naiwny! Spotkanie było katastrofą. Mama zachowywała się jak oficer śledczy. Żal mi było patrzeć, jak moja Marta wije się pod ciężarem pytań jak piskorz.
– Ona mnie nienawidzi – usłyszałem, kiedy w końcu wyszliśmy z domu. – Musisz się od niej jak najszybciej uwolnić, bo ona nigdy nie odda cię żadnej babie. Nikt nigdy nie będzie dla niej dość dobry.
Choć trudno mi było w to uwierzyć, zaczęło do mnie docierać, że Marta ma rację. Mama nie przepuściła żadnej okazji, żeby jej dopiec. Marta fatalnie gotowała, beznadziejnie się ubierała… Nic nie robiła dobrze. Ciągle słyszałem, że zawiodłem mamę, że wybrałem „kogoś takiego”. Zaczęło do mnie docierać, że tak dłużej nie da się żyć.
W tajemnicy przed mamą wynajęliśmy z Martą niewielki pokoik. Pewnego dnia po zajęciach przyszedłem zabrać swoje rzeczy. Mama wpadła w rozpacz, kiedy dotarło do niej, że się wyprowadzam.
– Przysięgałeś nigdy mnie nie opuścić – płakała. – Ta dziewucha cię opętała!
– Będę cię odwiedzał, mamo – obiecywałem. – Jestem już dorosły.
Nie spodziewałem się takich scen. Ale wyszedłem na ulicę. Wierzyłem, że od tej pory będzie już łatwiej. Znowu się łudziłem. Pierwszego wieczora po przeprowadzce do nowego miejsca zobaczyłem na wyświetlaczu nieznany numer.
– Proszę natychmiast przyjechać, panie Wojtku – usłyszałem zdenerwowany głos. – Pana mamę zabiera pogotowie.
Nie zważając na protesty Marty wsiadłem w tramwaj i pojechałem do szpitala. Całą drogę dręczyły mnie wyrzuty sumienia. To przeze mnie – powtarzałem sobie. Ta kobieta ma tylko mnie. Nic dziwnego, że poczuła się opuszczona, kiedy się wyprowadziłem. Jestem bez serca.
Powinienem był zrobić to stopniowo, jakoś oswoić ją z myślą, że chcę sobie ułożyć życie. W szpitalu usłyszałem, że mama zgłosiła się z dusznościami.
– Na pana miejscu bardziej dbałabym o mamę. Nie jest już pierwszej młodości – zwróciła się do mnie lekarka.
Myślałem, że zapadnę się pod ziemię ze wstydu
Kochałem Martę, ale tego wieczora podjąłem decyzję. Swojej dziewczynie powiedziałem, że wracam do domu.
– Popełniasz błąd. Takie duszności to nerwica. Ta kobieta chce cię po prostu przywiązać do siebie – powtarzała Marta, ale ja jej nie słuchałem.
– Ta kobieta to moja matka – powtarzałem. – Wszystko dla mnie poświęciła.
Moje życie wróciło na dawne tory. Znowu prosto po zajęciach jechałem do domu. Mama kwitła. Dogadzała mi przysmakami, pytała, jak mi minął dzień. Ale ja czułem się jak w więzieniu. Momentami miałem ochotę gryźć ścianę z rozpaczy. Kiedy poznałem Dorotę, nie powiedziałem nic mamie. Przez kilka miesięcy spotykaliśmy się w tajemnicy. Swojej narzeczonej powiedziałem, że mama ciężko choruje na nowotwór i źle znosi konkurencję.
– Ale na ślub chyba przyjdzie? – spytała wtedy Dorota.
Zrozumiałem, że nie mogę dłużej żyć w kłamstwie, tym bardziej że Dorota zaszła w ciążę. Starałem się być możliwie delikatny, ale mama przyjęła wiadomość o pojawieniu się Doroty jeszcze gorzej niż przy Marcie.
Znowu zaczęły się telefony o każdej porze dnia i nocy, wyzwiska pod adresem mojej ukochanej, wizyty w szpitalu. Ale ja już byłem starszy i odporniejszy.
Zaczęło do mnie docierać, że mama mną manipuluje
Kiedy usłyszała o ciąży, wpadła w szał.
– Wydziedziczę cię! – krzyczała. – Nie tak cię wychowałam! Skąd wiesz, że to twoje dziecko?! Na pierwszy rzut oka widać, że ta kobieta to lafirynda! Wykorzystała cię!
W tym momencie zrozumiałem, że mama posunęła się za daleko. Niebawem miałem zostać ojcem. Nie mogłem pozwolić, żeby mama obrażała Martę i zniszczyła moją rodzinę. Wyprowadziłem się. Załatwiłem mamie pielęgniarkę, która miała opiekować się nią, gdyby poczuła się gorzej.
Pierwszego dnia pobytu tej pani mama wyrzuciła ją z domu, obwiniając o złodziejstwo.
– Chcesz się wykupić od wyrzutów sumienia! Twoje miejsce jest przy matce! – krzyczała mi przez telefon.
Starałem się uchronić Dorotę, ale i tak słyszała całą rozmowę. Zdenerwowała się, gorzej się poczuła. Musieliśmy jechać do szpitala.
– Pani musi się oszczędzać – powiedział lekarz, wymownie patrząc na jej rosnący brzuszek.
Podjąłem decyzję. Nie odbieram połączeń od mamy
Nie pozwolę jej wmawiać mi poczucia winy i zniszczyć mojego szczęścia. Nie jest mi z tą decyzją dobrze. Codziennie boję się, że kolejnym razem zadzwoni sąsiadka z wiadomością, że mama naprawdę dostała ataku serca. Jak poradziłbym sobie wtedy z wyrzutami sumienia?
Ale kiedy opadają mnie wątpliwości, patrzę na rosnący brzuszek Doroty. Za chwilę będziemy mieli dziecko. To o nim i o narzeczonej muszę teraz myśleć. A mama? Wiem, że mnie kocha. Ale musi zrozumieć, że okazać miłość to też czasami pozwolić odlecieć dziecku z rodzinnego gniazda…
Czy do mamy kiedykolwiek to dotrze? Mam taką nadzieję. A może przeczyta ten tekst i zadzwoni, żeby – zamiast jak zwykle krzyczeć, że jestem niewdzięcznym synem – pogratulować mi, że w końcu znalazłem swoje szczęście? Niczego bardziej bym nie pragnął!
Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”