Sądziłam, że po rozwodzie z Romkiem uda mi się utrzymywać z nim na tyle dobre stosunki, aby nasze wspólne święta nie były niczym dziwnym. Mieliśmy przecież dziecko. Planowałam, że będzie jak w kolorowym magazynie dla kobiet, gdzie na zdjęciu byłe i aktualne żony z uśmiechami siedzą przy jednym stole, a „wspólne” potomstwo dokazuje i bawi się w najlepsze.
Mojemu nowemu partnerowi też spodobała się ta idea. Jan marzył o dużej, zgodnej rodzinie, dobrych relacjach z byłą żoną i normalnych kontaktach z synkiem. Do pewnego czasu wszystko układało się doskonale. Jan i Romek polubili się, bardzo ich do siebie zbliżyła wspólna pasja. Kiedy tylko mieli okazję, rozmawiali o motoryzacji. Obaj też lubią sport i często grywali w nogę z Piotrkiem, synem moim i Romka, oraz z Olem, synem Jana z poprzedniego związku.
Ja zaprzyjaźniłam się z Dorotą, byłą żoną mojego faceta. Czasem wychodziłam z nią do kina albo na babskie plotki. Koleżanki dziwiły się, że odpowiada mi taki układ. Wiele z nich po rozwodzie nie miało ochoty na spotkania ze swoimi ekspartnerami. Ja przeciwnie. Romek, ojciec mojego dziecka, miał prawo na bieżąco uczestniczyć w naszym życiu. Podobnie zresztą jak była żona Jana.
Ta sytuacja mi odpowiadała. Do czasu...
– Dorota chce jutro wziąć Olka do ogrodu zoologicznego i pyta, czy Piotrek by z nimi nie pojechał – oznajmił mi któregoś piątkowego ranka Jan. – Potem zjedliby coś na mieście, a wieczorem obejrzeliby coś na DVD – podkreślił i popatrzył na mnie porozumiewawczo, dając do zrozumienia, że mielibyśmy wieczór do swojej dyspozycji.
Dorota nie pierwszy raz brała gdzieś moje dziecko, dlatego zupełnie nie byłam zdziwiona jej propozycją. Kiedy zadzwoniła, zapytałam tylko kurtuazyjnie, czy to dla niej nie kłopot…
– Popatrz, jest tak, jak piszą w tych magazynach: sielanka! – mówiłam wieczorem, z zadowoleniem wtulając się w ramiona Jana. – Tworzymy modelową, patchworkową rodzinę.
Wtedy jeszcze nie brałam pod uwagę tego, że moja ocena sytuacji może niebawem diametralnie się zmienić. A stało się to za sprawą niezbyt wysokiej blondynki, którą pewnego dnia przedstawił nam Romek jako swoją nową dziewczynę.
– Bardzo mi miło cię poznać – skłamałam.
Tak naprawdę nie w smak mi było to, że mój eksmąż przyprowadził do nas tę kobietę. I nie miało żadnego znaczenia, że on sam od początku akceptował mojego partnera. Nie potrafiłam mu się zrewanżować.
– To zupełnie co innego – powiedziałam potem przyjaciółce.
– Chyba chciałaś takiego układu? – zdziwiła się. – Poza tym czegoś tu nie rozumiem. Ty ułożyłaś sobie życie na nowo, a Romek nie może? Przecież rozstaliście się w zgodzie. Nie chcesz, żeby i on był szczęśliwy?
Romkowi życzyłam jak najlepiej, jednak faktycznie nie chciałam, żeby jakaś obca kobieta zajmowała się… moim dzieckiem!
Nie chodzi o mojego eks, ale o syna...
– Dorota też bierze go do siebie i nie robisz z tego problemu – zauważył wtedy trzeźwo Jan.
Jako doskonały obserwator szybko spostrzegł, że sytuacja, która jeszcze niedawno wydawała mi się dla wszystkich optymalna, teraz trochę mnie przerosła.
– Nie chcę, żeby ktoś inny mówił Piotrusiowi, co ma robić!
– Przecież nie będzie mu niczego mówiła, a już na pewno nic złego – zapewnił mnie mój mężczyzna. – Romek na pewno by na to nie pozwolił.
Jednak ja byłam bardzo niespokojna. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że ta blondynka zajmuje się moim dzieckiem: gotuje dla niego, każe mu myć zęby czy grzecznie zachowywać się przy stole. A wiadomo, że do takich sytuacji na pewno by dochodziło, bo Romek już wcześniej brał do siebie Piotrusia na weekend czy jakieś wolne od szkoły dni. Kiedy zamieszka razem z tą kobietą, ona też będzie miała wpływ na moje dziecko. Nie potrafiłam się z tym pogodzić.
– Natalia, ty jesteś zwyczajnie zazdrosna! I to nie tyle o swojego eks, ale o syna! – powiedział z uśmiechem Jan, a ja byłam mu wdzięczna, że potrafił do wszystkiego podejść z takim dystansem.
Miał sporo racji – chciałam być dla synka najważniejsza.
– Romek też chce uczestniczyć w wychowaniu małego i tak samo jak ty ma prawo do ułożenia sobie życia – powiedział Jan.
A potem zapytał z tym swoim łobuzerskim uśmiechem, czy przypadkiem nie miałam nadziei, że mój były mąż nigdy się już z nikim nie zwiąże.
– Nie! – oburzyłam się. – Chcę, żeby Romek był szczęśliwy…
Czasem mam ją ochotę wytargać za kudły
W okamgnieniu zdałam sobie sprawę, że postępuję nieuczciwie. No bo tak: zażądałam od Jana, żeby zaakceptował mojego byłego męża i pokochał moje dziecko. Z kolei Romek bez problemu zgodził się na to, że jego syn będzie na co dzień mieszkał z innym mężczyzną. Mało tego – nigdy nie komentował metod wychowawczych Jana. Uznał, że dla dziecka najważniejszy jest spokój, zgoda między dorosłymi. Fakt, byłam egoistką. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że Romek ma prawo tego samego oczekiwać ode mnie… Tego samego, czyli pełnej akceptacji i zaufania.
No cóż, nowa kobieta w życiu byłego męża oznacza także zupełnie nowy etap dla mnie. Dopiero teraz będę miała okazję przekonać się, jak w praktyce wygląda taka patchworkowa rodzina – byli i obecni partnerzy zgromadzeni przy jednym stole… Przecież właśnie tego chciałam! A jednak co innego teoria, a co innego praktyka.
Ukłucie zazdrości w sercu, które poczułam, widząc inną kobietę idącą z moim byłym mężem i naszym wspólnym dzieckiem, było bardzo prawdziwe. Z drugiej strony, wtedy dotarło do mnie, że przecież Romek też musiał się uporać z tym uczuciem i też początkowo nie było mu łatwo. Na pewno bał się, że Jan stanie się dla jego syna większym autorytetem i przyjacielem. Bo mój partner spędzał z Piotrusiem zdecydowanie więcej czasu. Mimo to wciąż czasem mam chęć złapać tę blondynę za kudły. Choć wiem, że to dziecinne…
Czytaj także:
„Córka jedzie na wakacje ze swoim ojcem i jego nową lalą. Pękam z zazdrości na myśl, że obca baba będzie się nią zajmować”
„Nie chciałam, żeby mój syn przebywał z nową kobietą swojego ojca. Po kryjomu przedstawiła mu ją… babcia!”
„Mój partner ma 38 lat, a jego nowa kochanka 20. Nie pozwolę mu odejść, przecież mamy dziecko”