Miałem naprawdę dosyć mieszkania z matką, traktowania mnie jak dzieciaka i kontrolowania całego mojego życia. I dość wysłuchiwania ciągłych pytań: „Dokąd idziesz, Piotrusiu?”, „A o której wrócisz, Piotrusiu?”, „Z kim się umówiłeś, Piotrusiu?”. Wiedziałem, że matka chce dla mnie dobrze, wiedziałem, że mnie kocha i że – odkąd ojciec się wyprowadził – ma właściwie tylko mnie. Ale mimo tej całej wiedzy byłem pewien, że muszę zacząć żyć na własny rachunek.
Mieszkanie, które kilka lat temu zapisała mi w testamencie babcia, było wynajmowane i przynosiło co miesiąc dodatkowy dochód. Teraz jednak obroniłem już pracę magisterską, miałem pracę, mogłem z tych pieniędzy za mieszkanie zrezygnować. Wymówiłem umowę lokatorom – w ciągu trzech miesięcy mieli się wyprowadzić.
Matka na wiadomość, że zamierzam zamieszkać oddzielnie, o mało nie wpadła w histerię.
– Ależ Piotrusiu! – zapiszczała z oburzeniem – coś ty wymyślił? Trzeba natychmiast powiedzieć tym ludziom, że to pomyłka, że mogą mieszkać nadal. Na tych samych warunkach – dodała, jakby się bała, że nie znajdziemy innych lokatorów i mieszkanie będzie stało puste.
– Mamo, to nie jest żadna pomyłka, ja już podjąłem decyzję i jej nie zmienię.
– Ależ dziecko drogie, a kto tam o ciebie zadba? – matka mówiła to takim tonem, jakbym wyjeżdżał co najmniej na Syberię. – Kto ci upierze, uprasuje, posprząta? Nie mówię już o gotowaniu!
– Mamo, ze wszystkim sobie poradzę. Dorosły chłop jestem. I to już od pewnego czasu.
– Co ty tam wiesz! – coraz bardziej się denerwowała. – Nikt o ciebie lepiej nie zadba niż matka.
– A może jednak ktoś się znajdzie? – roześmiałem się. Chciałem rozładować atmosferę, ale mamusia absolutnie nie poznała się na żarciku.
Uparcie usiłowała mnie przekonać, że powinienem zostać z nią w rodzinnym domu, bo tylko matka odpowiednio się mną zaopiekuje. Po kilku dniach miałem już kompletnie dość, a kiedy zadzwonił do mnie lokator z pytaniem, jak to w końcu ma być, bo mama telefonowała do niego z informacją, że zmieniłem zdanie i oni mogą nadal wynajmować, moje nerwy już nie wytrzymały.
Wieczorem zrobiłem matce awanturę. Oznajmiłem, że nie zmienię zdania, wyprowadzam się, bo potrzebuję przestrzeni i muszę uwolnić się spod jej kurateli. Po tych słowach obraziła się na mnie i kilka dni w ogóle się nie odzywała. Aż wreszcie oznajmiła, że trudno, skoro tak się uparłem, to już dobrze. Ona będzie przychodziła mi sprzątać, pranie mogę do niej przynosić, upierze i uprasuje.
– No, a na obiady możesz przychodzić do domu – zakończyła.
Ugryzłem się w język, bo miałem wielką ochotę nadmienić, że potrafię obsługiwać pralkę, odkurzacz i żelazko, a obiady mogę jadać na mieście. Wolałem jednak na razie zmilczeć. Wystarczyło tych przepychanek. Wiedziałem przecież, że mama wyznaje zasadę, że nikt nie potrafi tak dbać o dom, jak ona.
Odłożyłem dyskusje w tym temacie na później. Tym bardziej, że istniała jeszcze Monika, dziewczyna, którą poznałem niedawno i na której bardzo mi zależało. A której obawiałem się przyznać, że dotychczas mieszkam z matką. Ona też była jednym z powodów, dla których chciałem zamieszkać sam, bardzo ważnym powodem. Kto wie, czy nie tym najważniejszym?
Przeprowadzka okazała się trudną przeprawą, przede wszystkim dlatego, że mama była pewna, że zostanie w moim mieszkaniu najważniejszą gospodynią. Do wszystkiego się wtrącała, wszystko wiedziała lepiej, sama chciała mi urządzać wystrój, wybierać meble i drobiazgi.
– Ależ synku, kto doradzi ci lepiej niż matka? – powtarzała uparcie.
– A może moja nowa dziewczyna? – nie wytrzymałem w końcu.
Mamie na sekundę odebrało mowę
Patrzyła na mnie z takim zdumieniem, jakbym nagle zamienił się w przybysza z innej planety. I to zupełnie zielonego.
– O czym ty mówisz, Piotrusiu? – w końcu ją odblokowało. – Jaka dziewczyna? Spotykasz się z kimś i ja o niczym nie wiem? Jak mogłeś coś takiego zrobić matce? Musisz ją zaprosić do nas w niedzielę na obiad. Przecież powinnam ją poznać, zobaczyć, co to za jedna!
No tak, już sobie wyobrażałem komentarze rodzicielki. Przecież żadna z moich dotychczasowych koleżanek, przyjaciółek, znajomych nie była dla mnie odpowiednia, żadna na mnie nie zasługiwała. Wszystkie jak jeden mąż – a może raczej powinienem powiedzieć: żona? – miały wyłącznie same wady.
O nie, Monika na razie nie dostąpi zaszczytu poznania mamuśki. Kochałem ją, ale bardzo dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, jaka jest. Wolałem chronić swój nowy związek, przynajmniej na razie.
– Może ją zaproszę, ale jeszcze nie teraz – powiedziałem zdecydowanie. – I żadne dyskusje nic tu nie zmienią – dodałem szybko, zanim jeszcze zdążyła rozwinąć cały pakiet argumentów, z których miałoby wyniknąć przede wszystkim to, że to ona ma rację. Bo przecież według niej zawsze miała rację.
Mamie nie podobało się w moim mieszkaniu absolutnie nic.
– Jak można w ten sposób urządzić kuchnię? – utyskiwała i wieszała mi w oknie zasłonki w czerwone różyczki, a na szafkach ustawiała mnóstwo figurek i innych przeróżnych durnostojek, na których tylko zbierał się kurz.
– Mamo, ja nie mam czasu tego wszystkiego wycierać. Nie przynoś już tych bibelotów – prosiłem, ale w odpowiedzi dowiedziałem się, że przecież i tak ona będzie tu sprzątać, więc powyciera. Ja nie muszę się martwić.
Nawet pościel w sypialni skrytykowała i zaraz następnego dnia przyniosła mi nową, kupioną na pobliskim bazarku. Oczywiście w czerwone różyczki. Upchnąłem ją głęboko w szafie, najgłębiej jak się dało. Może i nie była brzydka, ale ja takiej nie znosiłem. Niestety, mamuśka ją znalazła i to w najgorszym z możliwych momencie. Kiedy po raz pierwszy zaprosiłem do siebie Monikę, licząc, że zostanie u mnie na noc, w sypialni królowała właśnie pościel w czerwone różyczki.
Nie to jednak okazało się największą katastrofą tego wieczoru. Jedliśmy kolację, piliśmy wino i słuchaliśmy muzyki, a mój telefon dzwonił już któryś raz z kolei.
– Odbierz wreszcie – powiedziała Monika – pewnie to coś ważnego, skoro ten ktoś tak się dobija.
Wiedziałem dobrze, kto się dobija. Mamusia. Nie chciałem z nią teraz rozmawiać.
– Oddzwonię później – zdecydowałem i wyłączyłem telefon. Nie przewidziałem jednak reakcji rodzicielki. A powinienem. Pół godziny później usłyszeliśmy zgrzyt klucza w zamku i po chwili mamusia stanęła w drzwiach.
– Piotrusiu, dlaczego wyłączyłeś telefon? – od razu zarzuciła mnie pretensjami – nie odbierasz, a ja się martwię. Tak się zdenerwowałam, że aż musiałam przyjechać. A ty tu się po prostu zabawiasz i nie myślisz o matce.
– Dzień dobry pani – odezwała się cicho Monika.
– No raczej dobry wieczór – mruknęła niechętnie mama i usiadła w fotelu – Piotrusiu, zrób mi herbaty – zadysponowała. – Aż mnie serce rozbolało z tych nerwów.
Cały nastrój w jednej chwili, jak to mówią, diabli wzięli. Monika popatrzyła na moją mamę i wstała.
– To ja już pójdę. Zdzwonimy się jutro.
Usiłowałem ją zatrzymać, kiedy byliśmy w przedpokoju, przeprosić, przekonać, tłumaczyłem, że mamę za chwilę odeślę do domu, a ją przynajmniej odprowadzę. Nie chciała.
– Zdzwonimy się jutro – powtórzyła i zniknęła za drzwiami.
Mamuśka krytykowała Monikę jak tylko mogła
Według niej moja dziewczyna była nieładna, kiepsko ubrana, niezgrabna, za mocno umalowana, a przede wszystkim źle się zachowała. No bo kto to widział, żeby przychodzić do samotnie mieszkającego mężczyzny wieczorem. I to samej!
– No kto to widział – powtórzyła z oburzeniem kolejny raz, dopiła herbatę i zebrała się do domu najwyraźniej zadowolona z tego, że rozwaliła mi wieczór.
Obawiałem się, że to koniec mojego związku z Moniką. Okazało się jednak, że Monia niespecjalnie przejęła się mamusią.
– Musisz następnym razem odbierać od niej telefony – wytknęła mi. – Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby zastała nas w łóżku? – zachichotała.
Wolałem sobie nie wyobrażać.
– A tak naprawdę – ciągnęła Monika – jednego nie rozumiem kompletnie. Mianowicie dlaczego mama ma klucze do twojego mieszkania i wchodzi tam jak do siebie, kiedy tylko chce – popatrzyła na mnie pytająco, najwyraźniej oczekując ode mnie wyjaśnienia. A ja nie bardzo wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Podobnie jak nie wiedziałem, jakim sposobem miałbym mamusi te klucze zabrać.
Monia jednak widziała to wszystko zupełnie inaczej.
– Normalnie – wzruszyła ramionami, a po chwili dodała jeszcze – a gdybyśmy zamieszkali razem, to też mamusia przychodziłaby, kiedy chciała?
– A chciałabyś ze mną zamieszkać? – zapytałem.
– Może bym i chciała – roześmiała się – ale z tobą, bez mamusi.
Tydzień później Monika wprowadziła się do mnie, a ja zabrałem klucze od mamy. Jej oburzenia nie potrafię nawet opisać.
– Jak to mam oddać ci klucze? A niby kto będzie ci sprzątać, prać? Jak ty to sobie wyobrażasz? Za każdym razem, kiedy zechcę cię odwiedzić, mam się zapowiadać? A może pytać o pozwolenie?
– Mamo, już nie musisz ani prać, ani sprzątać – tłumaczyłem. – Razem z Moniką ze wszystkim sobie poradzimy.
– Z nią? – mama roześmiała się pełnym sarkazmu śmiechem. – Zapewniam cię, że ona nie ma o niczym pojęcia.
– Niby skąd mama to wie?
– Już ja swoje wiem. Zawsze ci powtarzałam, że nikt tak o ciebie nie zadba, jak matka. Powinieneś to sobie zapamiętać!
Nie chciało mi się od początku tłumaczyć, że jestem dorosły, mam swoje życie i mamusia nie musi traktować mnie jak małego chłopczyka. Następnego dnia mama z obrażoną miną oddała mi klucze do mojego mieszkania. Okazała się jednak sprytniejsza, niż myślałem. Nawet przez moment nie przyszłoby mi do głowy, że coś wymyśli. Kilka dni później zauważyłem, że Monika chodzi po mieszkaniu zamyślona, jakby czegoś szukała.
– Stało się coś?
– Dałabym sobie głowę uciąć, że twoja matka przychodzi tutaj, kiedy nas nie ma – westchnęła, siadając obok mnie.
– Oszalałaś, przecież nie ma kluczy.
– Jesteś pewien? Bo ja jestem pewna, że mam poprzestawiane rzeczy, poprzekładane ubrania, pachnie innym płynem do podłóg. Przecież nie mam omamów. Piotrek, ja nie potrafię tak żyć, mam dość.
– Nie mów, że chcesz się wyprowadzić – przestraszyłem się.
– Nie chcę się wyprowadzać, jest mi z tobą dobrze, kocham cię, ale musimy spacyfikować mamusię. Bo zniszczy nam związek – dodała cicho.
Następnego dnia wezwałem ślusarza i wymieniłem zamki w drzwiach. Nie chciało mi się dzwonić do matki i udowadniać jej, że dorobiła sobie klucze. Zresztą nie musiałem. Już następnego przedpołudnia zadzwoniła z pretensjami, że nie może dostać się do mieszkania.
– Przecież oddałaś mi klucze – udałem, że nie rozumiem.
– Oddałam, oddałam – złościła się – musiałam sobie zostawić, bo kto by ci posprzątał. Przecież ta twoja…
– Mamo, naprawdę mam już dość – przerwałem jej wpół słowa – Zapewniam cię, że ze wszystkim sobie poradzimy, nie musisz przychodzić pod naszą nieobecność i robić rewizji w mieszkaniu. Jak będziesz chciała nas odwiedzić, to zadzwoń, proszę, i się umówimy.
Bez słowa odłożyła słuchawkę. Zadzwoniłem jeszcze raz, ale nie odebrała. Obraziła się, bo się nie podporządkowałem. Miałem zamiar pojechać do niej wieczorem, spróbować jeszcze raz spokojnie porozmawiać, ale Monika przekonała mnie, żebym tego nie robił.
– To ona musi zrozumieć, że masz prawo do własnego życia i własnych decyzji. Nie możesz jej przepraszać za winy, których nie popełniłeś.
W duchu wiedziałem, że moja dziewczyna ma rację i chociaż przyszło mi to z trudem, posłuchałem jej. Musiałem uwolnić się od tej nadopiekuńczości rodzicielki, bo będzie mnie prześladowała całe życie.
Po tygodniu odebrałem telefon od mamusi. Pierwsze pytanie brzmiało – czy już zmądrzałem i zrozumiałem, że nikt tak o mnie nie zadba, jak matka.
– Dziękuję mamo, ale dajemy sobie radę.
– Tak ci się tylko wydaje – mruknęła, po czym – zaskakując mnie tym całkowicie – zaprosiła nas w niedzielę na obiad. Oboje. Podziękowałem i powiedziałem, że muszę to uzgodnić z Moniką.
– No do czego to już dochodzi, żeby obiad u matki uzgadniać z obcą dziewczyną! – usłyszałem.
Bałem się, że ten obiad będzie wielką katastrofą
Bałem się również, że Monika wcale nie zechce na niego iść. Zgodziła się jednak. I w sumie wcale nie było tak tragicznie. Owszem, mamusia była nieco złośliwa i sarkastyczna, ale przynajmniej nie krytykowała Moniki wprost. Po powrocie do domu moja dziewczyna stwierdziła tylko:
– Nie gniewaj się na mnie, to w końcu twoja mama, ale dobrze jednak, że z nią nie mieszkamy.
– Sam wiem, że dobrze – zachichotałem.
Jak do tej pory, Monika radzi sobie całkiem nieźle z, nieczęstymi co prawda, wizytami mojej rodzicielki. Chyba dlatego, że wszystkie jej uwagi puszcza mimo uszu. Mama nie pozbyła się swoich nawyków, nadal twierdzi, że wszystko w domu zrobiłaby lepiej i że Monia z niczym sobie nie radzi oraz o nic się nie stara. Nie pozbyła się także, niestety, zwyczaju wpadania do nas bez zapowiedzi.
Twierdzi, że nie musi się anonsować, jeśli chce odwiedzić rodzonego syna. Ostatnio zagroziłem jej, że jeśli tego nie zmieni, wyjedziemy do innego miasta. Znowu obraziła się na kilka dni, ale mam nadzieję, że moja groźba poskutkuje. Tak naprawdę nie chciałbym zostać zmuszony do jej spełnienia.
Czytaj także:
„Zakochałem się w zaręczonej dziewczynie. Nie wiedziała, że jej narzeczony… ma drugą dziewczynę, z którą mieszka!”
„Miałam 7 lat, gdy mama zniknęła i zostałam z tatą. Porzuciła nas, żeby zamieszkać z kochanką”
„Synowa nie uszanowała pamięci swojego męża. Po śmierci oddała jego serce do przeszczepu. Ona nigdy go nie kochała”