„Kochanka męża strzeliła go w twarz na moich oczach. Byłam jej wdzięczna i zrozumiałam, że mam dość tego cymbała”

zdrada romans rozwód fot. Adobe Stock, Goran
„To, co dostrzegłam w spojrzeniu kochanki męża, wstrząsnęło mną. Do głębi. Paradoksalnie to dzięki niej zrozumiałam, że nie chcę tkwić w związku, w którym mąż traktuje mnie jak gosposię i kucharkę. Dosyć miałam ciągłych zdrad i udawania szczęśliwej rodzinki”.
/ 12.08.2023 07:15
zdrada romans rozwód fot. Adobe Stock, Goran

Zdradzał mnie tyle razy, że przestało mnie to ruszać. Taki układ. Może chory, ale już się przyzwyczaiłam.

Tkwiłam w tym chorym związku dla synka… Chciałam, żeby miał normalną rodzinę, ale wszystko było tylko ułudą prawdy.

To miał być miły dzień

Siedziałam z koleżanką w kawiarni. Synka odbierałam z przedszkola za kilka godzin, więc z czystym sumieniem delektowałam się pięknym dniem oraz nieoczekiwanie zyskanym wolnym czasem. Skończyłyśmy wcześniej pracę z powodu awarii prądu. Instalacja się spaliła i komputery poszły w diabły.

Trzeba będzie odzyskiwać dane, teraz nie zamierzałam o tym myśleć. Jak relaks to relaks. Okoliczności sprzyjały. Miłe miejsce, wygodne fotele, pyszna kawa, rozluźniająca pogawędka z kimś sympatycznym i o czymś innym niż robota.

Wiolka niedawno poznała jakiegoś świetnego faceta, była zakochana po uszy, więc właściwie to ona mówiła, a ja przytakiwałam. Serce rosło, gdy patrzyłam na nią taką rozanieloną. Bartek to, Bartek tamto, banan na twarzy, błysk w oczach. Ja już dawno zapomniałam, jak to jest.

Nie, o tym na pewno nie będę teraz rozmyślać ani tym bardziej mówić i psuć humor przyjaciółce. Niech się dziewczyna cieszy, póki może, zresztą może z nią los obejdzie się łagodniej.

Wiola akurat opowiadała o wspólnych zakupach odzieżowych ze słynnym Bartkiem, kiedy nagle uśmiech zniknął z jej twarzy jak zdmuchnięty.

– Nie odwracaj się! – szepnęła.

Oczywiście zaraz się odwróciłam. Przecież jak ktoś mówi, by tego nie robić, to znaczy, że za twoim plecami dzieje się coś, co trzeba zobaczyć.

No i zobaczyłam. Mojego męża ze śliczną kobietą w bardzo ładnej i na pewno drogiej sukience. Wyglądała zjawiskowo jak modelka z żurnala.
Wzruszyłam ramionami.

– I tyle? – Wiolka wytrzeszczyła oczy. – To cała twoja reakcja? Nic więcej? Odpuścisz draniowi? Boże, ja bym chyba oszalała! Ja… ja… – aż się zapowietrzyła z oburzenia.

– Spokojnie. Pewnie, że coś zrobię. Patrz i ucz się – odparłam.

Nakryłam męża na zdradzie. Znowu.

Wstałam od stolika i podeszłam do zapatrzonej w siebie pary. Poklepałam Damiana po ramieniu. Drgnął na mój widok, ale szybko się opanował. Gdybym go nie znała jak zły szeląg, nie wiedziałabym, że jego mina i kilka nerwowych gestów to przestrach kłamcy przyłapanego na gorącym uczynku.

Tamta kobieta nie zareagowała w żaden sposób. Jakby nie miała nic na sumieniu. Jakby nie wiedziała, że jej randka ma żonę i dziecko. Może nie wiedziała.

I może dlatego Damian się obawiał. Tego, co powiem, co zrobię, co ona sobie o nim pomyśli. Za pierwszym razem wszczęłam karczemną awanturę, potem z każdą kolejną jego zdradą stawałam się bardziej cyniczna, aż nauczyłam się bawić całą sytuacją.

– Cześć! – przywitałam się. – Super, że cię widzę – uśmiechnęłam się.

– Czeeeść… A ty nie w pracy? – zapytał z wielkimi oczami.

– Nie, awaria, puścili nas wcześniej. Szkoda gadać i tak pół dnia zmarnowane. Ale mam do ciebie romans – użyłam tego słowa celowo – Widzę, że też masz wolne. Odbierz dzisiaj Adasia, potem wyjdźcie na podwórko. Taka ładna pogoda, żal się kisić w domu.

– Tak, tak, jasne… – znów te same nerwowe gesty.

– Czekam na telefon z firmy, nie wiem, ile mi to zajmie i kiedy to wszystko naprawią – dodałam.

– Nie ma sprawy – odparł zbity z tropu.

– Dzięki. I smacznego – odeszłam spokojnym krokiem.

Kim znowu będę? Kuzynką, siostrą, kumpelą z dawnych lat, sąsiadką? Nasz syn – siostrzeńcem, chrześniakiem? Tyle bzdur już natworzył, że niedługo skończą się mu pomysły.

– Ja bym mu po mordzie dała – szeptała konspiracyjnie Wiolka – Wywaliłabym im te lody na głowę. Mówiłaś, że się wam nie układa, ale to jest chore! Pierwszy raz coś takiego widzę. Kudły bym jej powyrywała – syczała.

Machnęłam ręką.

– Wiolka, to trwa już od pięciu lat. Uodporniłam się. Taki układ, może chory, ale się przyzwyczaiłam. Po pewnym czasie przestaje boleć. Po co się szarpać? Zawsze może być gorzej.

Wiolka miała prawo nie rozumieć. Gdy to wszystko się zaczęło, nawet się nie znałyśmy, a ja nigdy nie lubiłam rozmawiać o moim pochrzanionym małżeństwie, więc zbywałam ją tekstami typu: „wkurzył mnie, nie chce mi się do domu wracać, zostanę po godzinach”. Zupełnym przypadkiem stała się świadkiem sytuacji, która w moim życiu była tak normalna jak stały element gry w meczu.

Kiedyś się o mnie troszczył

No ale może nadeszła pora, by się wreszcie szczerze wygadać? Zwłaszcza że Wiolka już co nieco wiedziała. Zamówiłam wino. Skoro obiecał odebrać dziecko, mogłam sobie pozwolić na alkohol. Trudne słowa łatwiej przejdą mi przez gardło.

Poznałam Damiana, kiedy pracowałam w pubie. Ja byłam barmanką, a on ochroniarzem. Kilka razy próbował nawiązać rozmowę, ale przeszkadzało mi, że inne też podrywa, sprzedając im te same gładkie teksty, więc go spławiłam.

Spojrzałam na niego z innej strony, kiedy po pracy zaczepiła mnie zgraja pijanych chłopaków i w mojej obronie Damian walczył jak lew. Jeden z chuliganów mnie popchnął i upadłam na chodnik.

Spuchnięte kolano wyglądało paskudnie. Damian wziął mnie na ręce, zaniósł do samochodu i zawiózł na SOR. A potem czekał na mnie. Nie spodziewałam się aż takiej atencji. Tamtych sprał bez litości, ale mnie okazał tyle czułości i troski…

Uraz nie był na szczęście poważny, bardziej najadłam się strachu niż ucierpiałam fizycznie. Szybko doszłam do siebie i wróciłam do pracy, a tam czekał na mnie mój bohater. No i nawiązała się między nami romantyczna relacja. Księżniczka i jej rycerz na białym koniu.

Współpracownicy trochę się ze nas podśmiewali, ale ja naprawdę czułam się przy nim jak księżniczka. Szkoda, że szybko zostałam zdegradowana do roli Kopciuszka. Sprawy potoczyły się błyskawicznie. Poznać rodzinę drugiej strony, wynająć mieszkanie, wziąć skromny ślub.

Nie zależało nam na hucznej imprezie, byle podpisać papier i mieć formalności za sobą, a potem cieszyć się życiem we dwoje. I było naprawdę cudownie. Nie przeszkadzało nam, że mamy inny gust, zaczynając od wystroju mieszkania, na kwestiach kulinarnych kończąc.

Byłam dla niego wybrakowana

Nic nam nie przeszkadzało, dopóki nie dowiedziałam się u lekarza, że nie będę mogła mieć dzieci. Wtedy się zmienił. Nie od razu, nie z dnia na dzień, ale stopniowo znikał dżentelmen, który nosił mnie na rękach i rycerz dzielnie broniący mnie przed chuliganami. Trudno pojąć taką przemianę, i bardzo to przeżywałam. Czy naprawdę przestałam być dla niego kobietą? Czy aż tak się zawiódł?

Rozmawialiśmy o dzieciach, ale nie sądziłam, że jemu będzie na nich zależeć bardziej niż na mnie. A może znudziłam mu się i tylko szukał pretekstu?

Nie wiedziałam, ale wciąż go kochałam, więc się starałam. Gotowałam, tak jak lubi, spełniałam wszystkie jego zachcianki. W mieszkaniu było tak czysto, że mógłby jeść z podłogi, ale dawne uczucie nie wracało. Seks, owszem, zdarzał się, i choć kompletnie tego nie rozumiałam, w tych rzadkich chwilach bliskości czułam się wyjątkowa i kochana. Tym bardziej bolało, gdy potem Damian znowu traktował mnie jak współlokatorkę i gosposię.

Myślałam, że dziecko nas zbliży

O tym, że mnie zdradza, dowiedziałam się w tym samym czasie, kiedy odkryłam, że jednak mogę mieć dzieci. Czułam każdym nerwem, że jestem w ciąży. Powiedziałam mu o swoich podejrzeniach czy raczej nadziejach, ale nazwał mnie histeryczką. Na przekór jego kpinom zrobiłam test i okazało się, że miałam rację.

Widziałam radość na twarzy Damiana, ale nie podzielił się nią ze mną. Wyszedł z domu i wrócił dopiero rano. Łudziłam się, że poszedł uczcić nowinę z kolegami i upił się ze szczęścia. Wtedy jeszcze byłam naiwna, ale pechowo dla niego znajoma zrobiła mu zdjęcie, jak migdali się niedaleko dworca z jakąś dziewczyną. Usłużnie przesłała mi dowód zdrady. Tak, wtedy zabolało. Szczególnie w takim momencie.

Jak mógł mi to zrobić? Myślał, że się nie dowiem? Nie mógł się powstrzymać? Uważał, że nie musi? Od dawna to robił? A może nigdy nie przestał?

– Sukinkot – skomentowała Wiolka. – Wyglądacie na zgranych. Zdjęcia na fejsie. Park, jezioro, wycieczki, wszystko takie słodkie. Nie wiedziałam…

– Nie przejmuj się. Udajemy. Rodzina i znajomi to lubią – wyjaśniłam – Ale prawdy im nie powiem. Albo by nas chcieli godzić na siłę, albo namawialiby do rozwodu. No i mam swoją dumę. Nie chcę się żalić, że Adaś co chwilę poznaje nową ciocię. Olałam to. Synek jest dla mnie najważniejszy.

Opowiadałam przyjaciółce, ale z każdą chwilą czułam, że coś we mnie pęka.

– Po co małemu psuć dzieciństwo? Damian pewnie uważa, że zasłużył na pomnik, skoro mnie z brzuchem nie zostawił. Ale na żadnym badaniu, na żadnym szczepieniu i zebraniu w przedszkolu nigdy nie był – zapiekły mnie oczy, bo jak na kogoś, kto tak bardzo chciał być ojcem, Damian cholernie mało zajmował się swoim synem. – Zmieńmy lepiej temat… – rozkleiłam się.

– Nie! – zaprotestowała Wiola. – Ty też masz prawo do szczęścia. Rzuć go w diabły, póki jesteś młoda…

– I co, przyprowadzę nowego wujka, tak jak Damian sprowadza nowe ciocie? Zapomnij. Nie zrobię mu tego. Adaś dorośnie, zrozumie, wtedy się wymiksuję z tej chorej sytuacji. On… – znów poczułam pieczenie pod powiekami – i tak wszystko widzi.

Zauważyłem, że kiedy nasz syn rysuje mamę i tatę, to na osobnych kartkach. Robi wszystko, żeby nas do siebie zbliżyć. Chce spać razem z nami, grać wspólnie w planszówki. Czasem celowo udaje, że jest chory i marudzi, żeby tata został w domu. Nawet gdybym chciała, nie mogę teraz skończyć z tą szopką. Niech Adaś dorośnie, wytrzymam do tego czasu. Już nie przeżywam. Już mi nie zależy.

–  Inny facet? Po co mi następny kłamca, który obieca cuda wianki, a potem będzie jak zwykle? Stare dresy i powyciągane gacie dla żony, a dla obcych bab elegancik z ustami pełnymi tandetnych komplementów. W domu rozmamłany, niechlujny, a jak wychodzi, to ogolony i wypachniony. Daj spokój. Już nigdy nie dam się tak nabrać i wciągnąć w takie bagno! – starałam się tłumaczyć swoje zachowanie

Przyjaciółka nie wierzyła w to, co słyszy

Wiola gapiła się na mnie niemal przestraszona. Zmieszałam się. Nie chciałam aż taką żółcią pluć. Koleżanka cieszyła się nowym związkiem, powinnam jej kibicować. To, że mi się nie udało, nie znaczy, że coś takiego jak miłość i szczęście w ogóle nie istnieją.

– Sorry… – zaczęłam się tłumaczyć.

– Wiesz co? Chodźmy na zakupy – zaproponowała Wiolka. – Pooglądajmy buty. Nic tak nie poprawia humoru kobiecie jak nowe buty.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, rozległ się charakterystyczny odgłos – plask! – ktoś oberwał w twarz.

Obejrzałam się. Damian i jego piękna panna stali naprzeciwko siebie. Ona wzburzona, opuszczała właśnie rękę, a on stał osłupiały, z zaczerwieniony policzkiem i wpółotwartymi ustami. Epicka scena.

Rozmawiając do bólu szczerze z Wiolką, zapomniałam, że za moimi plecami siedział Damian ze swoją nową dziewczyną. Właściwie byłam pewna, że się zmył, zabierając ślicznotkę ze sobą, by z dala ode mnie sprzedać jej jakąś bajeczkę. Ale chyba oboje nie doceniliśmy tej dziewczyny. Najwyraźniej nie dała sobie wcisnąć kitu.

Próbował, skoro wciąż tu byli, lecz bez skutku, biorąc pod uwagę jego zaczerwienioną gębę. Mam nadzieję, że mocno go trzasnęła. Za siebie i za mnie. Niech go boli. I twarz, i urażona męska duma. Niech płonie ze wstydu, spoliczkowany publicznie.

Dziewczyna wzięła torebkę i bez słowa ruszyła do wyjścia. Po drodze mijała nasz stolik. Powinnam się odwrócić, ale nie mogłam. Siedziałam nieruchomo jak zahipnotyzowana.

Obserwowałam nieznajomą, niemal nie oddychając, a ona patrzyła mi prosto w oczy. To, co dostrzegłam w jej spojrzeniu, wstrząsnęło mną. Do głębi. Dawno nic tak mnie nie poruszyło. Spodziewałabym się wszystkiego, pogardy, wstrętu, oburzenia, wyniosłości. Ta piękna, nieznajoma kobieta współczuła mi. Dlaczego? Bo mąż mnie zdradzał? Bo na moich oczach umawiał się z inną? Bo mu na to pozwalałam? Bo trwałam w tym poniżającym, chorym układzie?

Pod wpływem tego pełnego politowania spojrzenia poczułam się tak, jakbym też dostała w twarz. Jakby wylała na mnie kubeł zimnej wody. Jakby powiedziała: znam prawdę, wiem, czemu to znosisz, ale to takie żałosne.
Minęła mnie i odeszła, a ja płonęłam. Wstydziłam się chyba bardziej niż Damian, który szybko zapłacił i uciekł jak niepyszny. On na mnie nawet nie zerknął.

Czuł się poniżony? Zabawne. Upokarzał mnie latami, a teraz zachowywał się tak, jakby to jego skrzywdzono. Co za baran. Dlaczego wciąż z nim byłam? Czemu znosiłam jego obojętność, chłód, arogancję, zdrady? Z miłości?

Z początku faktycznie go kochałam. I wierzyłam, że on mnie kocha. Nie okazał się ideałem, za jakiego go miałam, zranił mnie, odepchnął, ale czasem okazywał mi czułość i budziłam w nim pożądanie. Inaczej przecież nie pojawiłby się Adaś. Dlatego łudziłam się, że jakoś to uporządkujemy, przepracujemy i wróci dawne uczucie, zaufanie, a przynajmniej wzajemna troska.

Przestało mi na nim zależeć

Niestety tak się nie stało. Zamiast tego ustalił się ten dziwny układ. Chciałabym zwalić całą winę na Damiana, ale ja też byłam za to odpowiedzialna. Moim grzechem było zaniechanie.

Teraz nic nie zostało z naszej miłości. Nie kochałam męża. Gorzej, nie lubiłam go i nie szanowałam. A skoro tak, nie zależało mi też, by odzyskać jego względy, o ile w ogóle kiedyś mnie kochał. Bo czy prawdziwa miłość mogłaby zostać aż tak wypaczona?

Nieważne. To także przestało mnie obchodzić. Nawet gdyby klęknął przede mną i błagał o wybaczenie, gdyby zarzekał się, że żałuje, obiecywał poprawę i zapewniał, że nadal jestem dla niego najważniejsza, nie było nawet cienia szansy, bym mu znowu zaufała i obdarzyła uczuciem. Zobojętniał mi.

Przestałam się zadręczać pytaniami, dlaczego tak mnie traktuje i z księżniczki stałam się gosposią, dlaczego Adaś nie odrodził naszej miłości.

A mimo to dalej trwałam w tym cholernym układzie. Z wygody. Ze strachu. Bo lepsza stara bieda niż nowa. Lepszy poniżający układ niż bezradność samotnej kobiety i matki. Lepsza małżeńska farsa niż plotki i trauma rozwodu, niż prawdopodobny ostracyzm ze strony rodziny i znajomych, nierozumiejących, co mi nagle odbiło.

No i Adaś… Wmawiałam sobie, że cierpię dla jego dobra, że czekam aż dorośnie, by co? Odejść? Kiedy? Jak skończę czterdziestkę, pięćdziesiątkę? A jeśli do tego czasu Adaś znienawidzi ojca z powodu zdrad, a mnie za słabość i tchórzostwo? Albo co gorsza uzna nasz chory model rodziny za coś normalnego?

Nie o takie zrozumienie mi chodziło. Aż mnie ciarki przeszły na myśl, że dorastając w emocjonalnie dysfunkcyjnej rodzinie, Adaś może stać się takim samym uczuciowym kaleką jak Damian.

Zmotywowała mnie kochanka męża

Potrzebowałam zimnego prysznica w postaci litości ze strony kochanki własnego męża, by dotarło do mnie, na jakie niebezpieczeństwo narażam syna, godząc się na tę parodię rodziny. Przecież i tak byłam ze wszystkim sama, a Adaś miał głównie mnie. Na ojca nie mógł liczyć.

Paradoksalnie rozwód mógł uzdrowić także ich relacje. Może taki niedzielny tatuś z wyznaczonymi przez sąd godzinami odwiedzin i zajmowania się synem, będzie bardziej się starał niż ojciec, który niby z nim mieszka, ale równie dobrze mogłoby go nie być.

Pożyjemy, zobaczymy.

– Dobra, chodźmy po te buty – wyrwałam się z otępienia.

– Ekstra! – ucieszyła się Wiolka. – Masz jakieś konkretne zapotrzebowanie? – zapytała podekscytowana.

Miałam. Zamierzałam kupić eleganckie szpilki, jakich nie kupowałam od lat, oraz porządne, solidne i wygodne buty do wędrówek. Były mi potrzebne na nową drogę i żebym mogła skutecznie wykopać ze swojego życia palanta, który śmiał się nazywać moim mężem.

Czytaj także:

„Rodzice zapłacili mojemu eks, by zostawił kochankę na lodzie i wrócił do mnie. Skoro go kupili, to niech go sobie wezmą”
„Mąż zdradzał ją od lat, ale tolerowała to. Wybuchła, dopiero gdy usłyszała jego rozmowę z kochanką. Aż wióry leciały”
„Mąż miał kochankę, a ja zamiast zrobić mu awanturę, zaszłam z nim w ciążę. To był mój plan na zatrzymanie go”

Redakcja poleca

REKLAMA