„Kocham swoją narzeczoną, ale po wieczorze kawalerskim obudziłem się obok obcej kobiety. Powiem jej o tym po ślubie”

mężczyzna, który przeholował na kawalerskim fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Z jednej strony miałem pretensje do kolegów, że mimo moich próśb ściągnęli dla mnie dziewczynę, ale z drugiej strony to ja wylądowałem z nią w łóżku!”.
/ 09.04.2022 06:29
mężczyzna, który przeholował na kawalerskim fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Mówi się, że wieczór kawalerski to ostatnia szansa, aby rozerwać się na całego i porządnie wyszaleć przed „zaobrączkowaniem” na resztę życia. Miałem przekonać się o tym na własnej skórze.

– Będzie morze alkoholu i gorące laseczki do towarzystwa, które zrobią dla ciebie wszystko – obiecywał Bartek, mój świadek, jeden z organizatorów wieczoru.

Tymczasem ja co do tego planu miałem mieszane uczucia. Owszem, cieszyłem się na imprezę w gronie dobrych znajomych. Przyda mi się taka odskocznia na finiszu stresujących przygotowań do ślubu. Z przyjemnością napiję się z kolegami, pogadam – ale na żadne panienki do towarzystwa i „ostatni kawalerski seks” nie mam najmniejszej ochoty. Nie zrobiłbym czegoś takiego mojego Magdzie dwa tygodnie przed ślubem!

– Nie wiem, co planujecie, ale żadnych lasek z agencji mi nie zamawiajcie. Żadnych! – zażądałem więc od kumpli.

– Spoko, Michaś, ty się niczym nie stresuj! Wyluzuj, na pewno będziesz się dobrze bawił! – zapewnił mnie Bartek.

Na stół trafiały kolejne flaszki

Wreszcie nadszedł ten moment. Co, gdzie i z kim tego wieczoru miało się wydarzyć – to wszystko do ostatniej chwili trzymali przede mną w tajemnicy. Na miejscu – w jednym z pubów w centrum – okazało się, że na mój kawalerski wieczór zebrała się całkiem sporo ludzi. Byli koledzy z pracy, ze studiów, a nawet z liceum, w tym kilku starych znajomych, których nie widziałem ładnych parę lat.

– Misiek, opowiadaj, co tam u ciebie! Jak się czujesz na dwa tygodnie przed dożywociem? – żartował jeden z kolegów.

– Stary, kopę lat! Musimy się umówić na jakieś piwo, odświeżyć znajomość, zapoznać ze sobą nasze kobitki! – proponował inny, z którym na studiach zaliczyłem sporo fajnych imprez.

W pubie wychyliliśmy kilka piw. Towarzystwo świetnie się zgrało, wszyscy gadali, żartowali. Ktoś już podrywał dziewczyny ze stolika obok, kilku podrygiwało na parkiecie. A to był dopiero początek.

– Dobra, chłopaki, czas rozkręcić imprezę! Przenosimy się w bardziej odpowiednie miejsce! – zarządził Bartek.

Jak się okazało, trafiliśmy do klubu go-go zlokalizowanego w jednej z bocznych uliczek śródmieścia. Mieliśmy zarezerwowane dwie loże. W przyciemnionym świetle i przy dźwiękach głośnej muzyki patrzyliśmy na półnagie dziewczyny wijące się przy rurach na scenie. Co one tam wyprawiały! Eksponowały swoje kobiece kształty w zmysłowym tańcu przeplatanym akrobacjami, których nie powstydziłyby się profesjonalne gimnastyczki.

– Twoje zdrowie, Michał! Naciesz się takimi widokami, póki masz okazję! – zachęcał Kacper, wnosząc toasty.

– A może masz ochotę poznać bliżej którąś z tych pań? – kusił inny kolega.

Wprawdzie alkohol już uderzył mi do głowy, czułem się odprężony i zrelaksowany, jednak wciąż kontrolowałem sytuację. Na dziewczyny wijące się na rurze – owszem, mogłem sobie popatrzeć, ale nic więcej. Nie miałem zamiaru ich zaczepiać ani tym bardziej iść z nimi do jakiegoś pokoiku na zapleczu na prywatny taniec czy bardziej wyuzdane zabawy.

W pewnym momencie jedna z dziewczyn, zachęcona przez moich towarzyszy, usiadła mi na kolanach.

– Jak się bawi kawaler? Słyszałam, że dziś twój ważny dzień i chcesz go zapamiętać na długo. Mogę ci w tym pomóc... – powiedziała, kładąc mi rękę na udzie.

– Na pewno zapamiętam, nie musisz się martwić – odparłem z uśmiechem.

– Oj, nie podobam ci się? – nie rezygnowała, ocierając się o mnie piersiami.

Wywinąłem się z jej uścisku pod pozorem pójścia do toalety. Gdy wróciłem, dziewczyny już w naszej loży nie było. Tymczasem na stole pojawiła się kolejna flaszka. I jeszcze jedna. Alkohol już mocno dawał się wszystkim we znaki. Także ja czułem się dosyć wstawiony. Pomału obraz zaczął mi się rozmazywać przed oczami, plątał mi się język, z coraz większą trudnością przychodziło mi składanie słów. Mimo wszystko, jak przystało na kawalera, najważniejszą osobę tego wieczoru – wznosiłem następne toasty, co chwila z kimś musiałem się napić.

Kolejne zdarzenia przykrywała coraz gęstsza mgła niepamięci utworzona z oparów lejącego się alkoholu. Krótko mówiąc, urwał mi się film. Pamiętam jedynie pojedyncze, wyrwane z kontekstu obrazy: ostatni taniec go-go, spacer uliczkami śródmieścia, przystanek na kebaba, wreszcie wizyta w okrojonym składzie w mieszkaniu Kacpra. Coś mówił, że dopiero teraz się zabawię...

Następnego ranka obudził mnie potworny ból głowy. Miałem wrażenie, że łeb mi zaraz po prostu eksploduje. Do tego to okropne pragnienie, jakbym nie pił niczego przynajmniej od tygodnia. Gdy otworzyłem powieki i uspokoiłem wciąż obraz wirujący mi przed oczami, zauważyłem… leżącą obok mnie kobietę. Momentalnie zerwałem się z łóżka na równe nogi. Ona zrobiła to samo.

– Co pani tu robi?! Kim pani jest?! – krzyknąłem zdezorientowany.

– Misiaczku, spokojnie... To ja, Kleopatra – ziewnęła. – Nie mów, że nie pamiętasz... Nie martw się, twoi koledzy już wszystko uregulowali. Powiem ci, że jak na to morze alkoholu nieźle dałeś sobie radę – rzuciła, po czym wstała, owinęła się prześcieradłem i wyszła z pokoju.

Patrzyłem za nią w osłupieniu. Nie mogłem w to uwierzyć! Zacząłem krok po kroku odtwarzać zdarzenia minionej nocy. Początek pamiętałem doskonale, lecz każda kolejna godzina coraz bardziej znikała w gęstej mgle niepamięci. Kleopatra? Skąd ta Kleopatra, do cholery?! Po chwili zacząłem kojarzyć obecność jakiejś jednej dziewczyny w naszym towarzystwie, ale nie byłem w stanie powiedzieć, skąd się w ogóle tam wzięła. 

Wyskoczyłem z pokoju do kuchni. Siedział tam przy butelce wody mocno skacowany gospodarz domu.

Chciałem wyznać jej prawdę

– Co jest grane? Skąd ta laska wzięła się ze mną w łóżku!? – jęknąłem.

Kacper uśmiechnął się szeroko.

– A co, dobra była? – zapytał.

– Ja nic a nic nie pamiętam! Tylko nie mów, że my… ten... tego...! – zawołałem.

– No fakt, już ostro miałeś w czubie, słabo stałeś na nogach. A to była wisienka na torcie twojego kawalerskiego!

– Boże.... Przecież prosiłem was! Mówiłem, że nie chcę żadnych lasek z agencji! – krzyczałem zdenerwowany.

– No niby tak, ale wiesz, jak to jest... Ktoś rzucił pomysł, ktoś inny zadzwonił, i zanim się obejrzeliśmy, panienka już była pod domem... To daliśmy jej drinka, a potem ona zajęła się tobą – wyjaśnił.

– I co ja teraz powiem Magdzie?!

– Spoko, to, co dzieje się na kawalerskim, zostaje na kawalerskim! Nikt o niczym nie musi się dowiedzieć, prawda? – próbował uspokoić mnie kumpel.

Wciąż trudno mi było pozbierać myśli. Z jednej strony miałem pretensje do kolegów, że mimo moich próśb ściągnęli dla mnie dziewczynę, ale z drugiej strony to ja wylądowałem z nią w łóżku! „Magda, posłuchaj... Ja nie chciałem, ale byłem pijany... I tak jakoś wyszło” – próbowałem ułożyć sobie w głowie to, co powiem narzeczonej. Kacper jednak stanowczo odradzał mi wszelkie zwierzenia. Mówił, żebym trzymał język za zębami i nie pisnął Magdzie ani słówka.

Ostatecznie postanowiłem przyznać się do wszystkiego później, po ślubie, gdy będzie można o tym pogadać na spokojnie.

Kilka dni później, jeszcze przed moim ślubem, umówiliśmy z Kacprem i jego żoną na obiad na mieście. Chcieliśmy odświeżyć starą znajomość, poznać ze sobą nasze dziewczyny. Po sobotnich ekscesach średnio miałem ochotę na spotkanie, ale Kacper nalegał.

O omówionej godzinie pierwszy zjawiłem się w knajpce. Magda miała się spóźnić kilka minut, bo przeciągnęło się jej coś w pracy. Zająłem więc miejsce przy stoliku i czekałem na resztę towarzystwa. Przeglądałem sobie menu, gdy zza karty usłyszałem znajomy głos:

– O, tu jesteś! Poznaj moją żonę... Patrycjo, to Michał – powiedział Kacper.

Podniosłem oczy znad menu: nade mną stała… Kleopatra! Szczęka mi opadła aż na kolana. Nic z tego nie rozumiałem… Aż Kacper parsknął śmiechem:

– Michaś, nie gniewaj się, ale trochę cię wkręciliśmy po kawalerskim... Nie było żadnej pani do towarzystwa – powiedział. – Kleopatra to tak naprawdę moja żona.

– No ale jak? Przecież ona była ze mną w łóżku?! – krzyknąłem, podrywając się.

– To był żart! W nocy grzecznie poszedłeś spać sam, a rano, jak zobaczyliśmy, że już się budzisz, namówiłem żonę, żeby na moment położyła się obok ciebie.

Kamień spadł mi z serca. Więc do niczego nie doszło! Nie było Kleopatry i zdrady! A ja nie jestem świnią... Hura!

Czytaj także:
„Teściowa wychwalała zięcia swojej siostry, a na mnie patrzyła z pogardą. Dostała za swoje, bo laluś okazał się oszustem”
„Mąż nagle zaczął znikać z domu i chować przede mną telefon. Byłam pewna, że mnie zdradza, potrzebowałam tylko dowodu”
„Przespałam się z przypadkowym gościem. Myślałam, że już go nie spotkam, ale okazał się kolegą mojego nowego faceta”

Redakcja poleca

REKLAMA