„Kiedy wpadłam w długi, zwróciłam się o pożyczkę do eksmęża. Wyśmiał mnie. Nie obchodził go los matki swoich dzieci”

Wpadłam w długi fot. Adobe Stock, PheelingsMedia
Nie pomogły nawet moje argumenty, że przecież nigdy nie kazałam mu płacić na chłopców większych alimentów... Dobre szkoły, kursy języka, wakacje na desce surfingowej – to wszystko kosztowało, a on się nie dokładał. Co za gnojek.
/ 22.09.2021 14:53
Wpadłam w długi fot. Adobe Stock, PheelingsMedia

Raz na wozie, raz pod wozem – mówią. I ja właśnie znalazłam się pod. Zupełnie też nie mam pojęcia, jak się stamtąd wydostać, a nikt nie chce mi pomóc...

Nie mogę uwierzyć w to, że własna siostra mi nie pomogła! A przecież mogła to zrobić z łatwością! Ale przedłożyła swoją zabawę nad ratowanie mnie przed katastrofą i teraz jest już za późno. Moja firma splajtowała.

Nie mam z czego utrzymać siebie i rodziny

Nie wiem, co teraz zrobić… A przecież jeszcze trzy lata temu wiodło mi się doskonale! Moja firma, montująca żaluzje i rolety, działała na rynku od kilku lat. Dzięki szybkim realizacjom zamówień i dobremu serwisowi zdobyliśmy sobie zaufanie klientów, którzy polecali nas następnym.

Pracę na swoim zaczęłam po rozwodzie z mężem, kiedy właściwie zawalił mi się cały świat. Zostałam bowiem nie tylko sama z dziećmi, ale i bez pracy. Wcześniej byłam zatrudniona na pół etatu w firmie teścia, który po rozwodzie odwrócił się do mnie plecami. W pierwszym momencie bałam się strasznie, że sobie nie poradzę. Ale jeden z dostawców teścia, wyraźnie mi przychylny, zasugerował, abym otworzyła własny biznes, a on chętnie będzie dostarczał mi towar.

W pierwszym momencie pomyślałam, że to wszystko mrzonki. Ale potem wzięłam się w garść i zarejestrowałam firmę, w którą zainwestowałam część pieniędzy otrzymanych przy podziale majątku. Bardzo szybko okazało się, że interes się kręci. To był czas boomu budowlanego, wokoło powstawało mnóstwo domów i mieszkań, ludzie się urządzali i zamawiali u mnie rolety i żaluzje.

Nawet były mąż patrzył z podziwem, jak dobrze mi idzie, chociaż na jego akceptacji najmniej mi zależało. Po czterech latach zatrudniłam do biura kierowniczkę, bo już mnie było na to stać, a poza tym chciałam mieć więcej czasu dla dzieci.

Bardzo mnie potrzebowały, bo właśnie zaczynał się okres ich nastoletniego buntu

Poza tym mama, która siedzi w pracy po kilkanaście godzin, to nie była ta sama mama, którą znały z wcześniejszych lat. Tęskniły za moją obecnością w domu. Pani Małgosia wydawała się sympatyczna i kompetentna.

Szybko przeszłyśmy na „ty” i stopniowo powierzałam jej coraz więcej obowiązków i firmowych tajemnic. Poznała wszystkich moich dostawców i podwykonawców i stała się moją prawą ręką. Po jakimś czasie zdałam sobie nawet sprawę, że bez niej chyba bym już nie potrafiła poprowadzić firmy.

W domu miałam kłopoty ze starszym, piętnastoletnim synem, który wymagał silnej męskiej ręki (były mąż, zajęty swoją nową rodziną, miał to gdzieś). Cieszyłam się więc, że przynajmniej firma jest w dobrych rękach, jak mi się wtedy wydawało.

Niestety, zajęta domowymi sprawami, początkowo nie zwróciłam uwagi na to, że zaczyna mi brakować klientów, a i niektórzy dostawcy pouciekali. Małgorzata tłumaczyła mi zresztą, że to przejściowe i cały czas szuka nowych możliwości zbytu. Pokazała mi nawet projekt nowej ulotki. Zaakceptowałam go i na chwilę się uspokoiłam.

A potem jak grom z jasnego nieba spadła na mnie wiadomość, że… Małgośka odchodzi z pracy!

– Czy ci u mnie źle? Chcesz podwyżki? – zaczęłam się dopytywać, chociaż podejrzewałam w duchu, że akurat nie stać mnie teraz na podwyżkę.

Ale ona stwierdziła, że nie, że do odejścia skłaniają ją „względy rodzinne” i pieniądze nie grają roli. Jakie to były względy, przekonałam się wkrótce, kiedy dowiedziałam się, że Małgośka wychodzi za mąż za mojego największego dostawcę, a poza tym otworzyła własną firmę zajmującą się montażem rolet i żaluzji, zabierając mi całą bazę współpracowników i klientów.

Ta ulotka, którą mi pokazywała, to była jej ulotka, a nie moja! Aby uśpić moją czujność zmieniła jedynie na projekcie nazwę swojej firmy na moją. Na chwilę, by mi ją pokazać i zamydlić oczy. Szybko się także okazało, że zostawiła mnie z długami.

Pracownicy mieli nieopłacone składki dla ZUS-u, na głowie siedziała mi skarbówka za jakieś niedociągnięcia, a księgowa się obraziła, bo twierdziła, że o wszystkim informowała panią Małgosię i nie jej wina, że tamta przede mną zatajała ważne informacje.

Byłam ugotowana na kilkadziesiąt tysięcy złotych!

A bank się ode mnie odwrócił z powodu tych zaległych składek ubezpieczeniowych, więc do czasu uregulowania tej kwestii nic nie mogłam zrobić. Czułam się jak w potrzasku i nocami zamiast spać, zastanawiałam się, jak z tego wszystkiego wybrnąć.

Zwróciłam się nawet po pożyczkę do byłego męża, ale mnie wyśmiał. Nie pomogły nawet moje argumenty, że przecież nigdy nie kazałam mu płacić na chłopców większych alimentów i nie przybiegałam do niego po pieniądze, tylko radziłam sobie sama. Dobre szkoły, kursy języka, wakacje na desce surfingowej – to wszystko kosztowało, a on się nie dokładał.

To dlatego nie masz oszczędności? Trzeba było nie żyć ponad stan! – stwierdził ironicznie.

Tak mnie upokorzył! Już dawno nie spotkało mnie coś takiego! I wtedy moja siostra, Magda, wygrała na loterii. Sto dwadzieścia tysięcy złotych! Po prostu szok! W pierwszym momencie pomyślałam, że te pieniądze spadły nam z nieba. I to akurat w momencie, kiedy byłam w takiej potrzebie.

Od razu zaproponowałam siostrze, żeby mi pożyczyła z tego sto tysięcy na procent

– Po pół roku oddam ci 120 tysięcy! Tyle nie dostaniesz w żadnym banku! – dowodziłam.

– Ale ja wcale nie chcę dawać tych pieniędzy do banku! Zamierzamy z Olkiem kupić samochód i wybrać się całą rodziną na wycieczkę za granicę – usłyszałam.

– Ale… jak to? – zamarłam.

Słuchaj… ja nie jestem odpowiedzialna za twoje decyzje finansowe – wypaliła siostra. – Gdybym nie wygrała tych pieniędzy, to jak byś sobie bez nich poradziła? No? To przyjmij, że ich nie wygrałam!

Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. To mówiła moja siostra, Magda? Dowiedziałam się jeszcze, że ona wprawdzie nigdy mi niczego nie zazdrościła, ale zawsze miałam dobrze, wychodząc najpierw za dość zamożnego faceta, a potem prowadząc własny interes.

– Kiedy jechałaś do Egiptu, to ja się nie pytałam, czy mi pożyczysz 10 tysięcy, abym i ja wyjechała z rodziną! – mówiła.

Fakt, Magda nigdy mnie nie prosiła o pieniądze, ale też nigdy nie była w tak podbramkowej sytuacji, jak ja teraz.

Nie mówimy o wakacjach, tylko o tym, że mogę splajtować – wybuchłam.

– To trzeba było oszczędzać, kiedy ci się tak świetnie powodziło, że opowiadałaś o tym na prawo i lewo!

Zostałam sama z długami

Do mojej siostry się nie odzywam, bo mam jej za złe, że mi nie pomogła. Jeżdżą teraz z mężem nowiutkim autem, byli z dziećmi na safari w Kenii, a mnie za chwilę pewnie komornik zapuka do drzwi.

Wydaje mi się, że złożyłam Magdzie uczciwą propozycję, nie chciałam od niej tych pieniędzy za nic. Czyżby się bała, że jej nie oddam, czy też zrobiła mi na złość z zazdrości, że do tej pory powodziło mi się lepiej? Nie wiem. Jestem w potrzasku.

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA