„Kiedy odeszła moja babcia, dziadek kompletnie się załamał. Udaje twardziela, ale wiem, że cierpi”

samotny mężczyzna fot. Getty Images, Stockbyte
„Stał się też nieco bardziej wycofany i zamknięty niż zwykle. Nasze wizyty traktował uprzejmie, ale często mieliśmy wrażenie, że nieszczególnie ma ochotę na rozmowę z nami”.
/ 09.03.2024 19:15
samotny mężczyzna fot. Getty Images, Stockbyte

Babcia odeszła nagle, zupełnie niespodziewanie. Była sporo młodsza od dziadka, a jednak zabrała ją choroba, która rozprzestrzeniła się błyskawicznie i nie dała się pokonać.

Wszyscy przeżyliśmy śmierć babci

Babcia była o dziesięć lat młodsza od dziadka. Oczywiście obydwoje kochaliśmy ich tak samo i nikomu nie życzyliśmy źle, bynajmniej! Jednak gdy rozmawialiśmy o przyszłości, praktycznie zawsze rozważaliśmy wersję, w której to babcia zostaje sama, gdy dziadek umrze. Choć liczyliśmy, że taki scenariusz zrealizuje się możliwie jak najpóźniej, zdawaliśmy sobie sprawę, że nikt nie jest wieczny. Myśleliśmy więc potencjalnie o tym, jak się przygotować na sytuację, w której to dziadek nagle odejdzie. Nikt z nas nie spodziewał się, że los najpierw odbierze nam babcię…

Wszyscy byliśmy zszokowani, gdy dowiedzieliśmy się o jej śmierci. Zupełnie nie byliśmy na to przygotowani. Przez pierwsze dwa miesiące żyliśmy w trybie zadaniowym: organizowaliśmy pogrzeb, układaliśmy jej rzeczy, budowaliśmy nagrobek i porządkowaliśmy sprawy prawne. Później jednak wszystkich nas uderzyła pustka i poczucie niesprawiedliwości. Dlaczego do tego doszło? Dlaczego tak musiało się stać? Dlaczego choroba nie dała o sobie znać wcześniej, żebyśmy mogli jeszcze ją uratować? Wiedziałam, że wszyscy zadajemy sobie w głowie te same pytania, na które nikt nie znał odpowiedzi.

Najgorzej jednak radził sobie dziadek, który nagle, po ponad pięćdziesięciu latach spędzonych z babcią, został sam. Kompletnie nie odnajdował się w tej nowej rzeczywistości.

– Wiesz, czasem mam wrażenie, że słyszę jej kroki w kuchni i patrzę na drzwi, czy aby zaraz z niej nie wyjdzie… – szeptał mi ze łzami w oczach, gdy go odwiedzałam.

Naprawdę ciężko patrzyło się na jego cierpienie. Nikt z nas jednak nie wiedział, jak mu pomóc.

– On po prostu musi to przeżyć. Dajmy mu czas, dbajmy o niego, odwiedzajmy go. W końcu czas zaleczy rany – powtarzała moja mama.

Nie przyjmował pomocy obcych

Przez pierwszy rok jeździliśmy do dziadka w każdy weekend: musieliśmy w tym celu dojechać z Warszawy do małego miasteczka na Lubelszczyźnie, w którym dziadkowie mieszkali od zawsze. Dziadek z obowiązkami domowymi radził sobie niespodziewanie dobrze, chociaż przez całe życie to babcia pełniła rolę pani domu.

Ich podział obowiązków był jasny i dość tradycyjny: dziadek pracował i zarabiał na rodzinę, a babcia dbała o dzieci i dom. Chociaż mnie samej wydawało się to dość niesprawiedliwe, na emeryturze nadal wszystko było na głowie babci… Dziadek wypoczywał, grał w karty, chodził na działkę, a babcia nadal stała w garach, sprzątała, cerowała i prasowała mu ubrania.

Stał się też nieco bardziej wycofany i zamknięty niż zwykle. Nasze wizyty traktował uprzejmie, ale często mieliśmy wrażenie, że nieszczególnie ma ochotę na rozmowę z nami. Wpadaliśmy, przywoziliśmy mu zapas weków, zjadaliśmy z nim obiad, sprawdzaliśmy, czy nie trzeba mu z czymś pomóc, braliśmy na siebie bardziej wymagające sprzątanie i wracaliśmy do domu. W końcu podjęliśmy decyzję, że w tego typu rzeczach może mu pomóc ktoś, kogo do tego zatrudnimy.

– Czy naprawdę jest sens, żebyśmy jeździli przez pół kraju po to, żeby uprać mu firanki czy umyć okna? Chyba ważniejsze jest, żeby wpadać tam wtedy, kiedy faktycznie będzie potrzebował towarzystwa, żeby po prostu z nim być… Posprzątać może ktoś, komu zapłacimy – przekonywałam mamę.

– Może i masz rację? – zastanawiała się.

W końcu udało nam się zatrudnić panią, która przychodziła do dziadka raz w tygodniu i robiła mu kompleksowe porządki. Niestety, szybko zaczęła się skarżyć na jego nieprzyjemne usposobienie…

– Pani Marylo, ja rozumiem, że tata jest samotny i w żałobie, ale wywiązuję się ze swoich obowiązków dobrze, jestem solidna. Naprawdę nie zasługuję na takie traktowanie – żaliła się pani Halinka.

Co mieliśmy zrobić?

Niestety, mimo naszych prób porozumienia się z dziadkiem, zupełnie się na nas zamykał, a pani Halinka wkrótce oznajmiła, że nie zamierza więcej dla nas pracować.

– Tato, nie przelewaj swoich frustracji na tę kobietę, ona przecież niczemu nie zawiniła! – krzyczała na niego mama.

– Wszystko tylko rozwalała! Basia całe życie układała ubrania i naczynia w określony sposób, a ona wszystko robiła inaczej! Nie dało się jej wyjaśnić, że chcę, żeby wszystko pozostało tak, jak było – denerwował się.

Stało się dla nas jasne, że dziadek nadal żyje przeszłością i ani myśli ruszać do przodu. Szybko więc wróciliśmy do dawnego modelu, w którym na zmianę jeździliśmy do niego z odwiedzinami, bo niestety, jego zła reputacja wśród pań pomagających seniorom szybko rozniosła się po miasteczku i nie udało nam się zatrudnić żadnej innej pani, która zastąpiłaby Halinkę.

W końcu postawiłam sobie za cel, żeby pomóc dziadkowi w uporaniu się ze stratą.

– Dziadziu, może przeniesiesz się na jakiś czas do mnie? Tutaj jesteś zupełnie sam i wszystko przypomina ci o babci, a może w mieście odżyjesz… – proponowałam nieśmiało.

– Aj tam, daj spokój. Całe życie tu mieszkałem i będę już do śmierci. Starych drzew się nie przesadza – niecierpliwił się, gdy tylko podejmowałam temat jakichkolwiek większych zmian.

Próbowałam więc na inne sposoby. Proponowałam mu udział w zajęciach w domu kultury, w klubie szachowym, oferowałam, że opłacę mu wakacje… Niestety, każdą moją propozycję zbywał niecierpliwie i tylko bardziej się najeżał.

– Dziadku, przecież musisz żyć dalej! Babcia by tego chciała – desperacko próbowałam zmienić jego nastawienie, ale bezskutecznie.

– Oj tam, długo już nie pożyję, więc po co cokolwiek zmieniać? – jojczył.

Nie działały prośby ani groźby

Pewnego dnia, już w absolutnym akcie desperacji, zaproponowałam mu spotkanie z terapeutą, ale, jak mogłam się tego spodziewać, spojrzał na mnie jak na absolutną kosmitkę.

– Będziesz płacić obcej osobie, żeby wysłuchiwała moich prywatnych spraw? Czyś ty się z choinki urwała, Gabryśka? – popukał się w czoło.

No cóż, mogłam przewidzieć, że pomoc specjalisty będzie czymś zupełnie niezrozumiałym dla człowieka starej daty, takiego jak dziadek, ale naprawdę nie widziałam już żadnych innych opcji. Od śmierci babci minęły prawie dwa lata, a on w dalszym ciągu tkwił w tym marazmie.

Nie chodziło już nawet o to, że jest zupełnie nieskory do negocjacji i utrudnia nam życie – bo przecież, gdyby tylko dał się namówić, przenieślibyśmy go do Warszawy i wszystkim żyłoby się łatwiej. On miałby stałą opiekę i towarzystwo, a my nie musielibyśmy wiecznie kursować w tę i z powrotem. Ale pal licho nasze niedogodności – dziadek był po prostu nieszczęśliwy i samotny. Ewidentnie też nie umiał sobie z tym poradzić, a ja nie chciałam, żeby resztę życia spędził w żałobie.

Liczyliśmy, że może perspektywa utraty naszych wizyt nieco nim wstrząśnie, ale zdawał się być kompletnie zobojętniały.

– Pewnie, że nie macie czasu przyjeżdżać, już dawno wam mówiłem, żebyście sobie dali spokój, ja sobie dam radę sam – upierał się, chociaż doskonale wiedzieliśmy, że to nieprawda.

– Dziadku, dla nas nie jest problemem przyjeżdżanie, tylko to, że zupełnie nie dajesz sobie pomóc! Śmierć babci była bolesna dla nas wszystkich, naprawdę. Każdemu z nas jej brakuje, ale przecież musimy jakoś żyć dalej! Czy chociaż raz pomyślałeś o tym, że nie dość, że straciliśmy babcię, to mamy poczucie, że tracimy też ciebie? Nie można z tobą porozmawiać, nie można się już pośmiać czy pograć w karty. Na nic nie masz ochoty, jesteś wiecznie obrażony albo smutny. Dlaczego nam to robisz? Przecież robimy, co możemy, żeby być dla ciebie wsparciem w tym czasie, a ty? Czy zrobiłeś coś dla nas? Tak, straciłeś żonę, ale my straciliśmy matkę i babcię! – wykrzyczałam mu w końcu ze łzami w oczach, gdy któregoś dnia straciłam cierpliwość do jego malkontenctwa.

Dziadek zamilkł i nic już nie powiedział. Zostawiłam go samego ze swoimi myślami i po prostu wyszłam. Mam nadzieję, że może w ten sposób jakoś nim potrząsnę… Może w końcu zda sobie sprawę, że nasza rodzina istnieje dalej i nadal go potrzebuje, mimo że nie ma w niej już babci? Brakuje mi dawnego dziadka i bardzo chciałabym móc go jeszcze odzyskać…

Czytaj także:
„Nie chciałam takiego zięcia, więc postawiłam ultimatum: albo ja, albo on. Chyba przesadziłam, bo teraz nie mam już córki”
„Uwiodłam męża przyjaciółki, bo zasługiwał na miłość. Dałam mu kobiece ciepło, bo ona zdradzała go na prawo i lewo”
„Mam męża tylko na papierze. Mieszkamy osobno, bo po tylu latach nie mogę na niego patrzeć”

Redakcja poleca

REKLAMA