„Każdy mężczyzna miał dla mnie twarz ojca, który bił mamę. Obiecałam sobie, że nigdy się nie zakocham”

mężczyzna daje kwiaty kobiecie fot. Adobe Stock, mkitina4
„Kwiaty przyjęłam, ale na kawę nie dałam się zaprosić. Minęło sporo czasu, zanim się zgodziłam. Myślałam, że wreszcie się zniechęci, bo zawsze coś stało mi na przeszkodzie. Wymyślałam najdziwniejsze powody, żeby dał mi spokój, ale Zbyszek był nieugięty”.
/ 17.05.2022 10:21
mężczyzna daje kwiaty kobiecie fot. Adobe Stock, mkitina4

Postanowiłam, że nigdy nie wyjdę za mąż. Powód był poważny – odkąd pamiętam, ojciec bił matkę. Bił to mało powiedziane – tłukł ją na naszych oczach. Gdy byłyśmy małe, uciekałyśmy z siostrą do komórki, żeby nie widzieć i przypadkiem nie oberwać.

Ojciec był wielkim i silnym mężczyzną, nie miałyśmy szans, by mu się sprzeciwić. Gdy byłyśmy większe, próbowałyśmy namówić mamę, by z nami odeszła, uciekła na koniec świata, obojętnie gdzie. Powiedziała, że nie ma dokąd, i że dopóki nam się nie dzieje krzywda, nie skaże nas na poniewierkę. Rzeczywiście, ojciec nie podnosił na nas ręki. Pewnie wystarczało mu, że wyżywał się na mamie.

Żyłam z dala od mężczyzn

Płakałam, zagryzałam palce z bezsilności i nienawiści, ale nic nie mogłam zrobić. W dodatku musiałam pocieszać Beatkę, młodszą siostrę, która nic z tego nie rozumiała. To wtedy przyrzekłam sobie, że nie spojrzę na żadnego mężczyznę. Nawet kolegów w klasie traktowałam jak wrogów. Gdy pani posadziła obok mnie Arka, największego rozrabiakę, za to, że gadał, przestałam chodzić do szkoły.

Nauczycielka chyba po czasie się zreflektowała, bo znów mogłam siedzieć z Martą, o czym przyszła mnie poinformować. Dopiero wtedy wróciłam do szkoły. Nie wierzyłam w miłość, nienawidziłam wszystkich mężczyzn i modliłam się, żeby mama przestała cierpieć, albo żeby znalazła siły i jednak chciała z nami uciec.

Pan Bóg wysłuchał moich modlitw, ponieważ ojciec dostał zawału i umarł, zanim przyjechało pogotowie. Stało się to, gdy obie z Beatką byłyśmy na wycieczce szkolnej, a mama na zakupach. Wysiadłyśmy przed szkołą i już wtedy wiedziałam, że coś się stało, bo zamiast mamy czekała na nas sąsiadka i zgarnęła nas do siebie.

To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Myślę, że w mamy również, choć na zdjęciu ślubnym, które wisiało w centralnym miejscu nad komodą, mama uśmiechała się i wyglądała na szczęśliwą. Ale to było dawno. Nigdy nie przyznałam się do tych moich modlitw. Z wdzięczności dla Pana Boga chciałam pójść do zakonu, ale w końcu zrezygnowałam, gdyż wydawało mi się to bardzo skomplikowane. Postanowiłam, że w inny sposób odwdzięczę się Panu Bogu – ślubami czystości. Nie było to trudne, gdyż mimo upływu czasu nadal nienawidziłam płci brzydkiej bez wyjątków.

Matura była dla mnie furtką do innego świata. Wyjechałam z domu, w którym wszystko przypominało mi koszmar dzieciństwa. Było mi wszystko jedno, co będę robić. Mogłam się uczyć, mogłam pracować – byle dalej od domu. Duże miasto było prawdziwym rajem. Nikt mnie tu nie znał, nikt nie wytykał palcem, nikt nie wiedział o mojej traumie.

Miałam sporo szczęścia, ponieważ znalazłam tani pokoik w kamienicy u pewnej starszej pani. Cena nie była wysoka, ale należało pomagać starszej pani – przynosić węgiel, palić w piecu, itp. Dodatkowy warunek zniechęcał na wejściu niemal każdą kandydatkę. Otóż właścicielka nie życzyła sobie żadnych mężczyzn. Dla mnie wprost idealnie!

Skończyłam szkołę i znalazłam pracę w laboratorium. Pani Ala, właścicielka, zaproponowała mi, żebym nadal u niej mieszkała – obniżyła mi nawet cenę. Dogadywałyśmy się doskonale. Chętnie pomagałam jej we wszystkich pracach domowych. Prowadziłam się nienagannie, kiedyś opowiedziałam jej, dlaczego szerokim łukiem omijam wszystkich facetów. Była wstrząśnięta. Chciała mi jakoś pomóc, choć tak naprawdę to najbardziej ucierpiała mama.

Bardzo zżyłyśmy się ze sobą. Ponieważ pani Ala była samotna, zapisała mi swoje mieszkanie. Nie chciałam o tym słyszeć, ale powiedziała, że nie chciałaby, by dostało się w ręce obcych ludzi. Kiedyś spotkałam na jakimś kursie kobietę, która podobnie, jak ja, nie tolerowała mężczyzn. Okazało się, że przeżyła to samo.

Moja mama nigdy już nie odzyskała radości życia. Z pokorą przyjmowała to, co przynosił jej los. Mieszkają we dwie z Beatą i wzajemnie się wspierają. Beata do dziś nie ma męża. Ja natomiast…

W głębi duszy wciąż się boję

Swego czasu pracowałam w punkcie krwiodawstwa i pobierałam krew honorowym krwiodawcom. Z prawdziwą radością wkłuwałam się w żyły facetów. Cieszyłam się, widząc prawdziwe przerażenie w oczach niektórych.

– Czy mogłaby pani wziąć cieńszą igłę?

Nie po raz pierwszy słyszałam taką prośbę. Bawili mnie ci wszyscy odważni na pozór mężczyźni. Ten, co prawda, wyglądał sympatycznie i nie zgrywał się na bohatera, ale ja programowo tępiłam płeć brzydką.

– Widzi pani, od dzieciństwa okropnie boję się zastrzyków – mężczyzna miał przerażenie wypisane na twarzy. – Mam wrażenie, że za chwilę zemdleję.

– Ale bohater! – odezwałam się szyderczo. – Prawdziwy mężczyzna powinien być twardy! Nie może być mięczakiem. Patrzcie go! Igły się boi!

– Widocznie nie jestem prawdziwym mężczyzną. Bardzo panią proszę…

Nie zdążył wyartykułować, o co mnie prosi. Rzeczywiście zrobiło mu się słabo. Dopiero potem uświadomiłam sobie, jaka jestem głupia. Powiedziałam coś, o czym tak naprawdę nie myślałam. Przecież już jednego twardego mężczyznę w swoim życiu znałam. Ojciec wszak nie bał się niczego. Nawet podnieść ręki na mamę.

– Już lepiej? – zapytałam, gdy doszedł do siebie.

– Lepiej. Czy już po wszystkim? – zapytał z nadzieją w głosie.

– Po wszystkim. Proszę jeszcze chwilę tu poleżeć.

– Jest pani cudowna. Nic nie bolało. Nic nie czułem, kompletnie nic.

Rozśmieszył mnie tym swoim strachem. Jakież było moje zdumienie, gdy następnego dnia przyszedł z kwiatami.

– Czy zgodzi się pani przyjąć te kwiaty jako dowód wdzięczności, mimo że nie jestem prawdziwym mężczyzną? Chciałbym też panią zaprosić na kawę, jeśli oczywiście wypicie kawy z kimś, kto nie jest prawdziwym mężczyzną nie uwłacza pani godności.

Rozbroił mnie swoimi słowami. Okazało się, że oddawał krew dla chorej żony kolegi. Kwiaty przyjęłam, ale na kawę nie dałam się zaprosić. To znaczy minęło naprawdę sporo czasu, zanim się zgodziłam. Właściwie to myślałam, że się zniechęci, bo zawsze coś stało mi na przeszkodzie. Wymyślałam najdziwniejsze powody, żeby dał mi spokój, ale Zbyszek był nieugięty.

Od razu wyjaśniłam mu, dlaczego nie chciałam z nim wypić kawy, że mój stosunek do mężczyzn, to trauma z dzieciństwa. I że tak naprawdę nienawidzę twardzieli. Zbyszek uparł się, że zmieni mój stosunek do facetów. Uparł się i był bardzo cierpliwy. Który facet chciałby przez pięć lat przekonywać mnie, że nie należy wszystkich mierzyć jednakową miarką.

Sama nie wiem, kiedy przestał mi przeszkadzać i kiedy polubiłam jego towarzystwo. Może minęły trzy lata, może cztery. Nigdy nie sądziłam, iż będę zdolna pokochać jakiegokolwiek mężczyznę. Zaryzykowałam jednak i spróbowałam, ale nie zgodziłam się na ślub. Mieszkamy ze sobą już trzy lata, nasz synek Damianek ma dwa. Pewnie jeszcze dłużej czekałabym z tą decyzją, ale zbiegło się to z odejściem pani Ali. Poczułam się nagle straszliwie samotna. Tak, jak jeszcze nigdy nie byłam.

Nie wiem, może kiedyś zdecyduję się na małżeństwo. Na razie dobrze mi tak, jak jest. Czy papier jest najważniejszy? Moi rodzice mieli papier i nie byli szczęśliwi. Z drugiej jednak strony historia nie musi się powtarzać…

Czytaj także:
„Mąż wyjechał za pieniędzmi i nasze małżeństwo umierało. Nie tęsknił, nie dzwonił, a w powietrzu wisiała woń zdrady”
„W domu teściowej czułam się jak intruz, ale potulnie znosiłam krytykę. Gdy urodził się syn, odkryłam w sobie ducha walki”
„To nie moja wina, że mój kochanek ma żonę. To on zdradza, a jego głupia żonka wierzy w każde jego słowo”

Redakcja poleca

REKLAMA