Wszystko zaczęło się 6 lat temu. Dla miłości przeprowadziłam się na drugi koniec Polski. Wyszłam za Marka i to był dla mnie taki trochę nowy start. Mieszkamy w 7-tysięcznym mieście, nie mogłam znaleźć pracy w swoim zawodzie – tutaj nikt nie potrzebował redaktorki, nie było lokalnych gazet, a o pracy zdalnej w 2014 zazwyczaj można było tylko pomarzyć. Dalekie dojazdy nie były dla mnie, więc szukaliśmy innych opcji.
- Marek kiedyś był kulturystą, przez parę lat pracował jako instruktor na siłowni i sport od zawsze jest jego pasją, uznaliśmy że to dobry moment, żeby pomyśleć o własnym biznesie. Otworzyliśmy siłownię. Brzmi prosto, ale wcale takie nie było – najpierw musieliśmy spełnić szereg wymogów i miałam wiele razy chęć wszystko rzucić, ale mój mąż zawzięcie dążył do celu.
Nie było nas stać, żeby kogoś zatrudnić
Przyznaję się bez bicia – na początku nie znałam się ani na sporcie, ani na własnym biznesie. Byłam kimś w rodzaju recepcjonistki, a Marek od rana do nocy zajmował się wszystkim innym. Otwieraliśmy wcześnie rano, żeby klienci mogli przyjść do nas przed pracą, a zamykaliśmy o północy, żeby zachęcać również tych, którzy chcieli ćwiczyć wieczorem.
Pracowaliśmy też w weekendy – to przecież oczywiste, wtedy najwięcej ludzi ma wolny czas. Nie było nas stać, żeby kogoś zatrudnić. Nasza nieobecność oznaczała, że siłownia też musiała być zamknięta. Więc przez pierwsze 3 lata nie jeździliśmy na wakacje, a kiedy Marek raz mocno się rozchorował, zmieniłam tylko lekko godziny otwarcia, żeby rano móc odwiedzać go w szpitalu.
Cieszyliśmy się tym, co udało się nam osiągnąć
Ten okres wspominam z niechęcią, ale opłaciło się. Po jakichś 4 latach biznes naprawdę zaczął się opłacać. Nasza siłownia była jedyna na okolicę, więc ruch mieliśmy duży. Przyjeżdżali do nas klienci z okolicznych miejscowości. Zatrudniliśmy 2 trenerów personalnych i recepcjonistkę, oboje zwolniliśmy tempo życia i cieszyliśmy się tym, co udało się nam wspólnie osiągnąć. Ja zaszłam w ciążę, którą niestety po kilku tygodniach straciłam. Potem jednak znowu się udało i teraz jesteśmy rodzicami 2-miesięcznej Kornelii. Ale to chyba tyle, jeśli chodzi o dobre wiadomości…
Wiosną po raz pierwszy musieliśmy zamknąć siłownię. Nie chciałam wtedy publicznie narzekać – ten wiosenny lockdown dotknął przecież wielu osób, a większość była w gorszej sytuacji niż my. My mieliśmy oszczędności, a mieszkańcy miasta i tak krzywo na nas patrzyli, od kiedy zaczęło nam się dobrze powodzić.
- Marek mówił, że jestem przecież w ciąży i mam się nie denerwować. Że jakoś sobie poradzimy. Trenerów i recepcjonistkę zatrudnialiśmy na umowach zlecenie, więc teoretycznie nie musieliśmy im płacić, ale chcieliśmy to robić. Wierzyliśmy, że jakoś przetrwamy i wszystko za chwilę wróci do normy, bo przecież wirus jest w odwrocie…
Ponowne otwarcie to był wielki dzień. Mimo zaawansowanej ciąży, cały dzień przesiedziałam w siłowni, tak się cieszyłam. Klientów nie było zbyt wielu, ale uznaliśmy że to przejściowe. Wprawdzie ruch nigdy nie wrócił do normy i jeden z naszych trenerów miał naprawdę mało godzin, ale po kilku tygodniach klientów zaczęło lekko przybywać.
Znowu musimy zamknąć siłownię i nie wiem, co będzie dalej
Chyba po raz kolejny za mocno uwierzyłam w nasze szczęście i spokój. Ja zajmowałam się Kornelią i skupiałam tylko na niej, Marek też mało był w siłowni, a więcej z nami, w domu… Też chciał się nacieszyć małą. Kiedy zobaczyłam pierwszy przyrost zachorowań pod koniec września, jeszcze nie miałam żadnych podejrzeń. Wszystko wydawało się być pod kontrolą i nawet wtedy przez myśl mi nie przeszło, że za chwilę znowu będziemy przeżywać stresy.
Ciąg dalszy już znacie. Nasza siłownia znowu będzie zamknięta. Nie wiem w sumie, czy jeszcze kiedykolwiek ją otworzymy. Marek już obliczył, że jeśli sytuacja utrzyma się dłużej niż 2 tygodnie, to w przyszłym miesiącu nie będziemy mogli zapłacić naszym pracownikom. Wiosenne zamknięcie i kiepski okres letni sprawią, że nie będzie nas na to stać. A czy druga fala epidemii nie będzie trwać do wiosny…?
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Fanaberie, nie żadna depresja. Żona stała już na balkonie z córką na rękach...
Mąż zdradzał mnie 10 lat. Miał z kochanką dziecko, a ze mną nie chciał
Postanowiłam oddać mamę do hospicjum. Wreszcie odetchnę
Nie lubiłam drugiej żony mojego ojca i nie ukrywałam tego
Matka była ze mną tylko tylko 3 dni po urodzeniu