Kilkanaście lat temu przeżyłam coś niezwykłego. Tamta wycieczka miała być dla mnie wspaniałą egzotyczną przygodą, oderwaniem od szarej rzeczywistości. I właściwie była. Jednak jej konsekwencje odczułam bardzo boleśnie. Najgorsze jest to, że sama sobie zgotowałam ten los.
Nigdy nie jeździłam w dalekie podróże ze względu na koszty. Zarabiam poniżej średniej krajowej, z takimi pieniędzmi ledwo udaje mi się wiązać koniec z końcem. Tym bardziej że mój stary dom po rodzicach wymaga sporych nakładów finansowych.
Oddali mi go, kiedy już nie radzili sobie z jego utrzymaniem. Sami przenieśli się do kawalerki po babci. Początkowo skakałam ze szczęścia, ale po kilku miesiącach emocje opadły i zauważyłam, że tu wcale nie jest tak kolorowo. Co z tego, że miałam aż pięć pokoi, skoro nie byłam w stanie ogrzać ich zimą?
Poza tym dom był stary i bez przerwy coś się w nim psuło. A to przeciekał dach, a to rynna się oderwała. Każda naprawa mocno uderzała mnie po kieszeni. Najwyraźniej jednak los postanowił wynagrodzić mi tę okropną szarpaninę z domem...
Potrafił tak pięknie opowiadać...
Pewnego dnia, lecząc zimową chandrę, kupiłam sobie wielką tabliczkę czekolady na poprawę nastroju. Z zasady nie biorę udziału w żadnych konkursach, ale wtedy spojrzałam z zainteresowaniem na egzotyczny obrazek przedstawiony na opakowaniu. Palma kołysząca się na tle błękitnego nieba tak podziałała na moją wyobraźnię, że zarejestrowałam się na stronie konkursowej i… wygrałam fantastyczny wyjazd na Sri Lankę!
Nie wierzyłam własnemu szczęściu. Zwiedzę Cejlon, ojczyznę mojej ulubionej herbaty! Pogrzeję się na plaży i popływam w ciepłym morzu! No i zobaczę słonie… Kiedyś widziałam film przyrodniczy o tych fascynujących zwierzętach. Od tej pory marzyłam, że przejadę się kiedyś na słoniu. Moje podekscytowanie wzbudzał także fakt, że po raz pierwszy w życiu miałam lecieć samolotem.
Lot minął spokojnie, choć z początku nieco się go obawiałam. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że turbulencje są wcale nie większe niż wówczas, gdy samochód wpada w dziury na drodze.
Kiedy wylądowaliśmy w Kolombo, czułam się oszołomiona i takie samopoczucie zostało mi przez cały czas pobytu w tym egzotycznym kraju. Wszystko wydawało mi się ekscytujące i niesamowite! Słonie, małpy, palmy, zabytki, ta nieprawdopodobnie bujna przyroda...
No i przewodnik, Jacek. Naprawdę świetny facet! Mniej więcej w moim wieku. Jak on potrafił opowiadać... Widać było, że podróże to jego pasja. Strasznie mu zazdrościłam, kiedy mówił, ile już zwiedził krajów.
– Egipt, Jordanię, Izrael, Syrię, Indie… – wymieniał nazwy, od których kręciło mi się w głowie.
„Ja pewnie nigdy w życiu tam nie pojadę” – myślałam ze smutkiem. Nawet w czasie wolnym od zwiedzania starałam się być blisko Jacka w nadziei, że usłyszę kolejną opowieść. Poza tym, co tu kryć, ten facet mi się podobał.
Był postawny i bardzo męski. Jego rysy twarzy przywodziły mi na myśl pewnego hoolywoodzkiego aktora. W tych swoich spłowiałych ciuchach w stylu safari wyglądał na prawdziwego podróżnika. Wiem, że to głupie, ale zamarzył mi się nagle gorący romans w tropikach...
Nie jestem zbyt biegła w sprawach intymnych. Od dwóch lat nie miałam stałego partnera, z ostatnim mi nie wyszło. Nie chciał mieszkać ze mną za miastem, bo duży dom wymagał zbyt wiele uwagi. Od tamtego czasu nie spotkałam właściwego mężczyzny i czasami naprawdę brakowało mi seksu i bliskości. Może dlatego tak silnie zapragnęłam Jacka.
Przedostatniego wieczoru większość osób z naszej wycieczki poszła na pokaz węży. Ja panicznie się boję tych gadów, więc zostałam na hotelowym patio.
Siedziałam na ławeczce i patrzyłam w gwiazdy, które wydawały się być tak blisko, wprost na wyciągnięcie ręki! Cieszyłam się ciepłym powiewem wiatru na twarzy i z satysfakcją myślałam o tym, że w Polsce jest pewnie z minus 15 stopni.
– Niesamowite – szepnęłam.
– Co jest takie niesamowite? – usłyszałam aksamitny męski głos tuż przy swoim uchu.
Aż podskoczyłam. To był Jacek, który niezauważony przeze mnie przysiadł na ławce.
– Gwiazdy – odpowiedziałam, lekko się rumieniąc.
Do tej pory nigdy nie był tak blisko mnie, a teraz czułam wręcz ciepło bijące od jego ciała.
– Twoje oczy są jak gwiazdy – rzekł, wpatrując się we mnie tak, jakby chciał mnie rozebrać.
A potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale wylądowaliśmy w moim pokoju, potem w łóżku, a następnie...
To był najlepszy seks w moim życiu! Jacek okazał się wspaniały w łóżku. Gdy się kochaliśmy, czułam dreszcze emocji, słysząc za ścianą głosy grupy wracającej z pokazu węży. Oni rozprawiali o tańczącej kobrze, a mnie tańczył przed oczami cały świat, gdy przeżywałam rozkosz, jakiej jeszcze nie znałam.
Nie chciałam wyjeżdżać ze Sri Lanki i opuszczać Jacka, w którym zakochałam się jak nastolatka. Był dla mnie niczym książę ze snu. Pragnęłam, by ten piękny, egzotyczny sen trwał wiecznie... Niestety, wiedziałam, że związku z tego nie będzie, bo przecież odległość... Nastawiłam się więc na rozstanie.
Bardzo mu współczułam
Jakież było moje zdziwienie, kiedy Jacek, odwożąc mnie i grupę na lotnisko, napomknął, że za miesiąc będzie w Polsce!
– Przyjeżdżam na urlop. Choć właściwie nikt tam na mnie nie czeka... – powiedział.
– Nie masz rodziny? – zdziwiłam się odruchowo, po czym zrobiło mi się głupio, gdy napotkałam jego smutny wzrok.
Jak mogłam o to pytać tak bez ogródek! Przecież nie wypada…
– Moi rodzice zmarli pięć lat temu, praktycznie jedno po drugim w odstępie kilku miesięcy – wyjaśnił Jacek. – Tata na zawał, mama na raka. Lekarze twierdzili, że miałaby szanse na wyzdrowienie, gdyby nie śmierć ojca. Był miłością jej życia.
Przez całą podróż do Polski dźwięczały mi w uszach jego słowa. Co za smutna historia!
Później dowiedziałam się jeszcze, że mieszkanie jego rodziców przepadło, bo było lokatorskie, a on nie zdążył dopełnić odpowiednich formalności, aby przeszło na niego. Moje serce wypełniło się współczuciem. Oczywiście, nie zastanawiając się długo, zaprosiłam Jacka do siebie.
– Mam duży dom, smutno mi w nim samej – zachęcałam go, aby nie myślał, że robię mu łaskę.
Zresztą powiedziałam prawdę: czułam się bardzo samotna. Cieszyłam się, że teraz to się zmieni. Nie mogłam się potem wprost doczekać jego przyjazdu!
Pamiętałam doskonale każdą pieszczotę Jacka, każdy pocałunek i czułe słowo. Marzyłam o następnych. To był chyba najdłuższy miesiąc w moim życiu.
Kiedy wyjeżdżałam po niego na lotnisko, czułam, jak serce mocno bije mi w piersi. Gdy ujrzałam go w hali przylotów, w pierwszej chwili pomyślałam, że nie wygląda już tak efektownie jak na Sri Lance. Nadal jednak przyciągał spojrzenia. Cały weekend po jego przylocie spędziliśmy razem, głównie na miłosnych igraszkach. Byłam zachwycona! Potem jednak Jacek zaczął bardzo często wychodzić. Właściwie traktował mój dom trochę jako bazę wypadową.
– Kochanie, tak rzadko bywam w kraju. Muszę pozałatwiać różne sprawy, chociażby wizyty lekarskie. Sama wiesz, jak to jest ze służbą zdrowia na Sri Lance… – tłumaczył, gdy się boczyłam.
Miesiąc jego urlopu minął praktycznie w okamgnieniu. Kiedy byłam pewna, że zostało nam już tylko kilka dni wspólnego mieszkania, Jacek wrócił do domu wyraźnie przygaszony.
– Co się stało?– przestraszyłam się nie na żarty, bo wyglądał naprawdę kiepsko.
Machnął ręką i zbył mnie jakąś wymówką. Musiał zdawać sobie sprawę, że będę drążyć temat.
– Mam kłopot z paszportem – powiedział w końcu. – Kończy się jego ważność, a w urzędzie nie chcą mi wydać nowego, bo nie mam w Polsce meldunku.
– I co teraz będzie? – przeraziłam się nie na żarty.
– Nic – wzruszył ramionami. – Będę musiał znaleźć sobie jakąś pracę na miejscu.
Coraz częściej znikał z domu
Z jednej strony, pragnęłam, by Jacek został ze mną. Z drugiej, wiedziałam, że Sri Lanka to jego prawdziwy dom, a praca przewodnika – największa pasja. Po dłuższym wahaniu spytałam:
– Może zamelduję cię tutaj?
– Naprawdę byś to dla mnie zrobiła? – spytał, a w jego oczach pojawiła się nadzieja.
– Oczywiście. Chociaż wolałabym, żebyś nie wyjeżdżał.
Podobno życzenia wypowiedziane w złą godzinę mają to do siebie, że się spełniają. Tak było w moim wypadku… Dziś przeklinam dzień, w którym zaoferowałam Jackowi swoją pomoc.
Zameldowałam Jacka, a on złożył wniosek o nowy paszport. Niby nadal byliśmy w związku, jednak coś się zmieniło. Mój ukochany oddalał się ode mnie coraz bardziej. Stał się zamyślony, nieobecny, znikał na długie godziny. Byłam zdezorientowana.
Tamtego dnia wróciłam z pracy strasznie zmęczona i głodna jak wilk. Gdy otwierałam drzwi, poczułam apetyczne zapachy. „Jacek zrobił obiad” – pomyślałam zachwycona. Stanęłam w drzwiach kuchni, gotowa wtulić się w jego silne ramiona i... oniemiałam. Przy garnkach krzątała się jakaś kobieta!
– Co pani tutaj robi? – wykrztusiłam zdezorientowana.
– Gotuję – wyjaśniła, zupełnie jakbyśmy znały się od zawsze, a ona codziennie przyrządzała posiłki, używając mojej patelni, sztućców i garnków.
– Misiaczku, obiad gotowy! – zawołała ni stąd, ni zowąd na całe gardło i uśmiechnęła się.
Wtedy pojawił się Jacek i jakby nigdy nic przeszedł obok mnie, rzucając krótkie „cześć”, po czym oboje usiedli przy moim stole, w mojej kuchni i zaczęli jeść, traktując mnie jak powietrze!
– Mogę wiedzieć, co tutaj się dzieje? – nie wytrzymałam.
– Jemy. Chcesz trochę? – odparł Jacek z pełnymi ustami.
– Kto to jest? – wskazałam palcem kobietę, czując narastającą wściekłość.
– Ewa – odparł spokojnie, biorąc do ust kolejny kęs.
Miałam ochotę trzasnąć go w tę napchaną gębę. Chyba się zorientował, bo przełknął i pośpieszył z wyjaśnieniami.
– Ewa jest w ciąży i nie ma dokąd pójść. Pomyślałem, że pomieszka trochę z nami.
– To źle pomyślałeś! Mój dom to nie przytułek, nie obchodzi mnie jakaś ciąża! – wrzasnęłam.
– Ale mnie obchodzi, bo to moje dziecko – usłyszałam.
Chwilę później Jacek poinformował mnie, że wcale nie zamierza jechać z powrotem na Sri Lankę. Już dawno znalazł sobie pracę w Polsce i musi tu zostać ze względu na dziecko.
W tym momencie dotarło do mnie, że cała historia z paszportem była tylko podstępem, który miał doprowadzić do zameldowania. W ten sposób ten drań chciał załatwić lokum sobie i swojej ciężarnej kochance. Poczułam się jak kompletna idiotka! Nie mogłam uwierzyć, że dałam się w to wrobić...
Tak się cwaniak urządził
Wezwana przeze mnie policja rozłożyła ręce, widząc meldunek Jacka. Kiedy dowiedzieli się, że ciężarna kobieta to jego przyszła żona, ją też zostawili w spokoju.
– Oni mają prawo tutaj mieszkać – usłyszałam od policjantów.
To samo powiedziano mi w urzędzie. Mało tego! Okazało się, że Jacek zadbał o to, by zaprzyjaźnić się z moimi sąsiadami, którzy teraz świadczyli przed dzielnicowym, że „ten miły pan tutaj mieszka”. W ten sposób straciłam szansę na wymeldowanie go cichaczem i zmianę zamków!
Pozostał mi tylko sąd, a jak wiadomo, w naszym państwie sprawy ciągną się latami... tak też było w moim wypadku. Zanim udało mi się wywalczyć nakaz eksmisji musiałam ich znosić w swoim domu przez długi czas. To było najgorsze doświadczenie mojego życia.
Przy okazji szukania pomocy dowiedziałam się wielu rzeczy o Jacku. Byłam na przykład w biurze podróży, w którym pracował jako przewodnik. Podobno zwolniono go niedługo po zakończeniu wycieczki na Sri Lankę, ponieważ przywłaszczał sobie pieniądze turystów…
W Polsce faktycznie nie miał zameldowania. Jego była żona wyrzuciła go po rozwodzie ze swojego mieszkania. Zdradzał ją ponoć na prawo i lewo, więc w końcu nie wytrzymała.
Krok po kroku ustaliłam kolejność wydarzeń. Już w trakcie rozwodu zrobił dziecko kolejnej kochance. Wiedział, że lada moment wyleci z roboty, postanowił więc urządzić się w kraju. I wtedy trafiłam mu się ja – pierwsza naiwna z dużym domem, o którym lubiłam paplać, aby poczuć się lepsza.
Z pewnością od razu zauważył, że jestem samotna i zagubiona! Poza tym nie ukrywałam, że mi się podoba. Byłam łatwym kąskiem do zdobycia i omamienia. Cóż, za głupotę się płaci.
Czytaj także:
„Moja siostra jest biedna, a i tak rodzi kolejne dzieciaki. Wysyłam jej pieniądze, a ona jeszcze narzeka”
„Traktowałem kobiety jak antidotum na złamane serce. Sypiałem z nimi, choć śniłem o ciele mojej pierwszej miłości”
„Odrzuciłam Adama, bo dał mi pierścionek z odzysku. Gdybym go przyjęła, dziś byłoby mnie stać na najdroższe diamenty”