„Im mocniej pragnęłam dziecka, tym bardziej staczałam się i sięgałam po alkohol. Nawet gdy już zaszłam w ciążę, upiłam się”

Kobieta, która za dużo pije fot. Adobe Stock, Viacheslav Lakobchuk
Straciłam maleństwo, na które tak długo czekaliśmy, przez własną głupotę. Tego dnia, kiedy postanowiłam wypić otwarte kilka dni wcześniej wino – choć już wówczas wiedziałam, że jestem w ciąży – upiłam się tak bardzo, że urwał mi się film i upadłam. Uderzenie było tak silne, że poroniłam wczesną ciążę.
/ 08.02.2022 05:25
Kobieta, która za dużo pije fot. Adobe Stock, Viacheslav Lakobchuk

Błagam, błagam, niech to będą dwie kreski. Niech to będą dwie kreski – szeptałam bezgłośnie, nie mając odwagi otworzyć zaciśniętej w pięść dłoni, w której trzymałam test ciążowy.

Ten sam rytuał powtarzałam co miesiąc. I co miesiąc wpadałam w ten sam dół czarnej rozpaczy. Tym razem również nie miało być lepiej. Test ciążowy pokazywał jedną kreskę. Znowu. Kolejny miesiąc starań i nic.

Załamana, czując napływające do oczu łzy, otworzyłam lodówkę. Była tam, stała dokładnie w miejscu, gdzie postawiłam ją przed południem. Nienapoczęta butelka wina. Kusząca, połyskująca, obiecująca szybkie zapomnienie.

Nie miałam cierpliwości nalewać wina do kieliszka i delektować się jego smakiem. Zresztą, dla kogo miałam się starać? Antek powiedział, że wróci późno. Jak zwykle ostatnio… Szybko wzięłam dwa hausty wina, czując ciepło rozlewające się po ciele.

– Już za chwilę będzie lepiej, Elka, już za chwilę poczujesz spokój  – szeptałam do siebie, biorąc kolejny łyk; nim się zorientowałam, wypiłam całą butelkę.

Szybko wyrzuciłam ją do śmieci. Nie chciałam, żeby Antek zorientował się, że piłam. Ostatnio kilka razy zwrócił mi uwagę, że zbyt często sięgam po alkohol. Co on myśli, że jestem pijaczką? Zostawia mnie na całe dnie samą, nie mam nawet dziecka, mojego największego marzenia, co on sobie wyobraża!

Usiłowałam mu wtedy wytłumaczyć, że przecież mnie do pijaczki naprawdę daleko. Nie kupuję najtańszych trunków, nie zataczam się i nie żyję na śmietniku. Posiadamy niewielkie, ale własne mieszkanie, ja mam całkiem dobrą pracę, funkcjonuję jak inni ludzie. A że od czasu do czasu napiję się kieliszek wina, to chyba nie przestępstwo.

Jak on śmiał mnie oskarżać?!

Od tej rozmowy zaczęłam jednak zwracać baczniejszą uwagę na to, żeby mąż nie widział mnie pijącej więcej niż okazyjną lampkę wina ze znajomymi. Teraz też szybko zaniosłam butelkę do osiedlowego śmietnika, żeby Antek nie znalazł jej w koszu, i położyłam się spać. Nawet nie zauważyłam, kiedy wrócił.

Rano obudziłam się w fatalnym nastroju. Wspomnienie nieudanego testu ciążowego uderzyło mnie jak obuchem w głowę. Na dodatek mój mąż wykazał się, jak zwykle ostatnio, kompletnym brakiem taktu!

– Znowu wczoraj piłaś – rzucił oskarżycielsko przy śniadaniu.

No, tego było już za wiele! To ja przeżywam taką tragedię, a on siedzi całe dnie w pracy i jeszcze robi ze mnie pijaczkę tylko dlatego, że od czasu do czasu wypijam kieliszek wina! Co za człowiek!

– Nic podobnego, skąd ci to przyszło do głowy?! – wybuchnęłam zgodnie ze starą zasadą, że czasami najlepszą obroną jest atak.

– Nie kłam, przecież widziałem.

– Nie kłamię! – zaparłam się. – Położyłam się od razu spać, bo bardzo źle się czułam. Test… znowu się nie udało – szepnęłam, nie mogąc powstrzymać łez.

– Tak mi przykro, kochanie – Antek natychmiast zapomniał o wcześniejszych oskarżeniach i objął mnie mocno ramionami. – Mogłaś do mnie zadzwonić, powiedzieć, wyszedłbym wcześniej z pracy.

– Jakoś dałam sobie radę – mruknęłam, z błogością wtulając się w sweter męża.

Może on rzeczywiście miał rację? Może trzeba było po prostu zaufać, że następnym razem nam się uda? Ale to był dopiero początek dnia. Kiedy dotarłam do pracy, poczułam znajome pulsowanie w głowie. Wczorajsza butelka wina i brak porządnego snu właśnie dawały o sobie znać. Jedyne, czego teraz potrzebowałam, to ciepły koc i własne łóżko. Niestety, mogłam jedynie pomarzyć.

– Szef cię wzywa – usłyszałam głos koleżanki z drugiego końca regału. Kaśka była niezawodna w przynoszeniu złych wieści. – I to raczej nic dobrego.

– Łeb mi pęka – mruknęłam, bez entuzjazmu podnosząc się z krzesła.

Cholera, czego ten stary baran mógł znowu ode mnie chcieć? Najwyraźniej Kaśka miała rację. Kierownik naszej księgarni jest człowiekiem wybuchowym i tym razem chyba miał napad swojego złego humoru, bo nie przebierał specjalnie w słowach. Z powodu bólu głowy dotarła do mnie zaledwie połowa tego, co chciał przekazać, ale to było i tak wystarczające, żeby jeszcze spotęgować moje dolegliwości.

– Sprzedaż spada… – nadawał. – Nikt w tym kraju nie czyta książek, a to jest księgarnia. Jak tak dalej pójdzie, po prostu padniemy – mówił, a jego tubalny głos spowijał mnie jak gęsta mgła. – Ostatnio nie widzę u pani entuzjazmu, pani Elu. A klienta trzeba przyciągnąć. Jak tylko do nas wejdzie, proponować mu nowości, bestsellery i sprzedawać, sprzedawać, sprzedawać.

No nie, co ten idiota sobie wyobrażał?! Że jak do księgarni wejdzie matka kupić podręcznik dla dziecka, to ja jej wcisnę najnowszy szwedzki kryminał? Czułam, jak głowa pulsuje mi coraz bardziej.

– Rozumiem, panie kierowniku – odpowiedziałam słabo.

Jedyne, o czym marzyłam, to żeby znaleźć się teraz jak najdalej od tego człowieka!

– Cieszę się, że się rozumiemy. A teraz proszę powykładać nowy towar na półki – zadysponował kierownik, a ja z ledwością ukryłam westchnienie.

Towar na półki! Czy raz nie mógłby tego zrobić ktoś inny? Z rozpaczą rozejrzałam się po sali. Trzy wielkie pudła książek czekały na rozpakowanie. Jeśli nie wezmę się za to teraz, siedzenie w księgarni do nocy murowane! Miałam wrażenie, że za chwilę zwariuję. Chyba że…

Odczepcie się wszyscy ode mnie! To moja sprawa!

– Muszę na chwilę wyjść – szepnęłam do Kaśki, która natychmiast obrzuciła mnie podejrzliwym spojrzeniem.

Nie zwracałam na nią większej uwagi. W ręce ściskałam portfel. Przez chwilę pomyślałam, żeby wstąpić do spożywczaka obok naszej księgarni, ale później przebiegło mi przez głowę, że przecież tam sprzedawczyni mnie zna, mogłaby donieść szefowi. Z żalem nadłożyłam trochę drogi i przeszłam do sklepu kilka ulic dalej.

– Małpkę wódki poproszę. Wyborowej – wyrecytowałam, wciskając sprzedawczyni w rękę odliczone pieniądze.

Na wszelki wypadek nie podnosiłam na nią wzroku. Nie chciałam wiedzieć, co może sobie o mnie pomyśleć. W końcu to niecodzienny widok zobaczyć w środku dnia normalnie ubraną kobietę kupującą alkohol.

– Nie jej sprawa! – warknęłam do siebie, zagłuszając wyrzuty sumienia.

Wyszłam przed sklep. Jeśli chciałam jakoś przetrwać ten dzień, musiałam sobie pomóc. Wypiłam wódkę w krzakach przed sklepem, a potem wepchnęłam sobie do ust prawie całą paczkę miętowej gumy do żucia. Nikt nie mógł nic poczuć.

Tak, teraz mogłam się mierzyć z niewrażliwym szefem i kartonami książek. Do końca dnia pracowało mi się znośnie. Nikt nie zauważył nic podejrzanego, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że może to nie jest taki zły sposób na poradzenie sobie z kłopotami. I tak to się potoczyło.

Zaczęłam coraz częściej sięgać po alkohol

Po powrocie z pracy nalewałam sobie kieliszek czy dwa wina. Tłumaczyłam sobie, że przecież nawet lekarze zalecają picie czerwonego wina na regulację ciśnienia i kłopoty ze snem. Rano piłam kieliszek czy dwa wódki, zawsze dbając o to, żeby mieć przy sobie gumy miętowe.

W końcu pracowałam z ludźmi, nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby ktoś podejrzewał mnie o alkoholizm! Nie widziałam w swoim zachowaniu żadnego problemu. W końcu piłam bardzo mało, praktycznie symboliczne ilości. A że codziennie? „A mało to ludzi pije codziennie?! – myślałam w tych rzadkich chwilach, kiedy odczuwałam wyrzuty sumienia.

– Lepiej że wypiję kieliszek wina, niż miałabym na przykład palić papierosy” – przekonywałam się jeszcze.

Potrafiłam przecież nie pić. Jeśli postanowiłam sobie nie pić dwa dni – spokojnie te dwa dni wytrzymywałam. A potem wracałam do swojego rytuału. Było mi tym łatwiej, że Antek dostał dodatkowe zlecenia i siedział w pracy od rana do nocy. Wcześniej byłam o to na niego wściekła, robiłam mu wymówki, uważałam, że ucieka od problemów i rodziny – teraz powoli stało mi się to obojętne. Ważne, że miałam swoją nieodłączną towarzyszkę – butelkę.

Kiedyś zastała mnie tak szwagierka, która wpadła z niespodziewaną wizytą:

– Nie wydaje ci się to trochę dziwne, że pijesz sama? – skomentowała, przyglądając mi się podejrzliwie.

Ależ ja byłam wtedy na nią wściekła! Sugerowała, że mam problem? Czy ona naprawdę nie widziała alkoholika, że takie głupoty opowiadała?! Mój tata pił, więc ja świetnie wiedziałam, jak wygląda życie takiej osoby. Najtańsze trunki, późne powroty, awantury.

Przecież mnie nic z tego nie dotyczyło. Wracałam zawsze o tej samej godzinie, piłam droższe alkohole, a po kilku kieliszkach grzecznie kładłam się spać – gdzie mnie tu porównywać do zwykłego pijaka?

Przez kolejne dni podwójnie się jednak pilnowałam. Tak jak się spodziewałam, Jolka podzieliła się swoimi podejrzeniami z Antkiem, który zaczął baczniej mi się przyglądać. Musiałam go zmylić. Na wszelki wypadek nie tykałam więc ani kropli alkoholu. A później stało się coś, co sprawiło, że na pewien czas w ogóle zapomniałam o piciu.

Jeśli będziesz przy mnie, to powinno mi się udać

Test ciążowy pokazał dwie kreski. Boże, jaka ja byłam szczęśliwa! Wydawało mi się, że uniosę się do nieba z radości! Antek też oszalał ze szczęścia. Nie powiedziałam mu tylko jednego. Że pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, było: „Trzeba to opić”.

„Ej, Elka, pamiętaj, przecież w ciąży nie wolno pić żadnego alkoholu” – odezwał się głos rozsądku w mojej głowie.

„O rany, przestań, nawet lekarze zalecają czasami czerwone wino dla zdrowia” – mówił ten drugi, judzący.

Wytrzymałam dwa dni. Trzeciego mój wzrok padł na otwartą kilka dni wcześniej butelkę wina, którą przezornie, żeby Antek jej nie zobaczył, schowałam w komodzie:

„Jeśli teraz tego wina nie wypiję, zepsuje się – pomyślałam. – To tylko kieliszek”.

Wino od razu pozytywnie zadziałało, ale ja zamiast ulgi czułam coraz większe wyrzuty sumienia. W mojej głowie jedna myśl goniła drugą: Co z ciebie za matka, skoro nawet w ciąży nie potrafisz się powstrzymać od picia alkoholu? Nie, nie jesteś prawdziwą matką, jesteś zwykłą pijaczką, jak twój ojciec. Czas przestać się oszukiwać!

Nie mogłam tego dłużej wytrzymać. Ani się obejrzałam, jak osuszyłam butelkę do dna. Nie pamiętam, co działo się później. Najwyraźniej alkohol inaczej działa na organizm kobiety w ciąży, a może po prostu moje mądre ciało chciało mnie uchronić przed rozpaczą, wyłączając świadomość.
Obudziłam się w białym pokoju, otoczona silnym światłem jarzeniówek.

– Co się stało? Gdzie ja jestem? – wyjąkałam. Język miałam obolały, twardy jak kołek.

– Jest pani w szpitalu – dobiegł mnie zimny głos jakiegoś mężczyzny.

– Ale… co się stało? Co z dzieckiem?

– Straciła je pani – usłyszałam jeszcze.

Później zemdlałam. Nowina była zbyt przerażająca, żebym mogła ją tak spokojnie przyjąć. A przecież cała prawda, którą poznałam podczas kolejnych dni, była jeszcze gorsza. To nie był taki do końca nieprzewidziany wypadek.

Straciłam maleństwo, na które tak długo czekaliśmy, przez własną głupotę. Tego dnia, kiedy postanowiłam wypić otwarte kilka dni wcześniej wino – choć już wówczas wiedziałam, że jestem w ciąży – upiłam się tak bardzo, że urwał mi się film i upadłam. Uderzenie było tak silne, że dostałam krwotoku i poroniłam wczesną ciążę.

Mimo tej tragedii wciąż nic do mnie tak naprawdę nie dotarło. Chciałam pić nadal. Przecież miałam powody! Powtarzałam te słowa jak mantrę jeszcze w sklepie, tym razem dużym supermarkecie na drugim końcu miasta, gdy sięgałam po znajomą butelkę. I wtedy usłyszałam za sobą lodowaty i boleśnie znajomy głos:

– Co ty wyprawiasz? Mało ci jednej tragedii? To nie jest rozwiązanie!

Za mną stał Antek we własnej osobie i osłupiałym wzrokiem wpatrywał się w butelkę, za którą właśnie chciałam zapłacić.

– A więc jednak Jolka miała rację. Gdybym cię lepiej pilnował…

– Gdybyś po prostu ze mną był! – syknęłam, podsuwając kasjerce kartę kredytową – Teraz to i tak nie ma znaczenia. Po tym wszystkim, co mnie spotkało, chyba mam powody, żeby odczuwać rozpacz!

– Oczywiście – powiedział powoli mój mąż. – Tylko że tak sobie z nią nie poradzisz. Pamiętasz, jak było z twoim ojcem?

Nie chciałam tego pamiętać. Przez całe dorosłe życie wymazywałam z pamięci obraz wiecznie pijanego starego, który, by mieć na wódkę, sprzedawał nawet moje podręczniki. Ale teraz przypomniałam sobie coś jeszcze. Ojciec też nie pił od zawsze. Zaczął sięgać po alkohol dopiero, gdy stracił pracę. Wydawało mu się wtedy, że jego życie nie ma sensu. Tak jak mnie teraz.

– Pomogę ci. Ale pozwól sobie pomóc, kochanie – powtórzył cicho Antek.

Powoli odwróciłam się w jego stronę. Nie byłam jeszcze tu, gdzie znalazł się mój ojciec. Jeszcze mogłam zawrócić. Jeszcze był czas.

– Spróbujmy jeszcze raz – szepnęłam.

– Obiecuję, że teraz tego już nie schrzanię.

Mąż powoli ujął mnie pod rękę. Nawet nie zauważyłam, kiedy oddał sprzedawczyni niezapakowaną butelkę wódki. 

Czytaj także:
„Jestem po dwóch rozwodach i trzech romansach... z jednym facetem. Nic nie poradzę, że nie potrafię mu się oprzeć”
„Wyszłam za Zygmunta, bo miał duże mieszkanie. Nie pisnął słowa, że wcale nie jest jego. Tyle poświęcenia na darmo”
„Ojciec na łożu śmierci poprosił mnie o opiekę nad dzieckiem kochanki. Trzeba było o tym myśleć, zanim zdradził mamę”

Redakcja poleca

REKLAMA