Gabinet przesycony był dusznym zapachem pudrowych perfum. Przy biurku siedziała bardzo stara kobieta w wykrochmalonym na sztywno białym fartuchu. Zwróciłam uwagę, że jest okropnie chuda.
Spojrzała na mnie i sękatą dłonią wskazała krzesło. – Witaj, dziecko – odezwała się. – Co cię do mnie sprowadza? O dziwo, głos miała mocny i silny, z charakterystyczną chrypką nałogowej palaczki. Moja babcia mówiła tak samo, a jarała do samej śmierci. I miała podobne jasne, jakby wodniste oczy… Na jej wspomnienie od razu stanęły mi łzy w oczach.
– Dlaczego płaczesz, kochanie? – chrapliwy głos dotarł do mnie z wielkiego oddalenia. – Co się dzieje? Co ci dolega? Kiedy wyszłam od lekarki, na dworze było już całkiem ciemno. Mżyło. Światło latarni rozpuszczało się w wilgotnym powietrzu, nadając mu kolor zgniłej żółci. Świat prezentował się obrzydliwie. Zupełnie jak moja przyszłość.
Okazało się, że to ciąża
Wcisnęłam do torebki plik recept i skierowań na badania, które zleciła mi stara ginekolożka, i ruszyłam w stronę przystanku.
– Ciąża. Szósty tydzień. Nie ma wątpliwości – zadźwięczał mi w głowie charakterystyczny chrapliwy głos. – Najważniejsze, żebyś porozmawiała z ojcem dziecka. Wiesz, kto nim jest?
Pamiętam, że kiedy usłyszałam to pytanie, poczułam się jak zwykła szmata. Zabolało. Ale po chwili przyszła refleksja – bo w sumie kim niby byłam? Owszem, wiedziałam, kto jest sprawcą mojego problemu, tyle że niewiele to znaczyło. Przecież nie zmuszę do małżeństwa chłopaka, którego ledwie raz widziałam na oczy! W dodatku po ciemku… Szmata. Zwykła szmata ze mnie.
Zza zakrętu wyłoniła się zwalista sylwetka ikarusa. Błyskawicznie podjęłam decyzję. Wsiadając do autobusu, wystukałam na komórce krótkiego SMS-a: „Uczę się z Moniką, wrócę po 21. Pa” – po czym wysłałam go do mamy.
Lekarka miała rację. Muszę pogadać z Sebastianem. Jego stara od lat pracuje w Stanach, więc chłopak ma kasy jak lodu. Niech coś wymyśli. Niech mi pomoże!
Jedna noc przekreśliła wszystko
Od przystanku do osiedla, na którym mieszkał tatuś mojego dziecka, wiódł szeroki deptak oświetlony niskimi lampami. Przypomniałam sobie, jak równo sześć tygodni temu pokonywałyśmy tę trasę z Moniką, obie wystrojone i bardzo zadowolone z życia. Oto kuzyn mojej przyjaciółki, szczęśliwy posiadacz wolnej chaty, przystojniak, którego znałam jedynie ze zdjęć i barwnych opowieści, organizował imprezę dla przyjaciół.
Monika dostała za zadanie przyprowadzić ładną koleżankę. Padło na mnie.
– Zobaczysz, jaki jest fajny! – obiecywała, kiedy malowałyśmy się w jej łazience. – No i wolny! Właśnie rzuciła go taka jedna z Warszawy. A jakby między wami zaiskrzyło, mogłybyśmy zostać rodziną! – rzuciła niefrasobliwie, a ja roześmiałam się jak z dobrego żartu.
Wykrakała! Zaiskrzyło, i to jak! Od pierwszej chwili, kiedy uścisnął mi dłoń na powitanie… Cholerne feromony! Cholerne wino, którego wypiłam stanowczo za dużo, cholerny Feel, przy którym Seba mnie całował! Potem, już bez podkładu muzycznego, zaciągnął mnie do pokoju z wielkim podwójnym łóżkiem… Było miło. Chyba. Moje obcasy stukały rytmicznie, odbijając się głuchym echem od ścian bloków. Stuk-stuk, stuk-stuk. Jak pół roku temu.
Sprawy się skomplikowały
„Żeby tylko był w domu – zaklinałam się w myślach. – Żeby ucieszył się na mój widok… Żeby wszystko się ułożyło.” Po kilkunastu minutach stanęłam pod dziesięciopiętrowym blokiem na Płoskiego. Dochodziła dwudziesta, wokół było ciemno i pusto. Spojrzałam w górę, niemal we wszystkich oknach się świeciło, na trzecim piętrze też. Cztery okna, licząc od prawej, to mieszkanie Sebastiana.
Od ponad roku miał je wyłącznie dla siebie (matka w Stanach, ojciec dawno nie żył). Pięćdziesiąt pięć metrów. Trzy pokoje: salon, sypialnia, pokój dla dziecka… Dla dziecka?! Nagle zakręciło mi się w głowie, nagły skurcz ścisnął żołądek. Jakimś cudem udało mi się przejść kilka kroków, ostatkiem sił opadłam na ławkę pod trzepakiem. Spokojnie, tylko spokojnie.
Boże, co ja teraz zrobię?! A moja przyszłość? Moje życie? W tym roku matura! Marzyłam o studiach na pedagogice, chciałam pracować z dziećmi. A teraz co? Za siedem miesięcy z kawałkiem urodzę sobie własne. Niechciane, przypadkowe. Owoc durnej przygody na durnej pijanej imprezie! Mama się załamie…
Wolno podniosłam się z ławki, obciągnęłam spódnicę, przygładziłam włosy. Wtedy otworzyły się drzwi klatki schodowej i w smudze światła zobaczyłam Sebastiana. Zamarłam na swoim posterunku pod trzepakiem… Tuż za nim dreptała długowłosa blondynka. Miała na sobie niebotycznie wysokie czerwone szpilki i króciutką sukienkę, ledwo wyzierającą spod kurtki. On był w jasnej koszuli i dobranych pod kolor spodniach.
Chwycił ją za rękę, poprowadził na parking. Przeszli dosłownie kilka kroków ode mnie, ale zajęci cichą rozmową, w ogóle nie zwracali uwagi na otoczenie. Poczułam intensywny zapach kwiatowych perfum pomieszany z korzenną wonią wody po goleniu (to chyba prawda, że w ciąży węch się wyostrza!). Po chwili usłyszałam pomrukiwanie silnika podrasowanej hondy Seby.
I tak tatuś mojego dziecka odszedł w siną dal razem ze swoją warszawską narzeczoną. Wiedziałam, że to ona. Obok łóżka, w którym Sebastian pozbawił mnie dziewictwa, stało jej zdjęcie.
„Problem z głowy”
Mama siedziała w kuchni i w świetle małej lampki rozwiązywała krzyżówkę . Kiedy weszłam, podniosła głowę i przyjrzała mi się znad okularów.
– Pewnie znowu nie jadłaś cały dzień – stwierdziła. – Strasznie blada jesteś. Acha, przed chwilą była tutaj Monika, nie spotkałaś jej po drodze? – spytała.
– Nie, może poleciała na skróty. A nie mówiła, o co chodzi?
– Nie. Może do niej zadzwoń – mama znów pochyliła się nad gazetą.
„Monika pewnie umiera z ciekawości, co powiedziała lekarka” – pomyślałam.Nagle, stojąc tam, na progu kuchni, poczułam silny ból w dole brzucha. Aż musiałam przykucnąć.
– Gosiu? – usłyszałam zaniepokojony głos mamy. – Co ci… Ty krwawisz?!
Leżałam w jasno oświetlonej sali, sufit nade mną był tak biały, że raził w oczy.
– Budzi się – dobiegło do mnie poprzez niewyraźny szum, jakiś szelest. – Może pani z nią porozmawiać.
– Córeczko? – to mama. – Wszystko już dobrze. Nic ci nie grozi.
Zacisnęłam powieki z całych sił. Nie mogę teraz z nią rozmawiać.
– Gosiu – jej głos był teraz bardzo blisko, pewnie pochyliła się do mojego ucha. – Dlaczego mi nie powiedziałaś? Jesteś taka młoda… Kiedy to się stało? Z kim?
– Mamo… – więcej nie zdołałam z siebie wydusić, głos uwiązł mi w gardle, płacz wykrzywił usta w drżącą podkówkę.
– Ciii… Na szczęście już po wszystkim… Ciii… Gosiu, no już.
– Ale co ze mną będzie? – krzyknęłm przez łzy, wtulając twarz w poduszkę.
Mama pochyliła się niżej, jej oddech łaskotał mnie w ucho, kiedy mówiła:
– Przestań się mazać! – rozkazała mi zdławionym szeptem. – Natura sama rozwiązała problem, rozumiesz? Już po wszystkim. Nie ma problemu!
Natura? Jak to, rozwiązała problem? Usiadłam gwałtownie, ale nagły ból głowy powalił mnie na poduszki.
– Spokojnie, później porozmawiamy – usłyszałam jeszcze. – Już po wszystkim – powtórzyła z naciskiem mama.
„Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Już po wszystkim” – kołatało się w mojej obolałej głowie.
Głos mamy był pełen ulgi. Ja też powinnam się cieszyć. Natura sama rozwiązała mój problem… No, więc dlaczego tak strasznie mi smutno?
Więcej listów do redakcji: „2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”