Przez całe swoje życie sądziłem, że urodziłem się i wychowałem w najbardziej szczerej i prawdomównej rodzinie na świecie. Przez wszystkie te lata rodzice zawsze rozmawiali ze mną i nigdy nie ukrywali niczego, co miało wpływ na moje życie. Aż któregoś dnia odkryłem dokumenty, które sprawiły, że przeżyłem szok. I dopiero wtedy zrozumiałem, że przez niemal 30 lat żyłem w kłamstwie.
Nigdy nie kłamali
Już w dzieciństwie przekonałem się, że w życiu najważniejsza jest szczerość i prawdomówność. Odkąd pamiętam, moi rodzice zawsze namawiali mnie do tego, abym nie kłamał i mówił prawdę.
– Pamiętaj synku, że prawda zawsze się obroni – powiedział mi kiedyś tata, który akurat wrócił z wywiadówki. To wtedy dowiedział się, że sporo wagarowałem, a moje tłumaczenia były mocno naciągane. – Wystarczyło przyjść do nas i porozmawiać. A wtedy znaleźlibyśmy rozwiązanie – dodał.
Tata nie wiedział, że mam problemy z chłopakami w klasie, a ja nie chciałem przyznać się do tego, że przez klasowych celebrytów jestem uważany za ofermę. Dlatego stwierdziłem, że wagary będą najlepszym rozwiązaniem. I przez cały czas miałem nadzieję, że rodzice się nie dowiedzą.
Ale to była tylko jedna sytuacja, w której rodzice przekonywali mnie, że w życiu najważniejsza jest szczerość. Zarówno mama, jak i tata byli osobami bardzo prawdomównymi, dla których kłamstwo wydawało się jednym z największych przewinień. Nie znosili tego, gdy inni ich okłamywali, a kłamców uważali za zwykłych tchórzy.
Dlatego też na każdym kroku wpajali mi, że najważniejsza jest prawdomówność. A ja żyłem w przekonaniu, że moi rodzice – bez względu na to, co by się działo – nigdy mnie nie okłamią. Niestety rzeczywistość była zupełnie inna. A ja przekonałem się, że moi rodzice nie zawsze żyli w zgodzie ze swoimi przekonaniami.
Znalazłem dokumenty
Po pamiętnej wywiadówce zrozumiałem, że kłamstwo ma krótkie nogi, a mi najzwyczajniej w świecie nie opłaca się oszukiwać swoich rodziców. Wprawdzie tata poszedł do szkoły i wyjaśnił sytuację z moimi nieobecnościami, ale od tamtego czasu traktował mnie zupełnie inaczej niż wcześniej. Po prostu mi nie ufał. A ja bardzo boleśnie przekonałem się, że brak zaufania ze strony rodziców jest bardzo niefajne.
Na szczęście po pewnym czasie wszystko wróciło do normy. Od tamtej pory nigdy już nie okłamałem rodziców, a w zamian zawsze mogłem liczyć na ich wsparcie i pomoc. Dlatego gdy zdecydowałem o wyjeździe na studia do innego miasta, to zaakceptowali to i wspierali mnie na każdym kroku. A gdy dostałem propozycję pracy w dużej firmie w stolicy, to cieszyli się razem ze mną. I chociaż z każdym rokiem byli coraz słabsi i bardziej schorowani, to nigdy nie namawiali mnie do powrotu.
– Jakoś damy sobie radę – mówiła mi mama, gdy pytałem, jak sobie radzą. Ale ja wiedziałem, że nie jest najlepiej. Rodzicom było coraz trudniej i wyraźnie widziałem, że potrzebna jest im pomoc.
Dawali sobie radę
Początkowo chciałem wrócić do rodzinnego domu, aby się nimi zaopiekować. Ale mama i tata stanowczo odmówili i zapewnili, że znajdzie się inne rozwiązanie. I w końcu padło na wynajęcie opiekunki, która miała przychodzić na kilka godzin w ciągu dnia i pomagać rodzicom w codziennych czynnościach. Taka opcja wydawała się najlepsza.
Jednak zanim opiekunka rozpoczęła pracę, to stwierdziłem, że dobrze by było, aby dom rodziców dostosować do ich aktualnych potrzeb. Dlatego wynająłem ekipę remontową, która miała rozpocząć prace w ciągu kilku najbliższych dni. Wcześniej jednak postanowiłem uporządkować dom i pozbyć się wielu niepotrzebnych już rzeczy. Na pierwszy ogień poszedł strych.
I wtedy znalazłem coś, co całkowicie zmieniło moje życie. Podczas sprzątania poddasza z jednego pudła wypadł stos dokumentów. Na początku chciałem je odłożyć, ale coś sprawiło, że zmieniłem zdanie. Teraz myślę, że to było przeznaczenie.
Kiedy spojrzałem na pierwszą kartkę, to przeżyłem szok. Był to wniosek o adopcję dziecka płci męskiej. Poczułem, że nie chcę tego dalej czytać. Ale nie mogłem przestać. Okazało się, że moi rodzice niemal trzydzieści lat temu adoptowali rocznego chłopca, który przybrał ich nazwisko i oficjalnie stał się ich synem. Tym dzieckiem byłem ja. Ale nie to było najgorsze. Niemal natychmiast dotarła do mnie okrutna prawda – moi rodzice oszukiwali mnie przez kilkadziesiąt lat.
Byłem w szoku
Przez kilka kolejnych dni biłem się z myślami i zastanawiałem się, co mam zrobić. Z jednej strony chciałem natychmiast porozmawiać z rodzicami i zażądać od nich wyjaśnień, ale z drugiej – bałem się, że ta rozmowa źle wpłynie na ich zdrowie. Ale przecież nie mogłem tego tak zostawić i przejść nad tym do porządku dziennego.
– Ale oni chcieli dobrze – powiedziała mi ciotka, której zwierzyłem się z tego, co znalazłem na strychu. Okazało się, że ona doskonale wiedziała, że nie jestem biologicznym synem rodziców.
– I co z tego? – zapytałem z goryczą. – Przez całe życie słyszałem, że w życiu najważniejsza jest szczerość. A teraz okazuje się, że to nie tyczy się wszystkich – dodałem.
Ciotka tylko pokiwała głową, ale nic nie powiedziała. Wyglądało to tak, jakby sama nie wiedziała, co ma o tym myśleć.
W końcu postanowiłem porozmawiać z rodzicami. Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że nie mogę tak dłużej żyć. I chociaż bałem się ich reakcji, to wiedziałem, że nie mam innego wyjścia.
– Musimy porozmawiać – powiedziałem pewnego dnia. Mama właśnie robiła śniadanie, a tata – jak każdego ranka – przeglądał gazetę.
– Stało się coś? – zapytała mama cicho. I chociaż na jej twarzy pojawił się uśmiech, to ja wiedziałem, że nie jest jej do śmiechu.
Musiałem to wyjaśnić
Nie wiem dlaczego, ale byłem pewny, że zarówno ona, jak i tata doskonale wiedzą, o czym będzie ta rozmowa.
– Tak, stało się – odparłem cicho. A potem opowiedziałem im wszystko – o porządkach na poddaszu, o znalezieniu starych dokumentów, o rozmowie z ciotką i o rozczarowaniu ich postawą. A w końcu zarzuciłem im hipokryzję, z którą niby walczyli całe życie.
– To nie tak – powiedział w końcu tata po kilku minutach milczenia. Spojrzałem na niego i zobaczyłem, że na jego twarzy maluje się autentyczny smutek. – My po prostu nie mieliśmy innego wyjścia – dodał.
A potem zaczął tłumaczyć, jak do tego wszystkiego doszło. Okazało się, że byłem synem jego siostry, która została matką w bardzo młodym wieku. A ponieważ macierzyństwo było na ostatnim miejscu jej życiowych planów, to zdecydowała się na adopcję ze wskazaniem. I tym oto sposobem stałem się dzieckiem ludzi, którzy teraz nie byli w stanie spojrzeć mi w oczy. Ale ja nie byłem w stanie zaakceptować ich tłumaczeń.
– Dlaczego nic mi nie powiedzieliście? – zapytałem gorzko.
– Próbowaliśmy – tym razem odezwała się mama. – Ale z czasem uznaliśmy, że tak jednak będzie lepiej.
– Lepiej dla kogo?! – podniosłem głos. Nie potrafiłem zrozumieć, jak moi rodzice mogli być takimi egoistami. Ale gorsze było coś zupełnie innego. – Przez całe życie wmawialiście mi, że najważniejsza w życiu jest prawdomówność. A sami okazaliście się kłamcami i oszustami – wyrzuciłem z siebie. A potem szybko zabrałem płaszcz i wyszedłem z domu rodziców trzaskając drzwiami.
Zranili mnie
Niemal natychmiast zadzwoniła moja komórka, na której ukazał się numer mamy. Nie odebrałem. I nie odbierałem połączeń od rodziców przez kolejne dni. Nie odpisywałem także na ich SMS-y, które pisali do mnie niemal codziennie. Tak po prostu nie chciałem z nimi rozmawiać. I nie chciałem patrzeć im w oczy. Nie miałem pojęcia, jak teraz miałyby wyglądać nasze relacje. Rodzice zburzyli wszystko, w co wierzyłem przez wszystkie te lata i sprawili, że straciłem zaufanie do najbliższych mi osób.
Sam nie wiem, jak mam dalej postąpić. Z jednej strony rozumiem, że w końcu będę musiał z nimi porozmawiać, ale z drugiej – boję się tej rozmowy. Jednak mimo wszystko zdaję sobie sprawę z tego, że konfrontacja z ludźmi, których kocham najbardziej na świecie i którzy mnie oszukiwali i tak mnie nie minie. Mam tylko nadzieję, że z czasem złość i rozczarowanie minie, a pozostanie już tylko miłość.
Tomasz, 31 lat
Czytaj także:
„Kiedy przyjaciółka zaszła w ciążę, skakałam z radości. Entuzjazm opadł, gdy usłyszałam, kto jest ojcem tego dziecka”
„Rodzeństwo nie kiwnęło palcem przy rodzicami. Hieny przemówiły ludzkim językiem, dopiero na ostatnim pożegnaniu”
„Dzieci miały dość opieki nad staruszką i wysłały mnie do domu seniora. Tutaj nawet ściany wyglądają jak wnętrze trumny”