„Gdy zmarł mój ojciec, matka rozpaczała. Ja jednak tłumaczyłem jej, że taka jest kolej rzeczy... Wszyscy umierają”

młody zbuntowany mężczyzna z telefonem fot. Adobe Stock
Odkąd się wyprowadziłem 2 lata temu, nigdy nie odwiedzałem rodziców. Jeśli były jakieś sprawy, to umawialiśmy się na mieście. To już nie był mój dom. Ciasna klitka... Przyjechałem dopiero na stypę.
/ 19.02.2021 09:56
młody zbuntowany mężczyzna z telefonem fot. Adobe Stock

Mój Boże, jak mogliśmy się tu gnieździć? Trzydzieści kilka metrów całego mieszkania. Jakaś porażka! Ciemna kuchenka, dwa mikroskopijne pokoiki i łazienka, w której każde siadanie na kiblu kończyło się tłuczeniem kolanami o wannę. Nie mieszkam tu już ponad dwa lata i nic mnie przez ten czas nie ciągnęło, żeby odwiedzić moich starych. Jeżeli nawet były jakieś sprawy, to umawialiśmy się na mieście.

Dla zachowania psychicznej higieny. Dziś tu jestem, bo muszę

Stypa. Bardzo mi przykro, że mój stary nie żyje, że się rozwalił ma motocyklu. Nie mógł się rozstać ze swoim wizerunkiem starego rockmana, więc ma to, czego chciał. Naprawdę mi przykro, ale niewiele więcej, nie dusi mnie spazm rozpaczy, nie chce mi się płakać. Życie jest, jakie jest. Może to nawet lepiej, że się tak precyzyjnie rozwalił, niż gdyby miał się męczyć z własną starością. Kto wie, może zrobił to celowo? Matki mi trochę szkoda, bo wygląda, jakby miała się rozpaść. Nie dziwię się, całe życie razem.

– Jak mi mógł coś takiego zrobić? – szlochała. – Żebym nie uprzedzała, ale uprzedzałam i przestrzegałam: „Może już czas się uspokoić? Może pora dorosnąć i spoważnieć?”. Ale gdzie tam! Głos wołającego na puszczy. Przychodziła wiosna i już kombinował, jak urwać kilka dni z pracy i ruszyć… To teraz ma. Ale dlaczego to mnie spotkało? No powiedz Wojtuś mamie… synku…

– Co mam ci powiedzieć? Zawsze go nosiło. Widać musiało się tak skończyć…
– Bardzo lekko przychodzi ci to mówić, bardzo! Jakbyś ojca wcale nie kochał!
Mama! Ludzie umierają. Małe dzieci umierają. Są wypadki i choroby. To smutne, ale tak już jest.
– Nie masz chyba w sobie żadnych ludzkich uczuć. Szczepan, powiedz mu coś! Szczepan to starszy brat mamy i zarazem najlepszy kumpel mojego ojca.
– I co ja mam mu mówić? Prawdę chłopak mówi. Ty musisz się Marysiu uspokoić. Rysiek już od naszego jęczenia nie zmartwychwstanie. Kto zresztą wie, może mu już tam dobrze…
– No tak. Mogłam się spodziewać, kolejny mądraliński… Ty jesteś taki sam, jak mój Rysiek. Jak będziesz dalej taki głupi, to już w kolejce stoisz, żeby za Ryśkiem tam pójść, w zaświaty. Wszyscy chcecie mnie zostawić!
– Marysiu uspokój się. Proszę!
Ale trzeba przyznać, że pogrzeb bardzo się udał – wtrąciła się żona Szczepana, prawdopodobnie po to, żeby zmienić temat. – Ksiądz zbytnio nie nudził, jak to im się zdarza, pogoda piękna i te wiązanki od chłopaków.
Muszę przyznać, że ładnie to wszystko wyglądało – zgodziła się mama. – I ludzi było całkiem sporo. – Z samej pracy kilkanaście osób. Trochę sąsiadów. Tylko ta ździra spod szóstki mnie wyprowadziła z równowagi.
– Jaka znów ździra?

– No mówię, że spod szóstki. Nie zauważyłaś? Ubrała się cała na czarno, jakby pierwszą żałobnicą była. I te łezki, co jej rozmazały makijaż. Myślałby kto, że taka wrażliwa. Jak taka wrażliwa, to nie powinna się pchać do pierwszego rzędu, zaraz przy rodzinie. Ludzie nie mają za grosz taktu.

– Nie zauważyłam.
– Bo nie patrzyłaś uważnie. Ja tam już w kaplicy miałam na nią oko.
– Ale przyznasz, że chłopaki byli eleganccy… I ta kawalkada na motorach…
– Niby tak. Ale za bardzo mi to przypominało, że Rysiek przez ten motor właśnie nie żyje. A ty dokąd? Już wszystko? Nic więcej nie masz matce do powiedzenia? Teraz, kiedy jesteśmy jak te dwie sieroty, opuszczeni? Doleję ci jeszcze rosołku…
– Mama, muszę iść. Zadzwonię.
– Na świętego nigdy chyba. Identyczny jak Rysiek. Tylko by ich nosiło…

Pocałowałem ją, przytuliłem i zwiałem

Na schodach zatrzymał mnie Szczepan.

– Wojtek, poczekaj. Ty wiesz, że Rysiek trzymał u mnie w garażu te swoje graty. Z motoru już nic nie będzie, ale wiesz… Jakieś narzędzia, części, jest tego trochę. To teraz twoje.
– Zadzwonię, dobrze?
– Jasne. Koniecznie. I odzywaj się do matki, ona teraz tego potrzebuje.

Popatrzyłem na niego ciężko i wyczułem, że doskonale rozumie powody tego ciężaru. Pojechałem do domu. Jedynego, który mam naprawdę, mimo że nie jest mój i nawet nie mieszkam w nim sam. To mieszkanie Olafa, mojego kumpla. Duże, jasne trzy pokoje w starym budynku. Olaf nie chciał mieszkać w nim sam, więc zaproponował prosty układ – mieszkamy razem i dzielimy się kosztami po połowie.

Potem spotkaliśmy na jakiejś imprezie Czeczena i okazało się, że ten nie ma gdzie mieszkać. Wzięliśmy go do siebie. Czeczen jest autentycznym Czeczenem i naszym najlepszym kumplem. I tak mieszkamy we trzech, a od czasu do czasu bywa nas tu więcej. Ostatnio pomieszkiwała z nami Gocha, która uciekła od swojego chłopaka, toksycznego ćpuna i świra.

Musiał mieć, łajza, na nią jakieś przełożenie, bo co kilka dni jechała do niego wierząc, że już będzie lepiej. A potem wracała, poobijana i nieszczęśliwa, i musieliśmy się o nią troszczyć. My i Helena, nasz kocur kastrat.

– Jak było? – Olaf nawet nie oderwał wzroku od ekranu komputera.
– Jakoś. Ciężko. Pogrzeb to pogrzeb. A potem stara się rozkleiła.
– Dobra. Jesteś już w domu, to zmień Helenie żwirek.
– Już zmieniłam.

Gocha wyszła z mojego pokoju i przytuliła się do mnie. Gocha potrzebowała bliskości i dlatego, gdy uciekała od ćpuna, trzymała się blisko mnie. Bardzo blisko.

– Jak się czujesz, Gocha?
– Dobrze. Zrobiłam tofu, chcesz?

Gocha była naprawdę dobrym człowiekiem i podobała mi się

Gdyby nie ten cholerny ćpun, to mógłbym z nią być na stałe. A tak, to byłem z nią tylko od czasu do czasu.

– Nie możesz go w końcu rzucić? Tak raz a porządnie?
– Nie wiem. Nie pytaj, przecież wiesz, jak ciężko mi takie rzeczy przychodzą. Może kiedyś będę potrafiła.

Chciałem powiedzieć, że może kiedyś będę jeszcze czekał, ale dałem sobie spokój. Człowiek nigdy nie wie, co w tym drugim siedzi i zżera go od środka. I może lepiej, że się nie wie? Kilka dni później zadzwonił Szczepan.

– Myślałeś już, kiedy wpadniesz zobaczyć te rzeczy starego?
– Może jak będę miał jakiś transport?
– Słuchaj, jak będziesz wiedział, co chcesz wziąć, to ja ci to przecież przewiozę, a resztę, rozumiesz, wywalę i zrobię wreszcie porządek w tym burdelu.
– Dobra, pomyślę.

Olaf oderwał wzrok od komputera.

– Przecież ja mogę ci to coś przewieźć.
– Graty z garażu. Po moim starym.
– Moto-graty? Oczy mu zalśniły.

Nie było siły, pojechaliśmy razem do Szczepana. Nie dziwię się, że ten miał już dość tego bałaganu. Mój stary trzymał tu wszystko, czego nie mógł trzymać w domu.

– Zobacz, jaki fajny zestaw narzędzi – Olaf czuł się jak w sklepie z zabawkami.
– Tu jeszcze macie zestaw do wywoływania filmów i zdjęć. Rysiek czasami urządzał sobie tu ciemnię.
– Ale po co mi to?
– Nie marudź, bierzemy. O rany, to musiała być frajda, robić zdjęcia na taśmie światłoczułej i potem gapić się, jak na odbitce wyłania się powoli… no, magia.
– Olaf, chcesz się w to bawić? Gdzie?
– W łazience. Helena będzie co jakiś czas musiała udać się na salony.

Wszystko zaplanował. Dawno go nie widziałem w takim stanie bez komputera.

– Tu jest jeszcze aparat. Zenith, to chyba ruski. Stary, ale może wam się przyda.
– No pewnie. Ładuj, Wojtuś.

W ten sposób, za sprawą mojego starego, Olaf zaczął się zmieniać z Olafa cyfrowego, w Olafa analogowego. Naprawdę wyrzucił kota do mnie i Gochy, a sam zmontował powiększalnik i zaczął przygodę z fotografią.

– Wojtek, w tym Zenicie twojego starego była klisza. Wiedziałeś o tym?
– Co ty?!
– A chcesz pooglądać? Wywołałem i zrobiłem odbitki.

Poczułem ból. Olaf nie powinien posuwać się tak daleko

Wywołał kliszę, zrobił odbitki zdjęć i dopiero teraz raczył mi o tym powiedzieć?
– Tak po prostu wywołałeś?
– Trzeba tylko mieć talent.

Nie zrozumiał. Nie wyczuł mojego tonu.

– Już dosychają, możesz zobaczyć.

Teraz jeszcze łaskawie pozwala mi rzucić na nie okiem. Poszedłem za nim do łazienki.

– Patrz, bracie! Twój stary był prawdziwym artystą. Kto wie, może będziemy bogaci? Zobacz to, zrobię je na dużym formacie, damy antyramy i powiesimy w salonie, co nie?

Na zdjęciach była naga kobieta. Ładna. Pełna. Musiały być robione na jakiejś działce, bo widać było fragmenty drewnianego domku albo drzewa owocowe. Siedziała na stole, leżała na trawie wśród jabłek, kąpała się w jakimś stawie…
Świetna sztuka. Ale to nie twoja stara. Znasz ją?
– Uuuu, świetna – pojawił się znienacka Czeczen.
– Fajna. Kto to? – spytała Gocha.
To moja sąsiadka. Spod szóstki.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Zakochałam się w zajętym mężczyźnie. Walczyłam o niego 10 lat
W internecie poznałam swój ideał, ale on nie chce się spotkać
Była dziewczyna niszczyła wszystkie moje związki
Mój 32-letni syn nie umie po sobie sprzątać ani ugotować makaronu

Redakcja poleca

REKLAMA