„Gdy w wieku 30 lat w końcu się zakochałam, matka wszystko zepsuła. Nie mogłam wyjść za mąż za tego mężczyznę”

załamana kobieta fot. Getty Images, IAN HOOTON
„Byłam przekonana, że byliśmy stworzeni dla siebie. Jako przyjaciele i kochankowie. Byłam szczęśliwa i pełna energii, kiedy wyobrażałam sobie naszą wspólną przyszłość. Nie potrafiłam już sobie wyobrazić życia bez Roberta, mimo że przez 30 lat nie wiedziałam nawet, że istnieje. On czuł to samo”.
/ 09.03.2024 21:15
załamana kobieta fot. Getty Images, IAN HOOTON

Skończyłam trzydzieści lat i nadal byłam singielką. Przez całe moje życie nie udało mi się spotkać mężczyzny, który byłby mi przeznaczony. Nie spotkałam go ani na studiach, ani w pracy, ani w sąsiedztwie. Próbowałam nawet korzystać z serwisu randkowego, ale szybko straciłam zainteresowanie poznawaniem ludzi w ten sposób.

"Kiedyś nadejdzie odpowiedni moment" – to było ulubione powiedzonko mojej mamy. Wychowała mnie sama. Niewiele mówiła o moim ojcu, a kiedy pytałam, odpowiadała: "Nie zasługiwał na taką córkę". Może tak było. Mimo to zastanawiałam się, czy jego brak w moim życiu nie wywołał problemów w nawiązywaniu relacji z mężczyznami. Ale to nie oznacza, że chciałam zostać starą panną.

Chciałam kogoś poznać

Nigdy nie byłam wielką fanką imprez, ale kiedy koleżanka kolejny raz mnie zaprosiła, zgodziłam się. Powinnam chyba wyjść ze swojej strefy komfortu? 

Na miejsce dotarłyśmy dość wcześnie. Według mnie było za głośno, za zatłoczone i zbyt młodzieżowo...

– Czy na pewno to jest klub dla dorosłych? – zapytałam, patrząc na roześmiane towarzystwo.

Jeszcze nie jesteśmy takie stare – odpowiedziała Mariola.

Moje koleżanki poszły na parkiet, a ja, siedząc przy stole, piłam drinka i obserwowałam otoczenie.

– Czy mogę się dosiąść?

Skinęłam głową zgodę. Facet, który zapytał, wydawał się miły. Dodatkowo wyglądało na to, że jest mniej więcej w moim wieku.

– Tak, oczywiście – odpowiedziałam, uśmiechając się.

Przed powrotem moich przyjaciółek z parkietu, ja i Robert zdążyliśmy trochę porozmawiać. Dowiedziałam się, że jest rok młodszy ode mnie i że mamy takie samo prawie najbardziej popularne nazwisko w Polsce: Nowak. 

– Cieszę się, że wreszcie kogoś poznałaś – powiedziała zadowolona Karolina.

Czuliśmy się tu nieswojo

Poczułam delikatne ukłucie zazdrości, kiedy tak przyglądały się Robertowi, ale przecież nie mogę im zabronić patrzeć. Przedstawiłam im Roberta, a potem siedzieliśmy w ciszy. Atmosfera stała się nagle niezręczna, jakby było nas za dużo przy tym stoliku. 

– Czemu nie tańczysz? – zapytała nagle Karolina.

– Nie jestem wielbicielem tańca – Robert odparł z delikatnym uśmiechem. – Wolę po prostu siedzieć, pogadać z kimś interesującym...

– W klubie? – Mariola uniosła brwi ze zdziwienia.

Kumpel mnie przekonał do wyjścia, ale... – przerwał, patrząc na mnie z niepewnością. – Nie czuję się tu zbyt dobrze. To nie jest miejsce dla mnie.

Z twarzy moich przyjaciółek mogłam odczytać, że uważały naszego nowego towarzysza za nudziarza. I bardzo dobrze.

– Nie wiem co wy na to, ale ja zamierzam potańczyć – oznajmiła Karolina.

– Ja dołączam! – Mariola natychmiast wstała.

Poczułam ulgę, kiedy w końcu poszły i zostaliśmy sami.

Poszliśmy na spacer

Robert przechylił się w moim kierunku.

– Musimy tutaj siedzieć, czy jest szansa na zmianę miejsca? – zapytał.

Musiałam wyglądać na zmieszaną, bo wybuchnął serdecznym śmiechem.

– Bez obaw, nie zapraszam cię do siebie. Nie jestem tym typem. Co myślisz o przechadzce po mieście i jakiejś kolacji?

– To brzmi nieźle – odparłam, odwzajemniając uśmiech.

Kilka następnych godzin spędziliśmy razem. Spacerowaliśmy, wstąpiliśmy do baru z zapiekankami, a później odpoczywaliśmy nad rzeką. Od następnego dnia zaczęliśmy się umawiać. Nie ukrywaliśmy swojego zainteresowania sobą.

Zakochałam się

– Aga się chyba zakochała – moje koleżanki z pracy były rozbawione, kiedy pomyliłam cukier z solą.

– Czyżby ten nudziarz jednak coś w sobie miał?

– Jest uprzejmy, dobrze wychowany, bystry, dowcipny... – wyliczałam zalety Roberta.

Z każdym kolejnym spotkaniem coraz bardziej byłam w nim zakochana. Czułam, że jesteśmy jak dwie połówki jabłka, które cudem na siebie trafiły. Byłam przekonana, że byliśmy stworzeni dla siebie. Jako przyjaciele i kochankowie. Byłam szczęśliwa i pełna energii, kiedy wyobrażałam sobie naszą wspólną przyszłość. Nie potrafiłam już sobie wyobrazić życia bez Roberta, mimo że przez 30 lat nie wiedziałam nawet, że istnieje. On czuł to samo.

– Bardzo się cieszę, że cię odnalazłem – mówił, przytulając mnie. – Znalazłem cię i nie zamierzam cię oddać. Nie chcę już być sam.

Robert był z domu dziecka

Rozumiałam, co chciał mi powiedzieć. Już podczas naszego pierwszego spotkania wieczorem wyznał, że dorastał w domu dziecka. Jego biologiczna mama zrezygnowała z praw rodzicielskich, oddając go pod opiekę ojca. Jednak ten nie planował opiekować się swoim synem. Być może nie był na to gotowy, może nie potrafił, a może był po prostu egoistą.

– Podobno kilka razy do mnie przyjechał, ale nie pamiętam tego – przyznał Robert. – Później podróżował. Przynajmniej tak twierdziła moja opiekunka.

– Szkoda, że on również nie zrezygnował z praw rodzicielskich, może wtedy jakieś małżeństwo by cię adoptowało – wyraziłam swoje współczucie.

– Poradziłem sobie. Teraz jesteś ze mną.

Mama dziwnie się zachowywała

Byliśmy w sobie zakochani. Przyjaciółki zauważyły, że ciągle chodzę uśmiechnięta. Widzieliśmy się niemalże każdego dnia, ale i tak to nie wystarczało. Kiedy zaczęliśmy mieszkać razem, moja mama stwierdziła, że nadszedł czas na formalne zapoznanie.

– Zdaję sobie sprawę, że jesteś już dorosła, dlatego nie naciskałam, ale chyba powinnaś mi przedstawić przyszłego męża.

To prawda. Tylko czemu tak się obawiam tego spotkania? Przecież mama na pewno polubi Roberta. Zgodziliśmy się przyjąć zaproszenie na niedzielny obiad. Dotarliśmy na czas. Robert dał mojej mamie kwiaty, przywitał się, całując ją w dłoń, a potem spojrzeli na siebie i... mama zrobiła się blada. Przeraziłam się, że za chwilę zasłabnie.

– Robert? – tylko wyszeptała cicho.

On przytaknął, a ja postanowiłam go przedstawić.

– Tak, mamo, to jest mój Robert.

Nagle odwróciła się i bez słowa poszła w kierunku swojego pokoju. Patrzyliśmy na siebie, nie wiedząc, co się dzieje.

– Mamo? – zapytałam. – Co się stało, dokąd idziesz?

Zdecydowaliśmy się iść za nią.

To nie mogła być prawda

Przerzucała rzeczy w jednej z szuflad. Gdy ją zobaczyliśmy, w jej oczach było tyle smutku, że serce zaczęło mi mocniej bić. Teraz naprawdę byłam przerażona.

– Usiądźcie – mama wskazała na łóżko.

Zajęliśmy miejsce na skraju łóżka. Czułam, że zaraz stanie się coś złego.

– Jak miał na imię twój tata? – matka przesunęła krzesło bliżej i zasiadła naprzeciwko nas. W dłoniach trzymała jakieś dokumenty.

– Adrian – odpowiedział Robert.

"Adrian N., dokładnie tak samo, jak mój tata", pomyślałam. "Ale to jeszcze nie jest dowód. Wcale nie!".

– A jak miała na imię twoja mama?

Robert uniósł ramiona, jakby chciał pokazać, że nie rozumie, o co chodzi.

– Zostawiła mnie zaraz po tym, jak przyszedłem na świat.

– Twoja mama to Jolanta, prawda? Tak jak ja – jej dłonie zaczęły drżeć.

Robert skinął głową na potwierdzenie. W oczach mamy pojawiły się łzy.

– Przykro mi, tak strasznie mi przykro – mówiła z trudem, łamiącym się głosem. – Nie wiedziałam, że trafiłeś do domu dziecka... Ale to nie jest żadne usprawiedliwienie, niczego nie usprawiedliwia... Gdybym była starsza, mądrzejsza, odważniejsza... Przykro mi, tak bardzo cię przepraszam...

Byliśmy w szoku

W tym momencie Robert zrobił się blady i zszokowany patrzył na moją matkę

– Mamo – zawołałam cicho. – Co tu się dzieje? – prawie zaczęłam płakać.

Wyglądasz jak twój ojciec – odezwała się mama. – Aga jest podobna do mnie, ale ty do niego.

Serce biło mi tak mocno, że prawie wyskoczyło z piersi. Nawet w najstraszniejszych koszmarach nie wyobrażałam sobie takiej sytuacji. Moi rodzice – tata i mama – byli w trakcie rozwodu, kiedy przyszłam na świat. Tata często był w podróży, rzadko bywał w domu. Nie był stworzony do życia w rodzinie, dlatego mama postanowiła się rozwieść. Ale zanim oficjalnie zakończyli małżeństwo, mama znowu zaszła w ciążę i urodziła chłopca. To był... Robert. Mój Robert! Mój brat!

Mama bała się, że nie da rady sama wychować dwóch dzieci, więc po powrocie z kolejnej podróży, tata przekonał ją, aby zrezygnowała z praw do syna. Obiecał, że sam zajmie się chłopcem, a mama mu zaufała. Nie wiedziała, że tata oddał Roberta do domu dziecka.

Płakaliśmy we trójkę. Ze szczęścia, bo syn znalazł swoją matkę. Ale też z rozpaczy.

Nie możemy być razem – powiedziałam z trudem, przełykając łzy.

Oboje cierpimy

Minęło kilka miesięcy, a ja nadal kocham Roberta. Żadne z nas nie poukładało sobie życia. Chyba nawet nie chcemy go układać. Nie jest to nasza wina, że los obszedł się z nami tak okrutnie.

– Nie potrafiłbym się zakochać w kimś innym – przyznał ostatnio Robert.

– Ja również nie umiałabym pokochać nikogo innego.

Co się z nami stanie? Nie jesteśmy pewni. Czujemy smutek. Dlaczego akurat na siebie musieliśmy trafić? I skoro już się odnaleźliśmy, dlaczego musieliśmy zakochać się w sobie w sposób inny niż rodzeństwo? A może powinniśmy uciec daleko stąd, gdzie nikt nas nie rozpozna i żyć jak małżeństwo? Czy to byłoby takie wielkie przestępstwo?

Czytaj także: „Sądziłam, że czeka mnie już tylko samotność w domu opieki. Jeden dzień zmienił moje życie na lepsze”
„Każdy powinien mieć taką synową jak moja. Za to, co zrobiła, pokochał ją nie tylko syn, ale cała rodzina”
„Martwię się o męża, bo dziwaczeje na starość. Zaczął o siebie dbać, znika na całe dni i czyta Biblię przed snem”

 

Redakcja poleca

REKLAMA