Kocham podróże i zapuszczam się w coraz dalsze rejony. Tym razem padło na malownicze Azory, na które przesiąść miałam się w słonecznym Porto. Kiedy wysiadłam z pierwszego samolotu, wszystko wydawało się iść zgodnie z planem. Słońce prażyło na tyle mocno, że najwidoczniej nie zauważyłam, że przy walizce brakuje mojego ukochanego breloczka. Wyglądała jednak identycznie: ten sam rozmiar, kolor, producent, a nawet: idealny stan zużycia, bo wymieniam bagaż zawsze wtedy, gdy tylko zarysują się kółka. Podążyłam więc spokojnie w stronę lotniskowego bistro, wiedząc, że mam jeszcze całą godzinę do następnej odprawy. Nie zaglądając do walizki, wyjęłam portfel z bagażu podręcznego i posiliłam się. Coś podkusiło mnie jednak, by zerknąć do środka walizki: nie mogę opisać nawet, jakie było moje zaskoczenie, gdy odkryłam tam zestaw hawajskich koszul, jeansów i bokserek.
Spanikowana zaczęłam szukać obsługi lotniska
Ta, po wysłuchaniu mojej opowieści, wydała od razu stosowny komunikat, ale pomimo tego, nie udało znaleźć się mojej walizki na czas. Samolot po prostu odleciał mi sprzed nosa.
– Chyba mam pani walizkę – usłyszałam nagle głos faceta, który podszedł w miejsce, na które wskazywał wydawany ciągle komunikat.
Nie ratowało mnie to w tej chwili. Byłam pełna rozpaczy. Kiedy zobaczyłam swoją walizkę, byłam wściekła. Choć sama nie zorientowałam się we właściwym czasie, że zgubiłam swój bagaż, od razu naskoczyłam na mężczyznę, który właśnie go trzymał.
– Dlaczego to tyle trwało? Odleciał mój samolot!
– Zorientowałem się, dopiero kiedy wsiadłem do taksówki. Miałem jechać na pociąg. Otwieram bagaż, a tam damskie bikini.
– Pana majtki nie są lepsze! – naskoczyłam na nieznajomego mężczyznę, przyzwyczajona do tego, że w relacjach damsko-męskich zawsze mam ostatnie słowo.
– Przyrzekam, że zdecydowanie wolałbym siedzieć teraz w wagonie, niż się nimi zamieniać. A pani nie mogła zorientować się wcześniej? Może usłyszałbym komunikat, zanim stąd wyjdę.
Wkurzyłam się jeszcze bardziej, wiedząc, że przyczyniłam się do tej tragedii przez pobyt w bufecie. Byłam jednak równie wściekła na niego. Potem usiedliśmy obok siebie w milczeniu. Robiło się ciemno, a następny samolot miałam dopiero o 8 rano. Nie opłacało się nawet szukać hotelu, bo zanim wydostanę się z lotniska i przyjadę na nie z powrotem, stracę kilka godzin snu. Nie wiedzieć czemu, facet obok mnie poddawał się najwidoczniej podobnym przemyśleniom. Okazało się później, że jest w podobnej sytuacji.
Kiedy już miałam mu wygarnąć, przerwał ciszę
– Rafał – wyciągnął dłoń w moim kierunku.
– Dominika – odpowiedziałam zdezorientowana, nawet nie myśląc.
– Musimy tu siedzieć, nie ma wyjścia – powiedział, kiedy wyjaśnił i swoje położenie.
Już miałam wrócić do, jak wtedy sądziłam, zdrowego rozsądku, i zacząć wykłócać się o bzdury.
– Trzy kraje na literę A. Dawaj – rzucił Rafał.
Byłam zaskoczona tym, jak mnie uspokoił i utemperował. Było w nim coś męskiego, coś, co dawało mi poczucie, że mogę opuścić gardę.
– Stolica Dominiki – wypalił, gdy przelecieliśmy juz przez cały alfabet.
– Dominiki? Skąd o niej wiesz? Wszyscy mylą ją z Dominikaną, a ja mam po niej imię. Moja mama też kochała podróże... i jakoś tak wyszło.
Zaimponował mi wtedy swoją inteligencją.
– Dużo na niej cyklonów. Pasuje do Ciebie charakterem.
– Masz szczęście, że nie istnieje archipelag Rafała – mówiąc to, paradoksalnie miałam ochotę rozebrać tego mężczyznę wzrokiem.
Mam twardy charakter
Nie pozwalam innym krzyżować moich planów. Zawsze wypowiadam ostatnie słowo i przywykłam do mężczyzn, którzy bezwiednie mi ulegają. Robią to dlatego, ze chyba boją się kłótni i fochów. Ja jednak traktuje potyczki słowne jak mentalnie pociągającą debatę. Jeśli ktoś wyprowadzi mnie z błędu lub przedstawi mi mocną opinię, po prostu ją zaakceptuję. WIelu wybierało jednak... święty spokój. Rafał wydawał się mężczyzną, który rzuci mi wyzwanie. Który w odpowiedniej chwili wkręci się ze mną w angażującą rozmowę, za sprawą której rozładujemy emocje. Który powie, co myśli, nie bacząc na konsekwencje i pozostanie przy tym zabawnym.
– O czym myślisz? – wyrwał mnie już wtedy z podobnych rozważań.
– O moich związkach. Podróżuję sama, bo mam dosyć facetów. Wydają mi się... po prostu głupi.
– Opowiadaj, możemy podyskutować o męskiej inteligencji. Pobawię się w sędziego, w psychologa i w doktora nauk statystycznych.
– Cóż mi z twojego wyroku i analizy? Żebym ja nie zrobiła jej tobie.
Przekomarzałam się z nim do samego rana. Nie wiedzieć kiedy, z tematu związków zeszliśmy na hobby, początek przygód z podróżami, pracę, a nawet na ulubiony rodzaj włoskiego makaronu. Ja zaś wypominałam mu brak znajomości sekretów lotniczych, jednocześnie subtelnie z nim flirtując. Nawet nie wiem, kiedy doszło do pocałunku. Stało się to tak nagle. Niedługo po niezręcznej chwili, jak gdyby nigdy nic, odszedł. Chyba nadeszła pora udania się taksówką na jego peron. Mój samolot też miał przylecieć za niedługą chwilę. Było mi smutno, ale ja, Dominika, nigdy nie goniłabym faceta. Nie jest ze mną zainteresowany, to nic: stało się.
Koniec
W środku tych rozważań sięgnęłam do torebki: swojego bagażu podręcznego. Dogrzebałam się niechcący do kartki z zapisanym numerem telefonu i krótką notką. „Pilnuj lepiej swoich rzeczy. Widzisz, jak niewiele trzeba, by znowu coś się stało?”.
– A to drań! - wykrzyczałam, ściągając na siebie wzrok gapiów.
Na Azorach moje myśli zaprzątnięte były dwoma głównymi tematami: podążaniem zgodnie z planem i Rafałem. Wybił mnie z rytmu, podsycając we mnie ciekawość. Po powrocie zadzwoniłam do niego i zaczęliśmy się spotykać. Aktywne dni kończyliśmy równie aktywnymi rozmowami... i nie tylko. Wszelkie napięcia były nie tyle denerwujące, ile miłe i wymagające natychmiastowego, namiętnego rozładowania. Z racji, że oboje mieliśmy napięty grafik w pracy, nie mogliśmy jednak wiele podróżować. Oprócz kilku wycieczek krajoznawczych i jednodniowej wycieczce do Pragi, w naszym życiu nie działo się nic, co skłoniłoby nas do ponownego odwiedzenia lotniska.
– Denerwujesz mnie – powiedziałam mu jednego dnia.
– Ty mnie też denerwujesz. Chodźmy do urzędu.
– Co?
– Gdzieś mam zaręczyny, to konstrukt społeczny. Chcę jednak, żebyś denerwowała mnie do końca życia.
Nie spodziewałam się, że spontaniczne spotkanie na lotnisku może zmienić się w równie spontaniczny ślub. A zaraz po nim, polecieliśmy na Dominikę.
Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”